Joanna Wilk ma apetyt na życie. Pracuje w galerii sztuki na krakowskim Kazimierzu, lepi z gliny małe cuda i wciąż wierzy w wielką miłość. Czeka, aż w jej życiu zdarzy się coś niezwykłego. Pewnego dnia dostaje intrygującą propozycję poprowadzenia warsztatów z ceramiki w Beskidzie Niskim.
Wyjazd okazuje się odpowiedzią na jej pragnienia. Tam, w malowniczej scenerii gór i lasów, dzieje się magia. Joanna poznaje Tomka, młodego doktoranta leśnictwa, który prowadzi badania nad wilkami. Przy nim zapomina o bolesnej przeszłości i na nowo się uczy, czym jest szczęście. Czy jednak odważy się zaufać do końca? Czy sięgnie po miłość?
Do lektury najnowszej książki Klaudii Duszyńskiej Beskidzki Anioł zaprasza Wydawnictwo Lira. Ostatnio mogliście przeczytać pierwszy fragment powieści, tymczasem już teraz zachęcamy Was do przeczytania kolejnej jego odsłony:
Kwiecień zawsze budzi nadzieję. Dni są już widocznie dłuższe, na drzewach pojawia się zielona poświata, a bociany żerują w świeżej trawie łąk.
Joanna uwielbiała ten miesiąc i obiecała sobie, że także w tym roku będzie zachwycać się tymi drobnymi rzeczami. Na początek musiała w końcu znaleźć pracę, za długo już siedziała mamie na głowie. Nikt jej, rzecz jasna, nie poganiał, nie ponaglał, miała tyle czasu, ile tylko potrzebowała, by przeżyć żałobę i stabilnie stanąć na własnych nogach. Gdy w końcu odkryła, że każdego dnia budzi się, oddycha i żyje, nie tylko niecierpliwie wyczekując wieczora, zrozumiała, że już czas. Jednak dla historyczki sztuki, świeżo po ukończeniu studiów i bez jakiegokolwiek doświadczenia, rynek pracy nie oferował zbyt wiele.
Joanna siedziała przy kuchennym stole i bezwiednie wpatrywała się w okno. Podwórko studnia nie zachwycało widokiem, ale mimo to lepiej było skupić myśli na siedzącym na parapecie sąsiadów z naprzeciwka gołębiu niż na sobie. Skubał szare piórka, które później wolno i spokojnie opadały na bruk. Tego dnia niebo także miało szary kolor i nic nie zwiastowało poprawy pogody, ot kaprysy wiosny, która jak co roku nie może się zdecydować, czy zostanie na dłużej. Joanna zaczęła wystukiwać palcami rytm na kuchennym blacie. Przejrzała już wszystkie ogłoszenia, jakie oferował internet. Na dwa nawet odpowiedziała, ale, po pierwsze, nie spodziewała się, że choćby zostanie zaproszona na rozmowę, a po drugie, właściwie nie była pewna, czy to wakaty dla niej. Pierwszy to praca biurowa w fundacji, która zajmowała się pomocą osobom z niepełnosprawnościami. Co prawda nie było to choćby w najmniejszym stopniu związane z wykształceniem i zainteresowaniami dziewczyny, ale lepszy rydz niż nic. Drugie ogłoszenie, na które zdecydowała się odpowiedzieć, dotyczyło posady młodszej asystentki w korporacji. I to przerażało Joannę najbardziej, ale przynajmniej oferta skierowana była do historyków sztuki. Miała nadzieję, że wydarzy się coś, co pozwoli jej uniknąć wyboru między mniejszym a większym złem.
I wtedy, jakby na zawołanie, za sprawą czarodziejskiej różdżki w mieszkaniu rozległ się dźwięk telefonu. Dziewczyna aż podskoczyła, wyrwana z zamyślenia.
— Halo! — odezwała się radośnie, odczytawszy, kto telefonuje. — Cześć, Basiu, miło, że dzwonisz.
— Cześć! Myślałam o tobie dziś cały dzień, ale miałam urwanie głowy. Co powiesz na szybką kawę? Musimy się spotkać, mam dla ciebie świetną propozycję.
— Oczywiście, chętnie. Zdradzisz mi coś więcej? — Joanna poczuła znajome lekkie kołatanie serca. Nie lubiła niespodzianek.
— Wszystko ci opowiem, ale teraz naprawdę nie mam czasu. Wpadnij do mnie za godzinę.
Chciała jeszcze o coś zapytać, ale nie zdążyła. Połączenie zostało zakończone.
Z Basią przyjaźniła się od trzeciego roku studiów. Dzieliła je wprawdzie różnica wieku, ale od pierwszej chwili znalazły nić porozumienia, która z biegiem czasu przerodziła się w gruby sznur prawdziwej przyjaźni. Barbara prowadziła niewielką galerię sztuki na Kazimierzu. Można tam było znaleźć obrazy i rzeźby mało jeszcze znanych, lecz utalentowanych artystów, ceramikę i ręcznie wyrabianą biżuterię. Jak przystało na tak wszechstronny asortyment, miejsce to nazwała Mydło i Powidło.
Kilka lat temu prowadziła warsztaty ceramiki dla studentów i tak właśnie poznały się z Joanną. Wiedziała, że dziewczyna ma talent. A później okazało się, że prace Joanny całkiem dobrze się sprzedają i kobiety spotykały się coraz częściej.
Teraz, w drodze do Mydła i Powidła, Joanna odczuwała lekki niepokój, ale i ekscytację. Czuła, że to, co ma jej do przekazania przyjaciółka, będzie dobre. Przyśpieszyła kroku, nie mogąc doczekać się spotkania. Ciężkie, ciemne chmury zaczęły się przecierać i twarz Joanny muskały już delikatne promienie wiosennego słońca. Uwielbiała ten moment, gdy bruk krakowskich ulic mokry jeszcze po deszczu lśni w blasku słońca. Z ulicy Józefa skręciła w Estery i po chwili stała przed wejściem do galerii przyjaciółki. Rzuciła jeszcze okiem na witrynę — jej ekspozycja zawsze była zachwycająca i zmieniała się dość często — po czym weszła do środka.
— O! Jesteś! — powitała ją Barbara i podeszła, by uściskać gościa.
— Nie mogłam się doczekać. Mów w końcu, co też wymyśliłaś — odparła Joanna, wyswobadzając się z uścisku.
— Rozbierz się, już robię kawę.
Gdy w końcu obie usiadły przy małym okrągłym stoliku, który stał w rogu, Barbara podjęła temat:
— Matylda, moja pracownica, postanowiła wyjechać za granicę. Wiesz, tu nie zarobi dużo… Postawiła mnie przed faktem dokonanym, wyjeżdża już w przyszłym tygodniu. Ale! To przecież świetna wiadomość! — Barbara uśmiechnęła się szeroko.
— Tak? — Joanna nie dawała po sobie poznać, że wie, do czego zmierza przyjaciółka.
— Mam wolny etat! Wiem, że czegoś szukasz, więc od razu pomyślałam o tobie. Musisz się zgodzić!
— Oczywiście, że się zgadzam! — niemal wykrzyknęła Joanna. — Tak bardzo się cieszę! — To wymarzona praca, zobaczysz, nie zawiedziesz się!
— Wiem, że nie. Och, cieszę się jeszcze bardziej!
— Matylda będzie do końca tygodnia, możesz więc wpadać tu, a ona pokaże ci, co i jak, choć jestem pewna, że nie będziesz miała z niczym problemu.
Barbara wstała i przekręciła kluczyk w zamku. Wybiła właśnie dziewiętnasta, czas najwyższy, żeby zamykać.
— A teraz musimy to uczcić! — powiedziała i przyniosła z zaplecza butelkę lekkiego, różowego wina i dwa kieliszki. — W końcu będziemy razem pracować.
Wieczór upłynął Joannie na beztroskich rozmowach z Basią i snuciu planów na przyszłość. Poczuła, że oto zaczyna nowy rozdział. Była pełna obaw, ale także nadziei. Przecież teraz może być tylko lepiej.
Poczuła ulgę, jakby niemal fizycznie wielki kamień spadł jej z serca. Praca sama do niej przyszła, do tego w uroczej, kameralnej galerii, a nie międzynarodowej korporacji. Po raz pierwszy od dawna Joanna kładła się spać z uśmiechem na twarzy.
Książkę Beskidzki Anioł kupić można w popularnych księgarniach: