Stewardesa, która bała się latać. "Infantka"

Data: 2021-09-27 09:34:16 | Ten artykuł przeczytasz w 8 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Hania żyje na walizkach, z głową w chmurach – pracuje jako stewardesa. Wychowywała się w domu dziecka i nic nie wie o swoich biologicznych rodzicach. Kiedy pewnego dnia zwiedza zabytkowy pałacyk, wszyscy wokół zauważają jej zdumiewające podobieństwo do postaci ze starego obrazu. Hania zaczyna podejrzewać, że może być nieślubną córką potomka szlacheckiego rodu. Przed śmiercią udało się mu odzyskać rodzinne dobra. Nic więc dziwnego, że jego spadkobiercy zrobią wszystko, by uniemożliwić Hani odkrycie tajemnic z przeszłości.

Infantka to thriller i powieść obyczajowa w jednym, a przede wszystkim wciągająca historia o poszukiwaniu swojego prawdziwego ja. Jaką cenę przychodzi zapłacić za możliwość poznania prawdy? Jakie granice trzeba przekroczyć, aby do niej dotrzeć?

Obrazek w treści Stewardesa, która bała się latać. "Infantka" [jpg]

Do lektury najnowszej książki Wojciecha Nerkowskiego Infantka zaprasza Wydawnictwo Lira. Ostatnio zachęcaliśmy do sięgnięcia po prolog powieści, tymczasem już teraz zachęcamy do przeczytania pierwszego rozdziału powieści:

— Jezus, Maria, spadamy!

— Ja nie chcę umierać!

— Ratunku!

— Kurwa, co jest?! Kurwa!

Były też przekleństwa dużo gorsze. Właściwie wszyscy ludzie rozpaczliwie klęli. Albo płakali.

Lot z Brazylii do Warszawy, z międzylądowaniem na wyspie Sal, od początku był pechowy, bo opóźniony, a kończył się jako koszmar. Nigdy nie zapomnę zakrwawionej twarzy młodej kobiety, przerażenia w jej oczach.

Wyła jak opętana, miotając jednocześnie najgorsze przekleństwa. Prawie wszyscy pasażerowie krzyczeli, przestraszeni i zdezorientowani, dzieci ryczały wniebogłosy, jakaś staruszka wyciągnęła różaniec i modliła się na głos.

— Pod Twoją obronę uciekamy się…

Sytuacja zrobiła się dramatyczna, ale próbowałam zachować spokój. Choć to trudne, bo boję się latać. Trochę głupio, zważywszy na to, że pracuję jako stewardesa.

Spojrzałam na trzymany w ręku czajnik. Zalewałam pasażerom kawę i herbatę. Natychmiast ukucnęłam i wylałam cały wrzątek na podłogę samolotu. Tego wymagają procedury, w przeciwnym wypadku woda mogłaby się wychlapać i kogoś poparzyć.

Ja też się bałam, że zaraz umrę, ale nie mogłam sobie ulżyć krzykiem ani przekleństwem. Odpowiedzialność za innych była silniejsza niż strach, trzymała mnie w ryzach. Pewnie dlatego od kilku lat udaje mi się przezwyciężać lęk przed lataniem. Za każdym razem, kiedy wchodzę na pokład, mam kolana jak z waty, podczas startu umieram, ale kiedy zaczynam zajmować się pasażerami, skupiam się na swojej pracy i to mi pomaga przezwyciężyć strach.

— Proszę usiąść — zwróciłam się do zakrwawionej kobiety, właściwie jeszcze dziewczyny.

Wyglądała jak postać z horroru. Była młodsza ode mnie, miała pewnie niewiele ponad dwadzieścia lat, choć wyglądała poważniej, bo była mocno umalowana.

— Spokojnie… — kontynuowałam. — Zaraz pani pomogę, koleżanka już poszła po apteczkę, ale niech pani siada. Proszę!

Chciałam dotknąć jej ramienia w uspokajającym geście, ale się zawahałam, bo nie wolno nam dotykać pasażerów.

— Boże! O Boże! — zawodziła zakrwawiona pasażerka.

Trzęsłam się wraz z samolotem, którym potwornie rzucało. Ledwo byłam w stanie ustać na nogach, w końcu złapałam się oparcia fotela. A musiałam przecież jak najszybciej wycofać z przejścia metalowy, stukilowy wózek z serwisem pokładowym. W każdej chwili mógł komuś zmiażdżyć nogę.

— Co to ma być?! — Krzyk rannej dziewczyny przeszedł we wrzask. — Ja pierdolę, ratunku!!! Spadamy!

— Niech pani usiądzie na swoim miejscu — poprosiłam. — Proszę usiąść! Słyszy mnie pani?

Kilkadziesiąt sekund wcześniej wlecieliśmy w strefę nagłych turbulencji. Nim kapitan zdążył wydać ostrzegawczy komunikat, samolotem zawładnęła ogromna siła. To nie były jakieś tam wstrząsy, od których rozlewa się kawa, tylko potworne szarpnięcie, jakby złapała nas niewidzialna ręka olbrzyma i pociągnęła w dół. Dziewczyna, która stała akurat w przejściu, straciła równowagę, przewróciła się i wyrżnęła głową o kant laptopa, który trzymał na kolanach pasażer siedzący obok. Jej twarz momentalnie zalała się krwią.

— Spadamy! O kurwa, spadamy!!! — krzyczała, patrząc na mnie przerażonymi oczami.

— Nie spadamy. To turbulencje — próbowałam ją uspokoić, a mój głos wibrował razem z kadłubem samolotu.

Mówiłam głośniej, żeby przedrzeć się przez szum silników i harmider panujący na pokładzie. Pasażerowie byli coraz bardziej spanikowani i nic dziwnego — rzeczywiście można było odnieść wrażenie, że samolot został uszkodzony, pikuje i albo rozpadnie się w powietrzu, albo rozbije o ziemię. Silny podmuch wiatru znów cisnął maszynę w dół, i jeszcze raz, i kolejny. 

Cały czas nami trzęsło, trzeszczał kadłub, skrzydła, wydawało się, że zaraz coś odpadnie, coś się urwie.

Żołądek podchodził mi do gardła. Ja też miałam ochotę zamknąć oczy i krzyczeć ile sił w płucach. Bałam się, że za chwilę oderwie się podłoga i wtedy wszyscy wypadniemy z samolotu na wysokości dziesięciu kilometrów nad ziemią. Nadludzkim wysiłkiem wycofałam wózek do galleya, jak nazywamy kuchnię w samolocie. Zablokowałam koła i natychmiast wróciłam, żeby zająć się ranną pasażerką. W końcu udało mi się ją przekonać, żeby usiadła i zapięła pas bezpieczeństwa. Biedaczka rozcięła sobie łuk brwiowy, stąd tyle krwi. Paskudnie to wyglądało, rana była szeroka, jej brzegi fioletowe i puchły w oczach.

Szkoda, bo dziewczyna była śliczna, zgrabna. Ale też od razu pomyślałam, że jeśli zadziałam szybko, blizna będzie niewielka.

Podbiegła do mnie Magda, moja najlepsza przyjaciół– ka, również stewardesa. Przyniosła apteczkę, z której w pierwszej kolejności wyjęłam fioletowe rękawiczki jednorazowe, potem plasterki zastępujące szwy. Samolotem cały czas szarpało, więc z trudem udało mi się ścisnąć ranę i zatamować krwawienie.

— Już dobrze — powiedziałam do dziewczyny, która siedziała z zamkniętymi oczami i płakała.

Myślałam, że najgorsze minęło, bo turbulencje zaczęły słabnąć. Wtedy nagle w rzędzie po drugiej stronie przejścia zaczął rzygać młody chłopak.

— O fuj! — wyrwało się którejś pasażerce.

Chłopak był niepełnoletni, podróżował z rodzicami, ale zaraz po starcie zapytał Magdę, czy może się przesiąść do pustego rzędu. Potem nagabywał nas o drinki albo chociaż o piwo. Oczywiście żadna z nas nie wydała mu niczego poza soczkiem pomarańczowym, najwyraźniej jednak w jakiś sposób zdobył alkohol, bo gdzieś nad Gibraltarem oczy zaczęły mu się świecić i stał się jeszcze bardziej namolny. Magda się wściekła i chciała to zgłosić kapitanowi. Przekonałam ją, żeby tego nie robiła, jeśli chłopak nie będzie sprawiał dalszych kłopotów. Miałby nieprzyjemności, a jego rodzice mogliby się zrujnować.

Wiedziałam, że kapitan Zagajewski jest służbistą, mógł zdecydować się na awaryjne lądowanie, za które rodzice chłopaka musieliby zapłacić.

Magda dała młodemu ustne ostrzeżenie i przez dalszą część lotu zachowywał się grzecznie, ale teraz, pewnie wskutek wstrząsów i na widok krwi pasażerki, wymiotował jak islandzki wulkan Eyjafjallajökull. Bezradnie próbował sobie zatkać usta dłonią, lecz nic to nie dało. Pobrudził wszystko i wszystkich dookoła. 

Jęknęłam w myślach, bałam się, że zaraz i mnie dotknie fala mdłości. Zacisnęłam dłoń na oparciu fotela, które było jedynym czystym przedmiotem w zasięgu.

— Weźcie stąd, kurwa, tego pijaka! — grzmiała starsza kobieta, która jeszcze przed chwilą żarliwie się modliła.

Zebrałam się w sobie. Już chciałam ruszyć do schowka, gdzie trzymamy specjalny proszek — posypujemy nim wymiociny, wyciąga z nich zapach i wodę. Ale wtedy nadeszła kolejna fala turbulencji. Niewidzialny olbrzym, który znudził się zabawką, nagle znów sobie o niej przypomniał i wrócił, by tarmosić ją z jeszcze większą siłą. Zgasło światło, a krzyki pasażerów połączyły się w jeden chór przerażonych głosów.

Bałam się. Myślałam, że umrzemy. Choć miałam już wylatane prawie trzy tysiące godzin, nigdy nie doświadczyłam takiej furii żywiołów.

Książkę Infantka kupić można w popularnych księgarniach internetowych: 

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Infantka
Wojciech Nerkowski 2
Okładka książki - Infantka

Szukając swojej tożsamości, można stracić wszystko inne… Hania żyje na walizkach, z głową w chmurach – pracuje jako stewardesa. Wychowywała...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo