Po upadku powstania listopadowego tysiące jego uczestników udają się do Francji. Maurycy, dawny filareta z Wilna, trafia do Awinionu. Jak sobie poradzi z tęsknotą za domem, biedą i niepewną przyszłością?
Książę Adam Czartoryski wciąż czuje się przywódcą swego narodu i negocjuje z zachodnimi dyplomatami najwyższą stawkę – niepodległość swojego kraju. Nie ma w ręku wielu atutów poza krwią polskich powstańców.
Poeci utrwalają idee i nastroje tego czasu w nieśmiertelnych strofach. Osamotniony Juliusz Słowacki marzy o literackiej sławie i mierzy się z legendą wielkiego rywala – Adama Mickiewicza. Polski romantyzm rozkwita.
Tymczasem pojawia się tajemniczy prorok z Litwy, który wszystko odmieni… Wielkie dzieła, burzliwe spory, bohaterowie na wygnaniu i niezwykłe kobiety, czyli fascynujący obraz życia polistopadowych emigrantów w Paryżu w drugiej powieści Doroty Ponińskiej z cyklu zapoczątkowanego Romantycznymi.
Do lektury powieści Romantyczni w Paryżu zaprasza Wydawnictwo Lira. Ostatnio prezentowaliśmy pierwszy i drugi fragment książki, tymczasem już teraz zachęcamy do lektury ostatniego fragmentu:
Paryż, styczeń 1832
Księżna Anna Czartoryska przebywała w Paryżu już od miesiąca i właśnie robiła pranie, z rękawami prostej sukni podwiniętymi powyżej łokci, gdy rozległ się dzwonek.
Pani Wolska, piastunka dzieci, zajmowała się Władziem i małą Izą, Hipolit Błotnicki miał lekcje z najstarszym Witoldem, więc Anna wytarła ręce w długi fartuch i poszła otworzyć drzwi. Stał za nimi młody lokaj w wykwintnej liberii, który obrzucił ją poufałym spojrzeniem.
— Mam bilet dla księżnej Czartoryskiej. Czy twoja pani w domu? — zapytał.
— Sortie — odpowiedziała bez zająknienia księżna. — Jaśnie pani wyszła.
— To przekaż jej to, gdy wróci — odparł, podając małą, błękitną kopertę. — To ważne, od księżnej Orleanu!
— Przekażę — odpowiedziała Anna i chciała zamknąć drzwi, ale młody mężczyzna wpatrywał się w nią uporczywie.
— Którego dnia masz wychodne? Mógłbym ci pokazać Paryż…
— Nie mam wychodnego — odpowiedziała księżna rozbawiona propozycją i zamknęła mu drzwi przed nosem.
Lokaj przez chwilę wahał się w ciszy, a potem słychać było jego kroki dudniące na schodach.
Księżna położyła kopertę na kuchennym stole i wróciła do prania ubranek dzieci. W ciągu tego paryskiego miesiąca nauczyła się prać i rozpalać w piecu. Wprawdzie przywiozła ze sobą z Galicji jeszcze dwie służące, ale skromne mieszkanie na czwartym piętrze, które znalazła, okazało się zbyt ciasne, by wszystkich pomieścić, a koszty utrzymania dwóch dorosłych osób zbyt obciążały szczupłe zapasy gotówki. Dlatego po tygodniu księżna Anna wyprawiła obie służące z powrotem do Galicji i sama zajęła się gotowaniem, praniem i rozpalaniem w piecu.
Często podczas wykonywania tych czynności odbierała listy od znajomych, francuskich arystokratów, kierowane do niej lub do jej męża, z błaganiem, by zechciała przyjąć ofiarowane wsparcie: mieszkanie, powozy czy też czek na pokaźną kwotę. Zawsze odmawiała.
Anna Czartoryska doceniała wyrazy życzliwości i współczucia, jakimi ją zalewano w tej nagłej odmianie losu, bolała też nad zgryzotami i kłopotami, jakie posypały się na głowę jej udręczonego nową sytuacją męża. Ale jednocześnie, choć nie przyznawała się do tego nikomu, to nowe życie, jakiego teraz doświadczała, oprócz pewnych niewygód i niepewności, miało w sobie coś niezmiernie ekscytującego.
Anna miała trzydzieści dwa lata, troje dzieci i status pierwszej damy polskiej emigracji. Czuła się w pełni sił i gotowa była sprostać nowemu życiu, jakie rozpostarły przed nią klęska powstania i banicja męża. Wprawdzie jej matka, księżna Sapieżyna, wciąż wzywała ją w listach do powrotu i do ratowania rodzinnego majątku, ale Anna uważała, że jej miejsce jest u boku męża. No i kochała Paryż!
Owszem, nagłe ubóstwo było nowym doświadczeniem, ale towarzyszyło mu zupełnie nowe odczucie wolności. Pochylona nad balią z mydlinami księżna wspominała czasy, kiedy nudziła się okropnie, jeżdżąc w Puławach eleganckim koczem zaprzężonym w sześć białych koni, z wystrojonymi forysiami, nie mogąc zażyć żadnej swobody. Teraz uznała, że jest o wiele zabawniej i przyjemniej jeździć po Paryżu incognito zwykłym omnibusem zaprzężonym w dwa gniade konie. Oczywiście jej mąż jest ostoją stronnictwa konserwatywnego i ona zawsze będzie lojalnie go wspierać, ale zarazem czuła, że ten wiecznie podszyty rewolucją Paryż może dać jej więcej wolności, niż dotąd zaznała; że w kraju rodzinnym była oddzielona od świata zasznurowanym ciasno arystokratycznym gorsetem; że tu ten gorset znacznie się poluzował i dzięki temu może swobodniej oddychać.
Ot, choćby wczoraj — wzięła wiklinowy kosz i udała się po zakupy na paryską ulicę. I sama, po raz pierwszy w życiu, wybrała kurę na rosół i warzywa. Kupiła też chleb, ser, masło i ciastka dla dzieci. Może trochę się zadyszała, wdrapując się z koszem na czwarte piętro, ale czuła jednocześnie jakąś dziwną satysfakcję, jakby dotknęła bezpośrednio prawdziwego życia. To było całkiem ekscytujące.
Nagle drzwi otworzyły się z hukiem i wypadł z nich na korytarz dziesięcioletni Wicio z gromkim okrzykiem:
— Hura! Libérté!
— Czy to już koniec na dziś? — zdziwiła się Anna.
— Nie, to tylko przerwa — wyjaśnił Hipolit Błotnicki, chudy guwerner, wychodząc za chłopcem z pokoju. — Wicio nie może się skupić na czytaniu tekstu, musi chwilę odpocząć.
— Dobrze zatem, możesz iść do dzieci pobawić się chwilę — powiedziała matka z uśmiechem do najstarszego syna, który z ulgą na twarzy pobiegł do młodszego rodzeństwa.
— I jakże mu idzie nauka, panie Hipolicie? Robi jakie postępy?
Na twarzy guwernera pojawiło się zakłopotanie.
— Księżno, na razie książę Witold nie przejawia szczególnego zamiłowania do nauk… Staram się go zainteresować a to mitami dawnych Greków, a to historią rzymskich podbojów, a to poezją starożytną i naszą współczesną, ale zdaje się, że w niczym nie znajduje upodobania. Wszystko go nuży…
— Może jeszcze za mały — powiedziała matka — może to przyjdzie z czasem. Niech pan nie niepokoi księcia tymi doniesieniami, dość ma zmartwień. Może Wicio z biegiem lat dojrzeje i stanie się pilniejszy.
— Oczywiście.
— Napije się pan kawy? Kupiłam wczoraj — powiedziała księżna z dumą w głosie, bo także kawę nabyła po raz pierwszy. Zawsze dotąd kawa była pod ręką, zaparzona na usłużnie podanej tacy.
— Z przyjemnością, dziękuję.
Księżna znów wytarła ręce i zabrała się do parzenia kawy.
— Wie pan co, panie Hipolicie, pomyślałam sobie, że czas już chyba otworzyć salon, czy raczej salonik, dla rodaków — mówiła, odmierzając porcję kawy i wsypując ją do kawiarki. — Co pan o tym sądzi?
— Ale tutaj? — zapytał zaskoczony Hipolit, rozglądając się po ciasnej kuchence.
— No tak! Osiadło tu już parę polskich rodzin, są Platerowie, jest generał Kniaziewicz. Przecież musimy się trzymać razem!
— To znakomity pomysł, ale… Proszę wybaczyć, księżno, czy mamy na to fundusze?
— No właśnie nie, panie Hipolicie. Dlatego mam do pana prośbę. Przywiozłam tu trochę biżuterii z kraju. Mam perły, od ciotki, których prawie nie noszę. Czy mógłby pan je sprzedać korzystnie gdzieś w Paryżu? Będziemy mieć na jedzenie i na polski wieczór!
— Oczywiście, księżno, mogę się tym zająć… Ale czy książę…
— Książę jest w Londynie, ma ważniejsze sprawy niż pilnowanie moich pereł. Dam je panu po lekcji.
— Oczywiście.
W kuchni rozszedł się aromat wybornej kawy.
— I przy okazji może się pan zastanowi, kogo z wybitniejszych Polaków warto by jeszcze zaprosić poza arystokracją.
— Mickiewicz siedzi w Dreźnie, choć podobno rozmyśla, czy się do Paryża nie przenieść. Słyszałem, że jest w Paryżu Fryderyk Chopin, świetny pianista. Spotkałem też Juliusza Słowackiego — pisze wiersze od dziecka, może ma co nowego…
— Ach, czy to nie ten pański wychowanek z Wilna? Syn pani Bécu? — zapytała Anna, nalewając nauczycielowi gorącą kawę do filiżanki. Anna spędziła w Wilnie część swojego dzieciństwa i młodości, znała dobrze tamtejsze stosunki.
— Tak, to on. — Hipolit uśmiechnął się na to wspomnienie. — Dziękuję, księżno. To był bardzo bystry chłopiec, ale istne diablątko. Potrafił dopiec wszystkim dookoła: siostrom, matce, mnie.
— Cóż, jak pamiętam, stracił ojca wcześnie. A jego matka była dość nerwowa i egzaltowana. Spotkałam ją w Wilnie kilka razy — przypomniała sobie Anna.
— Tak, ale to dobra i wrażliwa kobieta. Bardzo oczytana. Kochała syna nad życie i trochę go psuła.
Książkę Romantyczni w Paryżu kupić można w popularnych księgarniach internetowych: