Dziennikarz śledczy Michał Rajski otrzymuje zlecenie odnalezienia sprawców napadu i uprowadzenia wielkopolskiego biznesmena. Ślady prowadzą do Gdańska. Reporter trafia na trop przerażającej historii rodziny znanych trójmiejskich jubilerów, którą ku zagładzie prowadzi piękna i bezwzględna Izabella. Rajski rusza w pościg za prawdą. Łańcuch dramatycznych zdarzeń oraz wspomnienia mrocznej przeszłości odsłaniają szokującą tajemnicę.
Otchłań grzechu – fabularny debiut reportera i dziennikarza śledczego, Janusza Szostaka, to thriller nasycony zbrodnią, pożądaniem, nikczemnością, seksem i złem pod każdą niemal postacią. To opowieść o ludziach, którzy urodzili się, by czynić zło. I zło prowadzi ich do upadku.
– „Otchłań grzechu” to nie jest chwila oddechu od dziennikarstwa śledczego. To początek drugiej, beletrystycznej ścieżki mojej aktywności literackiej. Po prostu nie chcę być zaszufladkowany. Chcę spróbować sił na innych polach literatury.
- wywiad z Januszem Szostakiem.
Do przeczytania powieści zaprasza Wydawnictwo Harde. Dziś w naszym serwisie przeczytacie jej premierowe fragmenty:
Marian Pieczarski, od kilku dni niemal nie wychodził ze swojego skromnego mieszkania na poznańskich Winogradach. Czuł się niczym skopany pies. Tak, właśnie jak pies. Bo psem był przez lata służby, najpierw w milicji, a potem w policji. Niczego się przez ten czas nie dorobił, poza spółdzielczym M3, którego wyposażenie stanowiły mocno wysłużone meble sprzed dwóch dekad. Od kiedy odeszła od niego żoną z córką, zupełnie nie dbał o wystrój i porządek swojego lokum. Nie miał na to czasu i chęci. Wcześniej zresztą też. W pewnym momencie zupełnie stracił kontakt z żoną i dzieckiem. Bo wciąż był w pracy. Po dwadzieścia godzin, z krótką przerwą na sen. Z telefonami wyrywającymi o czwartej rano, bo znów strzelanina, trupy, gwałty, rozboje, a potem ściganie przestępców w białych kołnierzykach. Żona kompletnie tego nie rozumiała. A córka nie miała ojca, którego tak bardzo wówczas potrzebowała. Wtedy stracił bezpowrotnie je obie i ich zaufanie. Nie sprawdził się w roli męża i ojca. Co do tego nie miał wątpliwości. Nawet nie szukał dla siebie usprawiedliwienia.
To była cena, jaką zapłacił za swoją pasję, którą była praca w policji.
Żyło się intensywnie. Taka służba. Nikt nie pytał o należności za nadgodziny. Czasem padało się na pysk, ale nie narzekał. Policyjna robota go nakręcała. To był jego świat.
Teraz to wszystko odeszło i wygląda na to, że już nie wróci. Wszystko za sprawą spreparowanych zarzutów korupcyjnych, zawartych w artykule „Gazety Codziennej”. Od ponad tygodnia pozostawał zawieszony w czynnościach służbowych. Co gorsza, przylgnęła do niego łatka skorumpowanego gliniarza. Nie wiedział, jak się ma przed tym bronić. Czy pomoże mu w tym dziennikarz, z którym wieczorem umówił się w Cafe Głos? Tego nie był pewien i na wiele nie liczył. Jednak musiał coś robić. Nie mógł bezczynnie czekać, aż go całkowicie odstrzelą, zepchną na margines.
On, gliniarz z krwi i kości, wzorzec uczciwości i bezkompromisowości w walce z przestępcami, został posądzony o sprzedanie swoich zasad i honoru. Nie mógł tego tak zostawić. Poza tym, co miałby robić dalej w życiu? Był urodzonym gliną. Musiał tropić, ścigać i łapać przestępców.
Obecne kłopoty Pieczarskiego miały swój początek jakieś trzy lata wcześniej. Wtedy to Sielawa sprowadził do Polski transport spirytusu z Holandii, o wartości około miliona dolarów. Były to czasy, gdy na towar brakowało magazynów, więc Sielawa wynajął stadion i zastawił całą płytę boiska skrzynkami z holenderskim spirytusem.
Z tytułu tego importu był winien Urzędowi Celnemu w Szczecinie cło i podatek obrotowy na łączną sumę 70 miliardów ówczesnych złotych. Na taką też kwotę wystawił weksle, które miał wykupić w ciągu miesiąca. Wiarygodności tych wierzytelności potwierdził zarząd państwowego kombinatu Polska Stal, co nastąpiło na wniosek prezesa rady nadzorczej, senatora Adama Nachalnego. Weksle poręczyła także spółka Euroboss należąca do żony senatora, z którą Sielawa od dawna prowadził wspólne interesy.
Mimo że termin spłaty weksli minął, to Sielawa ich nie wykupił. Wszystkiemu miało być winne rozwolnienie, które rzekomo dopadło go pod Pniewami. Biznesmen twierdził, że jechał z walizką pełną pieniędzy do Szczecina, aby rozliczyć się z Urzędem Celnym. Po drodze dopadła go jednak sraczka. W tej sytuacji zaparkował swojego mercedesa klasy S pod motelem i pobiegł do toalety.
- Gdy wróciłem, szyba była wybita, a z tylnego siedzenia zniknęła teczka z pieniędzmi – relacjonował wówczas Pieczarskiemu, który prowadził dochodzenie. Chociaż ta sprawa od początku śmierdziała i widać było, że jest nieudolnie ustawiona, to prokuratura umorzyła postępowanie. Argumentując to tym, że Sielawa spłaciłby swoje zobowiązania, gdyby nie został okradziony. Poza tym on sam zarzekał się, że ma zamiar to zrobić, w bliżej nieokreślonej przyszłości. Zanim to nastąpiło, do wykupienia weksli został zmuszony kombinat Polska Stal, który zapłacił za nie, wraz z odsetkami, ponad 90 miliardów ówczesnych złotych.
Marian Pieczarski nie zamierzał jednak odpuszczać tej sprawy. Doprowadził do tego, że prokuratura wydała komornikowi nakaz zajęcia mienia wszystkich członków zarządu kombinatu Polska Stal SA, co miało być zabezpieczeniem strat, jakie kombinat poniósł w związku z poręczeniem weksli Sielawy. Tymczasem senator Nachalny, w oświadczeniu przekazanym mediom stwierdził, że sprawa ma podłoże polityczne i wiąże się ze zbliżającymi się wyborami parlamentarnymi. W polityce był już jednak skończony i wkrótce po przegranych wyborach wycofał się na dobre z działalności publicznej. Pieczarski dobrze wiedział, że Nachalny nadal pracuje dla Sielawy.
W naszym serwisie przeczytacie już kolejny fragment książki Otchłań grzechu. Powieść Janusza Szostaka kupicie w popularnych księgarniach internetowych: