Londyn, początek XX wieku. Młoda arystokratka Eleanor Hardinge zyskuje na salonach miano skandalistki i musi zmierzyć się z towarzyskim wykluczeniem przez londyńską socjetę. Rozdarta pomiędzy walką o własne szczęście a zatargami ze znienawidzonym szwagrem Roderickiem, próbuje budować związek z Cillianem. Ten jednak coraz mocniej angażuje się w działalność niepodległościową na rzecz Irlandii, wikłając się przy tym w niejednoznaczne układy towarzyskie.
Gdy sprowokowana przez szwagra Nora zostaje wplątana w jego niecną intrygę i wpada w kolejne kłopoty, sytuację postanawia wykorzystać lord George Moubray, jej adorator.
Bohaterka, brutalnie wyrwana ze świata arystokracji, musi zmagać się ze swoją bezsilnością, samotnością i kruchością. Nie byłaby jednak lady Eleanor, Damą Kier, znaną z poprzedniej powieści autorki, gdyby nie podjęła i tego wyzwania.
Czy miłość jest wystarczającą siłą do pokonania wszystkich trudności?
Do lektury nowej powieści Moniki Godlewskiej Król Pik zaprasza Wydawnictwo Lira. Tymczasem już teraz zachęcamy do przeczytania premierowego fragmentu książki:
Czy chciała, czy nie chciała, Eleanor Hardinge nieustannie była na ustach wszystkich członków socjety. Roderick Hardinge, czy raczej lord Hardinge, jak teraz był tytułowany, dbał o to, by nikt nie zapomniał o skandalicznym zachowaniu Nory w Brighton, a jego matka i żona zmieniały te oczekiwania w czyny, przy okazji dorzucając swoje pomysły. Niebawem cały Londyn nie huczał o niczym innym, jak tylko o ekscesach Eleanor Hardinge, zarówno tych obecnych, jak i przeszłych.
Były to pogłoski tak wydumane, że wydawałoby się, że nikt przy zdrowym zmysłach nie dałby im wiary. A jednak w przeciągu dwóch tygodni od tego tragicznego w skutkach bankietu w Brighton wieści o Norze Hardinge przechodziły z ust do ust na proszonych herbatkach, wystawnych śniadaniach na trawie czy w trakcie przechadzek po Hyde Parku.
— Wiecie, że ta skandalistka, Eleanor Hardinge, rzuciła się na lorda Hardinge’a w trakcie balu w Brighton niczym wściekła i go pobiła! To wprost nie do pomyślenia!
— Hrabia Falkley zerwał z nią zaręczyny, nie mogąc znieść jej zachowania! Podobno bezczelnie uwodziła innych dżentelmenów tuż pod jego nosem!
— Ta kobieta przynosi wstyd nazwisku Hardinge! Jest matką, a odesłała swego synka na wieś, by móc swobodniej poczynać sobie w Londynie!
— To niebezpieczna histeryczka… powinno się ją zamknąć w przytułku dla obłąkanych! Te skandaliczne zachowania tylko to potwierdzają!
Nawet w operze to Nora była wiodącym tematem rozmów, nie zaś wdzięki głównej solistki.
Kolejny występ w Covent Garden Theatre podczas tego sezonu, kolejne wydarzenie do przeżycia, by w kronikach towarzyskich mogło pojawić się poprzedzone tytułem nazwisko.
Trwał właśnie antrakt i wszyscy wylegli z jasno oświetlonej sali oraz lóż, by znaleźć się we foyer. Ostatnimi czasy wymieniono tu żyrandole, dzięki czemu rozległe pomieszczenie nie dusiło się w przyciemnionym, pomarańczowym wręcz świetle, a cienie gości przestały przewyższać ich wzrostem.
Hrabina Helen Bulwer przeszła pod ścianę i w milczeniu obserwowała wielobarwny korowód wieczorowych toalet dam. Wśród tej kolorowej chmury gdzieniegdzie wychylały się ciemne surduty panów, lecz oni w większości przeszli do palarni, by przy cygarze dobić interesów. Panie skupiły się w dwu- i trzyosobowe grupki, konwersując ze sobą w najlepsze, ich rozmowy zaś z chwili na chwilę podwyższały temperaturę we foyer. Lady Bulwer niedbałym gestem przywołała kelnera i poczęstowała się szampanem. Jej myśli zajmowała Nora, która ominęła tę premierę, ale i tak jakby znajdowała się pośród tłumu, gdyż jej imię padało bez przerwy w trakcie rozmów. Czasami obecność nie jest konieczna, by ludzie mówili; wystarczy kilka zdeterminowanych przeciwniczek z dobrą pamięcią. Penelope Hardinge, od stóp do głów spowita w pastelowy błękit, co rusz wypowiadała imię szwagierki, jako odzew padało zaś: „ach, ta niezrównoważona histeryczka…!”, „chyba słyszała pani, co stało się w Brighton…?”. Lady Josephine trzymała się swoich starszawych przyjaciółek, nie mając zbyt wiele wspólnego z synową, jednak ona także robiła użytek ze znajomości. Stare kwoki nadawały się do plotek lepiej aniżeli podlotki, bo miały mniej obowiązków i w pełni mogły się poświęcić rozsyłaniu złych opinii. Starsza lady Hardinge przodowała w tym zajęciu. Hrabina nie spuszczała z oka obydwu dam, które szeroko uśmiechnięte i rozszczebiotane jak rajskie ptaki przechadzały się od jednej grupki do drugiej.
Obserwowała je znad kieliszka szampana, stojąc na uboczu.
Chciała oprzeć plecy o ścianę, lecz to nie uchodziło. Poprawiła spoczywającą na dekolcie pokaźną rubinową kolię, później przełożyła szmaragdowy pierścionek z palca środkowego na serdeczny. Jej satynowa suknia barwy turkusu wyraźnie odcinała się od beżowo-złotych ścian. Hrabina Bulwer dobiegała pięćdziesiątki i nigdy nie wyglądała lepiej. Po latach bywania na salonach nauczyła się wywierać odpowiednie wrażenie i teraz roztaczała dokoła swej osoby nimb królewskości, którego nie powstydziłyby się rzymskie cesarzowe. Westchnęła ukradkiem, rozejrzała się wkoło i posłała mijającej ją właśnie baronowej Morton wymuszony uśmiech.
Nudziła się nieco. To, że opera nie była ciekawa, to oczywiste. Nie przyszła tutaj, by napawać się sztuką. Znacznie bardziej interesujące jak zawsze były rozgrywki na towarzyskim firmamencie londyńskiej socjety. To od lat stanowiło jej największe hobby, tuż obok muzyki, rzecz jasna. Uwielbiała młode talenty, lecz jeszcze bardziej uwielbiała prowadzić obserwacje znajomych, dowiadywać się nowości oraz przede wszystkim, gromadzić informacje. Hrabina była wyjątkowo domyślna, zwracała uwagę na pozornie błahe niuanse, zmianę postawy ciała, nagły błysk w oku, wyższy ton głosu, łagodne muśnięcie dłoni o dłoń. Pozory zawsze liczyły się bardziej niż rzeczywistość, a ona potrafiła je dostrzec. Ona kochała je dostrzegać. Wydarzenia kulturalne same z siebie były nudne. Ileż można oglądać pląsające po scenie nastolatki? Nudziła się więc w trakcie aktów, ale nie wówczas, gdy przychodziło do antraktu. Wtedy odbywało się prawdziwe przedstawienie, tyle że bez kurtyny, bez suflera, no i nigdy nie grano na bis. Kto się potknął lub zapomniał kwestii, wypadał z roli bez szansy na poprawę — tak jak teraz Nora Hardinge. Na szczęście mogła liczyć na Helen. Lady Bulwer uwielbiała brylować wśród znajomych.
Zająwszy strategicznie miejsce pod ścianą, po niemal duszkiem wychylonym kieliszku szampana teraz, przypatrując się tłumowi we foyer, powoli raczyła się drugim. W hallu panował więc zgiełk. Oczom lady Bulwer nie umknęła obecność matki Rodericka. Lord też tu był. Hrabina oderwała wzrok od twarzy lady Josephine i przeniosła go w przeciwległy kąt. Roderick, jasnowłosy, wysoki i przystojny wedle standardów wyższych sfer, rozprawiał o czymś z kilkoma starszymi mężczyznami. Zrobił uprzejmą minę i uśmiechał się, słuchając starego księcia Stanhope’a. Ten tłumaczył mu coś, szeroko gestykulując, a Hardinge kiwał nieustannie głową. Jeśli się nudził, potrafił to doskonale ukryć.
— Jeśli się pani nudzi, madame la comtesse, z przyjemnością dotrzymam jej towarzystwa.
Obserwacje Helen zakłóciło nagłe pojawienie się hrabiego Harthrama u jej boku. Spojrzała na niego oschle, powoli sącząc szampana. Nie zauważyła, kiedy się zbliżył.
„Starzejesz się, dziewczyno”, sarknęła w duchu. „Kiedyś nic nie było w stanie umknąć twojej uwadze. Dzisiaj wystarczy chwila zamyślenia, a nie dostrzegasz, jak zmienia się układ na szachownicy”.
Nie powinna z nim rozmawiać, gdyż należał do frakcji przeciwników jej męża, choć obydwaj byli torysami. Bulwer go nie znosił i robił wszystko, by ukrócić jego polityczne ambicje, które były doprawdy okazałe. Moubray marzył o objęciu stanowiska lorda namiestnika Irlandii, lecz do tego potrzebował aprobaty ministra, Thomasa Bulwera, który nie darzył Harthrama miłością. Przepychanki te trwały od lat, lecz ostatnimi czasy przybrały na sile.
— Jak pan sobie życzy, hrabio — odparła nieco oschle.
George Moubray rozejrzał się dokoła. Jego jasne brwi drgnęły, kiedy wzrok padł na osobę Hardinge’a, ale hrabia był uprzejmy i nie skomentował obecności parweniusza w towarzystwie. W przeciwieństwie do większości zgromadzonych gości nie pił zupełnie nic. Helen pomyślała, że rzadko widywała go raczącego się trunkiem, czy to na prywatnych balach, czy na oficjalnych wydarzeniach. Spodobało jej się to. Zbyt dużo mężczyzn wykazywało nadmierny pociąg do kieliszka. Nie żeby Bulwer pił na umór, skądże znowu. Thomas Bulwer był porządnym człowiekiem, którego szanowała, choć nie kochała.
Moubray skinął nieznacznie głową. Stali obok siebie przy ścianie w milczeniu przez pewien czas, pozwalając innym, by snuli domysły na ich temat. Blade oczy hrabiego wodziły po twarzach, na nikim nie zatrzymując się dłużej. To oczywiste, że nikt nie posądzał tej dwójki o romans — już samo takie przypuszczenie było absurdalne.
— To ciekawe — zagadnęła hrabina jako pierwsza, nie mogąc dłużej znieść milczenia.
— Co takiego, madame?
Ukradkiem wskazała na swojego męża, który stał w pewnym oddaleniu od nich zatopiony w dyskusji z ministrem dyplomacji. Co jakiś czas wybuchał gromkim śmiechem. Przy jego boku stał Tommy — ich jedyny syn, dziedzic i oczko w głowie rodziców. Wysoki dziewiętnastolatek o aroganckim uśmiechu, który od nauki wolał nocne eskapady z grupką swoich koleżków. Od urodzenia nosił grzecznościowy tytuł barona, co wbiło go w pychę, lecz był uroczy i nie dało się długo na niego złościć.
— Nie lubi nas pan — rzekła Helen, przenosząc wzrok z małżonka na hrabiego. — A jednak zauważyłam, że ostatnimi czasy często rozmawiamy.
— Tak się składa, że rozmawiam z wieloma osobami, choć wielu nie lubię — odparł Moubray beznamiętnym tonem.
— Z pewnością większości tutaj zgromadzonych — uściśliła hrabina. — Po co więc pan tu przyszedł, skoro nasze towarzystwo jest hrabiemu tak bardzo niemiłe? Przecież doskonale pan wiedział, że ona nie przyjdzie.
— Nie pojmuję, co madame ma na myśli.
Helen zerknęła na jego wysoką postać o posępnej minie. Prychnęła kpiąco pod nosem.
— Jestem może stara, ale nie głupia. Wy, mężczyźni, nigdy nie potrafiliście docenić kobiet. Ich domyślności. Sprytu.
A my mamy tę przydatną zdolność dostrzegania waszych słabości. I potrafimy je wykorzystywać. Hrabia Harthram uśmiechnął się z pewnym pobłażaniem.
— Bardzo to ciekawa teoria — przyznał, kiwnąwszy głową.
Helen zrobiła cierpką minę i znowu spojrzała na swojego męża.
— Zawsze mnie fascynowała jedna wasza słabość. Kochanki. Mienicie się władcami świata, lecz wasze zachcianki są płytkie, a postępowanie rozczarowujące. Ma pan pojęcie, hrabio, jak wiele łączy pana z Bulwerem? Jak się nazywa ta pańska tancereczka? Wyleciało mi z głowy…
— To nieistotne — uciął. — Pani mąż blokuje moją nominację. Chcę wiedzieć dlaczego.
— Chyba nie ode mnie? — Helen zachichotała wdzięcznie i zerknęła na Bulwera, który właśnie podszedł z ministrem do kelnera z tacą. — Zapewniam, panie hrabio, nic o tym nie wiem. Jestem kobietą, a niewiasty nie mają zmysłu politycznego… no, chyba że chodzi o fatałaszki czy biżuterię. Ale tę kwestię także pozostawiam pańskiej ocenie. Lepiej zna się pan na rozdawaniu biżuterii. Czy mogę liczyć na pańskie względy? Moja cena nie jest znowu tak wysoka… — Zatrzepotała rzęsami tak jak czasami czyniła to Nora.
Powieść Król Pik kupić można w popularnych księgarniach internetowych: