Druga zmiana. Fragment książki „Niepokorne"

Data: 2025-02-05 10:03:01 | artykuł sponsorowany | Ten artykuł przeczytasz w 22 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Aneta co roku przygotowuje noworoczny obiad dla kilkunastu osób. Jednak tym razem czuje, że obowiązki zawodowe i rodzinne ją przerastają. Zostawia dzieci z mężem i jedzie do siostry.

Milena wyjeżdża na sylwestra do rodziców, gdzie kilka dni wcześniej zawiozła syna. W końcu ma odwagę odejść od impulsywnego partnera, który ją tłamsi i jej nie szanuje. Ma dość toksycznego związku.

Justyna sama utrzymuje rodzinę - młodszą siostrę i rodziców alkoholików. Gdy brakuje pieniędzy nawet na najpotrzebniejsze rzeczy, zdesperowana dziewczyna posuwa się do kradzieży.

Losy Anety, Mileny i Justyny splatają się ze sobą, kiedy wszystkie trzy wsiadają do tego samego przedziału. Nieplanowany postój pociągu jest szansą, żeby bliżej się poznać. Co wyniknie z tego spotkania?

Niepokorne Sylwia Markiewicz grafika promująca książkę

Niepokorne Sylwii Markiewicz to opowieść o kobietach, które chcą podążać za swoimi marzeniami wbrew oczekiwaniom innych. Do lektury zaprasza Wydawnictwo Pascal.

Czy kobiety, uwikłane w rodzinne życie pełne patriarchalnych, czasem – przemocowych układów potrafią mówić „nie"? Jak bardzo ważna jest asertywność? Między innymi o tym opowiada najnowsza powieść Sylwii Markiewicz Niepokorne.

„Niepokorne" to powieść o siostrzeństwie, o odnajdywaniu siebie w świecie, który wymaga od kobiet zbyt wiele i nie daje w zamian niczego poza kolejnymi oczekiwaniami – pisze Danuta Awolusi w naszej redakcyjnej recenzji książki Sylwii Markiewicz.

– Czy nasze życie należy do nas? Czy to splot wydarzeń, otoczenie, najbliżsi, powodują, że nasze życie wygląda właśnie tak, a nie inaczej? W pewnym momencie musimy przystanąć i zastanowić się nad tym, czy to, co robimy, jest dla nas dobre, czy tego chcemy i czy nie jest tak, że tylko zaspokajamy potrzeby innych, a nie swoje? Asertywność nie jest może zbyt doceniana w dzisiejszym świecie, ale jest bardzo potrzebna, by stawiać granice, by nie pozwolić innym zawłaszczyć naszego szczęścia. Zmianę zaczynamy od nas samych, by móc zmienić otoczenie – mówi w naszym wywiadzie Sylwia Markiewicz

W ubiegłym tygodniu na naszych łamach opublikowaliśmy premierowy fragment książki Niepokorne. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:

Rozdział II

30 grudnia, dzień wcześniej
Aneta

Przybliżyła się do ściany, naciągnęła granatową smycz, która pod wpływem ruchu zaczęła ściskać jej szyję. Mog­ła ją ściągnąć, ale spieszyła się, jak zwykle. Dwoma palcami wsunęła uważnie kartę w wąską szczelinę, zamigotało zielone światło. Nauczona doświadczeniem, zrobiła to z wyczuciem i ze spokojem. Zbyt raptowne podejście do urządzenia gwarantowało jego bunt i odmowę wypuszczenia jej z pracy. Przyjemne bzyczenie dało znać, że jest wolna, przynajmniej na dziś. Jutro będzie tu znowu, i to od czternastej. Druga zmiana, wobec której zawsze miała mieszane uczucia. Fatalna, bo długo nie widziała dzieci. Gdy przychodziła, to one spały, ale miało to również swoje dobre strony. Omijał ją cały popołudniowy chaos, nad którym będzie musiała zapanować dziś.

Zaraz po zamknięciu drzwi z ulgą przysiadła na ławce w szatni i to był błąd. Teraz trudno będzie jej się podnieść. Nogi jej wchodziły do dupy, jak to zawsze krzyczała Sabina w sklepie, nawet przy klientach. Rozzłoszczona łażeniem w tę i we w tę, nie umiała ukryć swojej frustracji. Ona pracowała w dziale sportowym, nie panował tam duży ruch w przeciwieństwie do spożywczego, a jednak cały czas coś było do zrobienia. Nieustannie zmieniające się promocje, za którymi należało nadążyć, nowy, sezonowy towar, zwroty, reklamacje, no i klienci dawali się jej we znaki. Niektórzy pytali… ale nie to było wkurzające, lecz to, że gdy ona opowiadała o towarze, produkowała się, wysilała szare komórki, doradzała, mrużyli oczy z miną znudzonego kota Garfielda. I tak wiedzieli lepiej, bo czytali opinie w internecie, więc po co, do cholery, pytali, po co jej zawracali dupę? Takimi spostrzeżeniami podzieliła się z nią ostatnio sympatyczna, choć impulsywna, koleżanka.

Aneta pracowała tu dopiero cztery miesiące. Gdy dowiedziała się, że to dział tekstylny potrzebuje nowych pracowników, ogromnie się ucieszyła. Bo jak tu nie lubić segregacji ubrań, układania ich, przebierania manekinów, ale jej wyobrażenia nieco odbiegały od tego, co zastała. Miała wrażenie, że tylko chodzi i sprząta po klientach, bo co chwila coś zrzucają, przymierzają i nie odwieszają, przestawiają i tworzy się bałagan, a menedżerowie przecież patrzą.

Sabina miała rację z tymi nogami. Non stop na chodzie, nie było w tym dziale pracy, przy której Aneta mogłaby usiąść choć na moment. Zaskoczyło ją również duże zainteresowanie jej regałami w okresie świątecznym. Dwa dni przed sylwestrem ona miała listę produktów spożywczych i nawet przez myśl jej nie przeszło, by szukać wizytowej sukienki czy żakietu. Musiała być kiepska w zarządzaniu czasem, skoro innym kobietom się to udawało. Aneta myślami była już w kuchni i analizowała, co ma zacząć przygotowywać, bo jak co roku organizowała uroczysty noworoczny obiad dla najbliższych.

– Anetko, a ty co tak dumasz na tej ławce? Autobus ci ucieknie. – Do szatni wkroczyła dziarsko Sławka, zdejmując po drodze z szyi identyfikator z napisem „dział cukierniczy”.

– Nie mam siły się podnieść, to był błąd, że usiadłam. – Aneta miętoliła taśmę od plakietki, zbierając się do otwarcia szafki już od dobrych paru minut. – Pojadę dziś następnym, jeszcze zrobię zakupy, skoro już jestem w markecie.

– Ja tak samo. Jak chcę upiec ciasto, to muszę jeszcze skoczyć po proszek do pieczenia i migdały. Idę na noworoczny obiad do teściowej, to chociaż zaniosę blachę ciasta. Tak się cieszę, że to całe zamieszanie z obiadem spadło z moich barków. Po całonocnej zabawie z przyjemnością się wyśpię i pójdę na gotowe. – Błyskawicznie zrzuciła z siebie pracowniczą kamizelkę oraz wygodne buty, sięgając po te, w których przyszła.

– Zazdroszczę. Ja, jak zawsze, przygotowuję noworoczny obiad dla kilkunastu osób. W tym roku jest jeszcze gorzej, bo w sylwestra i trudno mi jakoś dopiąć te przygotowania.

– Współczuję. – Sławka kątem oka zerknęła na spu­szczoną głowę Anety. – Ułatwiaj sobie i nie gardź gotowymi produktami. Teraz wszystko jest do kupienia – próbowała ją pocieszyć.

– To prawda, ale to kosztuje. Mięso, sałatki, treściwy bigos i tak opłaca się robić w domu dla tak dużej liczby gości. Majątek by to kosztowało, gdybym gdzieś zamówiła. Ale tak, dobry catering by się przydał. – Kobieta westchnęła, wstając wreszcie, by otworzyć szafkę, bo jej koleżanka była już ubrana i gotowa do wyjścia, a ona siedziała, jakby miało ją to ominąć.

– Jutro jesteś? – zapytała Sławka z jedną ręką na klamce, zarzucając torebkę na ramię drugiej.

– Tak, druga zmiana – wymamrotała markotnie.

– To się już nie zobaczymy. Szczęśliwego Nowego Roku, Anetko. Nie stresuj się i przekaż trochę obowiązków pozostałym domownikom. Na razie, pa. – Pomachała w jej kierunku.

– Dla ciebie również, Sławka, dzięki – odparła Aneta z grymasem na twarzy, który zupełnie nie przypominał radości.

Poczuła ukłucie zazdrości, że ta piecze ciasto i już, i tylko tyle. Jak bardzo chciałaby iść do kogoś, mogłaby zanieść i trzy takie ciasta. Spojrzawszy na kwadratowy zegar wiszący nad drzwiami, nerwowo przyspieszyła ruchy. Po kilkudziesięciu minutach już stała przy kasie w sznureczku, który skojarzył jej się z kolejką do wagoników na Kasprowy Wierch. Wszyscy stoją, nikt nie marudzi, każdy wie, że nie ma wyjścia. A przed wolnym dniem traktują panią kasjerkę z szacunkiem, a może nie z szacunkiem, lecz ze strachem. Bo jak się zdenerwuje i postawi tabliczkę z napisem „Kasa nieczynna” lub „Przerwa”, to co wtedy? Potulnie tworzą więc wszyscy razem ten bardzo przyjacielski sznureczek i ona do niego dołączyła, choć nogi wchodziły jej tam, gdzie słońce nie sięga.

Oparła wypełnioną po brzegi siatkę o ścianę przystanku, aby nic się nie wysypało. Okres świąteczny to były niekończące się zakupy. I znowu to samo. Nie dość, że przygotowywała kolację wigilijną dla kilkunastu osób, to teraz na ten uroczysty obiad miało przyjść ich prawie tyle samo. Siostry tylko zabraknie, bo jak zwykle wyjeżdża na wakacje. Aneta nie pamiętała, kiedy byli z Michałem na imprezie sylwestrowej, kiedy razem tańczyli. Nawet jak ostatnio przeszło jej przez myśl, by dołączyć do koleżanek w jednej z warszawskich restauracji, to gdy wyobraziła sobie organizację opieki dla trójki dzieci, zrezygnowała. Nie wychodzili nigdzie z mężem, sylwestra spędzali zazwyczaj na kanapie przed telewizorem. O północy z kieliszkiem szampana podziwiali fajerwerki, czasem sami, a czasem z dziećmi, które tylko na to czekały, by poderwać się z łóżek i rzucić do okien.

Jeszcze miesiąc temu myślała, że może by sobie sprawiła nową bluzkę, by elegancko się prezentować jako gospodyni, ale wyszło jak zwykle. Tyle sukienek przeszło przez jej ręce, by trafić na wieszaki w sklepie, ale żadna z nich nie wróciła z nią do domu. Odkładała zakupy na później, bo czasu brak, by przymierzyć, bo przecież nie teraz, bo jest w pracy. Efekt był taki, że jak co roku włoży swój standardowy elegancki zestaw: rozkloszowaną czarną spódnicę, do tego szyfonową białą bluzkę z cyrkoniami przy kołnierzyku. Kto wie, czy te cyrkonie już nie wyszły z mody, pewnie z mody i tak, ale z jej stylizacji jeszcze nie.

Dłonie zdążyły kobiecie skostnieć, w plastikowej wiacie zrobiło się tłoczno. Wiele osób chciało się schować przed przenikliwym wiatrem. Gdy podjechał autobus, wszyscy ruszyli do przodu na tyle żwawo, że nim podniosła sporą siatkę z ziemi, była już ostatnia w kolejce do otwierających się drzwi.

Kiedy znalazła miejsce na środku, w przestrzeni dla wózków, stanęła, przytrzymując siatkę nogami, by nie ujawniła swojej zawartości na zakrętach. O miejscu siedzącym nie było mowy. Ważne, że już jechała. Odpoczywała, obserwując mijane kamienice, ulice, przechodniów podążających w tylko im znanym kierunku. Ponowna wymiana spojrzeń z pasażerami niby od niechcenia, ale każdy robi to z nudów, dla zabicia czasu. Aneta układała w myślach dalszy plan dnia. Najpierw musiała odebrać Hanię z baletu, potem chłopców z przedszkola. Gdy wejdzie do domu, zrobi obiad, a później pomyśli spokojnie o dalszych przygotowaniach.

Tę wnikliwą analizę przerwał popłoch: kilka osób tuż obok, dźwięk rozsuwanych drzwi. Noga za nogą, wysiadała wolno, uważając, by na nikogo nie wpaść. Szli smętnie jak na parkowych alejkach w domu seniora. Tylko jej się spieszyło czy co? Chłopak o czarnych oczach w kurtce moro przystanął, przepuścił ją, lustrując spojrzeniem wielką siatę. Delikatnie go szturchnęła, niechcący, zarumieniła się, bąknęła cicho „przepraszam” i zniknęła czym prędzej z jego oczu. Ona dla niego już była pewnie starszą panią, dlatego grzecznie zszedł jej z drogi. Poczuła się staro, jak te kobiety z autobusu. Chociaż nie, babcie z pudłami zabawek w rękach świetnie radziły sobie z gabarytami wybranych prezentów, a ona na ich tle, przygaszona, wyglądała słabo, oj, słabo.

W telewizji trzydziestosześciolatki tak się nie prezentują, mają klasę, są zadbane i uśmiechnięte. Co z nią nie tak? Zwolniła, ręka jej mdlała, przełożyła ciężką reklamówkę do drugiej dłoni. Trapery mocniej zaszurały po chodnikowej kostce, długa czarna kurtka zaszeleściła. Kropelki potu zebrały się w dolnej części pleców. Na szczęście Aneta już widziała budynek przedszkola. Po raz kolejny przełożyła siatkę. Może powinna sobie sprawić taką na kółkach? Nie, wtedy to już na pewno każdy weźmie ją za sześćdziesiątkę, tego sobie nie zrobi, o, nie.

Hania, już gotowa, czekała na swoją rodzicielkę. Przebrana przeglądała się w lusterku, poprawiając czapkę. Jej koleżanek już nie było. Szkoła tańca mieniła się od świateł, które odbijały się ciepłym blaskiem w wielu lustrach, potęgując wrażenie przytulności. Aneta zawsze planowała przyjść wcześniej, aby chwilę usiąść i popatrzyć przez szklane rozsuwane drzwi, jak córka ćwiczy. Niestety ciągle brakowało jej czasu. Za to Hania zawsze grzecznie czekała, spakowana i ubrana, bez pretensji, że wychodzi ostania. Po kim miała tę obowiązkowość? W szkole również uczyła się bardzo dobrze. Aneta codziennie zachwycała się postawą córki i cieszyła się, że nie musiała jej pilnować tak jak chłopaków.

– Kuba z pięciolatków i Olek z trzylatków – wysapała, starając się uśmiechnąć do dyżurującej dziewczynki, która nawet do końca jej nie wysłuchała, bo doskonale rozpoznawała rodziców swoich kolegów i koleżanek i w podskokach śmigała do dobrze jej znanych sal.

– Mama! – krzyknął Olek, omijając Anetę łukiem, po czym zrobił samolot wokół Hani, która z zainteresowaniem oglądała obrazki powieszone na ścianie. Wnikliwie szukała prac braci, ale bezskutecznie, a samolotowe wyczyny zupełnie ją rozproszyły.

– O, dzień dobry pani. – Wychowawczyni Kuby wyszła razem z nim, co nie wróżyło nic dobrego. Starszy syn raczej nie zbierał pochwał.

– Dzień dobry. – Niepewności w głosie nie udało jej się ukryć mimo najszczerszych chęci.

– Chciałam z panią chwilę porozmawiać. – Wysoka kobieta z nienagannie ułożoną krótką fryzurą, tworzącą mały hełm, z którego nie ośmielał się wydostać żaden pojedynczy włosek, przystanęła przy zlęknionej Anecie.

– Chłopcy, idźcie do swoich szafek, ubierzcie się. Haniu, pomożesz im? – Spojrzała na córkę błagalnym wzrokiem.

Dziewczynka z niechęcią poszła za braćmi, wiedziała bowiem, że czeka ją trudne zadanie, bo ubieranie się jest ostatnią rzeczą, o jakiej oni myślą. Nadal biegali między szafkami, a widząc kolejnych wychodzących do domu kolegów, i ich wciągali do zabawy.

– Kuba dziś zbił kolegę. Najpierw go popchnął, a potem kopnął – zaczęła stanowczym tonem przedszkolanka. – Widziały to inne dzieci. Podobno Cyprian nie chciał oddać mu auta, którym Kuba bawił się rano. Tłumaczyłam mu, że zabawki należą do wszystkich i się nimi dzielimy. Rozmawiałam z nim na osobności, ale chciałam, żeby również państwo podjęli z Kubą ten temat.

– Tak, oczywiście, porozmawiam z synem. Przykro mi, że do tego doszło.

Teraz już rozumiała niechętną minę mamy Cypriana, którą minęła na schodach przedszkola. Na jej „dzień dobry” tylko wymruczała coś pod nosem. Musiała już zostać poinformowana o nieprzyjemnej sytuacji.

Ubieranie rozbrykanych synów chwilę trwało, a cierpliwość malała z każdą minutą.

– Chłopcy, przestańcie już. Spokojnie iść nie można, tylko ciągle jakieś wygłupy! – krzyknęła Aneta, szarpiąc za rękę Olka.

Zareagowała ostro, gdy szli chodnikiem do domu. Spojrzeli na nią w ciszy, łącznie z Hanią, której ton mamy również się nie spodobał. Widząc ich zbolałe miny i karcący wzrok, szybko dodała:

– Przepraszam, że krzyknęłam, niosę ciężkie zakupy i jestem zmęczona po pracy. Wszystko już dobrze? – Próbowała załagodzić sytuację, ale poczucie winy uciskało ją mocno, a raczej dołączyło do ciężaru wrzynającej się w dłoń siatki.

Dzieci zgodnie kiwnęły głowami, ale przez resztę drogi do bloku szły naburmuszone, ostentacyjnie obrażone, zupełnie nie patrząc na mamę, jakby chciały jej dać nauczkę za to naganne zachowanie.

***

Trzecie piętro dziś ją pokonało. A może to nie te kilkadziesiąt schodów i ciężkie zakupy, a liczba obowiązków, które powinna jeszcze dziś wykonać, przygniatała ją niczym prasa na złomowisku? W sumie ona też czuła się trochę zardzewiała, zużyta, bez energii. Pasowałaby tam.

– Mamo, gdzie mój strój na balet? – Hania biegała chaotycznie po domu, szukając zielonego worka z różową baletnicą. – Na pewno chłopcy gdzieś go rzucili, bo oni lubią się bawić moimi rzeczami – dodała z pretensją w głosie.

– Jest w twojej szafce, po lewej stronie, tam, gdzie strój na basen. Uprałam go, możesz spakować na jutro – odpowiedziała Aneta, nie patrząc na córkę, bo ziemniaki właśnie zaczęły kipieć.

Uchwyciła pokrywkę, przykręciła gaz i wróciła do mięsa, które na szczęście było prawie gotowe, wystarczyło je jeszcze trochę poddusić, by zmiękło.

– A pamiętasz o moich babeczkach na jutro? – Dziewczynka stanęła w połowie drogi do pokoju, upewniając się, czy mama nie zapomniała. Szukała ich wzrokiem na kuchennych blatach, ale nic nie zauważyła.

Aneta zamarła, myśląc, czy na jej liście było zrobienie dzisiaj wieczorem czterdziestu czekoladowych babeczek, bo tyle dzieci miało być na jutrzejszym spotkaniu, ostatnim w tym roku. Grupa Hani przygotowywała widowisko na Trzech Króli i do ostatniej chwili trwały próby. Na osłodę po tych częstych i wyczerpujących spotkaniach zorganizowano im wspólny sylwestrowy poczęstunek połączony z dyskoteką. Szkoła tańca zajęła się co prawda przybieraniem sali i muzyką, ale rodzice jak zwykle musieli się w to włączyć. I tak jej w udziale przypadło piecznie babeczek.

– Tak, tak, pamiętam, będę piekła zaraz po obiedzie – szybko zapewniła córkę, wiedząc, jakie to dla niej ważne.

– Mamo, czy ty widziałaś, co robią Kuba i Olek? A narzekasz, że to ja biegam w baletkach, tylko że one są czyściutkie i nie obdzierają ścian. Niech się nawet nie ważą przekraczać progu mojego pokoju, bo jak zobaczę ich brudne korki na moim jasnym dywaniku, to im przebiję piłkę – zakomunikowała ze zmarszczonym czołem Hania, obserwując, jak chłopcy wybiegają ze swojego pokoju. Teraz dla odmiany odbijali piłkę o ścianę w przedpokoju.

Aneta wychyliła się zza kuchennego blatu, dała susa w ich kierunku, łapiąc jednego za ramię, a drugiego za kark. Zaprowadziła ich do pokoju, kazała im ściągnąć buty i posprzątać porozrzucane zabawki. Dała im na to piętnaście minut. A jak nie, to następnego dnia nie pójdą na trening.

– To specjalny trening – obruszył się starszy syn – musimy iść.

– No właśnie, za dwa dni będziemy mieć gości, a u was w pokoju taki bałagan. – Z wyrzutem wskazała ręką na rozrzucone rzeczy.

– U ciebie w kuchni też nie widać – pożalił się rezolutny Kuba, nie wiedząc, że to nie jest odpowiedni moment, by zwracać uwagę matce.

Aneta miała już odpowiedzieć, by się nie wymądrzał, gdy jej nos wyczuł nieprzyjemny zapach. Pali się! Pobiegła do garnka z mięsem, przykręciła gaz, zamieszała, ale już przywarło. Wyciągnęła czysty garnek, przełożyła mięso, ponownie nastawiła, coś chyba da się uratować, na szczęście. Tyle że garnek trochę przypalony, będzie trzeba nieźle się naskrobać, by go domyć. Tak jakby miała jeszcze mało roboty. Wściek­ła, że nie dopilnowała potrawy, kręciła z rezygnacją głową.

– A co tak tu śmierdzi? Otwórz okno, bo nas potrujesz – rzucił Michał, gdy tylko przekroczył próg mieszkania.

Spojrzała z wyrzutem w jego kierunku, zalewając herbatę w szklankach. Ta uwaga ją zabolała, jakby zrobiła to specjalnie. Tak, chciała ich podusić i byłby święty spokój.

– Hej, chłopaki, mama pozwala wam biegać w korkach po domu? No, ładnie! – Poczochrał ich czupryny, kiedy ci wesoło wybiegli się przywitać.

– Idziemy jutro na mecz. Pamiętasz, że masz nas zawieźć? – wołał podekscytowany Kuba.

– Tata nas zawozi! – wtórował Olek.

– A pewnie, że pamiętam, i wiecie co? Mam już wolny cały dzień.

Rozparł się w fotelu: wyciągnął nogi, ręce uniósł za głowę.

– Może rano umyję auto, pojadę na chwilę do mamy,  jestem umówiony do fryzjera, pora, żeby mnie trochę przystrzyc. Zdążę ze wszystkim do treningu, spokojnie, nic się nie martwcie – rzucił do synów.

Aneta milczała. Przełykając te słowa niczym kasztany w skórce, nakładała ziemniaki na talerze.

– A my planujemy coś więcej niż sylwester z Polsatem? – zagadnęła.

– A niby co? – Michał wstał, by ochoczo zasiąść przy nakrytym stole. – Przecież ty musisz wcześniej zerwać się z łóżka, by od samego rana zacząć już szykować obiad. Ja będę rozstawiać stół, przydałoby się zorganizować trochę miejsca na środku pokoju, by się wszyscy pomieścili. Przypilnuję dzieci, aby nie biegały po kuchni między talerzami.

– No tak. Na chwilę zapomniała, co ją czekało od samego rana. Chaos, harmider i kuchenna rzeczywistość. Mówią, że jaki pierwszy dzień roku, taki i cały rok. Przerażająca wizja, westchnęła.

– Chłopaki, obiad! Hania! – krzyknęła w stronę pokojów.

– Ja nie lubię mięsa. – Olek odłożył kawałek na bok talerza.

– Ja lubię. – Kuba zabrał się łapczywie do je­dzenia.

– Przygotowałaś ziemniaki? – Michał lubił, gdy były potłuczone, wtedy przyjemnie mu się je mieszało z sosem i łączyło z surówką.

Kiedy telefon odezwał się na blacie kuchennym, Aneta przerwała obiad, by odebrać.

– Tak, mamo. Nie oglądałam. Tak, sprawdzę, dobrze, poszukam. Tak, nie, nie zapisuję, będę pamiętać. Na razie, pa. – Krótko i rzeczowo, dziś nie miała czasu na przemyślenia teściowej.

– Twoja mama. – Siadła, odpowiadając na zdziwione spojrzenie męża. – Pytała, czy oglądałam program śniadaniowy, bo podobno podawali przepis na farsz do krokietów. Powinnam go zapisać, bo w tamtym roku wyszły mi podobno za mało pikantne. I prosiła, bym jej poszukała czegoś o ziołach.

– A widzisz, mówiłaś, że nie dzwoni zapytać, co słychać. – Michał z apetytem pochłonął już połowę dania.

– Ona nie pytała, co słychać i czy mi nie pomóc, tylko jeszcze dołożyła mi roboty. Nie widzisz różnicy?! – krzyknęła Aneta, uderzając ręką w stół, aż podskoczyły talerze.

– Coś ty taka nerwowa, w pracy ci nie poszło czy co? – Michałowi aż źrenice się rozszerzyły ze zdziwienia.

– Będę mniej nerwowa, jak wieczorem poszukasz wiadomości o tych ziołach, wydrukujesz jej i podasz jutro. Dobrze? – powiedziała, jednocześnie nie dając po sobie poznać, że jest przerażona swoją reakcją.

– Dobrze, już dobrze, nie ma problemu. – Machnął ręką, jakby odpędzał natrętnego owada. Czuł, że dziś nie warto rozmawiać z żoną, bo zła jak osa. Kiedy zacznie gotować świąteczne potrawy, humor jej się poprawi.

Woda w łazience lała się szerokim strumieniem już dłuższą chwilę. Aneta słuchała tego odgłosu, gdy udało jej się zasiąść w ciszy przy stole po tym, jak zagoniła dzieci do mycia i do łóżek. Spakowała chłopaków do przedszkola, naszykowała im ubrania, a babeczki… właśnie rosły w piekarniku, kusząc zapachem.

Michał moczył się w wannie, a ona z kubkiem herbaty wodziła zmęczonym wzrokiem po salonie. Wizja jutrzejszego dnia, wypełnionego od rana do nocy obowiązkami, powodowała ogromne stres i niechęć. Otworzyła notes, na górze kartki napisała:

Do zrobienia – jutro (31.12.)

  1. rozmrozić mięso do krokietów
  2. przygotować mięso na kotlety
  3. zamarynować kurczaka
  4. zrobić dwie sałatki (sprawdzić, czy wystarczy majonezu)
  5. upiec sernik i karpatkę
  6. wypolerować sztućce i kieliszki
  7. umyć łazienkę
  8. zrobić porządek u chłopców i u Hani
  9. wyciągnąć świąteczne obrusy i sprawdzić, czy korkociąg działa (ostatnio nie działał)
  10. zapakować babeczki dla Hani
  11. iść do pracy na drugą zmianę
  12. przygotować ubrania swoje i dzieci, sprawdzić, czy Michał ma czystą koszulę na uroczysty obiad
  1. porozmawiać z Kubą o incydencie przedszkolnym.

Wyrwała kartkę, położyła ją obok czajnika. No, to teraz trzeba te zadania tylko wykonać. Ale jutro, to będzie już jutro.

Powieść Niepokorne kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

Tagi: fragment,

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Niepokorne
Sylwia Markiewicz0
Okładka książki - Niepokorne

Dlaczego trzy kobiety w sylwestra rzucają wszystko i uciekają od bliskich? Aneta co roku przygotowuje noworoczny obiad dla kilkunastu osób. Jednak tym...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo
Recenzje miesiąca
Kyle
T.M. Piro
Kyle
Smolarz
Przemysław Piotrowski
Smolarz
Wszyscy zakochani nocą
Mieko Kawakami
Wszyscy zakochani nocą
Raj utracony
John Milton
Raj utracony
Krok do szczęścia
Anna Ficner-Ogonowska
Krok do szczęścia
Arcana
Anna Szumacher
Arcana
Pokaż wszystkie recenzje