Regina, absolwentka polonistyki i bibliotekoznawstwa, marzy o pisarskiej sławie.
Niedawno skończyła studia i wydała swoją trzecią powieść. Wszystko wskazuje na to, że jej marzenia mają szansę się spełnić, wystarczy tylko znaleźć pomysł na kolejną frapującą fabułę.
Pewnego dnia jedna z czytelniczek książek Reginy zgłasza się do niej z przedwojennym maszynopisem powieści, który młoda autorka miałaby dokończyć. Choć ten pomysł na początku wydaje się jej mało interesujący, dziewczyna postanawia podjąć wyzwanie.
Niebawem okaże się, że powieść, nad którą pracuje, wcale nie trafiła do niej za sprawą przypadku...
Do lektury Czwartej powieści Agnieszki Janiszewskiej zaprasza Wydawnictwo Novae Res. Dziś w naszym serwisie możecie przeczytać premierowy fragment książki:
I co ja mam teraz zrobić? Jak to się dzieje, że podobne historie przytrafiają się właśnie mnie? – Zadumana Regina omal nie przeoczyła przystanku, na którym powinna wysiąść z autobusu. Z trudem przepchnęła się do wyjścia i odetchnęła dopiero na ulicy. Chłodne wieczorne powietrze podziałało na nią orzeźwiająco.
Powinnam była odmówić. Od razu, bez zbędnej zwłoki, dumała, zbliżając się do bloku, w którym mieszkała razem z rodzicami. Dobrowolska przyjęła ze zrozumieniem jej wahanie i obiekcje. Nie musi się pani decydować od razu, powiedziała, proszę się namyślić. Ale to przecież dobra propozycja. I zaraz ponownie dodała, że byłaby bardzo wdzięczna, gdyby Regina podjęła się tego zadania.
– Nie powinnam… To przecież nie moja powieść. To tak, jakbym… ukradła czyjąś własność – broniła się Regina. Sama jednak zdawała sobie sprawę, że robiła to za mało zdecydowanie.
– Nic podobnego. Ma pani naszą zgodę. Moją i mojego syna. Jestem gotowa udzielić jej na piśmie, jeśli zajdzie taka konieczność.
– Dlaczego ja?
Pytanie najwyraźniej nie zaskoczyło Dobrowolskiej. Wyglądało na to, że była na nie przygotowana, bo nie zwlekała z odpowiedzią. Choć z rozmysłem i bardzo starannie dobierała słowa – Regina natychmiast to wyczuła.
– Przyszło mi to do głowy, gdy czytałam pani książkę. Tę pierwszą. Potem sięgnęłam po dwie następne, ale ta pierwsza… Trudno mi to racjonalnie wytłumaczyć, ale gdy ją czytałam, pomyślałam o matce. Miałam zaledwie osiem lat, gdy ją straciłam. Nie miałam nikogo, z kim mogłabym o niej rozmawiać, wspominać ją. Ojciec zmarł, zanim się urodziłam. A dzięki pani książce przynajmniej kilka razy miałam wrażenie, jakby ona sama stawała mi przed oczami. Bohaterka pani powieści bardzo mi ją przypominała. – Oczy Dobrowolskiej zwilgotniały, otarła je wierzchem dłoni.
– Miło mi to słyszeć – odparła poruszona tym wyznaniem Regina. – Mimo wszystko…
– Ma pani wyczucie epoki, o której pani pisze – kontynuowała Karolina Dobrowolska. – Mam tu na myśli nie tylko niezbędną wiedzę merytoryczną, lecz także zastosowane przez panią środki stylistyczne, a przede wszystkim bardzo wiarygodne pod względem psychologicznym sylwetki bohaterów.
Spokojnie, upomniała się w duchu Regina, uważaj na takie komplementy. Pamiętaj, że ta kobieta ma wobec ciebie bardzo konkretne oczekiwania.
– Wciąż mówimy tylko o jednej z moich książek? O tej pierwszej? – Nie mogła powstrzymać się przed tą uwagą.
Dobrowolska zrozumiała aluzję, ale nie wyglądała na zmieszaną.
– Wszystkie przypadły mi do gustu – rzekła. – Ale nie ukrywam, że ta pierwsza była w mojej opinii najlepsza.
Nie tylko w twojej opinii, przemknęło przez myśl Reginie. Być może na tamtej książce powinnam była poprzestać. Znowu rozrzewniła się w duchu na samo wspomnienie entuzjazmu, z jakim pisała swoją pierwszą powieść.
Niestety zabrakło go przy dwóch kolejnych. Zastąpił go stres, by nie wypaść gorzej. I świadomość konieczności dotrzymania terminu, wynikającą z warunków umowy wydawniczej.
– Jednak najważniejsze jest to, że pani pierwsza książka osadzona jest w tych samych realiach i epoce, co powieść mojej matki. Zresztą proszę się o tym przekonać. Może ją pani zabrać do domu, przeczytać i wszystko sobie dokładnie przemyśleć.
Regina nie była pewna, czy naprawdę ma ochotę na taką lekturę. Czy nie będzie to strata czasu. Zwłaszcza że w zasadzie podjęła już decyzję – nie miała zamiaru kończyć książki, która była pomysłem innego autora.
A jednak nie zdobyła się na kategoryczną odmowę. Mało tego – obiecała, że zabierze maszynopis do domu i zapozna się z jego treścią. Uznała, że nie wypada postąpić inaczej – jak by na to nie patrzeć, sama przecież zadzwoniła do Marka Dobrowolskiego, a następnie przyjęła zaproszenie jego matki. Nie wypadało więc od razu odmawiać.
Dobrowolskiej najwyraźniej zależało, aby ktoś przynajmniej przeczytał niedokończone dzieło jej matki. Przeleżało przecież tyle lat gdzieś w rodzinnych szpargałach i na pewno wiele dla niej znaczyło. Regina zdecydowała więc, że przynajmniej rzuci nań okiem. A potem wróci do mieszkania Dobrowolskiej, wygłosi kilka komplementów i grzecznie odmówi. Do tego czasu wymyśli jakąś sensownie brzmiącą wymówkę.
Chowając do torby maszynopis, od razu na wszelki wypadek zastrzegła, że niczego nie obiecuje.
– Oczywiście – przytaknęła z uśmiechem Dobrowolska. – Sama przecież powiedziałam, że musi to pani przemyśleć. – Ponownie sięgnęła do szuflady i wydobyła stamtąd fotografię. – Niewiele mam pamiątek po niej, większość gdzieś się zawieruszyła. To najlepsze ze zdjęć, które ocalały.
– Rzeczywiście – przyznała Regina, odsuwając na bok talerzyk. Jakby się bała, że pobrudzi fotografię. – Wyjątkowo wyraźne zdjęcie… Zwłaszcza jak na tamte czasy. I pięknie wykonane.
– To dlatego, że matka była wyjątkowo fotogeniczna – stwierdziła Dobrowolska i trudno było odmówić jej racji.
Ze zdjęcia patrzyła ładna, uśmiechnięta dziewczyna, a w jej dużych ciemnych oczach – chyba ciemnych, bo trudno było to stwierdzić na podstawie czarno-białej fotografii – czaił się wyraz zabawnej, uroczej przekory. Na głowie miała fantazyjny kapelusz z kwiatami, spod którego opadały długie, pozwijane w pierścienie loki. Chyba była brunetką – tak przynajmniej zakładała Regina.
– Jest pani do niej podobna – rzekła, uznając, że sprawi to przyjemność gospodyni. Szczerze powiedziawszy, nie była jednak tego pewna.
– Może trochę. – Dobrowolska przez chwilę nie odrywała oczu od fotografii. – Chyba moja babka też tak raz powiedziała… – Zamilkła, po czym ponownie otworzyła szufladę, jakby czegoś w niej jeszcze szukała.
To ostatnie wyznanie zaskoczyło Reginę. Do tej pory była prawie pewna, że Dobrowolska oprócz syna nie miała innej rodziny, do takiego przynajmniej wniosku można było dojść na podstawie jej wcześniejszych wspomnień. A tymczasem, zupełnie nieoczekiwanie okazało się, że był ktoś jeszcze.
– Miała pani babcię? – zagadnęła zaintrygowana. – Zamieszkała z nią pani po śmierci matki?
– Nie. Kiedyś… raz jeden… mnie odwiedziła – odparła spokojnie, niemal obojętnie Dobrowolska. – Niedługo potem, gdy po śmierci matki zostałam umieszczona w sierocińcu. Więcej jej nie widziałam, ale przez kilka lat na Boże Narodzenie przysyłała mi prezenty.
– Ach… – zmieszała się Regina. – Przepraszam… – Była pewna, że spokój, z jakim gospodyni udzieliła tej informacji, był pozorny. Musiał być pozorny. Trudno sobie wyobrazić, aby było inaczej.
A jednak twarz Karoliny nie wyrażała żadnego wzruszenia. Może faktycznie pogodziła się z przeszłością?
– Ależ nie ma za co. Nie stanowiłam wyjątku. W tamtych powojennych latach sierocińce były pełne dzieci – rzekła uprzejmie, a potem zaproponowała dodatkową porcję kawy. Albo – dla odmiany – herbatę.
Wyglądało na to, że Dobrowolska starała się jednak opanować nagłe wzruszenie. Mrugnęła nawet do dziewczyny, dając jej w ten sposób do zrozumienia, że wszystko jest już w porządku. Stare dzieje, i tyle. Czasem tylko odzywa się ta przeklęta zadra, ale tak to jest z tymi, które utknęły kiedyś zbyt głęboko, by można je było usunąć.
To sprawiło, że Regina się rozluźniła i ponownie zerknęła na zdjęcie. Aby zatrzeć nie najlepsze wrażenie wywołane wspomnieniem o matce Wołyńskiej, postanowiła zadać pytanie dotyczące samej pisarki. Przed wojną wydała jakieś opowiadania i wiersze. Po wojnie podjęła nieudaną próbę napisania i opublikowania powieści. Co działo się wtedy w jej życiu? Kiedy urodziła córkę? Kim był ojciec dziecka? Naraz te pytania wydały się Reginie bardzo ważne, choć przecież dopiero co postanowiła, że znajomość z Dobrowolską potraktuje jako niezobowiązujący epizod w życiu i nie przystanie na jej propozycję. Mimo to sama postać Jolanty Wołyńskiej coraz bardziej ją intrygowała.
– A co pani mama robiła podczas wojny? Okupacji? – spytała ostrożnie.
Dobrowolska uśmiechnęła się lekko i wzruszyła ramionami.
– To, co większość ludzi – odparła takim tonem, jakby dawała dziewczynie do zrozumienia, że nie warto drążyć tematu. – Po prostu starała się przeżyć.
Regina uznała zatem, że nie będzie już zadawać żadnych bardziej osobistych pytań. Zresztą powinna już zakończyć wizytę. Nie było wprawdzie późno, niemniej gospodyni także nie nalegała, by gość pozostał trochę dłużej. Dobrowolska pewnie była zmęczona – kilka razy zmieniła pozycję na fotelu, może chciała się położyć?
Pożegnały się w tym samym pokoju, w którym rozmawiały. Dobrowolska nie odprowadzała gościa do drzwi wyjściowych, zastąpiła ją w tym Maria, która nie odzywała się do dziewczyny, zaledwie skinęła głową i mruknęła coś na pożegnanie. Przypominała teraz surową i niezadowoloną dozorczynię internatu, która niechętnie widziała na swoim terenie obce osoby. Regina była niemal pewna, że gdy wyszła wreszcie z kamienicy, starsza pani obserwowała ją z okna. Niewykluczone, że odprowadziła ją wzrokiem aż do rogu ulicy. A może i dalej – jakkolwiek absurdalnie zabrzmiałoby takie przypuszczenie. W każdym razie nawet wówczas, gdy Regina pokonywała kolejne stopnie schodów bloku, w którym mieszkała, wciąż czuła na plecach nieprzyjazne spojrzenie tamtej.
Być może właśnie dlatego torba, w której znajdował się maszynopis Wołyńskiej, ciążyła jej na ramieniu niczym stukilowy ciężar.
Książkę Czwarta powieść kupicie w popularnych księgarniach internetowych: