Emerytowane bóstwo, obecnie śmiertelniczka. Fragment książki „Kopnij piłkę ponad chmury"

Data: 2018-09-20 09:41:02 | Ten artykuł przeczytasz w 9 min. Autor: Sławomir Krempa
udostępnij Tweet
News - Emerytowane bóstwo, obecnie śmiertelniczka. Fragment książki „Kopnij piłkę ponad chmury

Kumari jako dzieci zostały wybrane i otoczono je boskim kultem. Pushpa Basnet działała na rzecz dzieci, które trafiły do więzień razem ze swoimi matkami. Kobiety z grupy Shakti Samuha sprzedano do domów publicznych, ale udało im się uciec z piekła. Ich historie poznamy za sprawą książki Iwony Szelezińskiej Kopnij piłkę ponad chmury, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Marginesy. Autorka pomagała swoim przyjaciołom im w odbudowaniu miasta po tragicznym w skutkach trzęsieniu ziemi w 2015 roku. Dziś ukazuje Nepal – głęboko zanurzony w tradycji kraj, którego mieszkańcy próbują dzięki postępowi technologicznemu i za sprawą błyskawicznie rozwijającej się turystyki odpowiedzieć na wyzwania współczesności. W naszym serwisie macie okazję przeczytać fragment książki: 

Siedzimy naprzeciw siebie, Rashmila Shakya i ja.

Ona – Nepalka, emerytowane bóstwo, obecnie śmiertelniczka.

Ja – Polka, stworzenie ziemskie, śmiertelniczka od urodzenia.

Siedzimy w salonie w rodzinnym domu Rashmili. Czekamy, aż jej mama przyniesie ćay – herbatę z mlekiem, przyprawami i dużą ilością cukru. W pokoju stoją dwa fotele i ogromna kanapa, mimo to siadamy na podłodze, na kwiecistym dywanie. Pod ścianą nieduży regał na książki, ale zamiast nich na półkach ustawiono liczne puchary, statuetki, trofea. Jak dowiem się później, te zdobycze świadczą o osiągnięciach sportowych Rashmili i jej rodzeństwa, głównie młodszego brata. Ściany mają smerfowy kolor. Na jednej wiszą portretowe zdjęcia rodziny: w wyższym rzędzie zamknięte w osobnych ramkach oblicza mamy i taty, poniżej sześcioro dzieci państwa Shakya: pięć córek i syn, najmłodszy. W równej linii, blisko siebie. Wszyscy wpatrują się w obiektyw aparatu, przejęci, uchwyceni w momencie sukcesu, w togach, z biretami ozdobionymi chwostem ze złoconej przędzy. Dumni absolwenci, z dyplomem w dłoni. Zdjęcia zostały zrobione pewnie chwilę przed tym, jak grupowo, wszyscy naraz, podrzucili swoje nakrycia głowy wysoko w niebo, na znak wolności.

Sześcioro dzieci państwa Shakya ten moment ma już za sobą.

Zdjęcie Rashmili wisi jako trzecie od lewej, kolejność nieprzypadkowa. Wygląda na nim na szczęśliwą. Jest pierwszą eks-Kumari z tytułem magistra.

Siedzimy naprzeciwko siebie, czekamy na herbatę, dyskretnie rozglądam się po pokoju. Rashmila jawnie mnie obserwuje.

Jesteśmy rówieśnicami, i to chyba, poza czasem i miejscem, w którym przyszło nam się spotkać w smerfowym pokoju jej rodzinnego domu w Katmandu, jedyny łączący nas element. Przynajmniej na pierwszy rzut oka.

#

– Gdy miałam cztery lata, wybrano mnie na Kumari. Był rok 1984. Konkurowałam między innymi ze swoją o rok młodszą siostrą Samjhaną, ale ona odpadła w przedbiegach, bo dostała wysypki. Całe jej ciało pokryły małe czerwone krostki, co zdyskwalifikowało ją od razu i bezpowrotnie. Tak mówi mama, bo ja nic z tych zdarzeń nie pamiętam – zaczyna Rashmila. – Ponoć zniknęły równie szybko, jak się pojawiły, ale nie mogła już kandydować na boginkę. Mama mówi, że wolała, by wybrano siostrę, bo ja zaczęłam już chodzić do przedszkola, miałam swoje obowiązki i nie chciała raptownie przerywać mojej kariery. – Śmieje się.

Spośród kilku dziewczynek wybór padł na nią. To jej twarz stała się ziemską twarzą Taledźu, to ją czczono w pałacu przez kolejnych osiem lat. Została odklejona od zwykłego życia, dosłownie i w przenośni. Jej ziemskie funkcjonowanie przeszło w tryb spoczynku, wkroczyła w stan boski. Oderwano ją od rodziny, ulokowano w świątyni. Obleczono w boskie szaty, obwieszono insygniami. Za życia stała się elementem sekretnej hinduskiej tradycji mającej źródło w praktykach tantrycznych. Nepal to jedyne miejsce na świecie, gdzie czci się bóstwo pod postacią żywej osoby – dziecka, dziewczynki, dziewicy.

– Pierwszym kryterium jest pochodzenie. Pochodzę z kapłańskiej rodziny buddyjskich Newarów – ciągnie Rashmila.

Chociaż Kumari jest reinkarnacją hinduskiej bogini, dziewczynka musi pochodzić z rodziny buddyjskiej. To jeden z wyraźniejszych przykładów harmonijnego funkcjonowania dwóch wyznań od wieków obecnych w Nepalu, znak zgody i równoważności: hinduskie bóstwo w ciele buddyjskiego dziecka, czczone przez jednych i drugich.

– Dokładnie przeanalizowano mój horoskop. Musi być zgodny z horoskopem władcy, jako że Kumari sprawuje nad nim opiekę. Nasze życiowe energie muszą się wzmacniać, to bardzo ważne. Kiedy się okazało, że horoskop króla Birendry i mój są ze sobą spójne, przeszłam boską kontrolę jakości – dokładnie przeegzaminowano moje ciało. Niewiele z tego pamiętam, w zasadzie tylko tyle, że byłam odświętnie ubrana i szłyśmy gdzieś z mamą, w całkiem nowe miejsce. Mama się denerwowała, cały czas była przy mnie. Znam te zdarzenia jedynie z jej relacji.

Kumari musi się wykazać trzydziestoma dwiema cechami fizycznej doskonałości; są one wyszczególnione w świętych księgach i obecne w opisach postaci Buddy. Ma mieć ciało jak drzewo banianu, gładką skórę bez żadnych przebarwień i blizn, delikatne stopy, długie palce, szyję jak muszla morska, szeroką pierś, policzki lwicy, uda mocne jak u bawołu, zwinne nogi sarny, narządy płciowe osadzone głęboko w miednicy, długie rzęsy jak u krowy, oczy w kształcie migdałów i włosy skręcone w prawą, dobrowróżbną stronę. Ma być zdrowa i ładna, zgodnie z lokalnym kanonem piękna.

– Trudno doszukać się tych cech u czterolatki. Szczególnie że są one podane w tak archaicznej formie. – Rashmila znowu się śmieje. – W każdym razie konsylium kapłańskie uznało, że się nadaję. Następnego dnia zamieszkałam w pałacu. Wszystko stało się bardzo szybko: pożegnanie z rodzicami i siostrami, nowy dom, nowe miejsce, nowi ludzie. Byłam mała, nie wiedziałam, co się dzieje. Nikt mi też specjalnie nie tłumaczył, o co w tym wszystkim chodzi. Nie pamiętam, żebym tęskniła za rodzicami. W pałacu byłam pod opieką rodziny, która z dziada pradziada zajmuje się kolejnymi Kumari. Mieszkają tam, to ich rodzinny dom, trzy pokolenia pod jednym dachem. Są urzędnikami państwowymi, a ich praca polega na służeniu bogince – zaznacza. – Dość nietypowy zawód! Musieli dbać o to, żeby nic mi się nie stało, żebym uczestniczyła w codziennej pudźy i religijnych festiwalach, żebym była odpowiednio ubrana i uczesana. Spełniali wszystkie moje zachcianki. Nie spuszczali mnie z oczu, nawet w nocy. Zawsze ktoś spał ze mną w pokoju, ja na łóżku, a didi na podłodze.

Rashmila gładko przeszła z jednej rodziny do drugiej. Ich dzieci stały się jej nowym rodzeństwem, tylko na nieco korzystniejszych dla niej zasadach: nie mogły jej dokuczać, bić, kłócić się z nią, musiały jej we wszystkim ustępować. To ona decydowała, kiedy chce się bawić, a kiedy ma ochotę pobyć sama. Musiały czekać na jej zaproszenie. Miała nad nimi przewagę, bo była boginką.

– Wykorzystywałam to – przyznaje Rashmila. – Często kazałam im stać i całymi godzinami podziwiać, jak tańczę. Uwielbiałam tańczyć. Musiało je to koszmarnie nudzić. Kiedy oglądaliśmy telewizję, siedziałam najbliżej odbiornika, nikt nie mógł mi zasłaniać. Chyba od tego siedzenia za blisko ekranu mam dzisiaj wadę wzroku. – Rashmila nosi okulary. Wskazuje na nie, przesuwa je na nosie i śmieje się, wspominając dzieciństwo. – Lubiłam się z nimi bawić. Gdy wychodziły do szkoły, czułam się samotna. Bawiłam się lalkami i z naszym pałacowym psem. Czekałam na ich
powrót.

Biologiczna rodzina może odwiedzać Kumari, ale tylko w wyznaczonych porach, kiedy słońce jest wysoko na niebie. W pierwszych tygodniach zaleca się zaniechania kontaktu z córką, żeby ułatwić jej adaptację do nowej sytuacji. Później najlepiej, żeby kontakt był rzadki i dość formalny. Opiekunowie Kumari robią wszystko, żeby dziecko jak najszybciej zapomniało o domu.

– Do tej pory opiekowałem się sześcioma Kumari. One się zmieniają, a moja rodzina tutaj zostaje. Staram się do nich nie przywiązywać – mówi Gautam Shakya. – Kumari to małe dziewczynki, więc musimy być bardzo uważni, otoczyć je ciepłem, stworzyć im dobre warunki. Jeśli czują się bezpieczne, są w centrum uwagi, to szybko się do nas przyzwyczajają. Nigdy nie płaczą, nie wołają mamy. Nie wolno im tego robić, nie są przecież zwykłymi dziećmi. Jako
boginie nie mogą okazywać takich emocji.

– Kiedy odwiedzaliśmy Rashmilę, traktowaliśmy ją jak bóstwo. Byłem dumny, że moja córka została Kumari – deklaruje jej ojciec.

Matka dodaje:

– Już chodząc z nią w ciąży, czułam, że dzieje się coś wyjątkowego. Urodziłam boginkę. Gdy widziałam Rashmilę w pałacu, myślałam, że nie mam już prawa do tego dziecka, że nie jest już moją córką, przychodziłam na spotkanie z bogiem. Nie mogłam jej mówić, jak bardzo za nią tęsknię. Chciałam ją chronić przed niepotrzebnymi emocjami. Została stworzona do wyższych celów. Nie pozostało mi nic innego, jak tylko to zaakceptować.

REKLAMA

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Kopnij piłkę ponad chmury. Reportaże z Nepalu
Iwona Szelezińska1
Okładka książki - Kopnij piłkę ponad chmury. Reportaże z Nepalu

Iwona Szelezińska spotkała się z emerytowanymi Kumari – które jako dzieci były wybrane i otoczone boskim kultem. Opisuje swoje spotkania z...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo
Reklamy
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje