Lato jest doskonałym czasem na miłość. A jeśli miłość – to i wiersze.
Miło jest nam poinformować, że w czwartek, 24 lipca, odbędzie się w warszawskiej Kluboksięgarni Serenissima spotkanie z twórczością Doroty Płoszczyńskiej, autorki zbioru poezji „Światło Cień”.
Zapraszamy o godz. 18.00 - na wernisaż wystawy fotogramów /Poezja wizualna/ do Kluboksięgarni Serenissima, ul Chmielna 16/2 w Warszawie.
Teksty: Dorota Płoszczyńska
Oprawa wizualna: Olena Pianovska, Joanna Janiak
oraz na spotkanie poetyckie Światło Cień
Poezja: Dorota Płoszczyńska
Interpretacja: Dawid Szurmiej
Wstęp wolny.
------------
Dorota Płoszczyńska
Socjolog, kobieta przedsiębiorcza, malarka, poetka, autorka piosenek. Matka dwóch wspaniałych synów. Właścicielka tchórzofretki i dwóch psów.
Gdy miała 6 lat los zetknął ją ze słynną wówczas poetką Małgorzatą Hillar, której osobowość odcisnęła na Dorocie Płoszczyńskiej poetyckie piętno. Zrozumiała, że poezja będzie odtąd obecna w jej życiu.
Dorota Płoszczyńska czuje się też duchową dziedziczką intelektualnej spuścizny po swojej matce – tłumaczce literatury japońskiej, prawej ręce profesora Wiesława Kotańskiego – wielkiego uczonego i wybitnego japonisty.
Literacka droga Doroty Płoszczyńskiej zaczęła się od pierwszych publikacji w Merkuriuszu, potem był Nowy Wyraz, Miesięcznik Literacki i Poezja. Pierwszy tomik pod tytułem „Wejść w inny wymiar” wydała w 1981 roku, w Młodzieżowej Agencji Wydawniczej (MAW). Do Koła Młodych Związku Literatów Polskich przyjmował ją legendarny Krzysztof Karasek – tam z radością weszła w twórczy zamęt, bardzo potrzebny na tym etapie doświadczeń literackich, wspólnie z, m.in., Piotrem Bratkowskim, Leszkiem Szarugą, Katarzyną Boruń, Wojciechem Kaliszewskim.
Dorota Płoszczyńska: - Na sposób przetwarzania rzeczywistości miały wpływ traumatyczne przejścia, czyli oswajanie się z pojęciem śmierci. Kiedy umarła mama, miałam pięć lat. Wychowywali mnie dziadkowie, z wykształcenia nauczyciele, także atmosfera rodzinna była prawie szkolna. Duże wymagania, wysokie poprzeczki i dystans emocjonalny. Z racji wieku też musieli odejść, zostało patrzenie na to, jak odchodzą. Dyktat twórczości był dla mnie od dziecka najważniejszym motorem egzystencji. Zarówno w literaturze, jak i w malarstwie oraz innych formach twórczości staram się znaleźć dla siebie jakiś skrawek działania, realizacji.
Po latach przerwy, w drukowaniu, nie w pisaniu – debiutuje po raz drugi. Tym razem zbiorem wierszy z ostatnich trzydziestu lat pod tytułem „Światło Cień”. – Jest w tej książce wielka miłość i straszliwy lęk, samotność i tęsknoty. Rozmowa z Bogiem i cielesność nieujarzmiona – wyznaje Autorka. Wątki religijne i żydowskie w tej twórczości, to silna potrzeba powrotu do korzeni.
Ale nade wszystko jest to książka o miłości.
Na pytanie: co jest w życiu najważniejsze, Dorota Płoszczyńska odpowiada: miłość uniwersalna i wierność – sobie i innym.
Marzenia? To najbardziej intymna sfera zasygnalizowana jedynie w wierszach.
Ulubiona muzyka: klasyczna – przede wszystkim Beethoven i Mozart. Ale także jazz, Enya i Cohen.
----------------------------
Starówka
W okno wtopiłam usta nieruchome
Czekam
Potykają się o bruk bezpańskie kobiety
I psy z chorobą sierocą
Znaczą teren
Fruwają frywolni święci
Niedorzecznie boli
Życie bez czasu i dotyku
Dorota Płoszczyńska
Oczekiwanie
Płód zwinięty we mnie
Domaga się praw świata
Więc tworzę nawias
Na jego istnienie
Powoli nabiera kształtów
Jeszcze nagi
Już strachem i radością
Napięcie doskonałej linii
Żadnej namiastki
Rzetelne uwypuklenie
Pełne szczęścia
Dorota Płoszczyńska
----------
O Światło Cieniu Doroty Płoszczyńskiej – recenzja
Pisanie poezji jest łaską, (podobnie jak pisanie o poezji, jeśli nie jest się akurat teoretykiem literatury), układanie wierszy jest darem. To prastare zajęcie przenosi wiersz i poetę – nawet poetę najbardziej konkretnego i obiektywizującego akt twórczy – w dziedzinę metafizyki, a czasem mistyki. Zamknięte w wierszu doświadczenie jednostkowe nabiera cech uniwersalnych za sprawą tajemnej mocy, która rządzi takim, a nie innym ułożeniem morfemów, sylab, wyrazów, wersów i zwrotek. Za sprawą akcentu, rytmu i rymu. Pisanie poezji pod dyktando owej tajemnej mocy jest więc prawdziwą, trwającą życie całe alchemią, poszukiwaniem rebisu, z którego może, choć nie musi płynąć mądrość.
Wiersze zebrane w tomie Doroty Wiśniewskiej-Płoszczyńskiej Światłocień, są jeden po drugim stopniami trwającego przez całe życie – liczące „osiemnaście tysięcy trzysta nieusprawiedliwionych dni” – wtajemniczenia, które bardzo stosownie rozpoczyna się inwokacją-pokłonem dla Jahwe-Adonai. Każdy z nas mógłby powtórzyć za poetką słowa natchnionej modlitwy, którą przytoczę w całości ze względu na jej uniwersalny charakter: „Boże mój wielki/Zanim się dopełni/Jest głód/Straszny głód/Słodkiego zbawienia”. Wiersz ten i modlitwa już na samym początku przenosi czytelnika w wymiar, w którym doświadczenie poetki, przefiltrowane przez lirykę i uwznioślone przez bliskość Boga, jest czymś więcej, jest czymś ponadto, niż niemal kliniczny obraz tego, który „włosy ma tłuste skręcone/usta bez powietrza/i nie czuje miłości” – i co mówiąc inaczej, jest obrazem każdego z nas. Ale ponieważ obraz ten jest czymś więcej i czymś ponadto, dokonuje się w nim – dzięki poetce i jej wierszom pisanym pod dyktando tajemnej mocy – transcendencja tego, co jednostkowe, w to, co uniwersalne.
Chcąc pojąć własne doświadczenie wewnętrzne, poetka cofa się ku początkom, pisząc „Płód zwinięty we mnie/Domaga się praw świata/Więc tworzę nawias/Na jego istnienie”. To bardzo interesująca, Husserlowska wręcz metoda poznawcza, która pozwala poetce cofnąć się z pomocą wiersza do opisywanej przez Quignarda sceny, która jest nam niedostępna, a podczas której powstaliśmy w „Napięciu doskonałej linii/Żadnej namiastki/Rzetelne uwypuklenie/Pełne szczęścia”. Wszystko, co wydarza się później i wszystko co boli jest już tylko starzeniem się „z prędkością/20 kroków na minutę” wśród „Sprzedawców pamiątek/[Którzy] Drogo sobie cenią rekwizyty”. Zostaje z tego tylko „Stara fotografia/Na której dziewczyna z chłopięcą czupryną/Wybiega prosto donikąd” i „chwila między szpitalem a cmentarzem/[…] ulica daremna i znieruchomiała”.
Najbardziej poruszającą częścią zbioru poetyckiego Doroty Wiśniewskiej-Płoszczyńskiej są wiersze zgromadzone w tomie „Chora na miłość”. Wiersze te znamionuje niezwykła dojrzałość, by nie rzec mądrość, która każe poetce nawet na miłość patrzeć jak na „[…]wypadkową szczęścia/W wyniku przemieszczenia planet/Odsłoniętą/Może w rozwidleniach anemonów/(by było ciekawiej/[Która] Oddala się/[Jak] Tożsamość”. Miłość, jak wszystko w tym wszechświecie, ulega entropii i rządzi się teorią chaosu (stąd widać ją w „rozwidleniach anemonów”), ale póki trwa „w niszy pragnienia”, potrafi być „głęboka i dzika” i „otwarta na żywioł”, choć wiemy przecież dzięki poetce (której kłaniam się w tym miejscu do samej ziemi), że „Zwykli ludzie/Kochają się prosto/Niemal racjonalnie/Powiedzmy na 7 sposobów/Plus wariant świąteczny/I według tych schematów/Rodzi się tradycja”. Niesłychana kobiecość tej poezji (mam nadzieję, że poetka nie jest feministką i nie rozszarpie mnie za ten przymiotnik; na swoją obronę powiem tylko, że w moim zasobie leksykalnym termin „kobiecość” jest prawie synonimem „mądrości”) uwidacznia się bardzo zmysłowo – parafrazując autorkę: „po kobiecemu na wskroś” – w słowach, które mogłyby służyć jako motto mistycznego niemal niespełnienia – niemożności stopienia się w Jedno, z tym, który „Raz daje/Raz się oddala” (to może być kochanek, to może być Bóg…) – a które brzmią tak: „Wilgoć/Której nie sprosta/Dotyk”. Czytając te słowa otarłem się o Tajemnicę…
Światłocień Doroty Wiśniewskiej-Płoszczyńskiej to z jednej strony Stendhalowska „krystalizacja” doświadczenia wewnętrznego, a z drugiej bliska Quignardowi próba „utulenia pisania w milczenie” (poetka pisze: „Bez widzenia bez głosu/Ktoś przygotował niczyje słowa/W łańcuchu innych słów”), inaczej mówiąc, próba transcendencji samej poezji w jej formę najczystszą, w której niepotrzebny staje się Głos, gdyż tam Logos komunikuje się już z Logosem. Wiarę, że jest to możliwe żywią wszyscy poeci, choć nie wszystkim udaje się przekuć ją w słowa. I w Mądrość – która pewnemu staremu poecie kazała pisać w swym ostatnim poetyckim zbiorze:
I wszystko będzie dobrze
I wszelka rzecz skończy się dobrze
Kiedy języki płomienia się splotą
W węzeł ognia ukoronowany
A ogień i róża staną się Jedno.
Wierzę, że dla Doroty Wiśniewskiej-Płoszczyńskiej słowa te będą ukojeniem, choć to – jak wiadomo – nigdy w życiu poety, ani poetki nie nadchodzi.
Jędrzej Polak
-----------
O Kluboksięgarni Serenissima
Wypowiedź właścicieli Klubu, w opublikowanej w Brie rozmowie:
- Profesorowie przychodzą prowadzić wykłady, pisarze organizują promocje książek naukowych. Gościmy profesorów, którzy zajmują się poezją. Ostatnio prezentował się profesor Taborski [Bolesław Taborski, polski poeta, teatrolog, tłumacz i krytyk literacki - przy. red.]. Jesteśmy otwarci na wysoką kulturę oraz na ludzi, którzy mają coś do powiedzenia i chcą przekazać tę wiedzę.
- U nas ludzie są rozpoznawani. Wystrój lokalu jest domowy, dzięki czemu nie ogranicza gości, czują się swobodnie. Nas odwiedzają ci, którzy mają dość tłoku i przepychania się w innych księgarniach czy kawiarniach.
- Do zwykłej kawiarni można wejść po prostu z ulicy, natomiast w naszym przypadku bariera wejścia powoduje, że nie każdy tu trafi lub poczuje szczególny charakter tego miejsca.
Więcej na: http://www.brief.pl/ludzie/wywiady/art46,nie-ma-jak-w-domu.html
Miło jest nam poinformować, że w czwartek, 24 lipca, odbędzie się w warszawskiej Kluboksięgarni Serenissima spotkanie z twórczością Doroty Płoszczyńskiej, autorki zbioru poezji „Światło Cień”.
Zapraszamy o godz. 18.00 - na wernisaż wystawy fotogramów /Poezja wizualna/ do Kluboksięgarni Serenissima, ul Chmielna 16/2 w Warszawie.
Teksty: Dorota Płoszczyńska
Oprawa wizualna: Olena Pianovska, Joanna Janiak
oraz na spotkanie poetyckie Światło Cień
Poezja: Dorota Płoszczyńska
Interpretacja: Dawid Szurmiej
Wstęp wolny.
------------
Dorota Płoszczyńska
Socjolog, kobieta przedsiębiorcza, malarka, poetka, autorka piosenek. Matka dwóch wspaniałych synów. Właścicielka tchórzofretki i dwóch psów.
Gdy miała 6 lat los zetknął ją ze słynną wówczas poetką Małgorzatą Hillar, której osobowość odcisnęła na Dorocie Płoszczyńskiej poetyckie piętno. Zrozumiała, że poezja będzie odtąd obecna w jej życiu.
Dorota Płoszczyńska czuje się też duchową dziedziczką intelektualnej spuścizny po swojej matce – tłumaczce literatury japońskiej, prawej ręce profesora Wiesława Kotańskiego – wielkiego uczonego i wybitnego japonisty.
Literacka droga Doroty Płoszczyńskiej zaczęła się od pierwszych publikacji w Merkuriuszu, potem był Nowy Wyraz, Miesięcznik Literacki i Poezja. Pierwszy tomik pod tytułem „Wejść w inny wymiar” wydała w 1981 roku, w Młodzieżowej Agencji Wydawniczej (MAW). Do Koła Młodych Związku Literatów Polskich przyjmował ją legendarny Krzysztof Karasek – tam z radością weszła w twórczy zamęt, bardzo potrzebny na tym etapie doświadczeń literackich, wspólnie z, m.in., Piotrem Bratkowskim, Leszkiem Szarugą, Katarzyną Boruń, Wojciechem Kaliszewskim.
Dorota Płoszczyńska: - Na sposób przetwarzania rzeczywistości miały wpływ traumatyczne przejścia, czyli oswajanie się z pojęciem śmierci. Kiedy umarła mama, miałam pięć lat. Wychowywali mnie dziadkowie, z wykształcenia nauczyciele, także atmosfera rodzinna była prawie szkolna. Duże wymagania, wysokie poprzeczki i dystans emocjonalny. Z racji wieku też musieli odejść, zostało patrzenie na to, jak odchodzą. Dyktat twórczości był dla mnie od dziecka najważniejszym motorem egzystencji. Zarówno w literaturze, jak i w malarstwie oraz innych formach twórczości staram się znaleźć dla siebie jakiś skrawek działania, realizacji.
Po latach przerwy, w drukowaniu, nie w pisaniu – debiutuje po raz drugi. Tym razem zbiorem wierszy z ostatnich trzydziestu lat pod tytułem „Światło Cień”. – Jest w tej książce wielka miłość i straszliwy lęk, samotność i tęsknoty. Rozmowa z Bogiem i cielesność nieujarzmiona – wyznaje Autorka. Wątki religijne i żydowskie w tej twórczości, to silna potrzeba powrotu do korzeni.
Ale nade wszystko jest to książka o miłości.
Na pytanie: co jest w życiu najważniejsze, Dorota Płoszczyńska odpowiada: miłość uniwersalna i wierność – sobie i innym.
Marzenia? To najbardziej intymna sfera zasygnalizowana jedynie w wierszach.
Ulubiona muzyka: klasyczna – przede wszystkim Beethoven i Mozart. Ale także jazz, Enya i Cohen.
----------------------------
Starówka
W okno wtopiłam usta nieruchome
Czekam
Potykają się o bruk bezpańskie kobiety
I psy z chorobą sierocą
Znaczą teren
Fruwają frywolni święci
Niedorzecznie boli
Życie bez czasu i dotyku
Dorota Płoszczyńska
Oczekiwanie
Płód zwinięty we mnie
Domaga się praw świata
Więc tworzę nawias
Na jego istnienie
Powoli nabiera kształtów
Jeszcze nagi
Już strachem i radością
Napięcie doskonałej linii
Żadnej namiastki
Rzetelne uwypuklenie
Pełne szczęścia
Dorota Płoszczyńska
----------
O Światło Cieniu Doroty Płoszczyńskiej – recenzja
Pisanie poezji jest łaską, (podobnie jak pisanie o poezji, jeśli nie jest się akurat teoretykiem literatury), układanie wierszy jest darem. To prastare zajęcie przenosi wiersz i poetę – nawet poetę najbardziej konkretnego i obiektywizującego akt twórczy – w dziedzinę metafizyki, a czasem mistyki. Zamknięte w wierszu doświadczenie jednostkowe nabiera cech uniwersalnych za sprawą tajemnej mocy, która rządzi takim, a nie innym ułożeniem morfemów, sylab, wyrazów, wersów i zwrotek. Za sprawą akcentu, rytmu i rymu. Pisanie poezji pod dyktando owej tajemnej mocy jest więc prawdziwą, trwającą życie całe alchemią, poszukiwaniem rebisu, z którego może, choć nie musi płynąć mądrość.
Wiersze zebrane w tomie Doroty Wiśniewskiej-Płoszczyńskiej Światłocień, są jeden po drugim stopniami trwającego przez całe życie – liczące „osiemnaście tysięcy trzysta nieusprawiedliwionych dni” – wtajemniczenia, które bardzo stosownie rozpoczyna się inwokacją-pokłonem dla Jahwe-Adonai. Każdy z nas mógłby powtórzyć za poetką słowa natchnionej modlitwy, którą przytoczę w całości ze względu na jej uniwersalny charakter: „Boże mój wielki/Zanim się dopełni/Jest głód/Straszny głód/Słodkiego zbawienia”. Wiersz ten i modlitwa już na samym początku przenosi czytelnika w wymiar, w którym doświadczenie poetki, przefiltrowane przez lirykę i uwznioślone przez bliskość Boga, jest czymś więcej, jest czymś ponadto, niż niemal kliniczny obraz tego, który „włosy ma tłuste skręcone/usta bez powietrza/i nie czuje miłości” – i co mówiąc inaczej, jest obrazem każdego z nas. Ale ponieważ obraz ten jest czymś więcej i czymś ponadto, dokonuje się w nim – dzięki poetce i jej wierszom pisanym pod dyktando tajemnej mocy – transcendencja tego, co jednostkowe, w to, co uniwersalne.
Chcąc pojąć własne doświadczenie wewnętrzne, poetka cofa się ku początkom, pisząc „Płód zwinięty we mnie/Domaga się praw świata/Więc tworzę nawias/Na jego istnienie”. To bardzo interesująca, Husserlowska wręcz metoda poznawcza, która pozwala poetce cofnąć się z pomocą wiersza do opisywanej przez Quignarda sceny, która jest nam niedostępna, a podczas której powstaliśmy w „Napięciu doskonałej linii/Żadnej namiastki/Rzetelne uwypuklenie/Pełne szczęścia”. Wszystko, co wydarza się później i wszystko co boli jest już tylko starzeniem się „z prędkością/20 kroków na minutę” wśród „Sprzedawców pamiątek/[Którzy] Drogo sobie cenią rekwizyty”. Zostaje z tego tylko „Stara fotografia/Na której dziewczyna z chłopięcą czupryną/Wybiega prosto donikąd” i „chwila między szpitalem a cmentarzem/[…] ulica daremna i znieruchomiała”.
Najbardziej poruszającą częścią zbioru poetyckiego Doroty Wiśniewskiej-Płoszczyńskiej są wiersze zgromadzone w tomie „Chora na miłość”. Wiersze te znamionuje niezwykła dojrzałość, by nie rzec mądrość, która każe poetce nawet na miłość patrzeć jak na „[…]wypadkową szczęścia/W wyniku przemieszczenia planet/Odsłoniętą/Może w rozwidleniach anemonów/(by było ciekawiej/[Która] Oddala się/[Jak] Tożsamość”. Miłość, jak wszystko w tym wszechświecie, ulega entropii i rządzi się teorią chaosu (stąd widać ją w „rozwidleniach anemonów”), ale póki trwa „w niszy pragnienia”, potrafi być „głęboka i dzika” i „otwarta na żywioł”, choć wiemy przecież dzięki poetce (której kłaniam się w tym miejscu do samej ziemi), że „Zwykli ludzie/Kochają się prosto/Niemal racjonalnie/Powiedzmy na 7 sposobów/Plus wariant świąteczny/I według tych schematów/Rodzi się tradycja”. Niesłychana kobiecość tej poezji (mam nadzieję, że poetka nie jest feministką i nie rozszarpie mnie za ten przymiotnik; na swoją obronę powiem tylko, że w moim zasobie leksykalnym termin „kobiecość” jest prawie synonimem „mądrości”) uwidacznia się bardzo zmysłowo – parafrazując autorkę: „po kobiecemu na wskroś” – w słowach, które mogłyby służyć jako motto mistycznego niemal niespełnienia – niemożności stopienia się w Jedno, z tym, który „Raz daje/Raz się oddala” (to może być kochanek, to może być Bóg…) – a które brzmią tak: „Wilgoć/Której nie sprosta/Dotyk”. Czytając te słowa otarłem się o Tajemnicę…
Światłocień Doroty Wiśniewskiej-Płoszczyńskiej to z jednej strony Stendhalowska „krystalizacja” doświadczenia wewnętrznego, a z drugiej bliska Quignardowi próba „utulenia pisania w milczenie” (poetka pisze: „Bez widzenia bez głosu/Ktoś przygotował niczyje słowa/W łańcuchu innych słów”), inaczej mówiąc, próba transcendencji samej poezji w jej formę najczystszą, w której niepotrzebny staje się Głos, gdyż tam Logos komunikuje się już z Logosem. Wiarę, że jest to możliwe żywią wszyscy poeci, choć nie wszystkim udaje się przekuć ją w słowa. I w Mądrość – która pewnemu staremu poecie kazała pisać w swym ostatnim poetyckim zbiorze:
I wszystko będzie dobrze
I wszelka rzecz skończy się dobrze
Kiedy języki płomienia się splotą
W węzeł ognia ukoronowany
A ogień i róża staną się Jedno.
Wierzę, że dla Doroty Wiśniewskiej-Płoszczyńskiej słowa te będą ukojeniem, choć to – jak wiadomo – nigdy w życiu poety, ani poetki nie nadchodzi.
Jędrzej Polak
-----------
O Kluboksięgarni Serenissima
Wypowiedź właścicieli Klubu, w opublikowanej w Brie rozmowie:
- Profesorowie przychodzą prowadzić wykłady, pisarze organizują promocje książek naukowych. Gościmy profesorów, którzy zajmują się poezją. Ostatnio prezentował się profesor Taborski [Bolesław Taborski, polski poeta, teatrolog, tłumacz i krytyk literacki - przy. red.]. Jesteśmy otwarci na wysoką kulturę oraz na ludzi, którzy mają coś do powiedzenia i chcą przekazać tę wiedzę.
- U nas ludzie są rozpoznawani. Wystrój lokalu jest domowy, dzięki czemu nie ogranicza gości, czują się swobodnie. Nas odwiedzają ci, którzy mają dość tłoku i przepychania się w innych księgarniach czy kawiarniach.
- Do zwykłej kawiarni można wejść po prostu z ulicy, natomiast w naszym przypadku bariera wejścia powoduje, że nie każdy tu trafi lub poczuje szczególny charakter tego miejsca.
Więcej na: http://www.brief.pl/ludzie/wywiady/art46,nie-ma-jak-w-domu.html
REKLAMA