Tematem zbioru reportaży, wywiadów i esejów pióra wybitnych polskich autorów, zatytułowanego Śmierć warta zachodu, jest służba, służba dla kraju, służba dla drugiego człowieka. Służba żołnierza na misji, policjanta antyterrorysty, strażaka, ratownika medycznego. Służba i wszystko co się z nią wiąże – honor, odwaga, odpowiedzialność, strach, samotność, ordery, wdzięczność ale nierzadko także osierocone dzieci, rodziny, smutek, trauma, żałoba... Śmierć dzisiaj, tu i teraz. Ta rzekomo słodka i godna, wyjątkowa, bo ,,za ojczyznę", w obronie wspólnoty, w imię wyższego celu. Śmierć godna pozazdroszczenia. Czy jednak aby na pewno?
Jak to jest, kiedy – choćby w najbardziej szczytnym celu – giną najbliższe nam osoby? Albo kiedy ideał poświęcenia zderza się z bólem, banalnością, absurdem życia tych, którzy tego daru śmierci musieli być świadkiem?
To trudne pytania dla nas wszystkich. Jak przyjmujemy ten dar my, żyjący w pragmatycznych, pełnych zadowolenia z siebie czasów, w których kalectwo czy zgon to tematy wstydliwe i niemodne? Tradycyjny szacunek wobec śmierci w imię ideału to przecież tylko oficjalna strona medalu. Prawda bywa mniej oczywista.
Autorzy, wśród których są najbardziej znani polscy reporterzy i pisarze, szukają odpowiedzi na najtrudniejsze pytanie życia, mając za punkt wyjścia prawdziwe historie podopiecznych Fundacji Dorastaj z Nami. Uzupełnieniem poszczególnych relacji są przejmujące fotogramy Maksymiliana Rigamonti.
Do lektury zaprasza Wydawnictwo Bellona. W ubiegłym tygodniu w naszym serwisie mogliście przeczytać premierowy fragment książki Śmierć warta zachodu. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:
Rozmowa Magdaleny Rigamonti i Piotra Siemiona z doktorem Jakubem Szumańskim, psychiatrą i psychoterapeutą
Magdalena Rigamonti: Umarł panu ktoś?
Jakub Szumański: Ktoś bliski? Nie. Nikt z najbliższej rodziny. Moi rodzice żyją, rodzeństwa nie mam.
M.R.: To pan nie rozumie straty.
Piotr Siemion: Właśnie byłem na pogrzebie mojego niedoszłego teścia. Pełny kościół. Potem pożegnanie zmarłego. Mówią: pełnił funkcje, przewodniczył, wspomagał obrady. Inni, że był życzliwy. Jeszcze inni, że niecały umarł, że zostało po nim dzieło… No dobra, ale trochę to było tak – zmarł, nabożeństwo, pogrzeb i wracamy do domów, do swoich zajęć.
J.S.: Śmierć została odprawiona mechanicznie. Dla pana mechanicznie. Facet miał swoje lata, swoje zasługi, żona, dzieci, wnuki.
P.S.: I minęło pół dnia. Byłem w pracy, odhaczyłem pogrzeb. Nie było czasu, żeby zastanawiać się nad przemijaniem, nad tym, po co to wszystko.
M.R.: Teraz się zastanawiamy.
J.S.: Właśnie. Jak mnie pani zapytała, czy ktoś mi umarł, to poczułem, jakby mnie ktoś uderzył. Taki niepokój. Ale dopiero po chwili. Jakby mi głowa włączyła myślenie. Ale kto, czy ktoś z rodziny, że o co chodzi, dlaczego takie pytanie? Teraz myślę, że śmierć jest dla mnie czymś jeszcze nieprzerobionym albo dopiero przerabianym na różnych poziomach. Mówię o tym prywatnym aspekcie, bo zawodowo o śmierci wiem sporo. Są pacjenci, którzy mają myśli samobójcze, są tacy, za którymi są próby samobójcze. Ponad dwadzieścia lat temu, kiedy pracowałem w szpitalu, przyszła kobieta z depresją. Nie było miejsc na oddziale. Uznałem, że nie potrzebuje natychmiastowej pomocy, że sobie poradzi. Dobrze wyglądała, zadbana, w makijażu, rozmawialiśmy spokojnie. Po kilku dniach się zabiła. Do tej pory z tym chodzę. Że tego nie wyczułem, że mnie zawiodła intuicja. Zrobię kawę. Poczekajcie. Zaraz wrócę.
M.R.: Czy my się bardziej boimy, że ktoś straci życie, czy że my stracimy tego człowieka i zostaniemy tu sami, bez niego.
P.S.: Teraz, kiedy o tym rozmawiamy, myśl, że to cały czas się skrada, idzie. Czuję autentyczny niepokój. I że nie można nic z tym zrobić, bo przychodzi i jest po wszystkim. Kiedy umierał mój ojciec, lekarka mnie wezwała i mówi: no nie wiem, jak to panu powiedzieć… Ja, że fizycznie sprawa jest oczywista, a duchowo nie jestem w stanie tego przyjąć, nie rozumiem. Oczywiście wiem, że kolei rzeczy, że łatwiej wytłumaczyć sobie, że umiera osiemdziesięciolatek niż dwudziestolatka w depresji.
M.R.: Albo trzydziestolatek na służbie, policjant na przykład.
J.S.: Tu jest jeszcze inna figura. Tu chodzi o tak zwaną gotowość na śmierć. W dodatku w szczytnym celu, w imię ojczyzny. To jest tak zwane poświęcenie się, poświęcenie swojego życia. Spójrzmy na weteranów. W USA byłem opiekunem nie wojskowych, lecz ludzi po wypadkach, ale już po powrocie do Polski miałem do czynienia z weteranami amerykańskimi, którzy byli w Afganistanie, w Iraku. Pracowałem tu też z polskimi weteranami wojennymi. Większość z nich, nie, wróć, chyba wszyscy, kiedy wyjeżdżali na wojnę, na misję, do bazy stabilizacyjnej, jak zwał, tak zwał, powoływali się na honor, Boga i ojczyznę. Ale tak naprawdę nikt z nich nie zakładał, że jedzie na śmierć, ba, że jest ryzyko śmierci. To jest chyba mechanizm, który ratuje nas przed rzeczywistością. Kobieta w pierwszej ciąży, nawet w ósmym miesiącu, nie wie, co to znaczy mieć dziecko. Może się przygotowywać, chodzić do szkoły rodzenia, a i tak się okaże, że macierzyństwo ją zaskoczy. Śmierć zawsze zaskakuje.
P.S.: Czy to w Afganistanie, przy bankomacie, czy na plaży. Przy bankomacie bandyci rozwalili z kałasznikowów chłopaka, policjanta.
J.S.: Stał się obiektem do zabijania… Chociaż pewnie, kiedy wychodził z domu na służbę, był przekonany, że nic mu się nie stanie, jest bezpiecznie. Ci, którzy jadą na misję, też nie zakładają, że im nogi urwie. Powiem może dosadnie, ale produkcja mięsa armatniego między innymi na tym właśnie polega, żeby nie być świadomym, żeby nie analizować, nie dopuszczać. Najlepiej jak żołnierz jest nieświadomy, niedojrzały.
P.S.: Kiedy byłem w wojsku, to się bardzo dziwili, że nie chcę jechać do Bejrutu, przecież płacą w dolarach. Mówili, że głupi jakiś jestem. A ja się bałem, bo tam była wojna.
J.S.: Trudno jest młodemu człowiekowi, mężczyźnie, powiedzieć, że się boi, że zginie. Zaraz pojawiają się komentarze od kolegów: no co ty, pedał jesteś? A od zwierzchników, że to powinność, służba, honor. Są takie wspomnienia z powstania warszawskiego: powstaniec umiera sanitariuszce na rękach i mówi: mam nadzieję, że to nie na darmo, że to było po coś. Chciał tą resztką życia jakoś zawiadywać.
Zdaję sobie sprawę, że państwo jako konstrukt, jako struktura potrzebuje armii, potrzebuje służb, które dbają o nasze bezpieczeństwo. Potrzebuje ludzi, którzy pełnią służbę, którzy się poświęcają, są gotowi na poświęcenie. Zastanawiam się teraz, dokąd nas ta rozmowa zaprowadzi. Czy chcemy rozmawiać o śmierci, czy o odchodzeniu, czy może o poświęceniu się.
M.R.: Odsuwamy śmierć, przestaje ona być częścią życia, które jest kultem piękna i młodości.
Książkę Śmierć warta zachodu kupicie w popularnych księgarniach internetowych: