Czasy trudne. Fragment książki „Basiula"

Data: 2023-05-18 10:50:11 | artykuł sponsorowany | Ten artykuł przeczytasz w 7 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Policjantka Barbara Raszewska wyjeżdża na letnisko Basiula z tajną misją. Odgrywając rolę letniczki, tropi sprawcę kradzieży dokonanych na terenie wczasowiska oraz obserwuje charyzmatycznego duchownego, właściciela pensjonatu przyrodoleczniczego ,,Zdrowie". Kobieta integruje się z wczasowiczami, bierze udział w osobliwych terapiach, oddaje się uzdrowiskowym rozrywkom, a jednocześnie porządkuje swoją bolesną przeszłość. 

Basiula grafika promująca książkę

Basiula to powieść historyczno-obyczajowa z zagadką kryminalną w tle. Jej akcja rozgrywa się w Zagłębiu Dąbrowskim na terenie kurortu Basiula, a wątki fikcyjne przeplatają się z autentycznymi wydarzeniami. Marzena Orczyk-Wiczkowska wspaniale oddała atmosferę lat 30. i realia przedwojennego uzdrowiska. Edycja książki z dużym, wygodnym drukiem do czytania. Do lektury zaprasza Wydawnictwo Szara Godzina. W ubiegłym tygodniu na naszych łamach opublikowaliśmy premierowy fragment książki Basiula:

Zbliżał się wieczór. Sunące po niebie cumulusy, lukrowane złotopomarańczową poświatą słońca, które właśnie chowało się za horyzontem, z minuty na minutę płowiały, przybierając barwę mysiej sierści. Wraz z nimi ostrość i kolor tracił krajobraz; zarysy domostw, drzew oraz sylwetki przemykających poboczem nielicznych przechodniów zdawały się rozmazywać i topnieć w śpieszącym ku nocy zmierzchu. W tej szarej godzinie środkiem drogi toczyła się dorożka, zdążając w kierunku Bielowizny.    

Barbara Raszewska siedziała na twardym siedzisku, przytrzymując leżące obok niej walizkę i  torebkę. Uderzające o kostki brukowe koła wydawały terkoczący dźwięk; połączony ze stukotem końskich kopyt budził w pasażerce skojarzenia z maszyną do pisania, w której klawisze – pomimo braku papieru – ktoś tłucze natrętnie, bez opamiętania, to znów przywodził na myśl kanonadę oklasków, słyszaną ze środka sali teatralnej pod koniec 6 spektaklu. Poprzez kurtynę tych głośnych dźwięków do uszu kobiety przebijały się strzępki melodii nuconej pod nosem przez rozpartego na koźle woźnicę. 

Mężczyzna od czasu do czasu ocierał czoło rękawem swojej białej, zawilgoconej pod pachami koszuli i zacinał batem konia, gdy ten zbytnio zwalniał. Wciąż było gorąco. W powietrzu unosił się duszny zapach mijającego upalnego dnia, będący mieszaniną nut wyschniętej ziemi, ulicznego kurzu i świeżo skoszonej trawy, połączony z  przykrą wonią końskiej uryny. Raszewska sięgnęła do torebki po chusteczkę; przykładała ją do policzków, szyi oraz karku, ścierając ze skóry kropelki potu. Tymczasem powóz zjechał z brukowanego gościńca. Zrobiło się ciszej, co pasażerka przyjęła z ulgą.

 – Pani po raz pierwszy u nas na letnisku? – spytał dorożkarz, odwracając głowę w jej stronę. 

– Nie.

– Gdy ktoś raz przyjedzie, najczęściej wraca – zauważył mężczyzna. – W końcu wczasowisko mamy jak ta lala. Chociaż ostatnio mniej chętnych na wypoczynek niż kiedyś. Wiadomo, czasy trudne. Coraz trudniejsze, można powiedzieć.

 – Mhm – mruknęła. 

– U nas huty, na ten przykład, całkiem stanęły. Dwie mamy, szklane. Jedna czeska, druga belgijska. Już od zeszłego roku stoją, ludzie pracę potracili – ciągnął woźnica. – Tylko fabryka chemiczna działa, ale ledwo, ledwo. Dla 7 letników to i lepiej, bo teraz powietrze czyściuteńkie. Widzi pani? – Wskazał na górujące nad budynkami kominy. – Ani jeden dymek ze śmierdziuchów nie wyleciał od grudnia zeszłego roku. Tak w ogóle to te po drugiej stronie torów należą do czeskiej, ten tutaj do belgijskiej – wyjaśnił. 

– Kominy przy stacji pamiętam – rzekła Raszewska. – Ale tego jednego sobie nie przypominam.

 – To musiała pani być u nas przed tysiąc dziewięćset dwudziestym piątym  – stwierdził mężczyzna. –  Bo dopiero wtedy belgijska „szklarnia” ruszyła. Tam robią szyby, a w czeskiej głównie galanterię szklaną. To znaczy robili, bo jak wspomniałem, wszyscy poszli na bezrobocie. Chodzą słuchy, że otworzą na jesień, ale nie wiadomo. Mój brat i kuzyn robili w czeskiej, niestety. Dostają zapomogę, ale to tyle, co kot napłakał. Gdyby nie kryzys, to i ja może bym letników woził automobilem. Chociaż nie ma co narzekać, inni wożą furmankami. Minister Kwiatkowski obiecywał, że będzie lepiej. Pożyjemy, zobaczymy. A wie pani? Jeden z moich sąsiadów… – urwał w pół zdania i ściągnął mocno lejce, pokrzykując na konia, który nieoczekiwanie przyśpieszył: – Siwek, prr! Wolniej! Gdzie się rwiesz? Ale tu wertepy – fuknął po chwili. – Drogę ostatnio niby naprawiali, ale na sermater, jak widać. Jeszcze tego by brakowało, żeby koło odpadło!

Bryczka dotarła do rozwidlenia dróg i skręciła w lewo. Kobieta poczuła na policzkach powiew chłodnego, wilgotnego powietrza. Po lewej stronie traktu wznosiła się ciemna ściana lasu. To od niego wiał przyjemny, niosący ulgę wietrzyk. W oddali majaczył most, a po prawej budynek piętrowego drewnianego młyna z nasiębiernym kołem. To miejsce wydało się Raszewskiej znajome. 

Tak, to przecież przy tym młynie lata temu bawiła się z miejscowymi dziećmi! Podczas drogi powrotnej z letniska ojciec zatrzymał się, by kupić worek mąki. Trzeba było na tę mąkę poczekać, bo młynarz miał do obsłużenia jeszcze kliku innych klientów. Barbara pamiętała, że bardzo długo to trwało. Najpierw z ciekawością przyglądała się, jak właściciel młyna wyciąga oczyszczone ziarno z żubrownika, a potem wrzuca je na żarna i mieli. Obserwowanie monotonnego procesu szybko ją jednak znudziło, poza tym unoszący się w powietrzu mączny pył drażnił jej nos i gardło, wywołując nieprzyjemne wrażenie drapania. Wyszła na zewnątrz i ruszyła w stronę odpoczywających nieopodal jabłoni trzech dziewczynek. Siedziały na kocu, najmłodsza z nich trzymała w ręce małe okrągłe lusterko; bawiła się nim, łapiąc światło słoneczne i puszczając zajączki. Barbara zatrzymała się przy drzewie i oparłszy się o pień, zerkała ciekawie w stronę dzieci. Gdy tak stała i patrzyła, w pewnym momencie oślepiło ją odbite w zwierciadle słońce. Zasłoniła ręką oczy. Dziewczynki parsknęły śmiechem. Po chwili jedna z nich, jak się okazało – córka sąsiadów młynarza, skinęła na nią i zawołała: „Hej, ty! Umiesz dochować tajemnicy?”. Barbara przytaknęła, a tamte poprowadziły ją za młyn, nad porośnięty trzciną brzeg Trzebyczki 9 i z poważnymi minami powiedziały, że od roku mieszka w tym właśnie miejscu bałtycka syrena, która wprawdzie planowała dotrzeć gdzie indziej, bo do źródeł Wisły, ale pomyliła drogę i koniec końców przypłynęła na Bielowiznę i tak jej się tu spodobało, że postanowiła zostać. Mała Basia słuchała tej opowieści z otwartymi ustami, a gdy spojrzała w topielisko, zdawało jej się, że na dnie, pomiędzy wodorostami, widzi złote, falujące włosy syreny. 

Teraz tamten fragmencik przeszłości niczym słońce złapane w odłamek lusterka – chybotliwy zajączek, nieoczekiwanie uwolniony, zaświecił w głowie Raszewskiej, by po chwili zgasnąć.

Książkę Basiula kupicie w popularnych księgarniach internetowych: 

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Basiula
Marzena Orczyk-Wiczkowska2
Okładka książki - Basiula

Policjantka Barbara Raszewska wyjeżdża na letnisko Basiula z tajną misją. Odgrywając rolę letniczki, tropi sprawcę kradzieży dokonanych na terenie wczasowiska...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje