Kupmy motocykl! Fragment książki „Bo trzeba żyć. Rodzina"

Data: 2020-07-07 10:17:13 | Ten artykuł przeczytasz w 6 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Kończy się II wojna światowa, pozostawiając po sobie ruiny domów, tęsknotę i ból po stracie najbliższych. Rozpoczyna się gehenna codziennego życia pod rządami rosyjskich wyzwolicieli. Rodzina Apolonii próbuje przetrwać powojenny chaos i terror nowej władzy. 

Obrazek w treści Kupmy motocykl! Fragment książki „Bo trzeba żyć. Rodzina" [jpg]

Gabrynia nie potrafi się odnaleźć w rodzinnym domu w Olendach, wraca więc do Łukowa. Mija dzień za dniem i dziewczyna powoli przyzwyczaja się do nowej rzeczywistości. Współtworzy bibliotekę z ocalałych z wojennej pożogi książek. Marzy o miłości, rodzinie, dzieciach… Czy spotka właściwego mężczyznę?

Bo trzeba żyć to opowieść o rodzinie, tożsamości i prawdziwej miłości. Fabuła tej sagi rodzinnej rozgrywa się na Podlasiu, a jej tło stanowią wielkie wydarzenia pierwszej połowy XX wieku – od wybuchu pierwszej wojny światowej aż po śmierć Stalina. Wydawnictwo Szara Godzina właśnie opublikowało ostatni tom cyklu – powieść Rodzina. W ubiegłym tygodniu zaprezentowaliśmy Wam premierowy fragment książki. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii: 

Nieprzyjemny temat przerwał na szczęście przyjazd Tadzika, który odwiózłszy matkę i ojczyma do domu, dołączył po jakimś czasie do reszty towarzystwa. Określenie „dołączył” nie jest tu zresztą najwłaściwsze, bo młody Bąk wjechał na podwórze Niemyjskich z takim fasonem i takim hukiem, że wylegli na nie nie tylko domownicy i wszyscy goście, ale nawet zaciekawieni sąsiedzi i wiejska dzieciarnia zaglądali przez płot, aby zobaczyć maszynę, która narobiła takiego hałasu – jakby kto metalowe śruby do wiadra wrzucił i z całej siły potrząsał, tylko że o wiele głośniej.

Bo też i nie było to zwyczajne zdarzenie – ostatni motocykl, jaki widziano we wsi, należał pewnie do niemieckiego patrolu, który przejeżdżał tędy parę tygodni przed zakończeniem wojny. Nic więc dziwnego, że na warkot motoru zareagowali prawie wszyscy, choć reakcje te były różne. U większości wzbudził on po prostu ciekawość, lecz byli i tacy, którzy się przestraszyli. I wcale nie chodziło tu o wiejskie kundle wściekle obszczekujące przejeżdżającą maszynę ani o uciekające z furkotem domowe ptactwo.

Największą panikę przyjazd Bąka wywołał w obejściu dziadka Grzeszczaka, który usłyszawszy ryk silnika, wpadł w takie przerażenie, że kazał wszystkim domownikom chować się do piwnicy z obawy przed łapanką. Z trudem udało się go przekonać, że wojna dawno się skończyła i naprawdę nie ma żadnego niebezpieczeństwa.

Przyprowadzony w końcu na podwórze Niemyjskich przez dłuższy czas patrzył nieufnie na tłumek otaczający Tadzika, ale do motoru się nie zbliżył. Gdy zaś Bąk ponownie go uruchomił, starzec zamachał gwałtownie rękami, krzyknął coś o pomyleńcach, a potem odwrócił się na pięcie i ruszył w dyrdy do domu. Większość zgromadzonych nie zwróciła jednak na to uwagi, skupiając się na pokazie, który urządził Tadzik, kręcąc kółka i ósemki po całym podwórzu Niemyjskich.

Potem zaczęły się jazdy próbne. Oczywiście pierwsi do testowania wspaniałej maszyny wuja rwali się młodzi Karpińscy, ale Marian i Kazik także chętnie skorzystali z okazji. Tadzik po kolei fundował każdemu z nich taką samą przejażdżkę od bramy do głównej szosy i z powrotem, za każdym razem obwieszczając ów powrót klaksonem. Co prawda dźwięk ten, jak zauważyła Marianna, przypominał do złudzenia głos zdychającej kaczki, ale Tadzikowi najwyraźniej sprawiał on wielką uciechę. Ku zaskoczeniu wszystkich rundki zażądała również Weronika, która zawiązawszy na głowie chustkę dla ochrony przed kurzem, podkasała spódnicę i usadowiła się za bratem na siodełku. Jazda najwyraźniej przypadła jej do gustu, bo tym razem trasa przejażdżki okazała się znacznie dłuższa i zgromadzone na podwórzu towarzystwo musiało czekać na powrót rodzeństwa z dobrych piętnaście minut.

W końcu już trochę zniecierpliwieni ponownie usłyszeli warkot zbliżającego się pojazdu, a potem dostrzegli wychylającą się spoza pleców brata Weronikę z rozwianymi włosami i trzepocącą w uniesionej ręce chustką. Po chwili roześmiana kobieta zeskoczyła na ziemię.

 – Ale jazda! – zawołała i klasnęła w ręce. – Marian, kupmy motocykl!

– A po kiego czorta? – żachnął się ten, najwyraźniej nie do końca pewien, czy jego żona mówi poważnie.

– Do Niemyj będę jeździła, zamiast latać na piechotę. Niech mi baby zazdroszczą, a co!

– Weronika znowu się roześmiała, ale widząc minę męża, dodała już normalnym tonem, w którym dało się jednak wyczuć lekką irytację:

– Żartuję przecież. Chociaż taka jazda naprawdę mi się podoba. Wcale ci się nie dziwię, że go sobie kupiłeś – zwróciła się z kolei do brata i poklepała siodełko pojazdu.

– Od dziecka o tym marzyłeś.

Miała rację. Czarny Sokół 600 był urzeczywistnieniem pragnień jej młodszego brata, który motoryzacją pasjonował się od najmłodszych lat. Była ona tą dziedziną, której tajniki przyswajał bez najmniejszego trudu. Już jako zupełny chłystek posiadał niezłą kolekcję zdjęć i wycinków prasowych na temat różnych samochodów, w wieku kilkunastu lat znał wszystkie pojazdy i ich właścicieli w promieniu jakichś dwudziestu kilometrów, a rodzina nawet nie podejrzewała, ile razy zrywał się ze szkoły, żeby przy szosie radzyńskiej polować na okazję i zabrać się autem do Łukowa lub Radzynia. Nie zaprzestał tego procederu nawet w czasie wojny i kilka razy zdarzyło mu się przejechać niemieckimi samochodami, z czym jednak nigdy się nie zdradził z obawy przed reakcją matki. Prowadzić nauczył się mimochodem, wykorzystując każdą sytuację, gdy ktoś pozwalał mu usiąść za kółkiem. Szybko okazało się, że chłopak ma również dryg do mechaniki i nieraz się zdarzało, że ten czy ów prosił go o pomoc w różnych drobnych naprawach, a młodemu oczywiście nawet do głowy nie przyszło domagać się za to zapłaty.

Książkę Bo trzeba żyć. Rodzina kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

REKLAMA

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Bo trzeba żyć. Rodzina
Ewa Szymańska0
Okładka książki - Bo trzeba żyć. Rodzina

Kończy się II wojna światowa, pozostawiając po sobie ruiny domów, tęsknotę i ból po stracie najbliższych. Rozpoczyna się gehenna codziennego...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo
Reklamy
Recenzje miesiąca
Kobiety naukowców
Aleksandra Glapa-Nowak
Kobiety naukowców
Kalendarz adwentowy
Marta Jednachowska; Jolanta Kosowska
 Kalendarz adwentowy
Grzechy Południa
Agata Suchocka ;
Grzechy Południa
Stasiek, jeszcze chwilkę
Małgorzata Zielaskiewicz
Stasiek, jeszcze chwilkę
Biedna Mała C.
Elżbieta Juszczak
Biedna Mała C.
Sues Dei
Jakub Ćwiek ;
Sues Dei
Rodzinne bezdroża
Monika Chodorowska
Rodzinne bezdroża
Zagubiony w mroku
Urszula Gajdowska ;
Zagubiony w mroku
Jeszcze nie wszystko stracone
Paulina Wiśniewska ;
Jeszcze nie wszystko stracone
Pokaż wszystkie recenzje