Duchowisko. Fragment książki „Gieśki"

Data: 2019-11-20 12:48:13 | Ten artykuł przeczytasz w 7 min. Autor: Sławomir Krempa
udostępnij Tweet

Czy chodząc do zwykłej podstawówki, można przeżyć niecodzienne przygody? Oczywiście! Wystarczy być Gieśkiem – pełnym humoru, nieco zuchwałym, odważnym i psotnym dziewięciolatkiem z klasy III G.

Krzysiek, Czesiek i Misiek wplątują się w kolejne awantury, walczą z porywaczem, polują na czarownice, wywołują duchy, zastawiają zasadzki i snują filozoficzne rozważania o sensie życia. Wciąż wystawiają na próbę cierpliwość rodziców i ulubionej nauczycielki, a przy tym docinają sobie i kłócą się zawzięcie. Mimo to każdy wie, że w sprawach ważnych można na nich polegać, bo doskonale rozumieją, czym jest lojalność i co w życiu liczy się najbardziej.

Zajrzyj do świata Gieśków. Tam zawsze się wiele dzieje, jest mnóstwo śmiechu, świetna zabawa, a ponadto znajdziesz w nim przepis na prawdziwą przyjaźń. Do lektury książki Katarzyny Kieleckiej Gieśki zaprasza Wydawnictwo Szara Godzina. W ubiegłym tygodniu zaprezentowaliśmy Wam jej premierowe fragmenty. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii: 

Duchowisko

1.

Od paru dni szkołę ogarnęło nowe szaleństwo. Szło niczym wirus od starszych klas i rozprzestrzeniało się na coraz młodszych uczniów. Nazywało się Halloween. Polegało na podkreślaniu strojem i nadmiarem rozmaitych gadżetów swoich bliskich relacji z mocami nie z tego świata.

Zarówno ja, jak i Czesiek oraz Misiek byliśmy na to odporni, bo odpowiednia bariera ochronna, skuteczna jak szczepionka, otaczała nas jednocześnie z dwóch stron.

Po pierwsze: moja siostra i jej przyjaciółka Monia jak zwykle działały na przekór modzie i zamiast wampirzych zębów, gumowych gałek ocznych i krwi w sprayu nosiły pod pachami książki jakiegoś Mickiewicza o tajemniczym tytule Dziady część II. Gdy pytaliśmy, po co im te papierowe cegły, odpowiadały chórem:

– „Nie chcecie jadła, napoju? Zostawcież nas w pokoju! A kysz, a kysz!”.

Nie dość, że małpy, to jeszcze szalone.

Po drugie: moja klasa miała swoją prywatną czarownicę w postaci pani Ani i nie potrzebowaliśmy żadnych obcych sił nadprzyrodzonych. Nauczycielka dostarczała nam znacznie lepszej zabawy niż upiory.

W połowie października ciało pedagogiczne naszej podstawówki wyszło naprzeciw wybuchłej nagle modzie i rozrywkowym potrzebom młodzieży. Wykazało się inicjatywą, tolerancją, odwagą i dużą dozą sympatii dla swoich uczniów. Postanowiło urządzić w sali gimnastycznej wielki ogólnoszkolny bal halloweenowy z konkursami, dyskoteką i obrzucaniem się cukierkami. Sponsor – w postaci rady rodziców – ufundował nagrody, słodycze, napoje i materiały na dekoracje. Przez dobre dwa tygodnie trwały przygotowania, mówiło się wyłącznie o tym, a pieśń pochwalna pod adresem pani dyrektor nikomu nie schodziła z ust.

Tymczasem cała trzecia G, podpuszczona przez trzech niepokornych Gieśków, zbiorowo odmówiła udziału w tej dziecinadzie.

– Wytłumaczcie mi dlaczego? – dopytywała pani Ania, przysiadając z rezygnacją na swoim biurku i obracając w ręce dużą, przezroczystą, plastikową tubę pełną pinesek. – Wszyscy tam będą. Pani dyrektor bardzo się postarała.

– To zwykłe zbiegowisko, hałas i bezsensowny bałagan – wyjaśniał Misiek. – Nas interesują prawdziwe emocje.

– Nie rozumiem.

– To tylko zabawa w duchy i upiory – tłumaczył Patryk.

– No i chyba o zabawę chodzi, nie? – Nauczycielka najwyraźniej nie chwytała naszego toku myślenia i ogarnięta niepokojem coraz intensywniej miętosiła niewinny pojemnik z pineskami.

– Właśnie nie – podjął Maks. – Chodzi o to, żeby rzeczywiście coś przeżyć. Gdy chcę obejrzeć mecz piłki nożnej, to nie wystarczy, że powycinam piłkarzy z kartonu.

– Trzeba iść na stadion – poparł go Remek.

– To czego wy chcecie? – spytała pani Ania i mocno potrząsnęła tubą.

Cała jej zawartość zagrzechotała złowieszczo.

Zawartość tuby, nie pani Ania. Pani Ania zwykle nie grzechocze.

– Prawdy – oświadczył Czesław tak poważnym tonem, że po moich plecach przebiegł niewidzialny dreszcz.

– Czyli? Powiedzcie wprost. Chcecie wywoływać duchy czy co? – Zaśmiała się nerwowo i podrzuciła pudełko delikatnie do góry.

– Tak – przyznał Szymon i przeszył ją twardym, nieznoszącym sprzeciwu spojrzeniem. – Właśnie to chcemy robić.

– I to nie w dzień – dodał Seba. – Duchy wywołuje się po ciemku.

– Przecież duchy tak naprawdę nie istnieją. Dobrze o tym wiecie. – Nauczycielka próbowała się bronić, wpychając nieświadomie paznokieć pod okrągłe wieczko.

– Jakby tak całkiem nie istniały, toby nie było z nimi tyle zamieszania – wtrąciła Oliwka.

Jako jedyna spośród dziewczyn w pełni popierała nasze plany.

– Poza tym nie potrzebujemy ich dużo – uspokoił panią Anię Czesiek. – Wystarczy jeden. Byle porządny. Musi go pani wywołać i nam pokazać. Zawsze pani mówi, że lepsze są eksperymenty i doświadczenia niż suche definicje z książek, bo żeby zrozumieć, trzeba poczuć.

– No właśnie – zaaprobował Alan. – My chcemy eksperyment z duchem.

– Mnie to pasuje. Udowodni nam pani, że ten duch istnieje albo że go nie ma. To się nazywa podejście naukowe – zainteresowała się zagadnieniem Natalka.

– Jak wy to sobie wyobrażacie? Co mam dokładnie zrobić, żeby go wywołać? – spytał Giedź Naczelny, przeczesując nerwowo dłonią włosy.

Wzruszyliśmy zgodnie ramionami.

– Sama musi pani wymyślić – oświadczyłem. – To pani jest nauczycielką. My na bal halloweenowy na pewno nie pójdziemy. Chcemy poczuć prawdziwego ducha, a nie wygłupiać się na zwykłej dyskotece.

Pani Ania przez chwilę wpatrywała się we mnie jak w przerośniętego komara, który przysiadł jej na ramieniu. Obawiałem się nawet, czy nie zechce owego komara pacnąć. Opanowała jednak odruch obronny i zamiast tego ścisnęła wyjątkowo mocno miękką plastikową tubę, którą wciąż trzymała w rękach. Wieczko nie wytrzymało i wystrzeliło jak z procy prosto w korkową tablicę. Kolorowe pineski z hurgotem rozsypały się po podłodze.

Wszyscy natychmiast rzucili się do ich zbierania. Należało to pohamować, by w takim tłumie i zamieszaniu ostre igły nie powbijały się w tenisówki lub kolana. Zbieraliśmy je zatem tylko we trzech, z Cześkiem i Michałem, do zgarniętych naprędce jednorazowych kubeczków na wodę. Reszta została na swoich miejscach, obserwując w milczeniu nasze akrobacje. Naliczyliśmy na podłodze sto sześćdziesiąt trzy ostro zakończone kolorowe kulki.

Niech mi ktoś powie, że nasza nauczycielka nie rozrabia! Że niby tylko my! Naczelny Gagatek, a nie Naczelny Giedź!

– Co za tandeta – mruknęła pani Ania, składając na nowo plastikową tubę.

Jasne. Tandeta. Gdybym ja rozwalił pudełko, toby się okazało, że jestem nieuważny albo roztargniony. A tu plastik jest tandetny. Biedna tuba, nawet nie ma jak się bronić. Jak mówi przysłowie: dzieci, ryby i tuby głosu nie mają.

Za karę niech Naczelny Gagatek kombinuje, jak wywołać tego ducha.

A co!

Książkę Katarzyny Kieleckiej kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

REKLAMA

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Gieśki. Księga przygód
Katarzyna Kielecka0
Okładka książki - Gieśki. Księga przygód

Czy chodząc do zwykłej podstawówki, można przeżyć niecodzienne przygody? Oczywiście! Wystarczy być Gieśkiem – pełnym humoru, nieco zuchwałym...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo
Reklamy
Recenzje miesiąca
Smolarz
Przemysław Piotrowski
Smolarz
Babcie na ratunek
Małgosia Librowska
Babcie na ratunek
Wszyscy zakochani nocą
Mieko Kawakami
Wszyscy zakochani nocą
Baśka. Łobuzerka
Basia Flow Adamczyk
 Baśka. Łobuzerka
Zaniedbany ogród
Laurencja Wons
Zaniedbany ogród
Dziennik Rut
Miriam Synger
Dziennik Rut
Pokaż wszystkie recenzje