Ciało ginie, a ja trwam. Fragment książki „Lekkomyślność"

Data: 2022-04-29 10:14:32 | Ten artykuł przeczytasz w 12 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Podróż młodej kobiety do Hiszpanii okazuje się wyprawą w świat ryzykownych namiętności, dzikiego piękna i zemsty

Czy miłość może zwyciężyć w świecie, w którym wszędzie wokół czają się skandale i śmiertelne niebezpieczeństwa?

Wiosna, rok 1950. Młoda pisarka Alexandra de Falla – pół Angielka, pół Hiszpanka – porzuca wygodne, ale monotonne życie w Londynie, by wyruszyć do Hiszpanii na spotkanie z krewnymi, z którymi od wielu lat nie utrzymywała kontaktów. Ma nadzieję, że odnajdzie upragnioną rodzinę. Poznaje jednak ludzi targanych gwałtownymi emocjami, uwikłanych w sieć surowych andaluzyjskich obyczajów i tradycji – dla niej całkowicie obcych i niezrozumiałych. Wśród zagadkowych postaci gorącej Andaluzji spotyka mężczyznę, który budzi w niej uczucia, o jakich istnieniu nie miała dotąd pojęcia. Niestety na jej drodze piętrzą się przeszkody – niebezpieczna rywalizacja, niespodziewane zdarzenia i lekkomyślne decyzje. Co szykuje dla Alexandry los w płomiennej krainie pełnej dramatów i nieposkromionych namiętności, gdzie podczas korridy przelewa się krew i wsiąka w spalone słońcem piaski areny, gdzie tuż obok żyją tajemniczy, mściwi Cyganie, a piękne ciemnookie tancerki ukrywają sekrety za eleganckimi koronkowymi wachlarzami?

Obrazek w treści Ciało ginie, a ja trwam. Fragment książki „Lekkomyślność" [jpg]

„Lekkomyślność" to powieść godna polecenia czytelnikom lubiącym poznawać nowe kultury, zafascynowanym światem emocji i uczuć, a także szukającym inspiracji dla własnych życiowych wyborów.  

- recenzja książki „Lekkomyślność"

Do lektury powieści Lekkomyślność Hannah Fielding zaprasza London Wall Publishing. W ubiegłym tygodniu na naszych łamach mogliście przeczytać premierowy fragment książki Lekkomyślność. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii: 

Rozdział 1

Andaluzja, kilka miesięcy później

Stuletnia lokomotywa parowa sunęła ze stukotem przez spalone słońcem żółtobrązowe tereny wiejskie po starych torach wijących się na północ wzdłuż skalistego andaluzyjskiego wybrzeża. Pociąg był zatłoczony, a na każdej stacji dosiadali się kolejni pasażerowie, zmuszając tych, którzy już byli w środku, by jeszcze bardziej się ścieśnili. Alexandra zauważyła, że Hiszpanie mają zwyczaj podróżowania z obowiązkowym zapasem jedzenia, który teraz wypełniał półki bagażowe nad nimi. Podczas ostatniego postoju do pociągu wparował zwalisty jegomość z koszem, z którego wystawała głowa protestującej żywo gęsi.

Alexandra postanowiła, że będzie poznawać nową Hiszpanię Franco jak miejscowa, co oznaczało też podróżowanie z tutejszymi ludźmi. W końcu była pół-Hiszpanką, nawet jeśli odwiedzała kraj po raz pierwszy od czasów wczesnego dzieciństwa. Ciotka Geraldine ostrzegała, że to szaleństwo, by kobieta wybierała się dokądś samotnie w tak konserwatywnym kraju, nie wspominając już o zapuszczaniu się na wieś spustoszoną i zubożoną przez wojnę domową. Ale Alexandra uparcie puszczała jej uwagi mimo uszu. To miała być przygoda, o której zawsze skrycie marzyła. Poza tym spodziewała się spotkać z rodziną, więc nie będzie wśród obcych. Po raz pierwszy od wyjazdu z Anglii zastanowiła się, co sprawiło, że w końcu zdecydowała się na tę podróż i zrobiła krok w kierunku pojednania z rodem de Falla, choć przez wiele lat tak się przed tym broniła.

W La Linea, zaraz po opuszczeniu Gibraltaru, dokąd przybyła statkiem pasażerskim, kupiła bilet na pociąg podążający na północ wybrzeżem do Puerto de Santa María przez Kadyks. Kiedy tylko zobaczyła tren mixto, kusiło ją, by pojechać wygodniejszym, nowocześniejszym rápido. Wagony pasażersko-towarowe były wyładowane koszami gdaczących kur. Mężczyźni pogwizdywali i się nawoływali. Kobiety tłoczyły się przy stertach bagażu spiętrzonego przy oknach. Tu i ówdzie nawet dało się zobaczyć kozę. Jednak wzięła głęboki wdech, przepchała się z walizkami do gorącego dusznego przedziału i nieśmiało przysiadła obok jakiejś starszej kobiety.

W pociągu były drewniane ławki o wysokich oparciach, jedna naprzeciw drugiej, po obu stronach przejścia. Niektóre okna były stłuczone i ludzie wciskali się przez nie, żeby znaleźć sobie miejsce. Głosy rozmów i krzyki wypełniały wagon. Nie widać było tego pełnego dystansu, godnego zachowania Hiszpanów, o którym Alexandra czytała w książkach wypożyczonych z biblioteki. Atmosferę przepajały egzotyczne zapachy jedzenia, potu i żywego inwentarza.

Rozglądając się po współtowarzyszach podróży, Alexandra zbierała wrażenia, które mogły się jej przydać w kolejnych powieściach. Widziała przeróżne typy ludzkie – niektórzy byli zdumiewająco brzydcy, o nieregularnych rysach, pomarszczonych twarzach, otwartych gapowato ustach, ale napotykała też wiele bystrych, wyrazistych spojrzeń. Sękate, pulchne lub wychudzone dłonie gestykulowały żywo podczas rozmowy. Matkom i babkom towarzyszyło też trochę młodzieży – chłopcy i dziewczyny o błyszczących ciemnych oczach, czerwonych wargach i oliwkowym odcieniu skóry, mniej lub bardziej domytej. Alexandra pamiętała podobne scenki i postaci z wielu hiszpańskich obrazów. Teraz sylwetki rodem z Goi ożyły przed jej oczami. Nagle poczuła się bardzo angielska w nienagannie skrojonym, bladozielonym kostiumie.

– Dokąd to señorita jedzie? – spytała stara, szydełkująca koronkową mantylkę sąsiadka, przyglądając się jej z nieskrywaną ciekawością.

– Do Puerto de Santa María, mam tam niedaleko krewnych. Alexandra poruszyła się zażenowana, choć zdołała się uśmiechnąć.

– Sama? A gdzie mąż?

Alexandra zaczynała się już przyzwyczajać do tego, jak bezpośredni, pozbawieni zahamowań i rezerwy są Hiszpanie. Para, która wzięła ją pod swe skrzydła na statku z Southampton, zasypała ją pytaniami i nawet dała jej swój adres w Gibraltarze, gdyby kiedykolwiek potrzebowała się tam zatrzymać. Trudno było sobie wyobrazić, żeby jakiś Anglik czy Angielka zdobyli się na coś takiego wobec całkiem obcej osoby.

– Nie mam męża. Podróżuję sama. Z Anglii.

– Panienki hiszpański jest dobry, ale ten akcent! Rzeczywiście, angielski. – Kobieta uśmiechnęła się i dodała – Niech señorita uważa, młode kobiety nie zapuszczają się tu nigdzie w pojedynkę.

Przerwała szydełkowanie i trąciła Alexandrę łokciem, wskazując głową na mężczyzn, którzy gapili się na nią z oddali.

– Taka ładna, dobrze ubrana dziewczyna jak panienka zawsze przyciągnie uwagę – zniżyła konspiracyjnie głos – especialmente de los picaros y gitanos, szczególnie różnych obwiesi i Cyganów. Niech się señorita trzyma blisko mnie.

Poklepała rękę Alexandry, odłożyła swoją robótkę na wypchaną torbę – którą trzymała na kolanach, a która sięgała jej do równie pełnych piersi – i wkrótce usnęła, zostawiając Alexandrę z jej myślami.

Dziewczyna podziwiała przez okno krajobraz. Pociąg piął się w kierunku Kadyksu. Zafascynowana Alexandra kontemplowała nowe dla niej widoki.

Sunęli po lekko falistym terenie, który wznosił się i opadał, tworząc wyższe wzgórza. Mętne wody rzeki Gwadalkiwir towarzyszyły jej cały czas w tej podróży. Rzeka płynęła doliną prowadzącą do niebieskawego pasma Sierra Nevada, majaczącego na horyzoncie. Nagie, ostre szczyty i tęczowe skały – żółte, pomarańczowe, szkarłatne mierzyły wysoko w niebo. W oddali widać było bielące się za polami i gajami oliwnymi miasta. Jedno z nich leżało u stóp wzgórza, z którego wyrastał mauretański zamek złocący się na tle lazurowego nieba.

Mijali ogromne pastwiska, gdzie spędzano potężne byki w oczekiwaniu na sezon korrid i festiwali. Od czasu do czasu Alexandra widziała prymitywne, kręte szlaki, którymi do miasteczek transportowano na mułach różne dobra.

Te dzikie okolice, wzgórza i piękne obrazy, które podpowiadała jej romantyczna wyobraźnia, kiedy patrzyła na surowe ostre skały, były dla niej czymś tak nowym i egzotycznym, że aż ścisnęło ją w gardle. Nadal nie mogła uwierzyć – jak, na Boga, udało się jej przekonać ciotkę Geraldine, żeby puściła ją w tak ryzykowną podróż do tego niepojętego kraju, który doprowadził do zguby jej matkę? A jednak naprawdę tu przyjechała.

Z początku ciotka Geraldine była przerażona całym tym pomysłem i stawiała zdecydowane weto.

– Z takiej eskapady nie wyniknie nic dobrego. Masz już dwadzieścia pięć lat, kochanie. Niektóre twoje przyjaciółki są już matkami. Najwyższy czas się ustatkować, mieć dzieci i własny dom we własnym kraju, wśród swoich. Takie wieczne poszukiwania mogą jedynie prowadzić do łez. Pamiętaj, twoja matka złamała zasady i patrz, jak to się skończyło.

– Nie mogę dalej wypierać się swoich hiszpańskich korzeni. To część mojej tożsamości.

– Posłuchaj, kochanie, Franco zrujnował Hiszpanię. Cofnął ją w rozwoju – argumentowała ciotka. – Może teraz mają już trochę więcej swobody i panuje większa tolerancja, ale drogi nadal są w haniebnym stanie. Łączność telefoniczna działa kiepsko, a w wielu miejscach w ogóle nie istnieje. Poza tym ich obyczaje są kompletnie odmienne od naszych – przekonywała. – Wierz mi, są ograniczeni, konserwatywni, bigoteryjni. Na pewno nie będziesz mogła tam wałęsać się wedle własnego widzimisię, jak to robisz tutaj. Stłamsili twoją matkę nakazami co trzeba, a czego nie wolno. Naprawdę myślę, że to zły pomysł, Alexandro. Możesz tego gorzko żałować.

Ale ona się uparła i jak to bywa – kropla drąży skałę – w końcu udało jej się wymóc zgodę na ciotce.

Zamierzała w podróży pisać swoją trzecią powieść. Wśród miłośników romansów Alexandra María de Falla miała już wyrobione nazwisko. Z początku, kiedy przedstawiła swoje opowiadania wydawcy magazynu „Modern Ladies’ Romance”, uznał je za barwne, ale prościutkie, i zaskoczyło go, że podbiły serca czytelniczek. Po tym sukcesie, za jego namową, opublikowała pierwsze dwie powieści. Obie dobrze się sprzedały i teraz była w wygodnej sytuacji kobiety finansowo niezależnej.

Oczywiście nie brakowało jej pomysłów na kolejne książki, które nie wymagałyby podróżowania za granicę, by spotkać krewnych niewidzianych od czasów, kiedy była dzieckiem. A jednak postanowiła pojechać… Na pewno w jej decyzji sporą rolę odegrała ciekawość, ale przede wszystkim narastała w niej potrzeba poznania własnych korzeni i to przesądziło sprawę.

Przez lata starała się ignorować to dziwne, gnębiące ją poczucie, że czegoś jej brak, że jakaś ważna jej cząstka pozostaje uśpiona i nieodkryta. Pomimo wrażenia, że to woła do niej jej hiszpańska krew, Alexandra pozostawała głucha na wszelkie próby pojednania ze strony swojej babki, duquesy. Nie odpowiedziała nawet na listy nestorki rodu, które ta wysłała do niej po wizycie don Alonsa w Londynie. I nagle, kilka tygodni temu, gdy wczesne powiewy wiosny obudziły w niej znów niespokojnego ducha, czytając Dziedziczność Thomasa Hardy’ego, trafiła na strofy, które ją poruszyły:

Jestem twarzą rodziny,

Ciało ginie, a ja trwam…

Przez wiele dni zastanawiała się głęboko nad słowami poety. Może nadszedł czas, by wsłuchać się w ten cichy ponaglający wewnętrzny głos, może powinna zapoznać się z tym, co było jej dziedzictwem. Zawsze pociągała ją egzotyka jej drugiej ojczyzny. Czy odnajdzie w niej brakującą cząstkę swojego ja?

Nagle zalała ją fala wspomnień, poczucie utraty, od którego ścisnęło się jej serce. Znów miała pięć lat, a ciotka Geraldine tłumaczyła jej, że matka już nie wróci, że zabrał ją im jakiś zły pan. Pamiętała, że przez wiele tygodni nie potrafiła przestać płakać. Chowała twarz w poduszkę, żeby nikt nie usłyszał, jak szlocha. Jedyną pociechą były dla niej baśnie, które ciotka czytała jej na dobranoc. Alexandra słuchała jak zaczarowana opowieści o pięknych księżniczkach, o ich przygodach, o tym, jak zakochiwały się w przystojnych księciach, albo o tym, jak zbłąkane dzieci odnajdywały matki i ojców. Te historie zawsze kończyły się dobrze i wszyscy żyli długo i szczęśliwie. Wkrótce Alexandra zaczęła sama je wymyślać, uciekając w świat swojej bujnej wyobraźni.

Później powiedziano jej, że matka poznała ekstrawaganckiego francuskiego malarza. Znużona stałą nieobecnością męża i jego rodziną, która nigdy jej nie zaakceptowała, bez wahania porzuciła mało satysfakcjonujące życie dla miłości obiecującej tak wiele. Jednak jej nowo odnalezione szczęście nie potrwało długo. Rok po ucieczce z kochankiem Vanessa zginęła w wypadku samochodowym na Riwierze Francuskiej.

– Nie miej do niej żalu – przekonywała po latach ciotka Geraldine. – Wiem, że wróciłaby po ciebie, kiedy wszystko by sobie jakoś poukładała, ale było jej trudno. Wiesz, twoja matka bardzo cierpiała. Nie należała do tego samego świata co Alonso, nie była Hiszpanką ani katoliczką z urodzenia. Rodzinie de Falla zaakceptowanie tego małżeństwa wydawało się nie do pomyślenia. W tamtych czasach reguły narzucane przez Kościół katolicki były o wiele bardziej surowe. Nawet gdyby twoja matka nie odeszła, na pewno prędzej czy później rozstałaby się z ojcem. Ich małżeństwo od początku było skazane na porażkę.

Powieść Lekkomyślność kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Lekkomyślność
Hannah Fielding0
Okładka książki - Lekkomyślność

Podróż młodej kobiety do Hiszpanii okazuje się wyprawą w świat ryzykownych namiętności, dzikiego piękna i zemsty Czy miłość może zwyciężyć w świecie,...

dodaj do biblioteczki
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Zły Samarytanin
Jarosław Dobrowolski ;
Zły Samarytanin
Pokaż wszystkie recenzje