Wsłuchajcie się w rytm serca Fryderyka Chopina. Przeżyjcie z nim lata dziecięctwa i pacholęctwa w szczęśliwym kręgu rodzinnym, pierwszą miłość, młodość wpisaną w żar dni przedpowstańczej Warszawy, dramatyczny czas lęku na obczyźnie o los bliskich i Ojczyzny, powstańcze dni, olśniewające tryumfy w Paryżu, zagadkę listów i fascynacji Delfiną Potocką, marzenie o szczęściu u boku Marii Wodzińskiej, płomienny romans, a potem już tylko „sojusz familijny” z George Sand, ostatnią podróż do Szkocji i Anglii. Poznajcie arkana mistrzostwa Chopina – nauczyciela muzyki i związki jego utworów z życiem kompozytora. Podziwiajcie jego niezłomną polskość i wiarę: „Nie obejdzie się bez strasznych rzeczy, ale na końcu tego wszystkiego jest Polska, świetna, duża, słowem: Polska! Zawsze swoimi nazywam Polaków i tylko z nimi czuję się bliżej Ojczyzny”. Wszystko to znajdziecie w książce Sercem Polak Barbara Wachowicz, która ukazała się właśnie nakładem Wydawnictwa Bellona. W ubiegłym tygodniu zaprezentowaliśmy Wam fragment, w którym Barbara Wachowicz opisuje paryskie lata Fryderyka Chopina. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:
„Ile było prawdy w owym „łaskotaniu arystokracji”, które zarzucał mu Mickiewicz, mówi list Chopina ze stycznia 1833 roku do przyjaciela lat pacholęcych – Dominika Dziewanowskiego z Szafarni:
Wszedłem w pierwsze towarzystwa, siedzę między ambasadorami, książętami, ministrami, a nawet nie wiem, jakim cudem, bom się sam nie piął. Dla mnie jest to dziś rzecz najpotrzebniejsza, bo stamtąd niby dobry gust wychodzi, zaraz masz większy talent, jeżeli cię w ambasadzie angielskiej czy austriackiej słyszano, zaraz lepiej grasz, jeżeli cię księżna Vaudemont protegowała. Proteguje – nie mogę napisać, bo baba przed tygodniem umarła.
Księżna Vaudemont, wspomniana wyżej życzliwa mecenaska artystów, otoczona chmarą „białych i czarnych piesków, kanarków i papug”, miała też małpę, „która na wieczornych przyjęciach inne kontessy kąsała”. Żal, że umarła. Jej protekcja bardzo była przydatna.
Na szczęście Fryderyk miał potężnych protektorów wśród rodaków. Nad jego karierą czuwał książę Walenty Radziwiłł (brat Antoniego, który gościł Fryderyka w Antoninie), wspierali Chopina także państwo Czartoryscy…
Eleganckie życie w Paryżu było nader kosztowne. Chopin narzekał: „Pięć lekcji mam dziś dać; myślisz, że majątek zrobię; kabriolet więcej kosztuje i białe rękawiczki, bez których nie miałbyś dobrego tonu”. Tu od razu powiedzmy, że dawał lekcje za bardzo na owe czasy wysokie honorarium.
Arystokracja francuska ubiegała się o kontakty z genialnym Polakiem. Hrabina Maria d’Agoult zapewniała: „Jeden z pańskich nokturnów wyleczyłby mnie całkowicie […]. Uwielbiam pańskie etiudy, są przecudne” – i zapraszała go do swej rezydencji, obiecując „wspaniałe mleko i muzykę słowików”. Zapraszał też Chopina „z tysięcznymi wyrazami przyjaźni” markiz Astolf de Custine – w przyszłości jeden z czołowych bohaterów sagi Prousta W poszukiwaniu straconego czasu. Pisał Chopinowi: „Osiągnął pan wyżyny cierpienia i poezji […]. Słuchacz jest samotny z panem nawet wśród tłumu; to już nie fortepian, to – dusza! Niech pan się zachowuje dla przyjaciół”. Otoczył Chopina krąg przyjaźni i admiracji wybitnych kompozytorów. Fryderyk pisał przyjacielowi: „Między artystami mam i przyjaźń, i szacunek […]. Dedykują mi swoje kompozycje […]. Biorą ode mnie lekcje […]. Żebym był jeszcze głupszy, myślałbym, że jestem na szczycie mojej kariery […]; pochwaliłem się jak dziecko”.
Miał powody. Adoracją i przyjaźnią żarliwą darzyli go wielcy rówieśnicy, młode sławy muzyczne: Ferenc Liszt, Feliks Mendelssohn-Bartholdy, August Franchomme, Hektor Berlioz. Ferdynand Hiller, Niemiec z Frankfurtu, doskonały pianista, którego Chopin określił: „Chłopiec z ogromnym talentem, pełny poezji, ognia i ducha”, napisał o Fryderyku:
Byłem w nim zakochany […]. Te rysy pokryte bladością, ta postać szczupła – wywoływały uczucia, jakich może doznawać zapalony zbieracz szkła weneckiego i saskiej porcelany […]. Był giętki jak wąż i pełen wdzięku w ruchach. Głos jego miał delikatny dźwięk; językiem polskim władał z pełną polotu biegłością, francuski i niemiecki rozumiał w najsubtelniejszych odcieniach, jednak sprawiały mu trudności […]. Czuł się niezdrów i pobyt na obczyźnie spowodowany nieszczęśliwym polskim powstaniem był dla niego wielkim ciężarem, pomimo wszystko czym Paryż darzy […]. Gdyby pozostał w swej ojczyźnie, byłby wiele zdziałał na polu muzyki wokalnej. Ale komponowanie dla innego języka, niż dla jego ukochanej polskiej mowy, było dlań niepodobieństwem. Bez słów jest jednak dla swego kraju poetą narodowym.
Listy do Chopina Hiller potrafił zakończyć frazą: „Do widzenia, moja perło, mój klejnocie, uwielbienie mego serca”.
Feliks Mendelssohn-Bartholdy – wspaniały kompozytor i świetny pianista – nazywał Fryderyka czule „Chopinetto” i wyznawał: „Jego gra na fortepianie jest tak mistrzowska […]. W piorunującym tempie odegrał swoje nowe etiudy”.
Te etiudy grywał rewelacyjnie Liszt. Chopin pisał do Hillera: „Piszę, nie wiedząc, co moje pióro bazgrze, gdyż w tej chwili Liszt gra moje etiudy […]. Chciałbym mu wykraść sposób wykonywania moich własnych utworów”. Ten urzekającej urody i uroku Węgier najlepiej ze wszystkich pojmował oryginalny styl Chopina. Fryderyk dedykował mu dwanaście etiud z opusu 10. Lisztowi zawdzięczamy interesujący opis kameralnego wieczoru, gdy Chopin, jak to najbardziej lubił, grał dla grona przyjaciół w swym salonie:
Krąg ten stanowiła garstka sławnych ludzi, którzy schylali przed nim głowę, jak królowie rozmaitych państw […]. Posiadał on ów wrodzony dar serdeczności polskiej […] lubiliśmy przychodzić do niego, gdyż każdy czuł się tam, jak u siebie w domu. Pokój był oświetlony paru świecami skupionymi wokół fortepianu Pleyela, którego instrumenty Chopin darzył szczególnym upodobaniem ze względu na srebrzyste brzmienie i miękkość klawiszy […]. Wokół fortepianu skupiło się kilka głów o wielkiej sławie: Heine, rozumieli się wpół słowa i pół dźwięku. Siedział tam Adolphe Nourrit, szlachetny artysta, szczery i surowy katolik, służył sztuce, o której pięknie stanowi prawda. Eugène Delacroix trwał w milczeniu. Był stary Niemcewicz, słuchał „śpiewów historycznych” Chopina, gdy pod palcami wielkiego pianisty rozbrzmiewał szczęk broni, razem wskrzeszali dni chwały, zwycięstw, królów i hetmanów. Na uboczu rysowała się sylwetka smutnego i milczącego Mickiewicza, ten Dante północy zdawał się zawsze stwierdzać, że „gorzka jest sól obczyzny i ciężko jest piąć się w górę obcymi schodami”.
Żarliwym wielbicielem Chopina jest wschodząca gwiazda – niemiecki kompozytor i krytyk muzyczny Robert Schumann. Gdy w 1831 roku ukazały się w Wiedniu Chopinowskie wariacje na temat z Don Giovanniego Mozarta (dedykowane, jak pamiętamy, Tytusowi Woyciechowskiemu), powitał je okrzykiem: „Kapelusze z głów – oto geniusz!”. Pisał: „Czym Chopin odznacza się od innych?”. „[Los] dał mu potężną i odrębną narodowość polską. Narodowość ta, która obecnie w czarnej chodzi szacie żałoby, tym potężniej i gwałtowniej porusza nasze serca”. I czytamy u Schumanna odważne stwierdzenie: „Gdyby samowładny, potężny monarcha Północy wiedział, jak niebezpieczny wróg grozi mu w dziełach Chopina, w pełnych prostoty melodiach mazurków – zakazałby pewnie tej muzyki. Dzieła Chopina to ukryte wśród kwiecia armaty”.
O sile tych armat byli przekonani rodacy Schumanna – pierwszy pomnik, jaki został zniszczony w Warszawie podczas okupacji niemieckiej, to właśnie pomnik Chopina, a jego muzyka została wyklęta i zakazana.
W naszym serwisie zamieściliśmy już kolejny fragment publikacji. Książkę Sercem Polak kupicie już w popularnych księgarniach internetowych: