Nakładem Wydawnictwa Świat Książki ukazała się właśnie powieść Tully. To kolejna po Jedenastu godzinach i Czerwonych liściach część bestsellerowego cyklu Paulliny Simons.
Koniec lat siedemdziesiątych na amerykańskiej prowincji. Trzy przyjaciółki stają na progu dorosłego życia. Jennifer i Julie to kochane i rozpieszczane córki bogaczy. Tully - od dzieciństwa w ostrym kontakcie z matką, porzucona przez ojca, pozbawiona wszystkiego, co kojarzy się z domem - jest życiowym rozbitkiem. Przez pryzmat doświadczeń Tully poznajemy historię wchodzenia w dojrzałe życie, odnajdywania własnej tożsamości, radzenia sobie z bagażem nieszczęśliwych uczuć i tragicznych wydarzeń, mozolnego i dramatycznego zarazem wyzwalania się spod wpływu przeklętej przeszłości. Warto sięgnąć po Tully - najnowszą powieść Paulliny Simons. Dziś publikujemy jej fragmenty:
Listopad 1978
– Co masz na myśli, mówiąc, że wybieracie się razem z Tully do Kalifornii? – spytała Lynn.
– To, co powiedziałam – odparła Jennifer. – Chcemy jechać do Kalifornii. To już postanowione.
– Co ty wygadujesz? – zdumiał się ojciec. – Przecież idziesz do Harvardu. Sądziłem, że to już uzgodniliśmy.
Jennifer zaprzeczyła ruchem głowy.
– Ubiegam się o przyjęcie do Stanfordu. Właśnie tam obie zamierzamy studiować.
Lynn wymieniła długie spojrzenie z mężem.
– Jenny Lynn, kochanie, czyj to był pomysł? Tully? – spytała Lynn.
– Oczywiście, że Tully! – rzekł Tony podniesionym głosem. – Tully, Tully i Tully! Jestem już zmęczony brzmieniem tego imienia. A nie mówiłem, że ta dziewczyna to diabelskie nasienie? – zwrócił się do żony.
– Co masz zamiar robić, Jennifer? Czego ty właściwie chcesz?
– Chcę jechać do Kalifornii – powtórzyła Jennifer z uporem.
– A niech to wszyscy diabli! – wrzasnął Tony, wypuszczając z dłoni widelec, który z głośnym brzęknięciem spadł na talerz. Przenikliwy dźwięk zadzwonił wszystkim w uszach. – Nie pozwolę, żeby ta dziewczyna zmarnowała ci życie, Jennifer! Nie dopuszczę do tego, żebyś się miała stać kimś takim jak ona.
Lynn poprosiła męża, żeby zniżył głos. Jennifer odłożyła sztućce i opuściła dłonie na kolana.
– Nauka w Stanfordzie nie jest marnowaniem życia, tato.
Lynn i Tony dyskutowali przez chwilę, najpierw w ogromnym podnieceniu, a potem nieco spokojniej, próbując zachować rozsądek. Jennifer zamknęła się w sobie, obserwując, jak rodzice nawzajem obarczają się odpowiedzialnością za to, co się stało z ich córką.
– To ty zawsze z nią rozmawiałaś! – krzyknął Tony.
– Bo ty nigdy nie miałeś na to czasu! – odcięła się równie podniesionym głosem żona.
– Nigdy nie miałem złudzeń co do tej dziewczyny. A ty nawet chciałaś sprowadzić ją do naszego domu. Ostrzegałem cię. Ta Tully, to nic dobrego, Lynn. Ktoś o takim pochodzeniu nie wyrośnie na porządnego człowieka, a może mieć tylko zły wpływ na innych.
– Nieprawda, tato – zaprotestowała Jennifer. – Tully będzie w życiu kimś, zobaczysz. Pragnie pomagać dzieciom. Kto wie, może zostanie psychologiem?
– Pragnie pomagać dzieciom! Jak dotąd nie zdołała pomóc nawet samej sobie! – wykrzyknął Tony. – Ona i praca psychologa! Wolne żarty! W tym zawodzie trzeba umieć rozmawiać z ludźmi! A twoja przyjaciółka Tully należy do wyjątkowych mruków! Czasami sprawia wręcz wrażenie,
że jest niemową!
– Mylisz się, tato. Psycholog musi być dobrym słuchaczem, a nie gadułą! I Tully wcale nie jest niemową. Wyciągasz błędne wnioski tylko dlatego, że nigdy nie słuchasz tego, co ma do powiedzenia. Jest inna, niż sądzisz.
Tony zamierzał jeszcze coś dodać, ale Jennifer przerwała mu w pół słowa:
– A poza tym to nie o Tully teraz rozmawiamy, do diabła! – krzyknęła, ciskając szklanką z coca-colą w ścianę. Huk rozbitego szkła odbił się głośnym echem w ciszy, która nagle zapanowała w salonie. Rodzice nie zareagowali na wybuch córki i przez chwilę wszyscy siedzieli w milczeniu.
W końcu Lynn powiedziała ze smutkiem:
– Myśleliśmy zawsze, że chcesz iść do Harvardu.
– Nie, mamo. To wy zawsze tego chcieliście – sprostowała Jennifer.
– I cóż w tym złego, kochanie? Czy masz coś przeciwko Harvardowi?
– A co wy macie przeciwko Stanfordowi?
Jak im powiedzieć, jak wyjaśnić, że tak bardzo pragnie pojechać do Kalifornii? Jak wytłumaczyć, by zrozumieli, że nieszczęsna Tully chce być po prostu blisko niej? Już w swojej sypialni na górze zaśmiała się w duchu. Nigdy mi nie uwierzą. Nigdy nie zdołam ich przekonać o tym, że Kalifornia nie była pomysłem Tully. Zdziwiliby się, gdyby się dowiedzieli, jak niewiele ten projekt ma z nią wspólnego. Jennifer podejrzewała, że gdyby to zależało od Tully, przyjaciółka nigdy nie wyjechałaby do Kalifornii, mimo snów, przeglądania map i rozmów o palmach. Och, Tully z pewnością nigdy by się do tego nie przyznała, ale Jennifer była pewna, że bez niej przyjaciółka nie opuściłaby Kansas. Ale jak to miała wytłumaczyć rodzicom?
informacja nadesłana