Pod Masywem Ślęży zostają znalezione dziwnie upozowane oszronione zwłoki młodej kobiety. Podkomisarz Marcin Anders odwołany z przymusowego urlopu jedzie do Sobótki, by we współpracy z miejscową policją, a szczególnie sierżant Florianną Szulc, rozpocząć śledztwo. Małomiasteczkowy klimat, naciski prokuratora i dziennikarzy oraz piekielnie inteligentny morderca – oto, z czym musi sobie radzić sobie Anders. A zabójca nie próżnuje…
Pozornie bez winy to debiutancka powieść Pauliny Medyńskiej, laureatki konkursu na opowiadanie kryminalne w ramach MFK 2019 we Wrocławiu. Do lektury powieści zaprasza Wydawnictwo Oficynka. Ostatnio mieliście okazję przeczytać pierwszy rozdział książki, tymczasem już dziś zachęcamy do sięgnięcia po rozdział drugi:
Rozdział II
Sierżant Florianna Szulc zaparkowała radiowóz przed domem rodziców ofiary. Tej części pracy w policji nie lubiła najbardziej. Przekazywanie złych wieści ciągle pozostawiało jakiś ślad w jej psychice. Nie można było do tego przywyknąć.
Sierżant wzięła głęboki oddech, ale podkomisarz Anders powstrzymał ją przed opuszczeniem samochodu.
– Poczekaj. Zanim wejdziemy, powiedz, jak dobrze ich znasz.
– Jak każdy zwykły mieszkaniec Sobótki. Należą do tak zwanej elity. Sławomir Łęcki jest dyrektorem i właścicielem miejscowego ośrodka zdrowia. A Ewelina Łęcka jest przewodniczącą komitetu na rzecz odnowy gminy. Prywatnie bardziej znam ją niż jego, bo czasem pomagam w przedsięwzięciach komitetu. W domu mieszkają jeszcze rodzice Sławomira.
– Przekazywałaś kiedyś rodzicom, że ich dziecko nie żyje?
– Tak, ale po wypadku samochodowym, a nie po czymś takim.
– To dzisiaj będziesz miała okazję.
– Słucham? Chyba pan powinien to zrobić.
– Nie dasz rady? Czy fakt, że znałaś ofiarę, to wystarczający powód, żeby emocje wzięły górę nad profesjonalizmem?
Florianna spojrzała mu prosto w oczy. To było wyzwanie. Co za nieczuły dupek, pomyślała. Czekał, aż się złamie i zacznie go prosić, żeby to on poinformował rodzinę. O nie. Niech sobie nie myśli, że policjanci z prowincji są mniej udolni niż ważny pan z wojewódzkiej.
– Dam radę – powiedziała w pewnością w głosie, która zaskoczyła nawet ją. – Kiedy przyjadą psycholog i karetka?
– Za dziesięć minut.
Skinęła głową i bez słowa wysiadła z samochodu. Wyciągnęła paczkę linków i próbowała odpalić jednego, ale zapalniczka odmówiła współpracy. Jej towarzysz również wysiadł i wyciągnął swoje papierosy. Odpalił bez problemu. Przez chwilę mierzyli się wzrokiem. Szulc pomyślała, że nie poprosi go o ogień, poradzi sobie sama. Jednak po raz kolejny ją zaskoczył, podchodząc i wyciągając w jej stronę zapalniczkę z płomieniem. Podziękowała. Dopiero teraz miała okazję przyjrzeć się mężczyźnie dokładniej. Był od niej dobre dwadzieścia centymetrów wyższy i choć miał na sobie kurtkę, to można było stwierdzić, że ma imponującą budowę ciała. Kilkudniowy zarost i mroczne spojrzenie tylko dodawały mu atrakcyjności. Całość dopełniał męski, lekko chropowaty głos. Szkoda tylko, że pod ładnym opakowaniem krył się podły charakter.
– Cholera – zaklął, widząc, że drzwi domu Łęckich otworzyły się, a na miejscu nie było jeszcze psychologa.
– Dzień dobry. Florianna? W czym mogę pomóc – zapytał starszy pan i zmierzył wzrokiem nieznajomego, który towarzyszył małej Szulc.
– Panie Łęcki, dzień dobry. Zastaliśmy syna i synową?
– Co się stało? – odparł dziadek ofiary, jednocześnie wpuszczając ich na podwórze. – Co policja tu robi o tak wczesnej porze?
– Podkomisarz Marcin Anders, komenda wojewódzka. – Podkomisarz wyciągnął odznakę. – Sierżant Szulc i ja musimy porozmawiać z panem Sławomirem i jego żoną.
– Tato, co się dzieje? – zza drzwi dobiegł kobiecy głos. Łęcki otworzył je szerzej i zwrócił się do swojej synowej:
– Policja do ciebie.
– Policja? Co się stało? Florianna? Coś ze Sławkiem? Mój Boże. – Ewelina Łęcka popatrzyła na nich przerażona.
– Nie stójmy tak w progu, zapraszam państwa do środka – zaproponował starszy mężczyzna.
W tym momencie pod bramę zajechała karetka pogotowia z policyjnym psychologiem. Łęccy z niepokojem spojrzeli na siebie. Gdy znaleźli się w salonie wielkiego domu, w powietrzu czuć było napięcie i wyczekiwanie. Ewelina Łęcka wpatrywała się w dwójkę policjantów. Ewidentnie wieść o popełnionej zbrodni nie dotarła jeszcze do tego domu. Florianna spojrzała na Andersa, który kiwnął głową, na znak, że powinna zacząć.
Wzięła zatem głęboki oddech. Mając na uwadze wsparcie, jakie czeka przed domem, odezwała się. Starała się, aby głos jej nie drżał. Nie była pewna, czy jej się udało.
– Pani Ewelino, dlaczego sądzi pani, że coś mogło się stać mężowi?
– Sławek w nocy wyruszył z Gdańska i miał być w domu nad ranem, a skoro go nie ma… – Ewelina nie wypowiedziała na głos swoich myśli. Usiadła na kanapie obok teścia, który opiekuńczo objął ją ramieniem.
– Niestety, mamy dla państwa złe wieści, ale nie dotyczą one Sławomira Łęckiego, ale Alicji. – Sierżant poczuła, jak w jej gardle rośnie wielka gula. Musi to zrobić teraz, bo za chwilę może nie być w stanie. Wyrzuciła to z siebie szybko, czując jednocześnie, jak wywracają jej się wnętrzności, a dolna warga zaczyna drgać. – W nocy znaleziono w lesie zwłoki młodej kobiety. Bardzo mi przykro.
Atmosfera w pokoju zgęstniała. Ewelina i jej teść wyglądali jak ludzie, do których nie dotarło żadne wypowiedziane przed sekundą słowo. Jednak po chwili oczy starszego pana zaczęły napełniać się łzami.
– Co wy mówicie? To jakieś brednie! Moja córka nocowała u swojej koleżanki. Na pewno jeszcze śpią – powiedziała Ewelina Łęcka.
– Potrzebujemy danych tej koleżanki – powiedział beznamiętnie podkomisarz.
– Florianna, o co tu chodzi? Co on mówi, przecież … – Ewelina zakryła dłonią usta, czując, że złość przeradza się w bezsilność. Powoli docierało do niej, co się stało. Niedowierzanie w oczach zaczęło mieszać się z bólem, a na policzku pojawiła się pierwsza łza
– Bardzo mi przykro. Ale nie mam żadnych wątpliwości, że znaleziona dziewczyna to Alicja – oznajmiła Florianna, po czym szybko wybiegła z salonu.
Krzyk rozpaczy, jaki wydobył się z drobnego ciała załamanej matki, był przerażający, przypominał skowyt rannego zwierzęcia. Florianna słyszała go nawet na zewnątrz. Dała znać ratownikom medycznym i psychologowi, żeby weszli do środka. A sama podbiegła do najbliższego krzaka i zwymiotowała. Ostatkiem sił powstrzymała płacz. Nie rozklei się, nie da satysfakcji temu wyzbytemu uczuć arogantowi.
Po kilku minutach udało jej się dojść do siebie. Nagle usłyszała trzaśnięcie samochodowych drzwi. Spojrzała w stronę bramy wjazdowej. W stronę domu biegł Sławomir Łęcki. Widok radiowozu i karetki z całą pewnością go zaniepokoił. Florianna przez chwilę obawiała się, że będzie musiała również jego poinformować o śmierci córki. Jednak on zignorował jej obecność przed budynkiem i skierował się do drzwi wejściowych.
***
Podkomisarz Anders czytał zeznania dziadka ofiary. Dowiedział się, o której wyszła ona z domu i u kogo miała nocować.
Na tę chwilę musiało wystarczyć. Państwo Łęccy niestety nie byli w stanie rozmawiać. Zajmowali się nimi policyjny psycholog i załoga karetki. Zauważył, że Szulc wróciła do środka.
Przyjrzał jej się. Była blada, ale trzymała się dzielnie. Rzucił ją na głęboką wodę, podświadomie licząc, że pęknie i dostarczy mu argumentów świadczących o nieudolności miejscowej policji. Wówczas szef mógłby pozwolić mu zebrać ekipę śledczą z prawdziwego zdarzenia. Nie miał ochoty pracować z policjantami, którzy na co dzień zajmują się głównie wypisywaniem mandantów. Jednak niepozorna blond policjantka znów go zaskoczyła. Z pełną empatią zapytała Sławomira, czy mogą rozejrzeć się po pokoju jego córki. Ten skinął głową i wskazał pokój Alicji. Sierżant rzuciła Andersowi wymowne spojrzenie i ruszyła schodami na górę. Nie miał wyjścia, więc poszedł za nią.
Wkroczył do pokoju, gdy Szulc przeszukiwała biurko ofiary. Odchrząknął, aby zaznaczyć swoją obecność. Z zaskoczeniem obserwował, jak sierżant podskoczyła i odwróciła się gwałtownie, ręką zrzucając lampkę, która z hukiem roztrzaskała się o podłogę. Postanowił nie skomentować tego, widząc zakłopotanie swojej tymczasowej towarzyszki. Przemknęło mu przez głowę, że może powinien odebrać jej broń, zanim przypadkiem się postrzeli. Odgonił te myśli i zapytał:
– Znalazłaś coś?
– Nie. Brak telefonu i komputera. Nie ma tu nic osobistego. Idealny porządek. Zbyt idealny jak na pokój dwudziestolatki. W ogóle tu jest jak w pokoju hotelowym.
Anders rozejrzał się. O dziwo, Szulc miała rację. Faktycznie pomieszczeniu brakowało wyrazu. Jasne ściany, zaścielone równo łóżko, biurko i szafa. Jakby nikt tu nie mieszkał, a jedynie bywał. Kim byłaś Alicjo Łęcka? – zadał sobie sam pytanie.
Książkę Pozornie bez winy kupić można w popularnych księgarniach internetowych: