Szokująca zbrodnia w świecie ludzi bez skrupułów. Czy któryś z tropów doprowadzi do mordercy?
Na tyłach budynku kina znalezione zostają zwłoki Oliwii Wajdzik. Młodą, luksusową prostytutkę zamordowano w wyjątkowo brutalny sposób. Śledztwo prowadzi troje policjantów: Monika Kijowska, Oskar Opala i Marcin Krawczyk, którzy mimo dzielących ich różnic okazują się wyjątkowo sprawnie funkcjonującym zespołem. Czy zdołają odkryć wszystkie elementy układanki i znaleźć sprawcę zbrodni?
Zabójstwo Oliwii Wajdzik uruchamia ciąg wydarzeń i wiedzie policjantów przez sieć powiązań, które sięgają głęboko: przez tajemniczego stalkera i narkotykowych dilerów po księży, polityków oraz artystów. Podejrzanych przybywa, wątki w dochodzeniu się mnożą, a śledczy dokonują kolejnego makabrycznego odkrycia...
Do lektury książki Anioł Łukasza Jarosza zaprasza Wydawnictwo Lira. Ostatnio mogliście przeczytać pierwszy oraz drugi rozdział powieści, tymczasem już teraz zachęcamy do przeczytania rozdziału trzeciego:
Volvo wjechało w zaułek dzielący kino i budynek ZUS-u, po czym zatrzymało się przed jettą, nieoznakowanym radiowozem, którym przyjechał Marcin. Obok zaparkowała karetka, a najbliżej tyłów kina stał starszy model sedana nissana, którym na miejsce przyjechali technicy kryminalistyczni. Przestawało padać, a gdy Monika znalazła się w okolicy kina, ustało nawet siąpienie. Jakby deszcz nasycił się zbrodnią. Nie musiała więc sięgać na tylne siedzenie po parasolkę, co podwójnie ją cieszyło, bo nie lubiła parasolek. Z przyjemnie nagrzanego wozu miała wyjść w zimną noc, zatem nim to zrobiła, zapięła karmelowy płaszcz. Pod spód włożyła milutki w dotyku czarny jak smoła golf. Nim minęła róg budynku, zobaczyła Marcina. Oddalił się od miejsca znalezienia zwłok i lekko drżącymi dłońmi odpalił papierosa. Wyglądało na to, że miał już dość.
Śliczniutki efeb nie powinien oglądać trupa pięknej kobiety z niemal oderżniętą głową. Żyli w świecie estetyki, w którym ładne i zgrabne się pokazuje, a martwe i zakrwawione chowa do szafy i zasypuje starymi ciuchami, by się nie wydostało. Marcin zawsze miał powodzenie u dziewczyn, bo był tajemniczy i elektryzujący, jednak brak śmiałości sprawił, że wiele z tego nie skorzystał.
Tylko jedna dziewczyna potrafiła go oswoić. Nawzajem przy sobie dojrzeli, z dziewczyny i chłopaka stając się kobietą i mężczyzną. Drogę czasami mieli wyboistą. Na razie stanęło na siedmiomiesięcznym chłopcu dzielnie próbującym wykonać jeden ruch, który pozwoliłby mu zacząć raczkować, lecz dupka wciąż pozostawała za ciężka, by ją skutecznie dźwignąć. Tej nocy, kiedy budzi się z płaczem, a mama stara się złagodzić mu kolkę, tata ogląda martwe, wciąż estetyczne ciało. I to właśnie jest najgorsze — bo nie da się go odczłowieczyć, ucieka od niego wzrokiem brązowych oczu, które malutki ma mieć po nim, ale mama zarzeka się, że jeszcze mu się zmienią.
Nerwowo pali też papierosa.
Był w zamroczeniu, ponieważ zauważył Monikę dopiero, kiedy się przy nim pojawiła.
— O! Cześć. Czekam na karawan.
Spróbowała czegokolwiek się domyślić, lecz on w tej chwili nie potrafił być otwarty. Zresztą rzadko kiedy potrafił. Nie miała wyjścia. Musiała zobaczyć, co kryje się za śmietnikami, w białym blasku.
Technik w stopniu komisarza, który wykonał fotografię zwłok, podrapał się po nieogolonym policzku. Monika zauważyła, że wciąż nosi obrączkę, mimo że od dziewięciu miesięcy był z żoną w separacji. Chyba naprawdę ją kochał. Drugi, kawaler z długimi włosami swobodnie rozrzuconymi na ramionach i w beżowej kurtce z wytartym wzorem na plecach, robił coś przy ciele, zasłaniając widok. Nie założył uniformu roboczego nie dlatego, że zawsze był buntownikiem i grał w kapeli, którą nazwał Wola i Przedstawienie, lecz dlatego, że po prostu mu się nie chciało. Gdy zabrał znacznik miarowy, który posłużył przy fotografii, odsłonił Monice widok.
Pierwszą jej reakcją był nieznaczny grymas na twarzy, jakby bólu. Potem starała się kamuflować emocje. Nie było to łatwe, gdy patrzyła na kałużę krwi otaczającą paskudnie okaleczoną szyję, szkliste oczy o barwie płaszcza pani nadkomisarz, lekko rozwarte usta i długie, gęste, mokre włosy częściowo zatopione w posoce. W powietrzu unosił się metaliczny fetor. Krew miała mieszany kolor, bo wypłynęła strumieniami o różnym nasileniu z żył i tętnic. Najbardziej makabryczny był jednak widok niemal uciętej głowy.
— Zdjąłeś odciski? — zapytała Monika długowłosego technika.
— Taa — odpowiedział z chrypą. — Trzeba się jeszcze dokładnie jej przyjrzeć w dziennym świetle na stole sekcyjnym. Może będzie mieć coś pod paznokciami. We włosach nic nie znalazłem.
— Co to mogło być?
— Nóż myśliwski, maczeta albo jakaś inna konkretna kosa.
— Raczej skalpel — odezwał się komisarz będący w separacji. — To musiało być bardzo cienkie ostrze.
— W życiu nie widziałem czegoś tak chorego — skomentował muzyk, zamykając skrzynkę z narzędziami. — Niewiele zabrakło, by to była pieprzona dekapitacja.
Monika wciąż patrzyła na zwłoki i analizowała. Zapytała jeszcze techników, czy tak było ułożone ciało, gdy je zobaczyli. Potwierdzili. Marcin patrzył na łysego lekarza w okularach w czarnej oprawce, który w karetce przy zaświeconej lampce przybijał pieczątkę na dokumencie koniecznym dla zakładu pogrzebowego. Ktoś wjechał w zaułek między kinem a parkingiem. Przy okazji Monika zerknęła na radiowóz stojący obok grafitowego lancera, w którym przy włączonym wewnątrz świetle przebywało dwóch mundurowych i chyba ktoś z tyłu.
Czarny chevrolet cruze wreszcie znalazł się na miejscu. Wysiadł z niego rasowy pies — nawet mówili na niego Terrier — w czarnej, skórzanej kurtce i z bronią przytroczoną do paska, bez której nigdzie się nie ruszał. Gdy glock zostawał w fabryce, on zawsze miał ze sobą siedmionabojowego nagana. Bo Oskar Opala miał mnóstwo wrogów, wielu z nich siedziało jeszcze w więzieniach, ale możliwe, że przekłuwali tam lalkę voodoo z jego podobizną, czekając na wyjście i porzucenie okultyzmu na rzecz konkretnego działania. Drugie tyle nie wiedziało, że dzięki niemu przebywają zamknięci w puszce. Gdyby nie to, że bał się tylko Pana Boga, najprawdopodobniej popadłby z tego powodu w obłęd. Był mężczyzną o wyrazistych rysach twarzy, z ołowianoniebieskimi oczami, prostymi czarnymi włosami i kilkudniowym zarostem.
W jego spojrzeniu był melancholijny smutek, a na twarzy uzewnętrzniał się często intensywny proces myślowy, jakby wewnątrz niego rozgrywał się konflikt. Oskar na tyle wsiąknął w policyjną robotę, że przybycie na miejsce zbrodni poza dyżurem nie sprawiało mu żadnego problemu.
— Kurwa, nie mogłem tutaj dotrzeć. Jechałem, wiesz, tam na dole, koło tych bloków. Hardcore — odezwał się niskim, łagodnym głosem, kiedy był już blisko Moniki. Rzadko się unosił. — Co mamy? — zapytał, stając naprzeciwko koleżanki.
Nie musiał czekać na odpowiedź, bo popatrzył w miejsce, gdzie leżała martwa kobieta z poderżniętym gardłem. Dwadzieścia lat siedział w tym biznesie, lecz i tak się zszokował.
— Boże jedyny. — Nic innego nie przyszło mu do głowy.
Zjawił się przy nich Marcin. Uścisnęli sobie dłonie z Oskarem. Oglądali zwłoki. Gdyby kobieta cudownie ożyła, pewnie zapytałaby ich, dlaczego się tak na nią gapią. Wszyscy troje kierowali się jedną zasadą: odkryć prawdę na temat zbrodni, z którą przychodziło im się mierzyć. Poznać jej najskrytsze zakamarki. Zajrzeć wszędzie, gdzie będzie trzeba, doprowadzić do załamania nerwowego, kogo będzie trzeba, wywlec zabójcę z najgłębszej nory.
Dowiedzieć się, co pchało go do uczynienia czegoś bardzo złego. Wiedzieli, że świat jest pełen zgnilizny, którą trzeba wyplenić. Że to jedno wielkie skurwysyństwo.
Choć zdawali sobie sprawę z tego, że nie zmienią stanu rzeczy, nie mogli inaczej postępować. Po prostu nie mogli.
Chyba dlatego stanowili najlepszy zespół w Wydziale do Walki z Terrorem Kryminalnym i Zabójstw. Nie trafili tam z przypadku.
Monika, którą już we wczesnych latach służby w policji ochrzczono Rakiją (chociaż etymologii tego przezwiska nikt nie znał; pewien stary glina, który nadał jej ten pseudonim, załapał się do armii pod koniec wojny w Jugosławii i tam zapijał smutki rakiją) zaraz po oficerce z własnej woli znalazła się w nowo formowanym wydziale nazwanym Archiwum X. Mało kto w środowisku wierzył, że kobieta będzie w stanie rozwiązywać niewyjaśnione sprawy sprzed lat. Na przekór im wykonywała to coraz lepiej, będąc zdeterminowaną i skuteczną policjantką.
„Kieruj się logiką, ona nigdy cię nie zawiedzie” — prosta reguła, która jej przyświecała, zawsze się sprawdzała.
Jej największym osiągnięciem było odkrycie i złapanie seryjnego zabójcy nazywanego w firmie Barabaszem, gwałciciela i dusiciela. Po tym musiała jednak opuścić Archiwum X, bo nie potrafiła już dłużej tam pracować.
Po dekadzie w świecie dramatów sprzed lat przeniosła się do świata aktualnych dramatów. Oskar jako undercover cop przyczynił się do rozbicia największych grup przestępczych powstałych w luce po gangach z lat dziewięćdziesiątych. Zwerbowano go z komendy rejonowej. W tamtym czasie był wrakiem człowieka po osobistej sprawie, która go rozbiła na kawałki, i do teraz niezakończona zżerała po kawałeczku niczym trawiący organizm rak. Przez pięć lat udawał gangstera.
Od dwóch pracował z Moniką, wciąż mając w głowie to, co wydarzyło się siedem lat temu.
Marcin został przydzielony do zespołu Moniki jako świeżo upieczony oficer policji, więc nadano mu kryptonim operacyjny Świeży. Miał mnóstwo kolegów, wielu jeszcze spod trzepaka, którzy czasami się przydawali, choćby wtedy, kiedy trzeba było tylnymi drzwiami wejść do akt Abwehry*. Poza tym był zmyślny i zastrzelił skundlonego psa, który zamierzał posłać Monikę na inny świat.
— Kto ją znalazł? — zapytała Monika.
— Laska, która wyszła z nocnego seansu — odpowiedział. — Jest z chłopakami. — Wskazał radiowóz na parkingu. — Ledwo ją przekonałem, żeby poczekała na was, ale nie chciała być blisko zwłok. W ogóle dziwna scena się rozegrała, gdy ją spotkałem. Rzuciła przy mnie chłopaka. To nawet nie było komiczne, tylko… abstrakcyjne.
— Na pewno zwłoki leżały tak jak teraz, kiedy je pierwszy raz zobaczyłeś?
— Na pewno. Nikt nie zmieniał pozycji.
— Mamy jakichś innych świadków?
— Chyba nie. Zatrzymałem w kinie personel, ale ludzi puściłem, żeby nie robić widowiska.
— Ładna — powiedział Oskar. — Nawet bardzo. — Przykucnął obok ciała.
— Specyficzna — dodał Marcin.
Monika dała mu znak, aby podał jej rękawiczki. Po chwili rozejrzała się wokół.
— Deszcz zmył wszelkie ślady, jeżeli zostały — powiedziała. — Nie wygląda na to, żeby ją uderzono. Może pchnięto. Przez wysokie buty mogła się łatwo przewrócić. — Spojrzeniem pokazała współpracownikom szpilki leżące nierówno blisko stóp ofiary. — Mogła też je skopać, starając wyszarpać się zabójcy. — Również przykucnęła przed zwłokami. — Mocniej pomięta sukienka w okolicy podbrzusza wskazuje, że napastnik usiadł na niej.
— Wbił ostrze i kroił, jakby zarzynał kurczaka — uzupełnił dosadnie Oskar.
— Musiała wierzgać, może mieć jego naskórek pod paznokciami. — Marcin popatrzył na równo pomalowane, średnio długie paznokcie kobiety w kolorze jej sukienki. — No i, ma się rozumieć, na pewno zbryzgała go krwią.
— Był silniejszy od niej — rzekł Oskar.
— Albo wziął ją z zaskoczenia.
— Gdyby działał z zaskoczenia, chlasnąłby ją od tyłu, a tu wszystko wskazuje na to, że zrobił to frontem do niej, kiedy leżała — skontrował kolegę Oskar. — Nigdzie indziej nie ma śladów.
— Bo wszędzie indziej padał deszcz. — Marcin odbił piłeczkę.
— Prawda.
Monika pogładziła palcem twarz kobiety zastygłą w ostatnim, rozpaczliwym grymasie. Przejechała też dłonią po długich, gęstych włosach. Sama nigdy takich nie miała, aktualnie były średniej długości.
— Dbała o siebie — powiedziała po chwili. — Dokładny, profesjonalny makijaż, dłonie niestrudzone pracą, z estetycznymi paznokciami. Włosy zrobione u porządnego fryzjera. Ciuchy nie z pierwszego lepszego sklepu.
— Była w cenie — odparł Oskar. — Nie ma torebki. Rabunek?
— Nie zabrał pierścionków, naszyjnika, nie zerwał kolczyków.
— Wziął kasę. Ale złodziej nie zabiłby jej. Nie w taki sposób. Stłukłby ją, palnął czymś w głowę, udusił, ale nie podrzynałby gardła.
— No właśnie — potwierdził Marcin. — Sam płaszcz opyliłby po wypraniu. Motyw seksualny?
— Ma pończochy na sobie — odpowiedziała Monika. — Nawet jeśliby ją zgwałcił i zabił, albo w odwrotnej kolejności, nie ubierałby jej potem. Nie wygląda też, żeby się na nią spuścił. Kiedy to się stało?
Książkę Anioł kupić można w popularnych księgarniach internetowych: