Gdy na rampę kolejową niemieckiego obozu Auschwitz-Birkenau wjeżdzął pociąg z nowymi więźniami, wśród esesmanów bijących i popychających, kogo popadnie, oraz towarzyszących im agresywnych wilczurów przechadzał się on – oficer SS w eleganckim, odprasowanym mundurze, w lśniących butach i siodłatej czapce z trupią główką. Decydował o dalszym losie przywiezionych. Jego kciuk zwrócony w lewo oznaczał odesłanie do obozowego baraku, a więc życie - przynajmniej na jakiś czas. Kciuk w prawo - straszliwą śmierć w komorze gazowej. Wybierał też ofiary do swoich okrutnych eksperymentów medycznych, zwłaszcza kobiety i dzieci, najchętniej bliźnięta. To był doktor Josef Mengele, prawdziwy Anioł Śmierci.
Ten superzbrodniarz nie poniósł odpowiedzialności za swoje zbrodnie. Po wojnie uciekł do Argentyny. Ścigany zaszył się w Paragwaju, a potem w Brazylii. Po latach rozpoznała go tam Polka, była więźniarka z Auchwitz.
Książka Spowiedź doktora Mengele to efekt jej – zaskakująco szczerych – rozmów z Mengelem i sporzadzonych z nich notatek, które zdobył Christopher Macht, autor trzech części bestsellerowych Spowiedzi Hitlera oraz Spowiedzi Stalina. Do lektury zaprasza Wydawnictwo Bellona. Koniecznie przeczytajcie też wywiad z Christopherem Machtem, który opublikowaliśmy w naszym serwisie. W ubiegłym tygodniu w naszym serwisie mogliście przeczytać premierowy fragment książki Spowiedź doktora Mengele. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:
– Zacznijmy od początku. Otóż na temat pańskich zbrodni wiadomo bardzo wiele. Natomiast o pańskich młodych latach nie ma właściwie żadnych informacji. A myślę, że warto poznać historię pańskiego dzieciństwa, by…
– …zrozumieć, jak słodki chłopiec zamienił się w złego człowieka!
– Właśnie, choć nie chciałam tego mówić tak dosadnie.
– Spokojnie, nie jestem kretynem. Doskonale zdawałem sobie sprawę, do czego pani zmierza. No więc, co chciałaby pani wiedzieć?
– Ile ma pan lat? Gdzie się pan urodził? Zacznijmy od początku.
– Na świat przyszedłem 16 marca 1911 roku w Günzburgu, czyli w niemieckiej Bawarii.
– O której godzinie to się wydarzyło?
– Tego nie wiem, ale podobno była wtedy zamieć śnieżna. Wiatr wiał jak oszalały, a do tego na ulicach było pełno śniegu. Z tego, co mi świta, było to bliżej wieczora niż wczesnego ranka.
– No dobrze. A dlaczego zdecydowano, by dostał pan na imię Josef?
– Postanowiono o tym dużo wcześniej, przed moimi narodzinami. Imię Josef miał otrzymać mój starszy brat. Niestety, po kilku dniach zmarł, i z racji tego, że po nim urodziłem się ja, to i mnie nazwano Josef.
– A dlaczego właśnie Josef?
– To miał być ukłon w stronę mojego dziadka. Uściślając, chodzi o ojca mojej matki, który też miał na imię Josef.
– Właśnie. A kim byli pańscy rodzice?
– Ojciec Karl Mengele był inżynierem. Matka zaś, Walburgia, opiekowała się domem. Wszystko przez to, że ojciec stał na czele firmy Karl Mengele & Söhne, produkującej sprzęt rolniczy.
– Przypuszczam, że w pańskim domu nie było biedy?
– To prawda. Skłamałbym, gdybym stwierdził, że nie należeliśmy do zamożnych. Pamiętam, że nasz dom rodzinny był przepiękny. Składał się z dwóch pięter, miał dużą powierzchnię i naprawdę robił wrażenie. Ten dom matka dostała od rodziców w posagu.
– Tak z ciekawości, ile rodzice mieli lat, gdy przyszedł pan na świat?
– Ojciec bodajże dwadzieścia sześć, a matka była od niego trzy lata starsza.
– Matka urodziła pana w tym przepięknym domu?
– Owszem. Ojca wtedy nie było. Siedział w lokalnej gospodzie i popijał wino. Kiedy przyszedłem na świat, ktoś w gospodzie powiedział mu o moich narodzinach i ojciec wrócił do domu.
– A co z rodzeństwem?
– Kiedy się rodziłem, mojego starszego brata nie było już na świecie, zmarł kilka dni po swoich narodzinach. Urodziłem się w 1911 roku, a w 1912 roku przyszedł na świat mój młodszy brat. Dano mu na imię Karl. To jednak nie koniec, nasza rodzina powiększyła się w 1914 roku, gdy matka urodziła kolejnego brata – Aloisa.
– Aloisa? Tak samo miał na imię ojciec Adolfa Hitlera.
– Naprawdę? Tego nie wiedziałem.
– Matka po odchowaniu dzieci nadal zajmowała się tylko domem?
– Niekoniecznie. To było chyba tak, że po jakimś czasie rodzice przeprowadzili się do domu, który był ulokowany naprzeciwko fabryki ojca. Wówczas mama z pomocą służącej zarządzała domem i wspierała ojca w jego pracy.
– Z charakteru bardziej wdał się pan w matkę czy w ojca?
– Rodzice mieli bardzo podobne charaktery. Jeśli czegoś się podejmowali, to zawsze dążyli do perfekcji. Tak było zarówno z matką, jak i z ojcem. To po nich mam takie podejście do życia. Nigdy się nie poddawałem. Nauczyciele wielokrotnie mówili, że jestem tak uparty, że nawet kijem mnie się nie przekona. Zresztą, po co ja pani o tym wszystkim mówię?!
Niespodziewanie cierpliwość Mengelego się skończyła. Trzeba przyznać, że dość szybko. Jednak również skończyły się czasy, kiedy to on dyktował warunki i mógł mnie skazać na zagazowanie albo natychmiast zabić z własnej broni. Wobec tego udałam, że nie słyszę jego pytania i kontynuowałam:
– A które z rodziców tak dbało o swój wygląd jak pan?
Mengele jęknął mocno poirytowany…
– Zaraz, zaraz. A skąd to spostrzeżenie, że zawsze dbałem o swój wygląd?!
– A tak nie jest?
– No jest…
– W obozie zawsze był pan zadbany. Akurat w tej kwestii nic nie można panu zarzucić. Wyprasowana koszula, czysty mundur, lśniące buty, perfekcja w każdym calu.
– Miałem tak od najmłodszych lat. Od zawsze uważałem, że schludny wygląd jest tym, co opisuje człowieka. Jeśli jesteś fleją, to trzeba się trzymać od ciebie z daleka.
– Ktoś powie – „narcyz”!
– Lepiej niech mówią „narcyz” niż „brudas”!
– Racja… Co najbardziej zapamiętał pan z dzieciństwa?
– To, co powiem, zabolałoby rodziców, gdyby mogli to słyszeć, ale prawda jest taka, że z dzieciństwem mam przede wszystkim takie skojarzenia jak ciągła nieobecność ojca. Pamiętam, że w domu przebywał bardzo rzadko, bo był ciągle pochłonięty interesami i rozwojem fabryki. Wiadomo, dzięki temu nigdy nam niczego w domu nie brakowało. No właśnie, nie brakowało niczego – poza obecnością ojca. Nie było o tym mowy, by u nas bywało tak jak w innych domach – pójść z ojcem na ryby czy wybrać się na jakiś wspólny piknik. Fabryka całkowicie go pochłaniała. A problemów było co niemiara. Na przykład kiedyś cała fabryka się spaliła. Ale ojciec i tak wyszedł z tego obronną ręką.
– Pracoholizm w czystej postaci.
– Powodem tego typu zachowań było dążenie do perfekcji. A wychodziło na to, że mogłem mieć takie odczucie, iż fabryka była czasami ważniejsza niż życie prywatne. Akurat, czego jak czego, ale tego, że ojciec był pracowity, odmówić mu nie mogę. Podobnie matka. Pomagała mu jak mogła.
– A wy, potomstwo Karla i Walburgi Mengele, byliście zdani na siebie.
– Rodzice byli wobec nas bardzo wymagający. Punktualność, schludność, dyscyplina na każdym kroku. Tak wyglądał mój dom rodzinny.
– Z perspektywy czasu myśli pan, że był dzieckiem niedopilnowanym, takim, na którym skupiono zbyt mało uwagi?
– Być może. Gdy chodziłem do szkoły, a rodzice ciężko pracowali, opiekowała się mną niania. Choć opieka to złe słowo. Nie dawała sobie ze mną rady, nie ma co owijać w bawełnę. A czy byłem niedopilnowanym dzieckiem? Teraz możemy się mądrzyć, rozważać wszystkie argumenty za i przeciw. A przecież nie można zapominać, że rodzice żyli w innych czasach. Harowali jak szaleni, bo chcieli, żebyśmy mieli dobrą przyszłość. Inna sprawa, że w tym pracoholizmie nie potrafili powiedzieć sobie stop, choć na chwilę zwolnić. Przecież ojciec nie miał dla nas czasu nawet w niedzielę. Ale czy to daje mi przyzwolenie, by mówić, że byłem dzieckiem niedopilnowanym? Raczej nie.
– W obozie w Auschwitz nie miał pan nikogo u boku, żona też daleko od pana. Może to pokłosie dzieciństwa, w którym wychowywał się pan samotnie?
– Zaczynam się czuć tak, jakbym trafił na kozetkę do Zygmunta Freuda, który postanowił poddać mnie psychoanalizie. Choć przyznaję, w tym, co pani mówi, coś może być na rzeczy.
– Idąc dalej tym tropem, skoro dzieciństwo spędził pan dość samotnie, to może dlatego w późniejszym czasie życie innych ludzi w obozie nie miało dla pana wartości i doprowadziło do takich a nie innych zachowań?
– Można się doszukiwać przyczyny w moim dzieciństwie, i to jest bardzo wygodne, by winę za swoje czyny choć po części móc przerzucić na przeszłość. Jednak aż tak daleko bym się nie posunął. Nie miałem pięciu lat, gdy to wszystko czyniłem. Byłem dorosłym człowiekiem, który świadomie popełniał te czyny.
– Rozumiem. A co z kwestią wiary? Byliście ludźmi wierzącymi?
– Wychowaliśmy się w duchu katolickim. To była głęboka wiara, jednak… Pani wybaczy, ale na ten temat nie chciałbym rozmawiać. Akurat to jest bardzo prywatna sfera.
– Adolf Hitler wielokrotnie podziwiał ceremoniał mszy. Chyba nawet śpiewał w chórze kościelnym.
– Tutaj miałem nieco odmienne zdanie…
– To znaczy?
– To znaczy nie byłem zbytnio zauroczony tym całym ceremoniałem. Widocznie miałem do tego większy dystans niż Adolf Hitler. To jednak temat na inną dyskusję. Kościoła w to nie mieszajmy. Każdy odpowiada za swoje grzechy.
Ksiażkę Spowiedź doktora Mengele kupicie w popularnych księgarniach internetowych: