Bezczłowiecze to literatura faktu (jeszcze) niedokonanego. To historia o tym, jak człowiek na własne życzenie doprowadził do rozpadu kontaktów międzyludzkich poprzez zatracenie się bez reszty w świecie wirtualnym. W takiej rzeczywistości żyje Maciek - dziennikarz nieprzystający zupełnie do nowoczesności oraz Marta, dla której to, co wirtualne jest chlebem powszednim karmiącym jej próżność. Do czasu... Czy tragiczne zrządzenie losu, które połączyło ścieżki tych dwoje, może stać się początkiem odrodzenia człowieczeństwa?
W prawdziwej rozmowie wciąż najważniejszy jest człowiek, a nie jakość połączenia. Bliskość z rozmówcą, możliwość dotknięcia go, poklepania czy przytulenia – tego wszystkiego nie zapewni nam nawet najlepsze łącze i nielimitowane bajty czy bity.
- wywiad z Maciejem Lasotą
Do lektury powieści Bezczłowiecze Macieja Lasoty zaprasza Wydawnictwo Papierowy Motyl. Ostatnio zapraszaliśmy Was do lektury pierwszego fragmentu, tymczasem już teraz zachęcamy do przeczytania kolejnej jego części:
Serce mężczyzny pompowało krew z większą prędkością niż zwykle. Było to owocem dziennikarskiego doświadczenia z tak zwanej starszej szkoły, kiedy to zadaniem żurnalisty było rzetelne opisanie rzeczywistości. Wtedy najważniejsza była prawda.
Oczywiście nie zawsze leżała ona pośrodku, ale zawsze była celem, nie zaś słowem pomocniczym do przedrostka post. Naszego bohatera nie interesowała pogoń za gorącymi tematami czy wygłaszanie własnych sądów jako tez eksperckich. Nie szukał rozgłosu, poklasku. Zresztą… co dobrego miałoby mu przyjść z gremialnych zachwytów ogłupionego (w większości) społeczeństwa, skoncentrowanego jedynie na sławie. Jemu zawsze zależało na prawdzie, a ta – nie oszukujmy się – częściej bywa znacznie mniej fascynująca i medialna aniżeli wyssana z palca plotka.
Dlatego właśnie Maćka w środowisku uważano za dinozaura, skamielinę. Mimo że posługiwał się słowem mówionym i pisanym jak obecnie nikt inny i miał bardzo rozległą wiedzę o historii i kulturze czasów dawnych, to do dyspozycji mógł mieć jedynie wąską rubryczkę na przedostatniej stronie gazety.
I co z tego? Nawet jeśli temat, za którym tutaj przybył, miałby znaleźć swój finał tuż przed obrazkami gołych pań sąsiadujących z prognozą pogody na dzień następny, czuł, że warto być w tym miejscu.
Przeczucie podpowiadało mu bowiem, iż tu właśnie znajdzie Prawdę. Przy takich przesłankach serce musiało zwiększyć obroty, a stopa w końcu stanąć za progiem klatki schodowej.
Serpentyna starych, drewnianych, zgniłych, stromych, ciasnych schodów nie zachęcała do dalszej wspinaczki. Drewno trzeszczało niemiłosiernie przy każdym najmniejszym drgnięciu. Złowieszczy dźwięk odbijał się echem od ścian, rezonując groźnie w wąskiej, klaustrofobicznej przestrzeni. Każdy, kto byłby wówczas na miejscu dziennikarza i widział to, co on, gdy omiatał wzrokiem pnące się ku górze niebezpiecznym zawijasem stopnie, zrozumiałby natychmiast, że w tej sytuacji stare przysłowie stanowiące, iż ciekawość jest pierwszym stopniem do piekła, przybrało tutaj wręcz boleśnie namacalną formę. Mimo to mężczyzna bez dłuższego namysłu zdecydował się rzucić wyzwanie infernalnym kręgom. W końcu, jako się rzekło chwilę wcześniej, stracić mógł tylko życie, zyskać zaś coś, co odmieni jego nędzny żywot na dobre.
Bilans był oczywisty i nie pozostawiał wątpliwości.
Maciek odnalazł po omacku włącznik światła. Po naciśnięciu ustrojstwo wydało jedyny w swoim rodzaju metaliczny klik i ku zdziwieniu mężczyzny rozjaśniło groźną klatkę schodową światłem dwóch prawie nagich żarówek. Za klosze służyły im jedynie gęsto utkane pajęczyny oraz kurz. Co warte odnotowania, nie były to te nowoczesne, białe, ekologiczne, energooszczędne żarówki, w których świetle każde pomieszczenie wygląda niczym szpitalny korytarz.
Nie. Ta parka zwisała dumnie z mocno popękanego, sypiącego się miejscami sufitu, obłaskawiając nieprzyjazną człowiekowi przestrzeń ciepłem z dawna niewidzianego, a jakże pięknego żółtego światła. Takich cudów się już dziś nie produkuje, zatem także nie używa. Zostały wycofane z obrotu wiele lat temu, lecz tu wciąż „świeciły” swoje triumfy. Ktoś mógłby rzec, iż to nic nadzwyczajnego, biorąc pod uwagę, jak dawno ludzie musieli zapomnieć o tym miejscu. Racja.
Po prostu od chwili przybycia tutaj Maciek ani razu nie zastanawiał się, czy i jakie oświetlenie zastanie.
Przygotowany był raczej na egipskie ciemności, toteż dobrze znana mu z dzieciństwa barwa światła troszkę go ośmieliła. Chociaż tyle dobrze – pomyślał, po czym odczekał chwilę, aby upewnić się, czy żarówki nie zaczną nagle mrugać. To bowiem czyniłoby pokonanie i tak nieprzyjemnych schodów jeszcze trudniejszym.
Każdy kolejny stopień powodował nieznaczny, acz odczuwalny wyrzut adrenaliny, dzięki czemu trzydziestolatek coraz szybciej zbliżał się na sam szczyt klatki schodowej, nie bacząc zupełnie na ryzyko, jakie owemu przyspieszeniu tempa towarzyszyło. Jeszcze tylko kilka – powtarzał w myślach niczym mantrę, przesuwając dłoń po drewnianej poręczy.
Gdy wreszcie dotarł na górę, jego oczom ukazały się wysokie, wysłużone, drewniane dwuskrzydłowe drzwi. Ich leciwość zdradzały resztki ciemnozielonej farby, najpewniej zdobiącej je w czasach świetności, teraz zaś będącej tylko smutną reminiscencją tego, co było. Pośród mozaik odprysków o barwie mchu wyraźnie odznaczały się dwie świeżo zamontowane rzeczy: klamka oraz zamek. Nowość tych dwóch elementów aż biła po oczach, mówiąc kolokwialnie.
Ktoś zatem musi tu mieszkać – pomyślał Maciek, podszedł do drzwi i zapukał. Odgłos kilku następujących po sobie stuknięć, mimo że nie były silne, niósł się po całej klatce schodowej, lecz bez żadnego odzewu. Spróbował ponownie – z identycznym skutkiem. Nieśmiało nacisnął więc klamkę, a drzwi same odskoczyły, uchylając się do wewnątrz.
– Halo! Jest tu ktoś? – rzucił asekuracyjnie, choć przypuszczał, że odpowie mu tylko niknące pośród wiatru echo. Tak też się stało.Nie miał wyjścia. Musiał uczynić któryś już tego wieczoru krok w nieznane. Powoli otworzył drzwi szerzej i wszedł do środka.
Książkę Bezczłowiecze kupić można w popularnych księgarniach internetowych: