Czy miłość może zwyciężyć? „Lekkomyślność" Hannah Fielding

Data: 2022-04-22 10:36:54 | Ten artykuł przeczytasz w 15 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Podróż młodej kobiety do Hiszpanii okazuje się wyprawą w świat ryzykownych namiętności, dzikiego piękna i zemsty

Czy miłość może zwyciężyć w świecie, w którym wszędzie wokół czają się skandale i śmiertelne niebezpieczeństwa?

Wiosna, rok 1950. Młoda pisarka Alexandra de Falla – pół Angielka, pół Hiszpanka – porzuca wygodne, ale monotonne życie w Londynie, by wyruszyć do Hiszpanii na spotkanie z krewnymi, z którymi od wielu lat nie utrzymywała kontaktów. Ma nadzieję, że odnajdzie upragnioną rodzinę. Poznaje jednak ludzi targanych gwałtownymi emocjami, uwikłanych w sieć surowych andaluzyjskich obyczajów i tradycji – dla niej całkowicie obcych i niezrozumiałych. Wśród zagadkowych postaci gorącej Andaluzji spotyka mężczyznę, który budzi w niej uczucia, o jakich istnieniu nie miała dotąd pojęcia. Niestety na jej drodze piętrzą się przeszkody – niebezpieczna rywalizacja, niespodziewane zdarzenia i lekkomyślne decyzje. Co szykuje dla Alexandry los w płomiennej krainie pełnej dramatów i nieposkromionych namiętności, gdzie podczas korridy przelewa się krew i wsiąka w spalone słońcem piaski areny, gdzie tuż obok żyją tajemniczy, mściwi Cyganie, a piękne ciemnookie tancerki ukrywają sekrety za eleganckimi koronkowymi wachlarzami?

Obrazek w treści Czy miłość może zwyciężyć? „Lekkomyślność" Hannah Fielding [jpg]

„Lekkomyślność" to powieść godna polecenia czytelnikom lubiącym poznawać nowe kultury, zafascynowanym światem emocji i uczuć, a także szukającym inspiracji dla własnych życiowych wyborów.  

- recenzja książki „Lekkomyślność"

Do lektury powieści Lekkomyślność Hannah Fielding zaprasza London Wall Publishing. Dziś na naszych łamach publikujemy premierowy fragment książki: 

Prolog

Londyn, 1950 r.

Przenikliwy brzęk dzwonka odbił się echem po Newton Place, wspaniałym starym domu nad Tamizą na Cheyne Walk.

Alexandra de Falla spojrzała na zegar stojący na obramowaniu kominka w jej pokoju. Minęła właśnie ósma rano, a ona siedziała przy biurku od świtu, głowiąc się nad zarysem nowej historii, która wyrwała ją z niespokojnego snu.

Kto to, u licha, może być o takiej porze?

Odłożyła pióro, zamknęła notatnik i zostawiła go obok maszyny do pisania. Za szerokim wykuszowym oknem wstawał pochmurny ranek. Chodniki były mokre od nocnego deszczu. Nagimi gałęziami wysokich drzew rosnących wzdłuż eleganckiej ulicy w Chelsea targał styczniowy wiatr, wyjący smętnie przy parapetach niczym pies zostawiony na zimnie. Jedynym innym odgłosem było pobrzękiwanie butelek rozwożonych przez mleczarza i stukot kopyt jego konia, kiedy wóz posuwał się w kierunku Mostu Księcia Alberta. Z sypialni Alexandry roztaczał się cudowny widok na Tamizę, migotliwe wody głównego traktu Londynu. Ciągnął się aż po drzewa parku Battersea po drugiej stronie rzeki, a niżej – po ciemne tajemnicze magazyny i przystanie. Wyobrażała sobie, jak dalej rzeka przepływa obok Tower, odcinającej się pięknie na tle bladego nieba ze smużkami niebieskoszarych chmurek. Tego dnia wieża musiała wyglądać szczególnie majestatycznie, surowa i samotna. W powietrzu nadal unosiła się mroźna mgiełka. Alexandra uwielbiała Londyn, ale tęskniła za ciepłem i kolorami wiosny, uśpionymi pod szarą wilgocią zimy. W niezmąconej ciszy poranka czuła jeszcze większy niepokój niż zwykle.

Westchnęła. Tego dnia były jej dwudzieste piąte urodziny, czy do tej pory nie powinna była już ułożyć sobie życia?

Czasami miała wrażenie, że czeka na coś, co ma się wydarzyć. Gdzieś w głębi duszy czuła tego smak, jakiś drzemiący w niej ogromny potencjał namiętności i marzeń. Skąd to się brało, to uczucie, że nie do końca należy do tego czasu i miejsca? Czy tak palące pragnienie lepszego poznania świata odziedziczyła po matce? Ale tego pytania, jak wielu innych, nie mogła już jej zadać.

Raz jeszcze rozległ się przenikliwy dźwięk dzwonka. Pani Jeffrey, gosposia, wyszła, Alexandra nałożyła więc szlafrok i zeszła po schodach do obszernego holu o ścianach wyłożonych dębowym drewnem.

– Idę! – zawołała, otwierając mosiężne zasuwy drzwi.

Mężczyzna stojący na progu był odwrócony do niej plecami. Patrzył w niebo. Niski, ciemny, trzymał w rękach ogromny bukiet różowych róż. Odwrócił się. Zdawał się skrępowany i zdenerwowany.

– Witaj, Alexandro, querida.

Na chwilę dech jej zaparło. Tak dobrze znała jego twarz, a jednak był niemal obcym.

– Papá? Papá… To naprawdę ty?

– Sí, soy yo. Piętnaście lat to szmat czasu, wiem. – Don Alonso de Falla urwał, po czym na jego wargach pojawił się najbardziej rozbrający uśmiech. – Cieszę się, że jeszcze mnie poznajesz.

Zszokowana, nie odwzajemniła uśmiechu.

– Co ty tu robisz, papá? Nie pisałeś, że wybierasz się do Londynu, nie spodziewałam się ciebie.

– Chciałem ci zrobić niespodziankę na urodziny. Proszę, to dla ciebie. Mogę wejść?

– Tak, tak, oczywiście. Dziękuję. Są śliczne. – Alexandra wzięła kwiaty i położyła na stoliku w holu.

– Widzę, że dom wcale się nie zmienił – zauważył don Alonso, wchodząc do środka. – Ale dość tego. Mi querida Alexandra, deja que te mire, pozwól, niech ci się przyjrzę – powiedział, przytrzymując ją przed sobą. – Wyrosłaś na piękną pannę… jesteś taka podobna do matki.

Ujął jej twarz w dłonie i ucałował ją serdecznie w oba policzki.

– Wiem, na pewno masz mnóstwo pytań, niña. Możemy gdzieś tu porozmawiać swobodnie?

Dzielnie starając się odzyskać spokój, Alexandra poprowadziła go do salonu, gdzie stały naprzeciwko siebie dwa fotele przed kominkiem, w którym już napalono. Zdumiona usiadła i wpatrywała się w mężczyznę, którego nie widziała, od kiedy skończyła dziesięć lat.

Jedyne zdjęcie, jakie miała, przedstawiało go stojącego z jej matką, o wiele młodszego niż teraz i takiego go zachowała w pamięci. Nadal był przystojny, ale jego czarne włosy i broda były poprzetykane siwizną. Twarz zdawała się chudsza i jakby zmęczona.

A więc wrócił, po piętnastu latach. Patrzył na nią, jakby widział ją po raz pierwszy – już nie kruchą dziesięciolatkę, którą zostawił pod opieką troskliwej, ale surowej ciotki Angielki.

Usadowił się wygodnie w fotelu.

– Masz świetlistą cerę swojej matki i jej piękne włosy w odcieniu ciemnej miedzi – stwierdził ze smutkiem malującym się na twarzy.

Oczy Alexandry od razu zaszkliły się od łez. Tak naprawdę nie pamiętała matki, a tych kilka czarno-białych fotografii, które miała ciotka, wyblakło. A jednak lata tłumionego gniewu i żalu do ojca, że ją porzucił, sprawiły, że nie miała ochoty mówić z nim o matce. Postanowiła nie owijać w bawełnę.

– I czemu to czekałeś aż do moich dwudziestych piątych urodzin, żeby pojawić się znów w Londynie, papá? Przyjechałeś w interesach, w związku z rodzinną posiadłością? Kiedy wracasz do El Pavón?

– Oczywiście, chciałem przyjechać wcześniej. – Don Alonso uniósł dłonie, jakby chciał obronić się przed jej pytaniami. – Z moich listów wiesz, jak było trudno. Wojna domowa w kraju… potem wojna w Europie. W ciągu ostatnich pięciu lat też nie było łatwo wyjechać.

Wiedziała, że to nie do końca prawda. Patrzyła na niego hardo.

– Ale nie było to niemożliwe.

– Nie, nie niemożliwe. – Poruszył się zażenowany w fotelu.

– Na szczęście rząd stara się wyrwać nas z izolacji, co jest dobre dla gospodarki.

Zauważył jej uniesioną brew i szybko dodał:

– I, oczywiście, to pomogło mi zorganizować tę podróż, żeby cię zobaczyć. Za długo byłem nieobecny w twoim życiu. Wiesz, zawsze żałowałem, że mnie tu nie ma, że powierzyłem wychowanie cię ciotce Geraldine, ale kiedy zabrakło twojej matki, uznałem, że potrzebujesz kogoś, kto ją zastąpi. Dziewczynce potrzebna jest kobieca ręka.

– Potrzebny jest też ojciec – dodała cicho Alexandra.

– Masz rację, querida. – Uśmiechnął się do niej smutno i postukał palcami w poręcz fotela, jakby zastanawiał się, co powiedzieć.

Było jej go prawie żal. Przynajmniej podjął trud, by zrobić jej niespodziankę na urodziny i, mimo wszystko, pamiętał datę. Po raz pierwszy uśmiechnęła się do niego.

– Cieszę się, że cię widzę, papá, naprawdę. Ale jestem trochę zaszokowana, że pojawiasz się tu po tylu latach, bez uprzedzenia.

– Nadal piszesz?

– Tak, papá. Wysłałam ci dwie swoje powieści. Czytałeś je?

– Ach tak, mi hija del novelista, moja córeczko, pisarko! – Ignorując pytanie, uśmiechnął się do niej czule. – Zawsze z nosem w książkach. Nawet jak byłaś malutka, zawsze coś tam pisałaś… malutkie opowiadanka… marzyłaś o przygodach. Zupełnie jak Vanessa… – urwał, jakby znów zagubił się we wspomnieniach.

– Mam więc nadzieję, że mama pochwalałaby, co robię, skoro jesteśmy tak do siebie podobne.

Spojrzał na nią.

– Mmm? Sí, por supuesto. Na pewno.

Myślała, że powie jej coś więcej o matce, i nagle zapragnęła bardzo to usłyszeć, ale don Alonso tylko klepnął się w kolano i nachylił ku niej.

– Dobrze. Zaczekam, aż się ubierzesz, i pozwól, że zaproszę cię gdzieś na śniadanie. Możemy porozmawiać podczas jedzenia. Nie kosztowałem angielskiego śniadania z kiełbaskami, bekonem, jajkami i tymi różnymi dodatkami od lat i, Bóg jeden wie czemu, stęskniłem się za tym.

*

Don Alonso zabrał Alexandrę do Hazlitt’sa, modnego osiemnastowiecznego hotelu tuż przy Piccadilly Circus, klimatycznego miejsca, o ścianach wyłożonych dębiną, wysokich oknach udekorowanych przepysznymi, złocistymi aksamitnymi kotarami i marmurowych kominkach. To był ulubiony hotel Alexandry, bo w przeszłości spotykało się tu wielu pisarzy. Ojciec poprowadził ją do stolika w kącie sali wśród szmeru uprzejmych rozmów gości i pobrzękiwania sreber stołowych. Z zachwytem pozamawiał niemal wszystko, co mieli w menu.

Spędzili przy stole dużo czasu na opowieściach, starając się nadrobić zaległości. Ojciec rozśmieszał ją, wspominając jej wyczyny, kiedy była mała. Powoli jej żal do niego zaczął się rozpływać. Tak łatwo im się rozmawiało, a on był taki uroczy – całkiem jakby po latach odkrywała na nowo starego, bliskiego przyjaciela.

– I jak, niña, myślałaś o nas przez te lata?

Don Alonso dolał im do filiżanek więcej kawy.

Uśmiechnęła się. Sama nie rozumiała, dlaczego tak bardzo fascynują ją jej korzenie.

– Tak, często. Prawie nie pamiętam rodziny, bo przecież miałam tylko trzy lata, kiedy zabraliście mnie z mamą do Anglii, ale nieraz zastanawiałam się, jak by wyglądało nasze życie, gdybyśmy zostali w Hiszpanii.

– Tak, wszystko na pewno wyglądałoby inaczej. Dla nas wszystkich.

– Pamiętam, jak opowiadałeś mi o rodzinie, gdy przyjeżdżałeś, kiedy byłam mała, ale większość z tego już zapomniałam. Przypominam sobie, że to babcia jest głową rodu. Pewnie musiała wziąć na siebie tę odpowiedzialność po śmierci twojego ojca. Byłeś bardzo młody, kiedy wydarzył się tamten wypadek drogowy, prawda? – powiedziała cicho.

Don Alonsowi oczy się zaszkliły.

– Tak, obawiam się, że rodziny de Falla los nie oszczędzał. Twój wuj Armando, ja i nasz kuzyn Luis María byliśmy dziećmi, kiedy mój ojciec, duque Juan Raphael de Falla zmarł, choć Luis María był od nas o kilka lat starszy. Ale, pomimo różnicy wieku, dorastając, byliśmy nierozłączni – dodał z uśmiechem. – Pakowaliśmy się w różne kłopoty. Jak to się mówi w Hiszpanii: El que de joven corre de viejo trota, kto biega za młodu, na starość drepcze. Mam nadzieję, że to tłumaczy, dlaczego twój stary papá tak bardzo ostatnio zwolnił.

– A co się stało z Luisem Maríą?

– Ożenił się z arystokratką, prawdziwą pięknością, Cecilią de Bermudez. Była daleką krewną duquesy, ale i młodą wdową. Mama nie pochwalała tego związku. Cecilia po śmierci pierwszego męża została z dwójką dzieci, Esmeraldą i Salvadorem, co było, oczywiście, nie do przyjęcia dla duquesy. Luis María adoptował dzieci, dał im swoje nazwisko.

– Dlaczego babcia miała coś przeciw temu? – Alexandra pokręciła głową, po czym dodała chłodno. – Pewnie uznała, że Cecilia nie jest godna Luisa Maríi, bo była wcześniej zamężna. Znając duquesę, uważała ją za zużyty towar.

Don Alonso westchnął.

– Weź pod uwagę, że moja matka prowadziła samodzielnie El Pavón od śmierci ojca. Trzeba to uszanować. Wiem, że jest dość surowa, ale ma swoją wizję dynastii. Dla niej zawsze najważniejsze było utrzymanie ciągłości rodu. Nie chodziło tylko o Luisa. Ani Armando, ani ja, żeniąc się, nie spełniliśmy jej oczekiwań.

– Nic nie usprawiedliwia tego, jak traktowała mamę – oświadczyła Alexandra z błyskiem w oku, nie kryjąc emocji.

Don Alonso, nagle zażenowany, zaczął skubać serwetkę leżącą na jego kolanach.

– Możliwe, ale i tak powinnaś szanować ją za to, jak udało się jej przeprowadzić rodzinę i interesy przez najgorsze lata w historii rodziny de Falla. Z trudem przetrwaliśmy czasy wojny domowej.

Alexandra płonęła z ciekawości. Chciała dowiedzieć się czegoś więcej o rodzinie, pomimo antypatii do duquesy, ale myśli o matce tym bardziej nie dawały jej spokoju. Piła małymi łykami kawę, daleka od spokoju.

– Kiedy mama wyjechała na południe Francji, myślałam, że po mnie wróci, ale potem… ten wypadek samochodowy… a na domiar złego ty zamieszkałeś znów w Hiszpanii. Wyobrażam sobie, że babka powitała cię z otwartymi ramionami jak syna marnotrawnego. Mam nadzieję, że to było tego warte.

Zapadła chwila milczenia. Tak wiele rzeczy nie zostało wypowiedzianych. Alexandra zdała sobie sprawę, jak bardzo ciąży jej smutek, gorycz, nawet żal do ojca, nagromadzony w ciągu ostatnich piętnastu lat.

– Moja matka chciałaby cię poznać – powiedział nagle don Alonso.

Alexandra hardo pokręciła głową.

– Spóźniła się – odparła.

Prawda, babka, duquesa, zaczęła pisywać do niej od czasu do czasu listy, kiedy była nastolatką. Pytała w nich o jej życie w Anglii, ale Alexandra odkładała je do szuflady i nie odpowiadała na nie.

– Twoja babka się starzeje, niña. Nie chce umrzeć i nawet nie poznać wnuczki. Często o tobie mówi. O ile wiem, przysłała ci rodzinny klejnot o wielkiej wartości, który należał do twojej prababki?

– Tak – przyznała Alexandra. – Po sukcesie mojej pierwszej książki.

To był piękny medalion z grawerowanego złota, wysadzany diamentami i rubinami. Duquesa nosiła go jako młoda dziewczyna, jak wyjaśniała w załączonym liściku, w którym wyrażała też swoje wielkie pragnienie, by poznać wnuczkę. Alexandra niechętnie przyjęła prezent i podziękowała krótko starszej pani, ale pozostawała głucha na dalsze próby pojednania ze strony nestorki rodu.

– Jak widzisz, twoja babka zawsze bardzo się tobą interesowała i nie rozumie, dlaczego nie chcesz przyjąć zaproszenia do Hiszpanii…

– Jeśli tak jej na mnie zależy po tylu latach, zastanawiam się, dlaczego nie próbowała dowiedzieć się czegoś o mnie, kiedy byłam dzieckiem. Co więcej, gdyby nie uprzykrzała tak życia mojej matce w Hiszpanii, pewnie mama by nie wyjechała i może nadal byłaby z nami. – Alexandra wzięła łyżeczkę i bezwiednie mieszała kawę, choć nie wsypała do niej cukru. – Poza tym, to Anglia jest moim krajem, nie Hiszpania.

A jednak, kiedy wypowiadała te słowa, czuła, że kłamie.

W naszym serwisie przeczytacie już kolejny fragment książki Lekkomyślność. Powieść Hannah Fielding kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Lekkomyślność
Hannah Fielding0
Okładka książki - Lekkomyślność

Podróż młodej kobiety do Hiszpanii okazuje się wyprawą w świat ryzykownych namiętności, dzikiego piękna i zemsty Czy miłość może zwyciężyć w świecie,...

dodaj do biblioteczki
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje