Samodzielne wydawanie książek to coraz popularniejsza praktyka, która stosowana jest już nie tylko przez prowadzących działalność gospodarczą celebrytów czy osobowości medialne, ale także autorów, którzy postanowili zarabiać bez pośrednictwa wydawcy.
Chociaż opinia o self-publishing w środowisku bywa dość różna, to trzeba przyznać, że z każdym rokiem pozycja tych książek staje się coraz mocniejsza. I coraz więcej osób próbuje swoich sił w pisaniu i wydawaniu książek. Podobnie było w przypadku Jana Favre – autora bloga Stay Fly, który w tym roku wydał swoją drugą książkę: To tylko seks.
To tylko seks to 280-stronicowa książka, która przedstawia historię kilku mieszkańców Krakowa. Młodzi ludzie wcale się nie znają, nie łączy ich także sytuacja materialna, zawodowa czy rodzinna. Ich jedynym wspólnym mianownikiem jest seks. Każda z historii siedmiorga ludzi jest inna, każdy z nich chodzi do łóżka z innych przyczyn. Bo czym tak naprawdę jest dziś seks?
Jan Favre w swoim wpisie na blogu przedstawił kwotę, związaną z samodzielnym wydaniem książki. Według blogera, self-publishing kosztował go… 37 tysięcy złotych!
Co w swoje koszty wliczył bloger? Oprócz standardowych wydatków, takich jak redakcja, korekta, projekt graficzny czy druk, Favre do wydania książki doliczył także wszystko to, co niezwiązane jest bezpośrednio z samym produktem, a zatem także promocję i marketing. W wyliczeniach znalazło się stworzenie strony sprzedażowej (3 tys. zł), film promocyjny (4 tys. zł.), grafiki promocyjne (1,5 tys. zł), sesja zdjęciowa (1,4 tys. zł) i reklama na Facebooku (1 tys. zł). Do tego autor doliczył sobie także… mieszkanie i życie w Krakowie przez pół roku pisania książki, w standardzie „nie-studenckim [pisownia oryginalna — przyp. red.]”, co kosztowało go 15 tysięcy złotych.
Łącznie koszt wytworzenia książki, biorąc pod uwagę jedynie podwykonawców, kosztowałby blogera około 22 tysiące, jednak dzięki upustom, ostateczna suma z faktur, które Favre musiał zapłacić, wynosiła około 15 tysięcy złotych.
-> Ile blogerzy zarabiają na wydaniu książki? Oficyna Altenberg zarobiła na nich 13 mln. złotych!
Self-publisher odpowiedzialny jest jednak za dystrybucję książki, o czym bloger nie wspomniał już na swojej stronie. Jego książkę kupić można jedynie na jego stronie sprzedażowej, nie znajdziemy jej zaś w księgarniach internetowych czy stacjonarnych. By zatem sprzedać wydrukowany nakład, należy włożyć odpowiednio dużo pracy w samodzielną promocję tytułu.
Pytanie więc, czy self-publishing naprawdę lepszy jest niż wydawanie w tradycyjnych wydawnictwach?