Zbliżają się święta Bożego Narodzenia, a tymczasem bohaterki znane czytelnikom z powieści Pod tym samym niebem stają przed nowymi dylematami i rozterkami. Kinga tęskni za narzeczonym, który od miesięcy przebywa w śniegach Spitsbergenu. Lilianna, skupiona na wychowaniu pięcioletniej córki, nie potrafi wsłuchać się w to, co podpowiada jej serce. Jedynie mała Nela oraz jej wierny kotożbik Eastwood nie wahają się czerpać z życia wszystkiego, co najlepsze.
Codzienność Lilki odmienia zagadkowa przesyłka, a w niej informacje na temat ukrytej w Górach Połabskich rodzinnej tajemnicy. Aby ją poznać, przyjaciółki postanawiają się wybrać się w podróż śladami listu. Jednak przewrotny los ma wobec nich zupełnie inne plany, nie żałując wyzwań i niespodzianek.
Czy Lilianna zdoła wypełnić wolę zmarłego przed laty dziadka? Czy pozwoli, by jego wojenne doświadczenia wpłynęły na jej obecne życie? Na pytania te odpowiada Katarzyna Kielecka w swojej najnowszej książce.
Na tej samej ziemi to opowieść, w której przeszłość splata się z teraźniejszością, a tęsknota z nadzieją. Historia o trudzie radzenia sobie ze stratą najbliższych i o niezwykłej sile miłości, która przywraca wiarę w sens życia. Nowa powieść Katarzyny Kieleckiej obfituje w okazje do wzruszeń, refleksji oraz śmiechu. Do lektury zaprasza Wydawnictwo Szara Godzina. W ubiegłym tygodniu w naszym serwisie mogliście przeczytać premierowy fragment książki Na tej samej ziemi. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:
Tymczasem Kinga, gdy tylko skończyła rozmowę i wyłączyła komputer, poczuła nieokiełznaną wściekłość na narzeczonego o to roczne rozstanie. W takich chwilach zwykle bezradność zmieniała się u niej w gniew, kazała wyrzucać na zewnątrz serie okraszonych mięsem wyzwisk i wyciskała jej z oczu łzy.
Na szczęście Nela instynktownie wiedziała, jak ustawiać ciotkę do pionu. Zajmowała czas, absorbowała uwagę i przywracała myślom znamiona umiaru i rozsądku. Śliwa doskonale zdawała sobie sprawę, że bez przyjaciółki i jej równie uroczej, co pyskatej córeczki ciężko byłoby przetrwać tę zimę. Dlatego wciąż pomieszkiwała u nich, szczególnie że miejsca nie brakowało. Doskonale pracowało jej się w domu przy Małachowskiego, a jednocześnie mogła pomóc Lilce w opiece nad dzieckiem.
No właśnie, dzieckiem… Dziewczynka obejrzała dwa odcinki Clifforda oraz jeden Maszy i Niedźwiedzia, po czym uznała, że jest okropnie głodna. Zajrzała do kuchni, wspięła się na stołeczek i dostrzegła na bufecie miskę z owocami. Nie poczuła się zachęcona. Po głowie chodziły jej raczej „kółki z gararetkiem”, zatem wbiegła po schodach, by wybadać, co się dzieje na piętrze, i skusić ciotkę na łasuchowanie. Tuż za nią niczym cień powędrował Eastwood, bo nie widział sensu, by zostawać na parterze, skoro jego ulubienica pognała na górę.
Przez chwilę oboje zgodnie nasłuchiwali dźwięków dobiegających zza uchylonych drzwi. Wreszcie znudzony żbik usiadł na środku korytarza i przystąpił do wylizywania sobie futra. Dziewczynka rzuciła mu pełne czułości spojrzenie i wsunęła się jak duch do pokoju. Podreptała cichutko, wypróbowanym sposobem wlazła na tapczan, a z niego Kindze na kolana i objęła krótkimi ramionami jej szyję.
– Ciocia, nie mówi się „Arktyka zje bana”, tylko „zje banana” – oznajmiła mentorskim tonem. – Jak ona je, to może też chcesz? Przyniosę ci, co? – spytała i zeskoczyła na podłogę. – Obiernę i się podzielimy na pół. Tylko trzeba oderwać koniuszek, bo w nim mieszkają robale.
– W bananach nie ma żadnych robali, pająków ani innych paskudztw. To bujda – oświadczyła z przekonaniem Śliwa. Wydmuchała głośno nos, otarła z oczu łzy i natychmiast przestawiła uwagę z narzeczonego na dziecko. – Wystarczy myć przed jedzeniem ręce i owoce. Wyszorowałaś łapki?
– Trochę… – mruknęła dziewczynka niepewnym głosem.
– To chodź, umyjemy całkiem – zaproponowała ciotka i szerokim gestem zaprosiła Nelę do wyjścia.
Eastwood prychnął z niechęcią i uciekł przed Śliwą w najdalszy kąt korytarza.
– Albo kółki z gararetkiem. To lepsze od banana. Ciocia… Zjemy razem kółki? – negocjowała pięciolatka, gdy po umyciu rąk wmaszerowały do kuchni. Uznała, że Kinga już się pozbierała i można podjąć próbę ugrania czegoś dla siebie. – Potem ci pokażę, jak się robi „ziut”. Mogę cię nawet nauczyć, tylko załóż te śliskie getry do gimnastyki.
– Kółki są najlepsze ze wszystkiego – zgodziła się ciotka i otworzyła szafkę, która skrywała delicje. – „Ziut” brzmi intrygująco, więc chyba też się skuszę.
Nie przestała myśleć o Adamie, chociaż chwilowy przypływ żalu odrobinę w niej zmalał. On jest szczęśliwy, a ona nie powinna mu tego psuć. Przecież niedługo wróci i będzie znowu jej. Czeka ich całe życie razem i ten rok zwłoki niczego nie zmieni, jeśli zachowają rozsądek i wzajemny szacunek dla siebie.
To wielka sztuka pozwolić komuś najbliższemu swobodnie iść swoją drogą, zwłaszcza gdy jest to szlak zupełnie nam obcy i wiadomo, że nie podejmiemy wspólnej wędrówki. Towarzyszyć z boku w radości, że ktoś kochany się spełnia, to połowiczna radość, świadomość, że on mnóstwo zyskuje, lecz my odrobinę tracimy. Ciężko pogodzić się z utratą pozycji czyjejś jedynej fascynacji i pasji, bo nie jest łatwo nauczyć się dzielić kimś, kogo chciałoby się mieć na wyłączność. Jednak bez tego marne są szanse, że on doceni tę miłość, bo nie będzie szczęśliwym człowiekiem.
Książkę Na tej samej ziemi kupicie w popularnych księgarniach internetowych: