Koniec XIX wieku, Austro-Węgry. Do położonego w górach Szpitala św. Judy przybywa inspektor policji Franciszek Eber - Polak z Galicji, któremu bóle głowy uniemożliwiają normalne życie. Nie jest łatwo się tam dostać nie tylko ze względu na wysokość, lecz także dlatego, że jest to szpital psychiatryczny dla elit.
Eber ma jednak list polecający od ojca jednej z pacjentek, który hojnie płaci za pobyt córki. Doktor Sanpaulo, dyrektor placówki i utalentowany chirurg, zgadza się więc na przeprowadzenie ryzykownej operacji mózgu. Wkrótce w kompostowniku zostaje znaleziona ręka zaginionej jakiś czas temu siostry Bernadetty. Policja w związku z tą sprawą aresztuje jedną z pielęgniarek, ale wydaje się, że prawdziwy morderca wciąż jest na wolności. Gdy śnieg na kilka miesięcy odcina szpital od świata, pacjenci i personel zostają uwięzieni z zabójcą pod jednym dachem...
Chociaż inspektor wciąż podkreśla, że nie jest taki jak inni pacjenci leczeni szpitalu, z czasem zaczyna dostrzegać coraz więcej łączących go z nimi podobieństw. Okazuje się, że niewyjaśniona zbrodnia to tylko jedna z wielu tajemnic skrywanych przez mieszkańców. Czy zabójca jest jedynym zagrożeniem? Kto tak naprawdę jest tam szalony?
Do przeczytania powieści M.M. Perr Szpital św. Judy zaprasza Wydawnictwo Prozami. Dziś na naszych łamach prezentujemy premierowy fragment książki Szpital św. Judy:
– W ciekawe miejsce się pan wybiera, inspektorze. Nie boi się pan? – Stary listonosz głośno się roześmiał. Jego dwie przednie dolne jedynki wystawały do przodu, nadając twarzy zwierzęcy charakter. Razem z milczącym inspektorem Eberem siedzieli we dwójkę na drewnianym wozie ciągniętym przez starego konia. Woźnica co jakiś czas odwracał się w ich kierunku, próbując dosłyszeć, o czym mówią, ale dźwięk broczących w błocie i śniegu kopyt zagłuszał prawie wszystko. – Wie pan, dlaczego ten szpital nazywa się Szpitalem św. Judy? Bo Święty Juda jest od spraw beznadziejnych, a tam są same takie. Zresztą to nie tylko szpital dla obłąkanych, lecz prawdziwa twierdza.
– A czego tu się bać? – odrzekł inspektor. – Szpital jak szpital, a że z dala od miasta i ludzi, to i może nawet lepiej dla chorych. Widziałem kiedyś w Wiedniu szpital, do którego każdy mógł wejść za opłatą, żeby się pośmiać i rozerwać. Ludzi zawsze bawiła niedola innych, zwłaszcza szalonych. Ale dla mnie to było nieludzkie i okrutne.
– Może i tak… I ładnie tam jest. Widać całe jezioro Tenno i ośnieżone szczyty górskie – opowiadał listonosz, przeżuwając w ustach swój język. Mlasnął parę razy, po czym ponownie spojrzał na towarzysza swoimi małymi, głęboko osadzonymi oczami. – A o klątwie pan słyszał?
– Nie – odrzekł krótko Eber. Nie słyszał historii o klątwie ani żadnej innej dotyczącej szpitala. Nie interesowało go to zupełnie.
– Tak myślałem! – odparł triumfująco listonosz. – Pewnie nie chcieli panu mówić, żeby pana nie zniechęcić. To nie jest zwykłe miejsce. Pan popyta tamtejszych pracowników, to panu opowiedzą. Ale jedno panu powiem: dyrektorem tam nie chciałbym być za nic! Podobno wszyscy dyrektorzy, a wcześniej głowy rodzin tam mieszkających, umierali w tych murach w dziwnych okolicznościach. Na początku nikt się nie zorientował, bo cóż to, że właściciel umiera u siebie w domu, ale kiedy na posadę zaczęli przyjeżdżać kolejni dyrektorzy i żaden z nich nigdy nie przeszedł na emeryturę, bo nie doczekał, to ludzie się domyślili, że coś siedzi tam w tych murach. Mówi się też o innych dziwnych rzeczach…
Książkę Szpital św. Judy kupicie w popularnych księgarniach internetowych:
Tagi: fragment, Kryminał retro,