Gdy Olga, dziennikarka mieszkająca na co dzień w Edynburgu, dostaje list od swojej pierwszej miłości, Mateusza, jej świat wywraca się do góry nogami. Były chłopak prosi ją bowiem o pomoc w oczyszczeniu z zarzutów spowodowania tragicznego w skutkach wypadku samochodowego, w którym ginie cała rodzina.
Zanim Olga podejmie decyzję, docierają do niej wieści o śmierci chłopaka, który został ugodzony nożem przez współwięźnia w areszcie. Dziewczyna postanawia wrócić do wioski, w której spędzała dzieciństwo, z misją zbadania sprawy wypadku. Na miejscu okazuje się, że nikt nie daje wiary w zapewnienia Mateusza, a ona trafia na mur milczenia.
Olga czuje jednak, że coś jest nie tak z rodziną, która zginęła w wypadku, i podejmuje prywatne śledztwo, które sprowadzi na nią ogromne niebezpieczeństwo.
Czy uda jej się odkryć prawdę? Czy ochroni siebie i swoje serce?
„Oddaj to nocy" to thriller, który angażuje czytelnika od pierwszej strony.
- recenzja książki „Oddaj to nocy"
Do lektury książki Agaty Czykierdy-Grabowskiej Oddaj to nocy zaprasza Zwierciadło.
– W dużym mieście zbrodni jest tyle, że ich indywidualny charakter traci na wadze. Powszednieje. W małych miasteczkach i wsiach zbrodnie są o wiele bardziej uwypuklone, bo dotyczą ludzi, których mniej lub bardziej znamy – mówi w naszym wywiadzie Agata Czykierda-Grabowska.
Ostatnio na naszych łamach mogliście przeczytać pierwszy fragment książki Oddaj to nocy, tymczasem już dziś zachęcamy do lektury kolejnego fragmentu powieści:
– No dobrze, czego chciałaby się pani dowiedzieć ode mnie? – Nareszcie wyszedł z roli dociekającego gliny i się rozluźnił.
– Był pan jednym z pierwszych na miejscu zdarzenia. Czy zauważył pan tam coś nietypowego? – Otworzyłam notes i wyciągnęłam długopis.
– Oprócz czterech martwych ciał, w tym dwójki dzieci? – zapytał, podnosząc delikatnie brwi.
Here we go again, pomyślałam już autentycznie zmęczona jego sarkazmem i próbami zaszokowania mnie.
– Oprócz tych ciał – odparłam, udając opanowanie, chociaż wzmianka o martwych dzieciach wywołała dreszcz zgrozy na plecach.
Mężczyzna zamyślił się i po chwili pokręcił głową.
– Klasyczny wypadek spowodowany pod wpływem alkoholu. – Rozłożył ręce. – Ja bym właśnie z tego zrobił książkę i zatytułował ją: Piłeś, nie jedź, idioto. – Uśmiechnął się.
– Będę jej wypatrywać w księgarniach – odparłam z takim samym uśmieszkiem. – A tymczasem – podjęłam znowu – chciałabym zapytać, czy nie było na miejscu zdarzenia żadnych przesłanek podających w wątpliwość fakt, że sprawcą wypadku był Mateusz Karczewski?
– Nawiązuje pani do jego linii obrony?
– Tak. Podobno twierdził, że to kierowca vana zjechał ze swojego pasa wprost na niego, a on musiał gwałtownie skręcić. – Udałam, że wyczytuję te informacje z notesu.
Gliniarz chwilę mi się przyglądał.
– Ślady hamowania były niejednoznaczne – oświadczył po kilku sekundach. – Jedyna rzecz, która tam według mnie nie pasowała, to przesłony zaciemniające szyby. Z każdej strony. Nawet z przodu, na miejscu pasażera – wyjaśnił.
I wtedy mnie olśniło. To była właśnie ta ulotna myśl, której nie mogłam przywołać, gdy kompletowałam powody, z których Borkowscy mieliby zjechać na przeciwległy pas. Przypomniałam sobie zdjęcie samochodu, na którym były widoczne osłony.
– A wtedy był pochmurny dzień – powiedziałam z bijącym sercem. – Jak pan myśli, dlaczego mieliby zasłaniać szyby, jeśli nie było słońca?
Policjant rozłożył ręce.
– Może spodziewali się, że później się wypogodzi, albo dzieci spały i chcieli przyciemnić? Możliwości mogło być dużo.
Doprawdy? Wpadłeś na dwie, dodałam w myślach.
Dwie godziny później oboje przystanęliśmy przy dębie, z którego nieprzerwanie spadały jasnobrązowe liście. Pod samym drzewem usypał się spory kopiec, na którym przysiadłam, ale zaraz sobie przypomniałam, że w takich miejscach często chowały się jeże. Na szczęście tam, gdzie klapnęłam, ich nie było. Chyba bym to poczuła. Adam do mnie dołączył i oparł się plecami o gruby, sękaty pień.
Zadarłam do góry głowę.
– Gdy byłam mała, uwielbiałam się tu wspinać i udawać, że podróżuję statkiem po morzach i oceanach. – Uśmiechnęłam się do siebie.
To były cudownie beztroskie czasy. Jeszcze zanim pozna- łam smak pierwszej miłości w każdej jej formie. Nie martwiłam się o nic. Po prostu płynęłam na statku przed siebie, rozprawiając się z piratami i wysokimi falami.
Odwróciłam głowę w stronę kumpla, który patrzył na mnie w skupieniu. Zanim wykonał gest, od razu zrozumiałam, co chce teraz zrobić, ale nie zdążyłam się uchylić. A może nie chciałam.
Adam nachylił się i mnie pocałował. Zamarłam, czując jego miękkie, ciepłe usta. Pocałunek był powolny i delikatny. Podobał mi się, chociaż czułam, że to nie jest dobry pomysł. Mimo wszystko oddałam pocałunek. Chyba wydarzenia ostatnich dni, a nawet tygodni potrzebowały ujścia. Tym ujściem były usta dawnego kolegi.
Adam wsunął dłonie w moje rozsypujące się włosy i głośno westchnął. I to mnie właśnie otrzeźwiło. Nie powinniśmy byli tego robić. Delikatnie odsunęłam się od jego ust i spojrzałam mu w oczy. Miał ciemne, przepastne tęczówki, w któ- rych łatwo było się zatracić, ale ja nie miałam już kilkunastu lat i takie sytuacje jak miłość od pierwszego wejrzenia mi nie groziły.
Adam wyglądał na zaskoczonego moim gestem. Przełknął ślinę i oblizał wilgotne usta. Miał rozgorączkowane spojrzenie i trochę rozczochrane włosy. Nie mogłam zaprzeczyć, że pocałunek mi się podobał, ale to było niewłaściwe. Z wielu różnych względów.
– Przepraszam – bąknął i się odsunął.
Oparł się znowu o pień i wziął głęboki wdech.
– Jest okej – szepnęłam i usiadłam w podobnej pozie.
Silny wiatr strząsnął z drzewa więcej liści, a te opadały na nas w powolnym tańcu. Było to w pewnym sensie bardzo terapeutyczne. Tak jak chodzenie boso po trawie albo brodzenie po wodzie i spacerowanie po plaży. Zaczęłam bawić się liśćmi, które pokrywały trawę coraz gęstszym kobiercem. Przeczesywałam je palcami i wtedy coś przykuło mój wzrok. W tych ciepłych kolorach jesieni zauważyłam coś nienaturalnego. Barwa, która nie należała do tej gamy kolorystycznej. Niedaleko miejsca, gdzie siedzieliśmy, wśród liści, zamajaczył jasnoniebieski kolor. Odruchowo po niego sięgnęłam. To był skrawek jakiegoś ubrania, ale ku mojemu zaskoczeniu okazało się, że był wkopany w ziemię.
– Co jest, do cholery – powiedziałam i na kolanach nachyliłam się nad znaleziskiem, żeby lepiej je zbadać.
Pociągnęłam za materiał upaćkany ziemią z większą siłą i wtedy… wtedy zobaczyłam coś, co mnie zmroziło. Opadłam na plecy, podtrzymując się rękoma, i w tej pozycji gwałtownie odsunęłam się do tyłu. Głos uwiązł mi w gardle, a ciało zesztywniało.
– Co się stało? – Usłyszałam głos z oddali, ale nie byłam w stanie się odezwać.
Wskazałam ręką na skrawek materiału pod drzewem.
Adam podszedł w tamto miejsce.
– O kurwa. O ja pierdolę. Jezu! – Cofnął się i omal się o mnie nie potknął.
Wymieniliśmy przerażone spojrzenia, a potem w idealnej synchronizacji przenieśliśmy wzrok na odcinającą się w czerni ziemi białą, drobną, kościstą dłoń.
Powieść Oddaj to nocy kupicie w popularnych księgarniach internetowych: