Kraków, upalne popołudnie. Komisarz Marta Sułecka, policyjna negocjatorka, przyjmuje wezwanie do manifestowanej próby samobójczej. Nie spodziewa się, że ta decyzja w istotny sposób wpłynie na jej życie. Gdy negocjacje kończą się tragiczną śmiercią młodej kobiety, Sułecka wraz ze swoim nowym partnerem, Szymonem Kmitą, stara się ustalić, czy w tym przypadku nie doszło do podżegania do samobójstwa. Równocześnie kontynuuje prywatne śledztwo dotyczące tajemniczej śmierci swojej przyrodniej siostry, której ciało znaleziono dwa miesiące wcześniej na obrzeżach Puszczy Niepołomickiej.
W toku prowadzonych śledztw wyjdą na jaw nowe szczegóły, które zmuszą policjantkę do konfrontacji z własną przeszłością i wyznawanymi wartościami.
Czy Kmita jest osobą, której można zaufać? Komu najbardziej zależy na tym, by prawda nigdy nie ujrzała światła dziennego? Czy Sułecka rozwiąże dwie najtrudniejsze sprawy, nad jakimi dotąd przyszło jej pracować?
Do przeczytania Negocjatorki Małgorzaty Łatki zaprasza Wydawnictwo Lira. W ubiegłym tygodniu na naszych łamach mogliście przeczytać premierowy fragment książki Negocjatorka. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:
Rozdział 1
Cztery tygodnie później
Dochodziła czwarta, kiedy komisarz Marta Sułecka zaparkowała samochód wzdłuż ulicy prowadzącej w stronę Cmentarza Podgórskiego, nieopodal stoiska, w którym kupiła kilka zniczy i pudełko zapałek.
To był kolejny upalny dzień. Jeszcze nie nadeszły zapowiadane od kilku dni intensywne opady deszczu, choć na zmianę pogody zanosiło się już od samego rana.
Przekroczyła bramę, pod sznurowanymi traperami zachrzęścił żwir. Prosty nagrobek Aleksandry Brzozowskiej znajdował się w zachodniej części cmentarza.
Kiedy dotarła na miejsce usunęła z niego drobne gałązki i liście, po czym do plastikowego wazonu włożyła kolorowe frezje, które kupiła niedaleko Komendy Wojewódzkiej. Na koniec zapaliła znicze i ustawiła je na marmurowej płycie. Gdyby była osobą wierzącą, zapewne uznałaby, że to odpowiedni moment na modlitwę. Zamiast tego zacisnęła pięści. Czuła tę samą pierwotną emocję, która nie opuszczała jej od pewnego czasu. Złość. I chęć wzięcia odwetu za to, co spotkało jej młodszą siostrę. Dokładnie dwa miesiące temu Aleksandra Brzozowska została zamordowana. Za każdym razem, gdy Marta stawała nad jej grobem, z trudem docierało do niej, że tam spoczywa Ola. Ta sama dziewczynka, której zmieniała pieluchy i którą łaskotała po małych stópkach, by usłyszeć najpiękniejszy dziecięcy śmiech. Marta miała trzynaście lat, jej brat szesnaście, gdy ich rodzice wzięli rozwód. Niedługo po tym matka ponownie wyszła za mąż, a rok później na świecie pojawiła się Aleksandra. Miesiąc po dwudziestych trzecich urodzinach ktoś odebrał jej życie.
Marta mogła pochwalić się bogatym doświadczeniem zawodowym. Zresztą nie tylko tym. Życie prywatne także jej nie oszczędzało i mimo że na co dzień miała do czynienia z przemocą, śmiercią, ludzką tragedią, to obcowanie z takimi sytuacjami w żadnym stopniu nie przygotowało jej na cios, gdy zbrodnia dotknęła ją osobiście. Na śmierć kogoś bliskiego nigdy nie ma odpowiedniego momentu.
Dałaby wiele, by móc cofnąć czas, sprawić, by jej relacje z siostrą wyglądały inaczej. Może wtedy, podczas ich ostatniej rozmowy, która odbyła się na dwa dni przed jej śmiercią, Ola powiedziałaby coś więcej o swoim życiu, pracy, nowym zleceniu, dzięki któremu jej kariera nabierała rozpędu, i o mężczyźnie, z którym spotykała się od pewnego czasu. Zrobiłaby to wszystko, nie spodziewając się słów krytyki.
Może wtedy Sułeckiej udałoby się trafić na tego, kto ją zabił.
Może.
— Przepraszam za spóźnienie.
Wyprostowała się gwałtownie na dźwięk znajomego głosu. W jej stronę zmierzał wysoki szatyn z krótko obciętymi włosami. Tomasz Sułecki w przeciwieństwie do Marty, która miała na sobie czarną koszulkę z krótkim rękawem i jeansy w tym samym kolorze, założył coś bardziej odpowiedniego do panujących warunków — przewiewne lniane spodnie i jasną koszulę. W dłoni trzymał foliową siatkę, a znicze, które były w środku, postukiwały o siebie w rytm jego kroków. Brat Marty był chirurgiem w szpitalu Narutowicza. Z powodu zmęczenia, widocznego na jego pociągłej twarzy, wyglądał dużo poważniej niż na czterdzieści lat. Jakby wszystkie nieprzespane noce zostawiły po sobie trwały ślad…
— Przedłużyła mi się operacja — powiedział i pocałował siostrę w policzek.
— Sama niedawno przyszłam. Jak pacjent?
— Przeżył, ale niewiele brakowało. — Tomasz przykucnął, wyciągnął znicze, a siatkę schował do kieszeni. Zapalił wszystkie jedną zapałką i ustawił w równym rzędzie. Gdy skończył, odwrócił się w stronę Marty. — Pojawiło się coś nowego w sprawie Aleksandry? — spytał, głównie z przyzwyczajenia.
Pokręciła głową. Widząc reakcję na twarzy brata, sama nie wiedziała, co było gorsze. Zobojętnienie, w które popadli po śmierci Oli, czy też stopniowe godzenie się z tym, że nie dowiedzą się tego, kto to zrobił. I dlaczego.
Marta próbowała znaleźć odpowiedzi na te pytania. Prowadziła prywatne śledztwo, szukała jakiegokolwiek śladu. Punktu zaczepienia. Podczas ostatniej rozmowy Aleksandra wspomniała coś o jakimś mężczyźnie. Niestety żaden z jej znajomych nic o nim nie słyszał. Mężczyzna bez twarzy i bez nazwiska. Marta znała tylko jego ksywę. Dysponowała także DNA sprawcy, który pobrano z naskórka znalezionego na szyi Oli. Ta wiedza na niewiele się jednak przydała, bo mimo licznych prób nie udało się ustalić jego tożsamości. Zarówno ona, jak i jej koledzy z wydziału dochodzeniowo-śledczego, prowadzący oficjalne śledztwo, szybko dotarli do ściany, której nie udało się sforsować. Ciało Oli zostało porzucone na skraju Puszczy Niepołomickiej w połowie marca. Opustoszałe miejsce, do najbliższych zabudowań było niecałe trzysta metrów. Nikt nic nie widział.
Od pogrzebu Oli rodzeństwo spotykało się w tym miejscu co tydzień. Czasami rozmawiali, czasami chodziło tylko o to, by pobyć razem.
Z rozmyślań wyrwał ją głos brata.
— Widziałaś się ostatnio z mamą?
— W zeszłym tygodniu. Wybieram się do niej w środę. A co?
— Byłem u niej wczoraj i… zauważyłem poprawę. Jak tak dalej pójdzie, niedługo ją wypiszą.
Martę ucieszyła ta wiadomość, ale podchodziła do niej z większą dozą sceptycyzmu.
— Mam nadzieję.
Tomasz posłał jej spojrzenie, które znała, odkąd była dzieckiem.
— No co? — Rozłożyła ręce z niedowierzaniem. — Sam wiesz, jak zakończyło się to ostatnim razem.
Brat nie odpowiedział, tylko odwrócił głowę i powiódł wzrokiem po sąsiednich nagrobkach. Tragedia, która dotknęła Aleksandrę, zniszczyła także inne życie. Matka załamała się po śmierci córki. Ze względu na zły stan zdrowia nadal przebywała w szpitalu psychiatrycznym. W ciągu tych dwóch miesięcy zdarzały się jej lepsze momenty, ale więcej było tych gorszych, jakby pewnych rzeczy nie dało się jednak uleczyć. Pęknięcia pozostawały na zawsze. Ojciec Oli pogrążył się w pracy. Przez pewien czas Marta także próbowała tego sposobu, lecz nie przyniósł jej ukojenia. Wręcz przeciwnie. Czuła, że zaczyna brakować jej powietrza. Za dużo tragedii spłynęło na nią w krótkim czasie. Sprawa z jej mężem tylko ją pokiereszowała, natomiast śmierć Aleksandry zaprowadziła Martę do miejsca, w którym nie chciała dłużej przebywać.
— Mówiła coś o Oli? — Przerwała milczenie.
— Nadal unika tego tematu.
Przez chwilę wydawało się, że Tomasz chce coś dodać, ale najwyraźniej zmienił zdanie. Spojrzał na nagrobek siostry i przeżegnał się. Marta obserwowała, jak jego usta poruszają się w trakcie wypowiadanej pod nosem modlitwy.
Gdy zadzwonił telefon, wyciągnęła go z torebki i sprawdziła numer. Należał do dyżurnego Komendy Wojewódzkiej.
Zawahała się z palcem zawieszonym nad aparatem. Istniał tylko jeden powód, dlaczego próbował się z nią skontaktować, mimo że na dzisiaj zakończyła już pracę.
Czując na sobie wzrok brata, odebrała połączenie.
— Komisarz Sułecka.
— Mówi Bogusz. Wpłynęło zgłoszenie. Manifestowanie próby samobójczej. Możesz podjąć czynność?
Oprócz tego, że pracowała w wydziale dochodzeniowo-śledczym, Marta była również negocjatorką. Pomagała w rozwiązywaniu trudnych sytuacji, przeważnie poza godzinami pracy. I dlatego jej udział w negocjacjach był dobrowolny.
— Nie tym razem — odparła. Miała już plany. Poza tym samo myślenie o Oli i jej sprawie wytrącało ją z równowagi. — Zadzwoń do Gruszki.
Paweł Gruszczyński był jej kolegą i jednym z bardziej doświadczonych negocjatorów na terenie Krakowa, z jakim miała okazję współpracować.
— Próbowałem, ale nie da rady. Jego żona właśnie rodzi.
— Sprawdzałeś Józefowicza?
— Jest na urlopie.
Marta odwróciła wzrok od brata i spojrzała w stronę pobliskich kasztanowców, których rozłożyste gałęzie zapewniały przyjemny cień.
— Wiem, że trzy dni temu brałaś udział w akcji — kontynuował Bogusz. — Dzwoniłem jeszcze do kilku osób, ale dzisiaj trudno zebrać ludzi.
Na każde wezwanie przyjeżdżał cały zespół. Negocjacje zawsze były pracą zbiorową. Optymalnie, jeśli uczestniczyli w niej czterej negocjatorzy i dowódca. Komentarz Bogusza sugerował, że trudno było mu zebrać nawet trzyosobową grupę, jaka mogła być dopuszczona do wykonania zadania.
Marta przygryzła wewnętrzną stronę policzka. Powoli zaczynała się wahać.
— Gdzie?
— Na Wielickiej, niedaleko dworca Płaszów.
Gdy padły te słowa, poczuła, że traci kolejny argument. Znajdowała się niespełna dwa kilometry od tego miejsca.
— A kogo już masz?
— Iwonę Kotecką i Jacka Malika, który dzisiaj będzie dowódcą.
W naszym serwisie przeczytacie kolejny fragment książki Negocjatorka. Powieść kupicie w popularnych księgarniach internetowych:
Tagi: fragment,