Joanna Wilk ma apetyt na życie. Pracuje w galerii sztuki na krakowskim Kazimierzu, lepi z gliny małe cuda i wciąż wierzy w wielką miłość. Czeka, aż w jej życiu zdarzy się coś niezwykłego. Pewnego dnia dostaje intrygującą propozycję poprowadzenia warsztatów z ceramiki w Beskidzie Niskim.
Wyjazd okazuje się odpowiedzią na jej pragnienia. Tam, w malowniczej scenerii gór i lasów, dzieje się magia. Joanna poznaje Tomka, młodego doktoranta leśnictwa, który prowadzi badania nad wilkami. Przy nim zapomina o bolesnej przeszłości i na nowo się uczy, czym jest szczęście. Czy jednak odważy się zaufać do końca? Czy sięgnie po miłość?
Do lektury najnowszej książki Klaudii Duszyńskiej Beskidzki Anioł zaprasza Wydawnictwo Lira. Ostatnio mogliście przeczytać pierwszy i drugi fragment powieści, tymczasem już teraz zachęcamy Was do przeczytania kolejnej jego odsłony:
Kolejne dni upływały Joannie na wdrażaniu się w nowe obowiązki. Barbara widziała, że dziewczyna świetnie sobie radzi, dlatego, gdy zauważyła, że nowa pracownica czuje się już całkiem pewnie w swojej roli, postanowiła powiedzieć jej o kolejnych planach.
Okazało się bowiem, że Basia wybiera się na zaplanowany już dawno urlop i Joanna będzie całkiem sama na posterunku. Nie miała wątpliwości co do tego, że dziewczyna świetnie sobie poradzi, wobec tego postanowiła niczego nie zmieniać i wyjechać. Wyjazd zaplanowała na przedłużającą się w tym roku aż do tygodnia majówkę. W wakacje zwykle organizowała spotkania z artystami, warsztaty dla dzieci i młodzieży albo zwyczajnie przesiadywała w Mydle i Powidle i rozkoszowała się krakowskim latem, rozmawiając z ludźmi i chłonąc ich historie.
Joanna odgarnęła z czoła nieco już przydługą grzywkę. Decyzja Basi ją zaskoczyła, ale i ucieszyła. Lubiła wyzwania i czuła dreszcz ekscytacji, który właśnie przebiegł jej po plecach. Ale Barbara miała kolejną rewelację.
— Jest coś jeszcze — dodała po chwili. — Matylda miała zrealizować podczas mojego wyjazdu jeszcze jedno zobowiązanie i… nie udało mi się tego odwołać. To znaczy jestem pewna, że i z tym doskonale sobie poradzisz, ale nie wiem, czy nie kładę na ciebie zbyt wiele.
— No powiedz w końcu, bo zaczynam się bać.
— Matylda miała prowadzić warsztaty z ceramiki dla zorganizowanej grupy. Tu, u nas w galerii. Artur Krasicki współpracuje z nami już od dawna. Prowadzi fundację dla utalentowanej młodzieży z rodzin dysfunkcyjnych. Nie mogłam mu odmówić.
— Oczywiście, że nie! Chętnie się tego podejmę. Mam nadzieję, że sobie poradzę… Nigdy nie prowadziłam żadnych warsztatów, nie mam doświadczenia w pracy z dziećmi, młodzieżą… — Joanna poczuła, że mimo wszystko zaczyna panikować.
— Ciii, Joanno. Spokojnie. — Przyjaciółka chwyciła ją za ramiona i spojrzała na nią tym swoim łagodnym wzrokiem. — Nie powierzyłabym ci tego, gdybym miała choć cień wątpliwości. Wszystko będzie dobrze.
Tego dnia Joanna wracała do domu w cudownym nastroju. Miała poczucie, że wszystko powoli się układa, znajduje swoje miejsce. Była wdzięczna losowi, że po tym, co przeszła, znowu świeci słońce. Wybrała okrężną drogę, by ze spokojem zebrać myśli. Dotarła nad Wisłę i postanowiła przysiąść na chwilę na bulwarach i wystawić twarz do słońca.
Lubiła, gdy wiosna malowała na jej twarzy delikatne piegi, a ciemne włosy dostawały złotych refleksów. To była świeżość zwiastująca nadejście nowego. Bo lato w życiu Joanny zawsze przynosiło coś nowego, nieprzewidywalnego. Wyciągnęła nogi i na chwilę przymknęła powieki. Do jej uszu dochodziły dźwięki nieuchronnie zbliżającej się imprezy. Wesołość aż biła od tłoczącej się w grupkach młodzieży. Koniec kwietnia to czas, gdy maturzyści stają się świeżymi absolwentami i mają u stóp cały świat. Studenci pozwalają sobie na ostatnie beztroskie piwo bez wyrzutów sumienia przed letnią sesją. To wszystko Joannie było wciąż tak bliskie. Zazdrościła im, sama jeszcze nie czuła się gotowa na tak otwartą i niczym nieskrępowaną radość. Gdzieś tam w głębi duszy wciąż tkwiła zadra i choć dziewczyna szczerze wierzyła, że kiedyś także i ona zniknie, wiedziała, że to jeszcze nie ten moment. Mimo wszystko uśmiechała się do swoich myśli. Wtem ktoś coś krzyknął, ktoś kogoś popchnął. Otworzyła oczy, gdy usłyszała brzdęk rozbijającej się na betonie butelki. Ale było już za późno. Wysoki chłopak, który cofnął się, by uniknąć upadku, potknął się o wyciągnięte nogi Joanny. Nie zdołał już utrzymać równowagi i runął na nią, w ostatniej chwili opierając się na przedramionach.
— A ty tu co?! Tak się rozkładasz?! — huknął na nią.
— Słucham?! — warknęła Joanna w odpowiedzi. — To ty na mnie leżysz. Jesteś tak pijany, że nie widzisz, gdzie leziesz? — dodała z oburzeniem, wydostając się spod niemogącego się pozbierać chłopaka.
— Skręciłem przez ciebie kostkę, babo!
— Pff, przeze mnie… — prychnęła dziewczyna, posyłając mężczyźnie pełne pogardy spojrzenie.
Wstała, zabrała torebkę i ruszyła w stronę domu.
Nie mogła pohamować wściekłości. To niewiarygodne, jak szybko miły dzień może przerodzić się w koszmar. I w ogóle kto to widział, żeby tak pić bezkarnie na bulwarach. I żeby w takim stanie, w biały dzień… Emocje w niej buzowały. „I nawet nie przeprosił” — myślała.
Weszła do mieszkania i trzasnęła drzwiami.
— Co się stało? — Zdziwiona matka powitała ją, wychylając się z kuchni.
— Wszystko OK. — Joanna nie umiała pohamować złości i mimo szczerych chęci wciąż warczała.
— Coś nie tak w pracy?
— Nie, w pracy wszystko dobrze. — Uśmiechnęła się w końcu. — Po prostu chciałam chwilę odpocząć nad Wisłą i… nieważne. Wiesz co, o czymś innym jeszcze dziś myślałam. Możemy porozmawiać?
— Brzmi poważnie. Oczywiście, zaparzę herbaty.
Joanna ze zbolałą miną usiadła w kuchni, przy tym samym stole, przy którym nie tak dawno temu zastanawiała się nad swoją przyszłością. Jej matka, Agata, krzątała się między zlewem a lodówką, szykując szybką kolację. Mimo że wszyscy zawsze mówili Joannie, że jest wykapanym ojcem, ona wiedziała, że do matki także jest bardzo podobna.
Odziedziczyła po niej filigranową figurę i ostre kości policzkowe. Także kolor oczu w odcieniu głębokiego brązu był spadkiem w linii kobiecej.
Niestety, nie odziedziczyła po rodzicielce zdrowego rozsądku, który tak bardzo przydawał się w życiu.
Była po ojcu impulsywna i poddawała się chwili. To nieraz bywało zgubne, ale z drugiej strony… Odrobina szaleństwa jeszcze nigdy nikomu nie zaszkodziła.
Agata postawiła na stole wiosenne kanapki z sałatą, pomidorami i ogórkami oraz po kubku gorącej herbaty.
— O czym chciałaś porozmawiać? — podjęła matka, domyślając się odpowiedzi.
— Jestem bardzo wdzięczna, że po wypadku mogłam tu wrócić.
— Przestań! To przecież twój dom. Tak jest i zawsze tak będzie — obruszyła się Agata.
— Tak, wiem o tym… Ale jednak na studiach przyzwyczaiłam się, że mieszkam sama. Jest mi tu z tobą cudownie, ale chciałabym już wrócić do tamtego stanu rzeczy. Pozbierałam się, stanęłam na nogi, mam pracę. Czuję, że już czas.
Książkę Beskidzki Anioł kupić można w popularnych księgarniach: