Była biała suknia, huczne wesele, a na końcu... padł trup.
Monikę, świeżo upieczoną pannę młodą, znaleziono martwą w wannie w kilka godzin po ślubie. Brak jasnych dowodów na to, że jej małżonek, Patryk, maczał w sprawie palce, ale policja zdaje się to podejrzewać, a sąsiedzi i prasa – już wydali wyrok.
Emilia Brzeska, fotografka i najlepsza przyjaciółka pana młodego, postanawia wziąć sprawy w swoje ręce. W miarę postępów prywatnego, amatorskiego śledztwa Emilia odkrywa, że śmierć Moniki mogła mieć związek z jej przeszłością. Jakie tajemnice skrywała żona Patryka – i czy nie sprowadzą one niebezpieczeństwa na jej męża oraz Emilię...?
Zapraszamy do lektury powieści 50 wesel i pogrzeb, której autorką jest Magdalena Kubasiewicz. Dziś na łamach naszego serwisu przeczytacie premierowy fragment książki:
W tym, że Emilka Brzeska wybierała się na wesele, nie było nic niezwykłego. W ciągu ostatnich osiemnastu miesięcy uczestniczyła – jak skrupulatnie zliczyła – w czterdziestu trzech ślubach. Ten pięćdziesiąty (dzieliło ją od niego jeszcze sześć innych uroczystości) był jednak specjalny. Po pierwsze, dostała zaproszenie jak każdy gość: najpierw ustne, wystosowane przez pana młodego, a później oficjalne, papierowe, przepasane złotą wstążeczką. Po drugie, oddałaby kilka lat życia, byleby wystąpić na tymże weselu nie w roli świadka, a panny młodej.
– Dla ciebie to pewnie nic wielkiego – stwierdził od niechcenia Patryk, szczęśliwy narzeczony, dwa dni po tym, jak wraz z przyszłą panną młodą wręczyli jej zaproszenie.
Siedział z Emilką w ogródku pizzerii położonej przy Małym Rynku, czekając na zamówienie. Obok krzesła dziewczyny leżała ciężka torba ze sprzętem: ledwo kilkanaście minut wcześniej skończyła sesję zdjęciową. Świeżo upieczone małżeństwo koniecznie chciało zdjęcia ślubne z krakowskiego rynku, ale odmówili wczesnego wstania i w konsekwencji cały proces stał się jednym wielkim koszmarem. Ani upał, ani światło, ani nawał lipcowych turystów, ani kapryśna modelka nie ułatwiały zadania. Emilia była zmęczona, spocona, zirytowana i świadoma, że czekają ją całe godziny retuszowania fotografii. Patryk, za dwie godziny umówiony u cukiernika na wybieranie weselnego tortu, wydawał się za to odprężony i zadowolony z życia.
– Ciągle chodzisz po ślubach. Pewnie strasznie się znudzisz.
– Niecodziennie żeni się mój najlepszy przyjaciel – odparła Emilka, zmuszając się do uśmiechu. – To zupełnie co innego.
– Miałem nadzieję, że to powiesz. – Uśmiech Patryka był szeroki i w przeciwieństwie do uśmiechu Emilki szczery. – Masz się wytańczyć za wszystkie czasy, zjeść mnóstwo smakołyków i złamać kilka serc. A tego nie waż się ze sobą targać. Zatrudniliśmy fotografa.
Patryk trącił nogą torbę – lekko, bo gdyby przypadkiem uszkodził cenny sprzęt, nie byłoby żadnego wesela. Wyłącznie pogrzeb. Emilka natychmiast by go zamordowała, w okrutny, acz możliwie szybki sposób, by przypadkiem nie został odratowany.
– To nie fair. Nie wierzysz w moje umiejętności?
– Wierzę, że gdybym zostawił ci aparat w ręku, przez całe wesele nie usiadłabyś przy stole i nie zatańczyła – oznajmił Patryk, wciąż z rozbrajającym uśmiechem.
Miał sporo racji, prawdopodobnie właśnie tak by się stało. I Emilka byłaby z tego stanu rzeczy zadowolona, bo znacznie łatwiej oglądałoby się młodą parę przez obiektyw. Mogłaby udawać, że to zwykłe zlecenie. Może w pogoni za jak najlepszym ujęciem zdołałaby chociaż na chwilę zapomnieć, jak bardzo chciałaby być gdziekolwiek indziej.
– Nie chcę, żebyś pracowała na moim weselu. Poza tym ustaliliśmy przecież, że w ramach prezentu ślubnego zrobisz nam sesję... jak to się nazywa? Narzeczeńską?
Machinalnie kiwnęła głową, a uśmiech spełzł jej z ust. Na szczęście kelner wybrał właśnie ten moment, żeby przynieść im wielką, pachnącą pizzę, z dużą ilością sera i salami, więc Patryk niczego nie zauważył. Właściwie to ustaliły – one, Emilka i Monika, podekscytowana, zachwycona zdjęciami Emilki, błagająca, by znalazła dla nich czas. W dodatku nie usiłowała niczego wyżebrać, jak czasem zdarzało się znajomym – głównie tym dalekim – którym wydawało się, że Emilia tylko marzy, żeby fotografować ich śluby, przyjęcia i dzieci za darmo. Najlepiej z dojazdem na własny koszt i późniejszą pełną obróbką zdjęć, bo co to niby za praca. Nie, Monika nie chciała się zgodzić na darmową sesję, natychmiast zaproponowaną przez Emilkę – bo przecież Patryk to przyjaciel, prawie brat, od niego pieniędzy nie weźmie! Po dobrym kwadransie sporów znalazły satysfakcjonujące rozwiązanie: zdjęcia będą prezentem ślubnym.
Gdyby Monika była wredna albo usiłowała Emilkę naciągnąć, Emilia mogłaby by ją przynajmniej z czystym sumieniem znienawidzić. Narzeczona Patryka jednak okazała się przemiła. I tak ładna, że na pewno będzie świetnie prezentować się na fotografiach. Ba, jej zainteresowanie wręcz Brzeskiej pochlebiało, bo przecież Monika bez problemu mogła załatwić sobie sesję u bardziej znanego fotografa. Ten zatrudniony na wesele na co dzień robił sesje dla najlepszych magazynów i z tego, co mówiła Monika, zgodził się wyłącznie po znajomości.
– Masz już pomysł? – spytał Patryk, zgarniając kawałek pizzy.
– Dwa. Poznaliście się w stadninie, więc...
– Zdjęcia z końmi? To mi się podoba.
Emilka ugryzła kęs. Pizza była świetnie przyrządzona, ale dziewczynie i tak zrobiło się niedobrze.
– Czekaj, nie skończyłam. Monika może woleć coś bardziej romantycznego niż robocze ciuchy i jazda na koniu. Myślałam więc też o tym stawie przy domu twoich dziadków. Wiesz, woda, wierzby, najlepiej z samego rana albo późnym wieczorem, jak wyjdzie mgła. Tę sesję z końmi też można by urządzić w romantycznej scenerii. Zwiewna sukienka zamiast spodni, jakaś łąka, las w tle...
– Porozmawiam z nią o tym. Nie może się doczekać.
– Ja też – zapewniła Emilka, odczuwając przy tym ukłucie wyrzutów sumienia. Naprawdę nie lubiła kłamać, zwłaszcza swoim bliskim. A to było tylko jedno z bardzo wielu kłamstw, jakimi ostatnio uraczyła Patryka.
W naszym serwisie przeczytacie już kolejny fragment książki 50 wesel i pogrzeb. Powieść kupicie w popularnych księgarniach internetowych: