Nagrodzona Pulitzerem, wybitna biografia ojca bomby atomowej.
Po zrzuceniu przez Amerykanów bomby atomowej na Hiroszimę, Robert Oppenheimer okrzyknięty został najsłynniejszym naukowcem swego pokolenia. Dla wielu stał się także współczesnym ucieleśnieniem mitu o Prometeuszu, człowiekiem zmagającym się z konsekwencjami postępu naukowego, do którego przyłożył rękę.
Pierwsza połowa XX wieku była złotym okresem fizyki teoretycznej, jednak obserwując w praktyce konsekwencje własnych odkryć, Oppenheimer stanowczo sprzeciwił się dalszemu rozwojowi broni atomowej, w szczególności bomby wodorowej. Krytykował plany sił powietrznych dotyczące potencjalnego przeprowadzenia niewyobrażalnie niebezpiecznej dla ludzkości wojny nuklearnej.
Książka dogłębnie przedstawia życie i czasy Roberta Oppenheimera, ujawniając wiele zdumiewających i bezprecedensowych szczegółów, intryg i napięć. To portret genialnego i ambitnego, a zarazem złożonego i pełnego wad człowieka, który na zawsze zmienił świat.
Już wkrótce premiera filmu Oppenheimer w reżyserii Christophera Nolana. W rolach głównych wystąpią m.in. Cillian Murphy, Robert Downey Jr., Matt Damon i Emily Blunt. Do lektury książki zaprasza Wydawnictwo Replika. W ubiegłym tygodniu na naszych łamach mogliście przeczytać premierowy fragment książki Oppenheimer. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY
„Bohr był Bogiem, a Oppie jego prorokiem”
Nie potrzebowali mojej pomocy, by zrobić bombę atomową.
Niels Bohr
Wyścig po bombę atomową na początku wyglądał na bezładną bieganinę. Kilku uczonych emigrantów z Europy w roku 1939 wpadło w panikę, obawiając się, że ich byli koledzy z Niemiec prowadzą zaawansowane próby wykorzystania zjawiska rozszczepienia jądrowego do celów wojskowych. Zaalarmowali więc rząd amerykański i przedstawili mu to niebezpieczeństwo. Rząd przeznaczył pewne środki na zorganizowanie konferencji i realizację niewielkich programów badań jądrowych. Zespoły uczonych prowadziły analizy i pisały raporty. Jednak dopiero w 1941 roku, po ponad dwóch latach od odkrycia w Niemczech zjawiska rozszczepienia jądrowego, Otto Frisch i Rudolph Peierls, niemieccy fizycy emigranci pracujący w Wielkiej Brytanii, wymyślili, jak skonstruować dającą się zastosować w praktyce bombę atomową w czasie na tyle krótkim, by można jej było użyć jeszcze w czasie tej wojny. Od tego momentu wszyscy ludzie zaangażowani w amerykańsko-brytyjsko-kanadyjski program budowy bomby skupili się całkowicie na zwycięstwie w tym morderczym wyścigu. Obawy o odleglejsze w czasie skutki uzbrojenia się świata w broń jądrową pozostawały uśpione aż do grudnia 1943 roku, kiedy to w Los Alamos pojawił się Niels Bohr.
Oppenheimer był niezwykle szczęśliwy, że może mieć przy sobie Bohra. Ten pięćdziesięciosiedmioletni Duńczyk został w nocy 29 września 1943 roku potajemnie wywieziony z Kopenhagi łodzią motorową. Gdy dotarł szczęśliwie do wybrzeża Szwecji, zabrano go do Sztokholmu, gdzie zamierzali go zabić niemieccy agenci. 5 października wysłani na pomoc brytyjscy lotnicy wsadzili Bohra do komory bombowej nieoznakowanego mosquito. Kiedy samolot osią-gnął pułap 6000 metrów, pilot kazał mu założyć maskę tlenową wbudowaną w skórzany kask. Bohr nie dosłyszał jednak tego polecenia – powiedział później, że kask był dla niego za mały – i wkrótce z powodu braku tlenu stracił przytomność. Mimo to zniósł dobrze podróż i po wylądowaniu w Szkocji stwierdził, że miał bardzo przyjemną drzemkę.
Na pasie startowym Bohra powitał jego przyjaciel James Chadwick, który zabrał go do Londynu i poinformował o brytyjsko-amerykańskim programie budowy bomby atomowej. Bohr już w 1939 roku wiedział, że odkrycie
rozszczepienia jądrowego umożliwia zbudowanie takiej bomby. Był jednak przekonany, że oczyszczenie odpowiedniej ilości U-235 wymaga tak ogromnych mocy przemysłowych, że całe przedsięwzięcie jest niewykonalne. Teraz dowiedział się, że Amerykanie zaangażowali w tę sprawę swój ogromny potencjał produkcyjny. „Bohrowi wydawało się to zupełnie fantastyczne”, pisał później Oppenheimer.
Tydzień po przyjeździe Bohra do Londynu dołączył do niego dwudziestojednoletni syn Aage, młody, obiecujący fizyk, który później też został laureatem nagrody Nobla. W ciągu kolejnych siedmiu tygodni ojciec i syn zostali dokładnie zapoznani ze szczegółami programu Stopy Rurowe (Tube Alloys), tak bowiem ochrzczono brytyjski program budowy bomby atomowej. Bohr zgodził się zostać konsultantem programu, a Brytyjczycy postanowili wysłać go do Ameryki. Na początku grudnia ojciec i syn weszli na pokład statku płynącego do Nowego Jorku. Generał Groves nie był zbyt zadowolony z pomysłu dopuszczenia Bohra do udziału w projekcie, lecz z powodu pozycji, jaką Duńczyk zajmował w świecie fizyki, zezwolił mu, choć bez entuzjazmu, na odwiedzenie tajemniczego „punktu Y” na pustyni w Nowym Meksyku.
Opór Grovesa był skutkiem raportów wywiadu stwierdzających, że Bohr był człowiekiem niesfornym. „New York Times” z 9 października 1943 roku donosił, iż duński fizyk przybył do Londynu z „planami nowego wynalazku wywołującego eksplozję atomową”. Groves rozsierdził się, lecz jedyne, co mógł zrobić, to usiłować okiełznać Bohra, co jednak okazało się niewykonalne. Duńczyk miał niespożyte zapasy energii. W Danii, jeśli chciał widzieć się z królem, po prostu szedł do pałacu i pukał do drzwi. Bardzo podobnie zachowywał się w Waszyngtonie, gdzie odwiedził brytyjskiego ambasadora lorda Halifaxa i bliskiego współpracownika prezydenta Roosevelta, sędziego Sądu Najwyższego Felixa Frankfurtera. Jego przekaz był czytelny: zbudowanie bomby atomowej jest przesądzone, lecz wciąż nie jest za późno, by pomyśleć o tym, co stanie się potem. Bohr najbardziej obawiał się tego, że wynalazek wywoła śmiertelny wyścig zbrojeń atomowych między Zachodem a Związkiem Radzieckim. By temu zapobiec, konieczne było poinformowanie Rosjan o istnieniu bomby atomowej i zapewnienie ich, że nie muszą się jej obawiać. Naturalnie takie pomysły przerażały Grovesa, który w desperacji postanowił wysłać Bohra do Los Alamos, gdzie gadatliwy fizyk znalazłby się z dala od
ludzi. By mieć pewność, że nie zostaną naruszone zasady ochrony informacji niejawnych, pojechał razem z Bohrem i jego synem pociągiem. Dołączył do nich Richard Tolman z Caltech, doradca Grovesa do spraw technicznych. Obaj uzgodnili, że będą na zmianę pilnować duńskiego gościa, by nie wychodził z przedziału. Jednak po godzinie spędzonej z Bohrem Tolman był tak wyczerpany, że powiedział Grovesowi: „Generale, nie mogę już dłużej wytrzymać. Nie mogę wywiązać się z naszej umowy. Pan jest żołnierzem, musi pan dać sobie radę sam”.
Tak więc teraz Groves wysłuchiwał charakterystycznego cichego mamrotania, starając się je przerywać, by wyjaśnić, jakie znaczenie ma ograniczenie dostępu do informacji. Był to wysiłek z góry skazany na niepowodzenie. Bohr doskonale orientował się w Projekcie Manhattan i przywiązywał ogromne znaczenie do społecznych i międzynarodowych skutków rozwoju nauki. Poza tym ponad dwa lata wcześniej, we wrześniu 1941 roku, spotkał się ze swym byłym studentem, Wernerem Heisenbergiem, niemieckim fizykiem, który kierował hitlerowskim programem budowy bomby atomowej. Groves opowiedział Bohrowi o tym, co wie o niemieckim programie, lecz oczywiście nie chciał, by informacje te były przekazywane dalej: „Przez prawie dwanaście godzin powtarzałem mu, czego nie wolno mu powiedzieć”.
Późnym wieczorem 30 grudnia 1943 roku dotarli do Los Alamos i natychmiast trafili na wydane przez Oppenheimera niewielkie przyjęcie na cześć duńskiego gościa. Groves skarżył się później, że: „W ciągu pięciu minut po przyjeździe Bohr powiedział wszystko to, czego obiecał nie mówić”. Pierwsze pytanie Bohra do Oppenheimera brzmiało: „Czy jest dostatecznie duża?”. Innymi słowy, czy nowa broń jest dość potężna, by sprawić, że w przyszłości wojny staną się niemożliwe. Oppenheimer z miejsca zrozumiał znaczenie pytania. Od ponad roku całą swoją energię koncentrował na zadaniach administracyjnych związanych z organizacją i prowadzeniem nowego laboratorium. Jednak dzięki Bohrowi po kilku kolejnych dniach i tygodniach jego umysł skupił się na powojennych konsekwencjach istnienia bomby. „Właśnie dlatego przyjechałem do Ameryki – powiedział później Bohr. – Oni wcale nie potrzebowali mojej pomocy, by zrobić bombę atomową”.
Tego wieczora Bohr powiedział Oppenheimerowi, że Heisenberg bardzo intensywnie pracuje nad reaktorem uranowym mającym spowodować niekontrolowaną reakcję łańcuchową, a przez to potężną eksplozję. Nazajutrz, ostatniego dnia 1943 roku, Oppie zwołał naradę na ten temat, na której obecni byli: Bohr, Aage oraz kilka najtęższych umysłów w Los Alamos, w tym Edward Teller,Richard Tolman, Robert Serber, Robert Bacher, Victor Weisskopf i Hans Bethe. Bohr opowiedział im o spotkaniu z Heisenbergiem. Narada miała charakter niezwykły.
Bohr opisał, jak jego zdolny niemiecki uczeń otrzymał od reżimu nazistowskiego specjalne pozwolenie na udział w konferencji zorganizowanej w okupowanej przez Niemców Kopenhadze. Heisenberg sam nie był nazistą, lecz jako patriotyczny Niemiec postanowił pozostać w kraju. Jeśli Niemcy mieli realizować program budowy bomby atomowej, to bez wątpienia ten jeden z najlepszych niemieckich fizyków był oczywistym kandydatem do kierowania nim.
Kiedy Heisenberg znalazł się w Kopenhadze, odszukał Bohra. To, co powiedzieli sobie dwaj starzy przyjaciele, wciąż pozostaje zagadką. Heisenberg utrzymywał później, że ostrożnie wspomniał o kwestii uranu i wprawdzie zasugerował przyjacielowi, że w zasadzie zbudowanie broni wykorzystującej rozszczepienie jądrowe jest możliwe, lecz wymaga „ogromnego wysiłku technicznego, który, jak pozostaje tylko mieć nadzieję, nie może być podjęty w czasie tej wojny”. Twierdził, że dawał Bohrowi do zrozumienia – obawiając się niemieckiej inwigilacji i lękając o własne życie, nie mógł mówić wprost – że on i inni niemieccy fizycy chcieli przekonać reżim, iż zbudowanie broni nadającej się do wykorzystania jeszcze w czasie wojny nie jest możliwe.
Jeśli opowieść Heisenberga tak właśnie brzmiała, to Bohr chyba jej nie słuchał. Zapamiętał bowiem, że czołowy fizyk niemiecki powiedział mu, iż możliwe jest zbudowanie broni wykorzystującej rozszczepienie jądrowe i że jeśli zostanie ona zbudowana, może rozstrzygnąć losy wojny. Wystraszony i zły Bohr uciął ich krótką rozmowę.
Później sam przyznał, że nie był pewien, co Heisenberg chciał mu powiedzieć. Wiele lat później zebrał wiele brudnopisów listu – miał bowiem zwyczaj pisania korespondencji na brudno – do Heisenberga, którego w końcu nie wysłał. Z wszystkich jego wersji wynikało jasno, że Bohr był przestraszony samą wzmianką o broni jądrowej. W jednym ze szkiców napisał:
Z drugiej strony, pamiętam zupełnie wyraźnie wrażenie, jakie zrobiłeś na mnie, gdy na początku naszej rozmowy powiedziałeś mi bez ogródek, iż jeśli wojna będzie trwała dostatecznie długo, o jej losach zadecyduje broń
atomowa. Nie zareagowałem wówczas, a ponieważ zapewne uznałeś to za wyraz wątpliwości, opowiedziałeś mi, jak w poprzednich latach zajmowałeś się niemal wyłącznie tą kwestią i że upewniłeś się, iż jest to wykonalne. Nie wspomniałeś ani słowem o jakichkolwiek wysiłkach naukowców niemieckich, by zapobiec takiemu rozwojowi wypadków.
Do dziś nie wiadomo, jakie słowa naprawdę padły między Bohrem a Heisenbergiem. Oppenheimer napisał później zagadkowo: „Bohr miał wrażenie, że oni [Heisenberg i jego kolega Carl Friedrich von Weizsäcker] przyjechali nie po to, by powiedzieć mu o tym, co sami wiedzą, ale po to, by sprawdzić, czy Bohr wie coś, czego nie wiedzą oni. Sądzę, że utknęli w martwym punkcie”. Jedno stało się jasne. Po spotkaniu Bohr nabrał potężnej obawy, że Niemcy wygrają wojnę za pomocą bomby atomowej. (…)
W naszym serwisie przeczytacie już kolejny fragment książki Oppenheimer. Publikację kupicie w popularnych księgarniach internetowych: