Książka Wszyscy kumple posła Krudy Krystiana Piwowarskiego to opowieść o kreaturach i kobietach. Gdy zejdziesz pod powierzchnię, pod bruk chodników i asfalt ulic, gdy zstąpisz na samo dno, tam, gdzie w mroku mieszka Bestia, ujrzysz zbiorowisko amoralnych kreatur siedzących po szyję w czymś gęstym o brzydkim kolorze, czymś, co powstało ze zmieszania płynnego kłamstwa z pianą obłudy i stężałym cynizmem.
Opowieść o kobietach jest inna. Dzieje się w świetle dnia, w pełnym blasku prawdy. Jest tragiczna, złożona z aktu desperacji, uwięzienia, milczącego marszu, zamachu bombowego i przemiany Loli. Kim jest Lola? Jest kobietą, która otworzyła oczy; kobietą dającą nam wszystkim nadzieję. Lola zabije Bestię. Brzmi to jak jedna z tych fantastycznych przepowiedni, ale zapewniam – spełni się.
Do lektury książki Krystiana Piwowarskiego zaprasza Wydawnictwo Lira. Dziś w naszym serwisie prezentujemy jej premierowe fragmenty:
Więc już nie morze południowe, słońce, biel, seledyn i kobalt, nie przestrzeń i wolność, ale morze krwi; nie delfiny, ale ciała i fragmenty ciał. Inne barwy, inny krajobraz, inny sens.
Niebo w nocy zachwyca
Antoni Kruda i Wontroba spotkali się w stajni. Wontroba prosił o dyskrecję. Zaproponował rozmowę o polityce, ale bez polityki. Polityką nazywał trzy prawdy o jednej i tej samej sprawie, kiedy myśli się jedno, mówi drugie, a trzecie robi. Wontroba tak nie chce. Niech to będzie spotkanie mężczyzn mających na widoku dobro kraju. Kruda przystał na warunek. O partnerstwie nie było mowy z uwagi na różnice w statusie majątkowym, prestiżu, sile wpływów, rozpoznawalności i tak dalej. Wontroba musiał przekonać Toniego do siebie, co jednakże nie było trudne, zważywszy na otwartość rozmówcy, na jego umiarkowane poglądy i sprzyjanie rozsądnym pomysłom.
Wontroba przyjechał w porze, kiedy rozgwieżdżone, litościwe ciemności przykrywały ziemię. Wysiadłszy z samochodu, wciągnął w płuca powietrze tak lekkie, tak pachnące trawą i ziołami, jakby umęczona ziemia, za dnia mordowana, tylko nocą mogła odetchnąć pełnią swych łąk i lasów. Wontroba oddychał razem z nią. Współczuł ziemi, bolał nad jej coraz słabszym zdrowiem. Skierował się w stronę światła; wrota stajni były szeroko otwarte, co pozwalało mu oglądać koński teatr. Kruda stękał, przemawiał miękkim głosem i czyścił spocone konie wiechciem siana, zgrzebłem i dłonią. Sam także był spocony. Miał na sobie wypchane portki i fantastyczną koszulę w zielonobiałą kratę. Konie śmierdziały sobą, a Kruda końmi. Pracował bez pośpiechu, pieszczotliwie i starannie. Przesuwał palcami po końskich karkach i bokach i przemawiał do końskiego rozumu. Konie strzygły uszami i pochrapywały. Wontroba oparł się o ścianę i patrzył. Kruda nie przerwał końskiej serenady.
— Koniarz z pana — zauważył Wontroba.
— A pan? Ma pan jakieś zwierzę?
— Nie.
— Nie lubi pan?
— Nie potrzebuję.
— Wytrzymuje pan sam ze sobą?
— Tak. Jakoś się dogadujemy.
— Dobrze. Już kończę.
— One rozumieją?
— Nie rozumieją słów, ale wyczuwają sercem, co do nich mówię.
— Podzielają pańskie opinie?
— Zazwyczaj tak.
— Poczekam na zewnątrz. Noc jest piękna.
— Tu zawsze jest piękna. Zaraz będę.
Wontroba wyszedł. Zadarł twarz i patrzył w przeszłość. Wie, że stamtąd przyszedł, wie, gdzie jest, wie, dokąd chce pójść. Nie wie, czy dojdzie. Nadszedł Kruda. On także zadarł twarz. Zapytał, czy Wontroba zna nocne niebo, umie nazwać gwiazdy i konstelacje.
— Słabo. Właściwie wcale. A pan?
— Wiem sporo. Kiedy jestem tu nocą, rozkładam leżak i patrzę. Może ma pan ochotę?
— Rozmawiać pod gwiazdami?
— Nie rozmawiać. Milczeć. Inaczej to nie ma sensu, wie pan. Czy można powiedzieć coś, co znaczeniem przewyższy pustkę, która nas pochłonie? Chciałbym — ciągnął Kruda, patrząc w górę — żeby dusza człowieka była tak czysta, tak przejrzysta jak to niebo. Pan najwyraźniej też tego chce. Każdy na pewnym etapie życia tego chce. Ale jest inaczej. Rozmawiając o ludzkich sprawach, nie należy spoglądać w górę. Należy patrzeć w dół, pod stopy, i widzieć błoto, z którego się zrodziliśmy i w którym żyjemy. Chodźmy do środka. Napijemy się.
Kruda zaprowadził Wontrobę do bungalowu. W pokoju bilardowym zaproponował hiszpańską brandy. Cardenal Mendoza.
— Zna pan?
— Nie. Nie piję — powiedział Wontroba.
— Choroba alkoholowa?
— Nie. Po prostu. Lubię mieć trzeźwy umysł. Chcę panować nad sytuacją.
— Udaje się panu?
—Tak. Na ogół.
— Jak pan określi swoją sytuację?
— Jako niewygodną. Bez przyszłości.
— Ja się napiję. Może pan mówić bez skrępowania. — Uważam pana za człowieka dotrzymującego słowa — zaczął Wontroba.
— Dlatego chciał się pan spotkać?
— Tak. Panu można powierzyć sekret.
— Miło mi to słyszeć. Proszę mówić. Wszystko zostanie między nami.
— Chcę z pana pomocą wejść do sejmu.
— Odejdzie pan od Kota?
— Tak. Jeżeli pan mi obieca.
— Nie obawia się pan jego reakcji?
— Obawiam. Dlatego zabezpieczam naszą transakcję. — W jaki sposób?
— Gromadząc kompromitujące dokumenty.
— On nie zauważy?
— Jestem ostrożny.
Kruda się napił. Zapytał:
— Dlaczego związał się pan z tym człowiekiem?
— Nie tylko ja. Pan również. I jeszcze paru.
Kruda pochylił głowę. Przetarł usta wierzchem brudnej dłoni.
— Obyśmy nie musieli za to zapłacić — powiedział. — Jeśli nic się nie zmieni, zapłacicie.
— Pan nie?
— Ja także, ale dużo mniej. Ucierpi moja ambicja. To wszystko.
— Chce pan popatrzeć na gwiazdy? Śmiało, bierz pan leżak. Ja tu dzisiaj zostanę. Dołączę do pana.
— Nie, dziękuję.
— Kosmos to za dużo dla pana?
— Dla pana nie?
— Również. Ale od czasu do czasu warto sobie uświadomić, że nic nie znaczymy.
Wontroba odjechał. Kruda zatelefonował do żony. Powiedział, że przenocuje w hacjendzie. Trochę wypił i chce mu się spać. Życzył Loli dobrej nocy. Zapytał o syna. Poszedł z butelką do stajni. Pogadał z końmi. Łyknął raz i drugi. Powiedział koniom dobranoc. Ułożył się na belach siana i nakrył derką.
W naszym serwisie możecie już przeczytać kolejny fragment książki Wszyscy kumple posła Krudy. Powieść Krystiana Piwowarskiego kupicie w popularnych księgarniach internetowych: