Maria i Aniela przyjaźnią się od lat, mimo że pozornie wiele je różni. Maria jest specjalistką od promocji w czasopiśmie dla kobiet, Aniela – instruktorką jogi. Maria na pierwszym miejscu stawia karierę. Ma chłopaka Adama, a jej życie toczy się według ściśle określonego planu. Aniela jest singielką i przestała już wierzyć w miłość. Jest silną i niezależną kobietą, ale jej bliscy, hołdujący tradycyjnym wartościom, tego nie rozumieją.
Obie przyjaciółki wyjeżdżają na Boże Narodzenie w rodzinne strony, do malowniczo położonych wśród warmińskich lasów Łosic. Aniela, aby uniknąć uporczywych pytań rodziny o swoją drugą połówkę, postanawia znaleźć mężczyznę, który zgodzi się udawać jej narzeczonego. Zwłaszcza że w święta przypada pięćdziesiąta rocznica ślubu jej dziadków.
Dzięki Marii udaje się zrealizować ten plan. Aniela nie przewidziała jednak, że naprawdę się zakocha…
Te święta całkowicie odmienią życie przyjaciółek. Czy obie na nowo odkryją, czym jest miłość? Czy uwierzą w magiczną moc grudniowej nocy?
Do lektury książki Klaudii Duszyńskiej, zatytułowanej Miłość pod choinkę zaprasza Wydawnictwo Lira. W ubiegłym tygodniu na łamach naszego serwisu mogliście przeczytać premierowy fragment książki Miłość pod choinkę. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:
Aniela od czasów liceum, a już zwłaszcza w trakcie studiów polonistycznych, rozumiała, że ma duszę bohaterki romantycznej. Było w niej wielkie pragnienie nieskończonej miłości, szczerze i głęboko wierzyła, że jeśli dwie dusze są sobie przeznaczone, wtedy nawet śmierć im niestraszna. Z wiekiem jednak coraz jaskrawiej zarysowywała się przed nią wizja miłości tragicznej, niespełnionej, i kobieta coraz bardziej widziała siebie jako samotnicę. Było jej z tym dobrze. W żadnym razie nie czuła się starą panną. Zresztą miała dopiero niecałe trzydzieści lat.
Ale jej rodzina miała nieco odmienne zdanie na ten temat. Zwłaszcza konserwatywni dziadkowie, których największym marzeniem było doczekać prawnuka.
Po moim trupie, żachnęła się w myślach Aniela, przemierzając drogę z przystanku do kamienicy nieopodal placu Unii Lubelskiej, gdzie mieszkała.
Chciała po studiach wrócić do rodzinnych Łosic i uczyć polskiego w małej lokalnej szkółce. Śniła o domu pod lasem z dużymi oknami wychodzącymi na łąki, wiosną i jesienią pełne krzyczących żurawi. Los jednak postanowił inaczej. Studia, owszem, skończyła, ale nigdy nie podjęła pracy w zawodzie.
Nie lubiła mówić o tym, dlaczego tak się stało. Tak samo jak nie lubiła tłumaczyć ludziom, dlaczego kobieta w jej wieku nie ma partnera, nie mówiąc już o mężu. A obie te sprawy łączył wspólny mianownik…
Odgoniła myśli i obiecała sobie, że nie da się wpędzić w spiralę przedświątecznego napięcia i frustracji. Przetrwa jakoś te kilka dni, uspokoi dziadków przypadkowym narzeczonym, a później wróci do swojego spokojnego życia niezależnej kobiety.
Mroźny wiatr hulał w bramie kamienicy i przewiewał płaszcz Anieli na wylot. Grudzień rozpoczął się wyjątkowo mroźnie, choć wciąż nie spadł ani jeden płatek śniegu. Niby wszyscy już przywykli, że Boże Narodzenie jest raczej deszczowe, ale każdy ma nadzieję, że może tym razem magia świąt zadziała i krajobraz będzie jak ze starej pocztówki.
W mieszkaniu czekał na kobietę Idol, czekoladowy labrador ocalały z pseudohodowli. Zaszczekał wesoło na widok swojej opiekunki i, nie przestając merdać ogonem, zaglądał do jej torby w poszukiwaniu smacznych kąsków. Aniela była już zmęczona, na dworze od dobrej godziny panował mrok, ale wiedziała, że jej przyjaciel od rana czeka na wspólny spacer. Nie lubiła zimy. Zwłaszcza za te mroźne i krótkie dni. Grudzień był jednak o tyle dobry, że w mieście lśniły już cudne świąteczne iluminacje. Aniela miała nawet swoje ulubione, które przywoływały miłe wspomnienia. Ale o tym nie wiedział chyba nikt.
*
Maria zrozumiała, że ten dzień nie należy do udanych i chyba nic go nie uratuje. Przypomniało jej się, jak kilka dni wcześniej dla zabawy czytała horoskop i teraz z całą mocą dotarło do niej, że on się właśnie sprawdza. Poranne spóźnienie widocznie było zapisane w gwiazdach i ciągnęło za sobą całe pasmo wyzwań, jak ładnie nauczyła się nazywać przeszkody Maria. Nawet ten cały poroniony pomysł Anieli, żeby szukać jakiegoś przypadkowego gościa na złote gody dziadków, wydawał się tak absurdalny, że dopełniał całego tego astrologicznego bełkotu.
Kobieta wpadła do domu oczywiście znacznie później, niż zakładała, i została jej niecała godzina, żeby się ogarnąć i przygotować romantyczną kolację. Adam był typowym mięsożercą, wobec tego zaplanowała steki. Do tego lekka sałatka i czerwone wino. Szybko i z klasą. Tak jak lubiła najbardziej.
Dzwonek do drzwi wybrzmiał dokładnie w momencie, gdy wkładała szpilki. Uśmiechnęła się przelotnie do odbicia w lustrze. Lubiła swoje poukładane życie i to, że zawsze wszystko jej się udawało. Może dlatego, że była niesamowicie pracowita i zdeterminowana, a może dlatego, że miała doskonale wypracowaną umiejętność planowania i często plany te zmieniała, na bieżąco dostosowując je do sytuacji. Nie było w nich miejsca na porażkę, a Maria była skazana na sukces.
Otworzyła drzwi. Widok ją zaskoczył. Co prawda był to jej Adam, ale smutny i zmęczony. Nawet nie próbował się uśmiechnąć. Przez ramię przerzucił torbę z wielkim aparatem fotograficznym i drugą, mniejszą z laptopem. Mężczyzna ciężkim krokiem wszedł do mieszkania Marii, cisnął w kąt torby i kurtkę, po czym przeszedł do jadalni, oddzielającej kuchnię od otwartego salonu, usiadł na krześle przy stole i ukrył twarz w dłoniach.
— Co się stało? — spytała zaniepokojona kobieta.
— Ech…
— Nie „ech”, tylko mów! — Maria kucnęła przed Adamem i opierając dłonie na jego ramionach, spojrzała mu głęboko w oczy. — Adaś, co się stało? Boję się…
— Awansowałem — powiedział gorzko.
— Co to znaczy? — Maria poczuła, że głos jej drży.
Jej chłopak był reporterem, pracował dla największej polskiej gazety i relacjonował najważniejsze wydarzenia w kraju. Był rzetelny, ceniony w redakcji, a w pracy odważny i nieugięty. Miał na koncie wiele tekstów i zdjęć, które zmieniły rzeczywistość, bezkompromisowo ukazując prawdę. Maria poznała go na studiach, byli na tym samym roku i on wybrał ją spośród niemal stu innych dziewczyn. Tak przynajmniej zawsze śmiała się Marysia, opowiadając historię ich poznania. I żartowała, że znalazła chłopaka na tak sfeminizowanym kierunku.
Teraz serce biło jej szybciej i czuła, że to początek dramatu.
— Naczelny wymyślił, że będę korespondentem… wojennym.
— Słucham? — Kobieta klapnęła ciężko na podłogę. Musiała jeszcze bardziej zadrzeć głowę, żeby utrzymać kontakt wzrokowy z Adamem.
— Lecę do Afganistanu.
— Ty chyba żartujesz?!
— Nie.
— Nigdzie nie lecisz. — Maria wstała i zaczęła energicznie krążyć po pokoju, trzymając się za głowę. — Kiedy? Jak?
— Za trzy dni. Mam już bilet. Mam lecieć na miesiąc i zrobić duży materiał. Może nawet wyjdzie z tego potem książka. Naczelnemu zależy… Adam mówił spokojnym, monotonnym, a może po prostu zmęczonym głosem.
— A tobie? — Maria zatrzymała się i rzuciła ukochanemu gniewne spojrzenie.
— Dla mnie to też jest ważne.
— Aha.
Książkę Miłość pod choinkę kupicie w popularnych księgarniach internetowych: