Lepiej nie zakładaj krawata w różowe słonie. „Podejrzany bez dwóch zdań" Jacka Getnera

Data: 2022-02-02 14:20:08 | Ten artykuł przeczytasz w 11 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Basia Kotula wciąż wierzy, że ,,kryminał to taki romans, tyle że z trupem w tle". Dlatego gdy ktoś na szyi dyrektora działu personalnego zacisnął krawat w różowe słonie, jest przekonana, że za zbrodnią czai się zawiedzione uczucie. Inaczej uważa podkomisarz Martuś, który szuka mordercy wśród kandydatów do zwolnienia z pracy. W trakcie śledztwa musi dodatkowo opierać się zakusom samotnych pracownic korporacji, które nie mają pojęcia, że podkomisarz jest związany z ich szefową. Tymczasem Martuś nie wie, że sam jest podejrzewany przez Basię o chęć porzucenia jej...

Czy szukanie mordercy nie zagrozi ponownie ich związkowi? Co kryje się w kieszeni denata i skąd podkomisarz Rafał Martuś wie, co to jest? I czy uda się oczyścić Basię Kotulę z podejrzeń, kiedy okazuje się, że to ona jest tą pierwszą do zwolnienia z pracy?

Obrazek w treści Lepiej nie zakładaj krawata w różowe słonie. „Podejrzany bez dwóch zdań" Jacka Getnera [jpg]

Do lektury powieści Jacka Getnera Podejrzany bez dwóch zdań zaprasza Wydawnictwo Lira. Dziś w naszym serwisie przeczytacie premierowy fragment książki: 

Rozdział 1

Morderczyni bez dwóch zdań

Basia Kotula nie miała cienia wątpliwości: bez dwóch zdań zaraz kogoś zabije. Nie była jeszcze tylko pewna kogo. Ale czuła, że mordercze instynkty wzrastają w niej z każdą sekundą i muszą w końcu znaleźć ujście na jakimś realnym ciele. Kwestią sporną było wyłącznie to, kto zginie jako pierwszy.

Kandydatem numer jeden był jej obecny narzeczony, podkomisarz Rafał Martuś, który od rana nie odbierał od niej telefonów. Tak, wiedziała, że jako policjant na służbie mógł wykonywać właśnie bardzo ważną misję. Ale po piętnastu nieodebranych połączeniach mógłby się domyślić, że ma mu coś bardzo ważnego do powiedzenia i należy oddzwonić! Albo choćby wysłać uspokajającego SMS-a: „Kochanie, jadę dwieście pięćdziesiąt na godzinę za mordercą. Jak go złapię, to oddzwonię”. Wtedy wiedziałaby, na czym stoi, i nie martwiłaby się niepotrzebnie.

Kandydatem numer dwa był dyrektor personalny koncernu Subfood, Paweł Nikodemski. On, dla odmiany, dobijał się do niej od rana, nie rozumiejąc, że pani dyrektor ma na głowie tysiąc ważniejszych spraw niż zatwierdzenie listy zwolnień! To prawda, wolała sama odwlekać chwilę spotkania z nim, nawet bez istotnych powodów, bo decydowanie o wypowiedzeniu dla kogokolwiek nie było niczym przyjemnym. Nie miała jednak wyjścia. Londyńska centrala nie była zadowolona z wyników sprzedaży i stało się jasne, że ktoś musi polecieć. Pewnie ze dwie osoby z marketingu, ze dwie z handlowego, no i ze dwie z działu kadr, bo ktoś powinien odpowiedzieć za źle zrekrutowanych pracowników.

Istniała jeszcze dodatkowa okoliczność, która odstręczała ją od spotkania z dyrektorem personalnym. Bo najgorsze ze wszystkiego było to, że Nikodemski zapewne, jak zwykle przy zwalnianiu, założył ten swój idiotyczny fiołkowy krawat w różowe słonie. Gdy go w nim widziała, miała ochotę go nim udusić. I to bez względu na swój nastrój. Dlatego dla personalnego byłoby lepiej, gdyby ubrał się dziś inaczej! No chyba że Basia najpierw zabije kogoś innego i zdążą ją aresztować przed spotkaniem z Nikodemskim.

Kandydat numer trzy do zamordowania siedział przed nią z żałosną miną w jej dyrektorskim gabinecie i trzymał w ręku kartkę z wierszem, który dla niej napisał. Był nim Bazyli Jacak, jej eksnarzeczony. Z zawodu copywriter, autor poematów reklamowych o papierze toaletowym, majtkach i silnikach samochodowych. Naznaczony wiecznym pechem, który powodował, że od dzieciństwa był o coś wiecznie podejrzewany. To sprawiło, że przed niespełna pół rokiem wplątał się w sprawę morderstwa pewnego prezesa, a Basia, chcąc dowieść jego niewinności, poznała przystojnego podkomisarza. Zatem Bazylego można było uznać za przeszłość, ale najwyraźniej on sam chciał być wciąż teraźniejszością, a nawet przyszłością pani dyrektor i tym samym doprowadzał Kotulę do szewskiej pasji. Może i nawet byłoby jej miło, że dawna miłość wciąż darzy ją uczuciem, bo to przecież sympatyczna rzecz. Tylko dla zdrowia i życia eksnarzeczonego byłoby lepiej, gdyby wybrał inną chwilę na jego wyrażenie!

— Bazyli, ja już nie jestem twoim podmiotem lirycznym i zabraniam ci pisać dla mnie wiersze! — denerwowała się pani dyrektor Subfoodu.

— Nie możesz być podmiotem lirycznym, bo w tym wierszu to my nim jesteśmy — odpowiedział Jacak, tym samym automatycznie awansując na pierwsze miejsce w kolejce do bycia denatem. Kotuli nawet zdawało się, że usłyszała przeraźliwy wrzask i zaczęła się zastanawiać, czy to nie był krzyk zabijanego w jej wyobraźni Bazylego. A wyobraźnia ta była tak bogata, że zmieściłyby się w niej nawet trzy morderstwa naraz.

— Nie wkurzaj mnie, wszystko mi się plącze!

— Pewnie dlatego, że już nie jesteśmy razem. — Bardziej wyraził nadzieję, niż wydedukował copywriter.

— Tak, to właśnie dlatego — zaśmiała się gorzko Basia, ale w serce Bazylego wlało to nutkę optymizmu.

— To może warto to zmienić?

— Nie warto! — Kotula warknęła tak groźnie, że Jacak odruchowo odsunął się ze swoim krzesłem. Kątem oka zobaczyła, że na ekranie jej laptopa wyświetlił się mail od Nikodemskiego z informacją, że muszą się natychmiast zobaczyć. To sprawiło, że personalny ponownie wskoczył na pierwsze miejsce listy potencjalnych kandydatów do zamordowania, ocalając tym samym chwilowo życie copywriterowi.

— Ale dlaczego?

— Bo ja jestem szczęśliwa! — Czyniąc to rozpaczliwie brzmiące wyznanie, korporatka po raz szesnasty wybrała numer do policjanta. Miała nadzieję, że gdy zacznie pełną okazywania uczuć rozmowę z ukochanym, jej były narzeczony zrozumie, że nie ma najmniejszej ochoty na dalszą dyskusję. Ba, nie miała tej ochoty od samego początku i była zła na swoją sekretarkę, Kamilę Nowak, że wpuściła tu Bazylego. Pewnie tamtej zrobiło się żal na widok nieszczęśliwej miny copywritera albo też przekonał ją jakimś łzawym tekstem, do których tworzenia miał talent. Dlatego Basia nie winiła jej i nie umieszczała na swojej liście osób do eksterminacji. Przynajmniej chwilowo, ale sytuacja była dynamiczna. — I ty na pewno też jesteś szczęśliwy! dokończyła.

— No ja nieszczególnie — przyznał eksnarzeczony. — Dzisiaj myślę, że to był duży błąd, że pozwoliłaś mi odejść.

— Nie miałam chyba wyjścia, widząc cię zadowolonego w łóżku z panią doktor Smyk.

— Nie przesadzałbym z tym zadowoleniem. Do dziś dnia zastanawiam się, jak to się właściwie stało i nie jestem do końca pewien. — Copywriter autentycznie zrobił zamyśloną minę, jakby faktycznie próbował odtwarzać w głowie minione wydarzenia. — Ale to chyba przez zbyt dużą dawkę leków przeciwbólowych, które wtedy brałem. I pomyśleć, że gdybym się nie zdenerwował na Brzózkę i nie nadział na tę jego szablę…

— Nieważne przez co, ważne, że się stało. I się nie odstanie. — Martuś po raz kolejny nie odebrał telefonu od Kotuli, dlatego błyskawicznie wrócił na pierwsze miejsce kandydatów do zamordowania, ratując życie personalnemu.

— Naprawdę szkoda — westchnął Bazyli. — To może chociaż pomożesz mi uwolnić się od Agnieszki?

— Bazyli, mam dość swoich problemów, żeby jeszcze wplątywać się w twoje! A jak nie chcesz być z panią Smyk, po prostu wyprowadź się do mamy. Na pewno się ucieszy z twojego powrotu.

— To nie takie łatwe. Agnieszka mnie osaczyła. Nawet już przewiozła praktycznie wszystkie moje rzeczy od mamy. Odcięła mi drogę powrotu.

— Z tego, co pamiętam, nie masz dużo rzeczy. Spakujesz się w pół godziny i wrócisz do domu.

— Nic z tego. Mama wymieniła zamki. To znaczy Agnieszka jej wymieniła. Powiedziała jej, że stare się do niczego nie nadają, a na dodatek drzwi słabo tłumią hałas. Dlatego kupiła jej nowe, antywłamaniowe. I przekonała ją, że nie powinna mi pod żadnym pozorem dawać kluczy, bo ja wszystko gubię, więc złodzieje mogliby łatwo je dorobić.

„Konkretna babka. I zapobiegawcza. Już raz jej się Bazyli wyrwał z rąk i teraz nie chce powtórzyć tego błędu. Faktycznie można się jej bać. Ale to przecież nie jest moja wina, że z nią jest. Nie będę się mieszać w jego sprawy. Dosyć mam własnych kłopotów, a ten dzień jest wprost szalony” — pomyślała Kotula, jak wiele osób nie docenia niespodzianek od losu i tego, co jeszcze przed nami.

— Na pewno zrobiła to z troski o twoją mamę — powiedziała Basia, nie wierząc wprawdzie w swoje słowa, ale trzymając się konsekwentnie planu niemieszania się w życie Bazylego.

— Może i tak, ale to zamyka mi drogę powrotu…

— Mama na pewno cię przyjmie.

— Nie sądzę. Agnieszka ją kompletnie omotała swoją wizją mnie, a mama się z nią zgadza.

— O czym ty mówisz? — spytała Basia.

— O tym, że ona ma bardzo silną osobowość. Nie potrafię się jej oprzeć i odmówić. Chociaż bardzo bym chciał. — Copywriter zrobił tak smutną i żałosną minę, że korporatce prawie zrobiło się go żal. Ale tylko prawie, bo wściekłość na niego wciąż w jej uczuciach przeważała.

— A czegóż takiego ona od ciebie żąda?

— Koniecznie chce, żebym był poetą.

— Poetą? — upewniła się Basia, jakby nigdy nie przyszło jej do głowy uznać Bazylego za poetę.

— Tak. Wiem, tobie się to może wydać śmieszne, ale ja naprawdę nie chcę być poetą. Owszem, czasem jakiś wiersz chętnie napiszę dla rozrywki. Albo krótkie opowiadanie. A czasem może też coś dłuższego. Ale kocham swój zawód. Uwielbiam wymyślać reklamy, patrzeć, jak ludzie na nie reagują, jak hasła stają się niekiedy częścią codziennego języka. Po prostu chcę być copywriterem. A Agnieszka się uparła, żeby zrobić ze mnie poetę. No i wiesz, mojej mamie to się podoba. Sama jest malarką i ma takich lekko nienormalnych znajomych, dla których ktoś, kto pisze reklamy, sprzedał się komercji albo ma za mało talentu. A teraz mama mówi, że będzie ze mnie dumna, jak już będę tym poetą i się nawet znajomym zaczęła tym chwalić. Razem zresztą z Agnieszką.

— Bazyli, proszę cię. — Basia z najwyższym trudem powstrzymywała złość. — Jesteś dorosły. Możesz zarabiać tyle, żeby wynająć sobie mieszkanie i żyć samodzielne.

— Kilka miesięcy temu pewnie miałabyś rację, ale Agnieszka zabrania mi przyjmowania zleceń na reklamy! Paru osobom odmówiłem, ktoś się już na mnie obraził. Pamiętasz, że większość zleceń miałem od Chachuły, a on mi już nigdy nic nie da…

— Zaraz, to ty teraz jesteś na utrzymaniu doktor Smyk?

— Nie do końca. Agnieszka wyznaczyła mi pensję za to, żebym nie wymyślał reklam, tylko pisał wiersze. Mówi, że w ten sposób inwestuje w narodową kulturę…

— To bardzo interesujące, Bazyli, ale teraz…

— Teraz to szykuje się do naszego ślubu. Za niecałe dwa miesiące, w listopadzie. Wtedy kończą się zlecenia z NFZ-etu dla jej kliniki, ma sporo luzu, i potem mamy jechać w miesięczną podróż poślubną.

— Współczuję ci, ale… — Basia próbowała się za wszelką cenę opanować, choć było właściwie pewne, że jej były narzeczony nie tyle jest na pierwszym miejscu listy kandydatów do zamordowania, co już zaraz padnie martwy, gdy dobrze wyceluje w niego swoim laptopem. — Ale teraz…

— Teraz to jeszcze postanowiła wydać tom moich wierszy. Wiesz, to nie jest trudne i nawet nie takie drogie. Ale ona chce zainwestować w promocję, prowadza mnie po różnych przyjęciach, poznaje z ważnymi ludźmi. W tej jej klinice leczą się osoby ze świecznika, już mi nawet proponują dobre recenzje…

— Naprawdę ci współczuję, Bazyli, ale nie mogę ci pomóc! — wrzasnęła zrozpaczona Basia. Eks znów oddalił się o dobre pół metra od jej biurka.

— No rozumiem, nie musisz na mnie od razu krzyczeć.

— Muszę, bo inaczej nie zrozumiesz… Co znowu?! — Ostatnie słowa nie były skierowane do byłego narzeczonego, lecz do sekretarki Kamili, która niespodziewanie weszła do gabinetu.

— Nikodemski…

— Powiedz mu, że jak jeszcze raz mi dzisiaj zawróci tyłek, to go zamorduję!

— Już nie musisz. Właśnie znaleźli go martwego. Ktoś go udusił jego fiołkowym krawatem w różowe słonie.

Powieść Podejrzany bez dwóch zdań kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Podejrzany bez dwóch zdań
Jacek Getner0
Okładka książki - Podejrzany bez dwóch zdań

Basia Kotula wciąż wierzy, że ,,kryminał to taki romans, tyle że z trupem w tle". Dlatego gdy ktoś na szyi dyrektora działu personalnego zacisnął krawat...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo