26 czerwca nakładem Wydawnictwa Harde ukazała się powieść kryminalna Bez słowa autorstwa cenionej irlandzkiej dziennikarki i pisarki Kate McQuaile. Książkę wyróżnia emocjonująca fabuła z zaskakującym zakończeniem, opis skomplikowanych relacji i rodzinnych tajemnic oraz barwna opowieść z życia na irlandzkiej prowincji.
Listopad 2006 r. Orla Breslin pracuje jako dziennikarz w Londynie. Jej najlepsza przyjaciółka, Lillian Murray, przeprowadziła się właśnie do Ardgreeney, gdzie układa sobie życie z Aidanem McManusem, byłym zawodowym graczem rugby.
Pewnego wieczoru przyjaciółki rozmawiają na Skypie. Lillian, słysząc pukanie do drzwi, biegnie sprawdzić, kto zakłóca jej spokojny wieczór. Orla czeka i czeka na jej powrót przed ekran komputera. Ale pokój Lillian staje w płomieniach, a ona sama nie wraca. Co się z nią stało? Spłonęła? Odeszła z własnej woli? Została zamordowana?
10 lat później zagadka zniknięcia Lillian pozostaje nierozwiązana. Ned Moynihan, detektyw prowadzący śledztwo, otrzymuje anonimy, sugerujące, że nie zbadał wszystkich tropów. Czy ktoś wie, gdzie jest Lillian? Czy Orli grozi niebezpieczeństwo? Aby poznać odpowiedzi na te pytania, trzeba sięgnąć po powieść Bez słowa Kate McQuaile. Dziś w naszym serwisie przeczytacie premierowe fragmenty książki:
Wycieczka się skończyła, Lillian ponownie usiadła na wielkiej sofie.
– Co robi Aidan? – spytałam.
– Wyszedł z chłopakami. Jeden z jego kumpli organizuje wieczór kawalerski i nie mógł się z tego wykręcić. Ale gdyby został w domu, nie mogłabym z tobą poplotkować, a jest o czym.
– No to zaczynaj. Zamieniam się w słuch – rzuciłam.
– Musisz obiecać, że zachowasz to dla siebie. Pamiętasz, jak ci mówiłam o naszych planach związanych z Eaglewood? Aidan rozmawiał dziś rano z matką i chyba się zgodziła. Mniej więcej.
– Mówisz poważnie? Tak po prostu?
– No dobrze, może trochę mniej niż więcej. Powiedział, że na początku była trochę zaskoczona, ale kiedy od niej wychodził, nie miała nic przeciwko. Mam nadzieję, że się zgodzi, bo potrzebujemy, żeby nadal prowadziła tę swoją szkołę jeździecką. Przynajmniej przez jakiś czas.
– W takim razie chyba powinnam wam pogratulować – rzekłam. Podniosłam kieliszek wina i uświadomiłam sobie, że moje „chyba” zabrzmiało dość powściągliwie. Szybko więc dodałam:
– Tak, zdecydowanie należą wam się gratulacje!
Lillian promieniała ze szczęścia. Zaczęła podnosić szklankę, ale odstawiła ją, zanim się napiła. Zmarszczyła czoło.
– Przepraszam, Orla, ktoś puka do drzwi. Sprawdzę. Daj mi chwilkę – powiedziała i wstała z sofy.
Gdy podeszła do drzwi, zadzwonił mój telefon stacjonarny, odwróciłam się, żeby podnieść słuchawkę. Pomyłka. Ponownie spojrzałam na monitor. Ani śladu Lillian. Spojrzałam na komórkę, żeby sprawdzić, czy dostałam wiadomość od Jamesa, chociaż nie usłyszałam piknięcia. Nic. Znów spojrzałam na laptop, na którym nadal widziałam pustą sofę, otwarte drzwi i ciemność za nimi. Słyszałam odgłosy zbierane przez mikrofon w laptopie Lillian: wiatr wiejący po pomieszczeniu, trzaski płomieni w kominku. Gdzieś w tle szum morza.
Później, kiedy wracałam wspomnieniami do tamtej nocy, myślałam, że może słyszałam też inne dźwięki, których wtedy nie rozróżniałam: niesione przez wiatr słowa, pomruk samochodu, który mógł stać daleko albo właśnie jechał ulicą. A może to był tylko wiatr? Kiedy byłam dzieckiem, babcia mówiła, że wiejący wiatr to odgłos wydawany przez zjawę zwiastującą śmierć. Powiedziałam o tym mamie, która się zaśmiała, i uspokoiła mnie, że takie zjawy nie istnieją i że babcia próbuje mnie przestraszyć.
Czekając na powrót Lillian, trochę zatraciłam się w sobie. Pewnie rozmawiała z osobą, która przyszła – może z jakimś sąsiadem, chociaż najbliższy dom był znacznie oddalony. Nie martwiłam się. Wtedy jeszcze nie. Byłam nawet trochę poirytowana. Nie organizuje się rozmowy z kimś przez Skype’a po to, by zniknąć i rozmawiać z sąsiadem Bóg jeden wie o czym. Ale to nie był jedyny powód mojej irytacji. Dopóki nie otworzyła drzwi, rozmawiałyśmy wyłącznie o niej, Aidanie i tym ich cudownym domu. Nawet nie spytała, co u mnie. A chciałam pogadać z nią o kilku sprawach – na początek o Jamesie. Mieliśmy za sobą trudny okres. Bardzo się zdystansował, stał się nieosiągalny, a ja nie wiedziałam dlaczego. Uświadomiłam sobie, że to musiało trwać już jakiś czas, nie miałam jednak pojęcia, co się za tym kryje. Fakt, że mieszkał w Edynburgu, wcale nie pomagał. Chciałam poradzić się Lillian. Ponownie spojrzałam na monitor. Gorąca whisky nadal stała na stoliku kawowym, lśniła na bursztynowo w zmieniającym się świetle rzucanym przez ogień, który płonął jasno w kominku. Widziałam tańczące płomienie, słyszałam ich trzask. Nadal gdzieś w oddali wył wiatr. Ale po Lillian nie było ani śladu.
„Daj mi chwilkę”, powiedziała. Ta chwilka już dawno minęła.
Gdzie jest Lillian?
W naszym serwisie przeczytacie już kolejny fragment książki Bez słowa. Powieść kupicie w popularnych księgarniach internetowych: