– A ten typek razem z nim... co za paw. – Fragment książki „Hotel ostatniej szansy"

Data: 2019-10-31 12:17:15 | Ten artykuł przeczytasz w 11 min. Autor: Tamer Adas
udostępnij Tweet

Obdarzony niezwykłym kulinarnym talentem chłopiec, dziwna grupa gości, otrucie i hotel na odludziu, w którym właśnie budzi się magia….

Seth to chłopiec od wszystkiego w posiadanym przez wredną rodzinę Bunnów Hotelu Ostatniej Szansy. Jego jedynym przyjacielem jest czarny kot o imieniu Nightshade. Kiedy do hotelu przybywa dziwne zgromadzenie ludzi, to właśnie na Setha w podstępny sposób spada obowiązek przygotowania kolacji dla gości. Podczas zamkniętego przyjęcia – ku przerażeniu wszystkich – łagodny i dobry dr Thallomius umiera otruty deserem. Deserem, który, jak się okazuje, został troskliwie i w wyrazie wdzięczności przygotowany właśnie przez Setha. Sprawa wydaje się być prosta – jednak śledztwo jest w toku, a Seth zrobi wszystko, by dowieść swojej niewinności. Czy będzie on w stanie odkryć wszystkie tajemnice, a tym samym oczyścić swoje imię? Na domiar wszystkiego do akcji wkracza magia….

Do lektury książki Hotel ostatniej szansy zaprasza Wydawnictwo Zielona Sowa, które udostępniło premierowy fragment historii:

Rozdział 1. Hotel Ostatniej Szansy

W kuchni Hotelu Ostatniej Szansy najgłośniejszym dźwiękiem, jaki zwykle dało się usłyszeć, było delikatne bulgotanie samotnego jajka w doprowadzanej do wrzenia wodzie.

Dziś jednak powietrze aż wibrowało od krzyków Henriego Moulda, łysiejącego głównego kucharza. Zgięty wpół ze starości wykrzykiwał polecenia, kuśtykając dookoła kuchni.

– Seth! Tarteletki! Wyciągaj z piekarnika. Ale już! wrzasnął.

W rezultacie kuchcik Seth wykonał zwrot na swoich pająkowatych nogach i rzucił się na drugi koniec kuchni. W powietrzu wokół unosił się zapach czosnkowego masła i piekącego się mięsa, a także niewielkie obłoczki mąki, ziół i przypraw. Kłębiła się para, tężały galarety i bulgotały rondle.

Jeśli Seth Seppi pragnął choćby odrobiny magii, to właśnie teraz. Ponieważ zaklęcie pozwalające mu się roztroić było chyba jedynym sposobem, by nadążyć za poleceniami wydawanymi przez trójkę złych szefów – zrzędliwego Henriego oraz parę właścicieli Hotelu Ostatniej Szansy, nerwowej i zjadliwej Norrie Bunn i jej oślizłego, skąpego męża Horacego. Wydawało się, że hotel od zawsze szykuje się na przyjęcie tych specjalnych gości, o których pan Bunn opowiadał bez przerwy – a dzisiaj właśnie nadszedł dzień, kiedy mieli przyjechać.

– Potrzebuję więcej pieprzu! Szybciej, chłopcze! – zaskrzeczała Norrie Bunn znad paleniska. Długa strużka pieprzowego sosu przemknęła przez kuchnię, gdy machnęła na Setha kapiącą chochlą. Długie, cienkie siwe włosy odgarnęła z wąskiej twarzy do tyłu i pociła się nad sosem, powstrzymując kichanie.

Na szczęście monstrualnie niemiła córka państwa Bunnów, Tiffany, była obecnie w eleganckiej szkole kucharskiej, daleko od swej ulubionej rozrywki, jaką było dręczenie Setha.

Pan Bunn wpadł do kuchni.

– Już są! Już są! – zawołał piskliwie, machając rękami jak mały chłopiec obwieszczający nadejście świąt. Po chwili wybiegł do lobby.

Co jeszcze dziwniejsze, zamiast znajomego smętnie szarego garnituru, jaki nosił codziennie od lat, miał na sobie wiśniową kamizelkę i prążkowane spodnie.

Norrie Bunn odwiązała fartuch, przygładziła długie siwe włosy i pospieszyła witać gości.

Sethowi udało się pierwszemu dotrzeć do pęknięcia w kuchennej ścianie, przez które mógł zajrzeć do lobby i popatrzeć na przybywających. Kiedy przyłożył oko do otworu, usłyszał brzęk potrząsanych kluczy i zobaczył państwa Bunnów, bardzo wytwornie witających nowych gości.

Henri nietypowo sprężystym krokiem przebiegł przez kuchnię, szturchnięciem bardzo ostrego łokcia kazał Sethowi się usunąć i sam wyjrzał przez szczelinę.

– Czy to ten nasz ważny gość, doktor Thallomius? Ten, dla którego tak harowaliśmy? Niezbyt imponujący. Tyle roboty... – Henri jęknął i delikatnie poklepał się po brzuchu. – Gazy mam od tego.

Seth także się nie spodziewał, że ich najważniejszy gość będzie wyglądał jak miniaturowy święty Mikołaj. Doktor Thallomius miał siwe włosy, okrągły brzuszek i skrzące się oczy, ale sięgałby chłopcu najwyżej do ramienia.

– A ten typek razem z nim... co za paw. – Henri obserwował pilnie. – To pewnie jego ochrona, którą koniecznie chciał ze sobą przywieźć. Ochrona! Chyba kurczak byłby lepszym ochroniarzem. Ależ ma śmieszny wąs...

– To pewnie pan Gregorian Kingfisher. – Seth zauważył przed chwilą młodego człowieka w jasnozielonym, dopasowanym garniturze, z gładko uczesanymi brązowymi włosami, bardzo długimi i bujnymi wąsami oraz stadkiem piegów na nosie. – To ten, co prosił o pokój z obrazkiem ludzi uprawiających sport.

Goście często mieli jakieś specjalne życzenia, ale pierwszy raz ktoś był wybredny w kwestii wiszących na ścianach obrazów.

Ci ludzie wydawali się fascynujący. Już dawno w hotelu nie zatrzymało się tyle osób. Pewnie dlatego, że na zewnątrz nie było niczego, jedynie nieskończone drzewa. Seth ledwie sobie przypominał czasy, kiedy Hotel Ostatniej Szansy zawsze był pełen. To wtedy, kiedy jego ojciec był tutaj szefem kuchni. W tamtych czasach ludzie chętnie podejmowali wyzwanie długiej podróży, licząc na to, że w zamian popróbują jego słynnych dań.

Teraz Seth marzył o tym, że pan Bunn wezwie go, by pomógł gościom z bagażem. Wtedy mógłby się im przyjrzeć z bliska.

– Można zrozumieć, czemu pan Thallomius zabrał ze sobą pannę Squerr jako asystentkę – mruknął Henri.

Odwrócił głowę, dzięki czemu Seth miał okazję, by przez moment zajrzeć do szczeliny.

Angelique Squerr trzymała głowę wysoko, jakby stawała przed wielotysięczną publicznością. Włosy miała długie, proste i ciemne, poza rudym pasmem po prawej stronie. Wyglądały jak wypolerowane. Gwiazda filmowa? Pod migoczącym kandelabrem gładkie drewniane meble i obrazy w starych ramach w jej obecności wydawały się wyblakłe i wytarte.

– Do roboty, Seth – rzucił Henri. Chwycił nóż i ruszył kroić jarzyny. – Bo ten stos naczyń do zmywania sięgnie sufitu.

Nim jednak Seth zdążył się ruszyć, Henri krzyknął nagle, a nóż ze stukiem potoczył się po zimnych kafelkach podłogi.

Jakiś owad przefrunął Sethowi przed nosem i uderzył o szybę w oknie. Henri skulił się.

– To tylko jakiś chrząszcz, Henri – uspokajał go Seth, delikatnie popychając owada w stronę otwartego okna. Ze swym jasnym, fosforyzującym odwłokiem chrząszcz wyglądał, jakby się palił.

– To nie jest zwykły chrząszcz. – Henry przyglądał się, szeroko otwierając oczy. – To luciole. Wiesz, co to znaczy?

– Chcesz powiedzieć, że to świetlik? Musiał się zgubić, lecąc na polanę robaczków świętojańskich. Śliczny jest. Chodź, popatrz. Całkiem jak magiczny, prawda?

– Ale jest wewnątrz! – syknął Henri, ocierając pot z górnej wargi. – W moim kraju, kiedy taki świecący robal wleci przez okno, to oznacza... oznacza śmierć! Ścisnął chłopca za ramię. – Seth, ktoś umrze.

Rozdział 2. Zupa z rybich głów

Seth delikatnie wysunął rękę z uścisku przerażonego Henriego. – To tylko stara legenda, nie martw się. Nikt nie umrze. Wypuścił świetlika ta wolność. Henri porwał nóż do strugania i odbiegł w panice, więc to na Setha spadł obowiązek przygotowania jarzyn na wieczorny bankiet.

Kiedy był zestresowany, Henri zaczynał strugać i Seth już się przyzwyczaił, że znajdował pasternak zmieniony w biegnącą żyrafę albo słodkiego liska wyrzeźbionego z kawałka drewna. Tylko dlaczego zawsze się to zdarzało, kiedy naprawdę potrzebował Henriego, by upiekł kurczaki albo usmażył stek czy przygotował cynaderki na przyjęcie?

Seth przebiegł obok wielkiego rondla, gdzie napar wrzał już, gotów, by dodać rybie łby do hotelowej specjalności, jaką była zupa z rybich głów. Stos przygotowanych wcześniej mięsistych łbów czekał już, a ich oczy wpatrywały się w niego, jakby chciały powiedzieć: Myślisz, że to tobie się nie układa?

Zahamował gwałtownie.

Nos, wciągający aromat bulionu i przypraw, informował go o czymś ważnym: wywar nie był całkiem taki, jak powinien. A jego nos nigdy się nie mylił.

Seth ostrożnie wziął ze stosu rybi łeb dla Czarnocki, hotelowej kotki. Wsunął go do jednej z licznych kieszeni jasnoniebieskiej bluzy, którą nosił pod fartuchem. Może trochę krzykliwa, była jednak chyba jedynym, co odziedziczył po ojcu. Bluza, no i lustro tak bezużyteczne, że wydawało się czasem, jakby odbijało coś, co dzieje się w całkiem innym pomieszczeniu.

Potem wziął małą łyżeczkę, zanurzył w rondlu i podniósł płyn do ust. Był cudowny, rozgrzewający... i tak bardzo przypominał mu o ojcu, któremu groziło, że stanie się zaledwie odległym wspomnieniem.

Seth pamiętał zapach cynamonu i przypraw, pamiętał wszystkie lekcje, kiedy ramię w ramię piekli razem chleb albo gotowali zupę. Teraz ojciec był niczym mały płomyk miłości w sercu – więcej, niż pozostało mu po matce. Każda myśl o niej zaciskała trzewia smutkiem, gdyż zmarła, kiedy był jeszcze małym dzieckiem i teraz musiał się starać, żeby w ogóle ją sobie przypomnieć.

Sięgnął na półkę zastawioną wściekłym gąszczem buteleczek i słoiczków wszelkich możliwych rozmiarów i kolorów, wziął szczyptę cienkich włókien suszonego krwawnika i posypał powierzchnię wywaru. Myślał o tym, że pan Bunn nigdy nie miał dosyć powtarzania, jak to ojciec się skompromitował, choć nigdy szczegółowo nie wyjaśnił, co takiego właściwie zrobił.

Jednak to ojciec Setha wymyślił przepis na tę zupę, a wobec przybycia tak ważnych gości, Seth chciał być pewien, że będzie podana perfekcyjnie. Szef Henri Mould zawsze oszczędzał na składnikach i nigdy nie przygotował słynnego hotelowego dania jak należy. Teraz więc, dyskretnie zerkając przez ramię, Seth sięgnął po długą szklaną fiolkę z szafranem. W głowie brzęczały mu powtarzane często ostrzeżenia skąpego pana Bunna: „Używaj go bardzo oszczędnie; szafran kosztuje więcej niż swoją wagę w złocie”.

Seth chwycił palcami cztery delikatne włókna, raz jeszcze zerknął lękliwie przez ramię i roztarł je nad bulionem. Uśmiechnął się, widząc, że ciecz nabiera właściwego głęboko złocistego koloru.

– No, no, no, Seppi... Zapłacisz za to.

Seth aż podskoczył, niemal upuszczając fiolkę. Z niczym nie mógł pomylić tego znienawidzonego głosu, ostatniego, jaki spodziewał się dzisiaj usłyszeć.

Tiffany Bunn, paskudna córka właścicieli hotelu, zadowolona z siebie opierała się o futrynę kuchennych drzwi.

W naszym serwisie możecie już przeczytać kolejny fragment książki Hotel ostatniej szansy. Powieść Nicki Thornton kupicie w popularnych księgarniach internetowych:  

 

REKLAMA

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Hotel ostatniej szansy
Nicki Thornton0
Okładka książki - Hotel ostatniej szansy

Obdarzony niezwykłym kulinarnym talentem chłopiec, dziwna grupa gości, otrucie i hotel na odludziu, w którym właśnie budzi się magia… Seth...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo
Reklamy
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje