Miasteczko w Dolinie Zmornickiej oddycha tajemnicami. Z jeziora wyłowiono ciało, ojciec rzucił pracę w urzędzie i został wróżem, a Pszczelarz wytresował swój rój. Misza w wolnych chwilach sprowadza trawkę ze Słowacji. Naga Dygnarówna spaceruje nocą po ulicach. Mieszkańcy albo czekają, aż wydarzy się kolejny cud, albo gorączkowo szukają skarbu. Czy uda się otworzyć od zawsze zamknięte drzwi i odkryć najściślej strzeżony sekret? Cukrówkę coraz gęściej spowija niebezpieczeństwo i lepki mrok...
W drugiej po fenomenalnie przyjętym „Atlasie: Doppelganger” powieści Dominika Słowik po mistrzowsku zaciera granice między możliwym i niemożliwym, by zabrać czytelnika w gąszcz niewyjaśnialnych zjawisk codzienności.
Wydawnictwo: Znak
Data wydania: 2019-09-04
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 625
Język oryginału: polski
Cukrówka, mała mroczna miejscowość, która ukrywa wiele tajemnic. Magda lunatykująca nago. Pszczelarz, który ukrywa skarb. Matka Boska Stanowojenna płacząca w pobliskim kościele. Ojciec wróżbita, matka skrywająca tajemnicę i babka zatwardziała komunistka.
Realizm magiczny a w nim rzeczywistość komunistyczna, układy, tajne teczki, zbliżający się koniec świata.
Upadek ustroju, który niesie zmiany. Świat odbierany oczyma dziecka. Poszukiwanie cudu.
Czytało się z przyjemnością. Polecam.
Historia pewnego miasta w którym dzieją się różne dziwne rzeczy, figura Matki Bożej płacze, dziewczyna w nocy biega nago po ulicach, muzeum skrywa wiele tajemnic w tym dziwna śmierć dyrektora, a we wszystkich wydarzeniach miesza się tajemnicza postac pszczelarza. Ojciec głównej bohaterki z przeciętnego pracownika i obywatela zmienia się w rozpoznawalnego wróża. Powieść zaczyna się intrygująco i bardzo ciekawie ale z czasem traci na dynamice, i było mi trudno doczytać do końca.
Realizm pozornie tylko magiczny. Pod koniec wszystkie tajemnice pięknie się rozwiązują i puentują. Obraz "niby codzienności" całej plejady mieszkańców małego miasteczka. Od pierwszych stron, niemalże od pierwszych słów książka przyciągnęła mnie swoją atmosferą i zatopiłam się w niej bez reszty i chciałam podążać za jej bohaterami. To powieść niespieszna, dająca czas na oddech i pozwalająca zaznajomić się z mieszkańcami Cukrówki, ich historią i tajemnicami. I za każdym razem, gdy już myślałam, że ich poznałam, pojawiał sie kolejny rozdział a w nim następna tajemnica i zaskoczenie.
Nie brakuje czarnego humoru. Rozmowa narratorki z niby nieżyjącą babką spowodowała mój szczery wybuch śmiechu, a określenie "babizna" pewnie na stałe wejdzie do mojego słownika.
Gdy zobaczyłam Zimowlę w zestawie bestsellerów dostępnych w akcji @czytaj_pl wiedziałam, że będzie pierwszą książką, którą w jej ramach wysłucham, bo już długo miałam na nią ochotę.
Autorka wiedzie czytelnika uliczkami Cukrówki, przedstawiając mu mieszkańców niewielkiego miasteczka, które z jednej strony wydaje się być jak każde inne, z drugiej zupełnie niezwykłe. Atmosfera tajemnicy i sporej dozy absurdu towarzyszy lekturze od pierwszych stron budząc zaciekawienie i wręcz hipnotyzując stylem opowieści. Niepokojące wydarzenia, dziwne zachowania, poszukiwanie skarbu, cuda i znaki zwiastujące zbliżający się koniec świata, a w końcu i odnalezienie zwłok mężczyzny budują klimat mroczny, ale nie pozbawiony elementów humorystycznych.
W sumie częściej mi było do śmiechu, niż do refleksyjnych przemyśleń, bo łatwiej jest śmiać się z cudzych przywar, nawet jeśli możemy je odnaleźć również w sobie. Byłam zachwycona łatwością z jaką autorka operuje słowem, wnikliwością w postrzeganiu rzeczywistości i czytaniu ludzkich charakterów i co najważniejsze trafnością opisów i puent.
Wysłuchanie audiobooka zajęło mi ponad 20 godzin, ale naprawdę było warto. I mimo, że preferuję męskie głosy lektorskie, to wyjątkowo porwała mnie interpretacja Marty Markowicz.
Czas kiedy smartfony jeszcze nie istniały, malownicze miasteczko, dziwne historie.
Bardzo wciągające.
Zakończenie zaskakujące.
Przeczytane:2020-01-21, Ocena: 3, Przeczytałam, 12 książek 2020,
„Zimowla” została nagrodzona Paszportem „Polityki”, a ponieważ lubię być na bieżąco z kulturą, sięgnęłam po nią od razu. Okładka jednocześnie przyciągała mnie i odrzucała. Byłam zaintrygowana i pełna nadziei na świetną, oryginalną i niebanalną powieść. Oryginalna i niebanalna jest z pewnością, ale czy świetna? Cóż, mnie jakoś nie urzekła.
Historia wydaje się bardzo obiecująca: małe miasteczko Cukrówka staje się areną dziwnych wydarzeń: na śniegu pojawiają się ślady krwi, ludzie zauważają córkę wpływowego mieszkańca, Magdę, jak nago biega po wsi, wchodzi na dachy, śpiewa w jakimś dziwnym języku. Rówieśniczka Magdy, a zarazem narratorka tej powieści, tropi tę zagadkę, w czym czasem jej pomagają, a czasem przeszkadzają dwaj koledzy: Misza i Hans. I gdyby Autorka skupiła się na tej właśnie historii, byłoby to z pożytkiem dla treści, moim zdaniem (zapewne się mylę, bo ważne jury przyznało jednak prestiżowa nagrodę). Denerwowało mnie to, że narratorka odchodzi od śledztwa, opowiadając nam rozmaite historie związane z różnymi mieszkańcami Cukrówki. Robi to przy tym w sposób szalenie drobiazgowy. Zdarzają się dłużyzny, jak choćby opis czyjejś marynarki, albo cały rejestr dziwactw ojca bohaterki, zbiory muzealne itp. Nudziło mnie to strasznie i po pewnym czasie zaczęłam tylko pobieżnie przebiegać wzrokiem te fragmenty (a raczej: całe strony), żeby przejść do właściwej akcji, ale okazało się, że w ten sposób musiałabym przerzucić połowę książki, bo właściwa akcja jest rozmyta w tysiącach historyjek, anegdot, opowiastek... Wiem, że takie rzeczy służą budowaniu nastroju, klimatu – że takie rozważania czynią drugie dno i dodają wartości utworowi – ale myślę, że dzieje się tak, jeśli są właściwie dawkowane. Tutaj jest pół na pół – połowa akcji, połowa dygresji – i jak dla mnie, to za dużo. Niemniej historia dziejąca się w Cukrówce zaintrygowała mnie na tyle, że nie porzuciłam lektury, tylko przebrnęłam przez tych ponad pięćset stron, żeby poznać prawdę, jaką przyszykowała dla nas Autorka.
Tym, co mi się nie podobało, było też nagromadzenie absurdów – pewnie miały dawać efekt baśniowości, nierealności, i w jakimś stopniu dają, ale znów uważam, że jest ich za dużo i przez to tracą moc. Miałam też wrażenie, że tzw. „zmornickie” cuda mają na celu tylko wywołanie kontrowersji – trudno dzisiaj czymkolwiek zaszokować, a najłatwiej to zrobić, uderzając w tony religijne. Chodząca figura Matki Boskiej, płaczący obraz, chmura w kształcie pośladków w aureoli – dla mnie to były trochę tanie chwyty i kolejne elementy, które zaciemniają właściwą historię.
Podobał mi się natomiast sam obraz małego miasteczka, w którym wszyscy się znają, prawie każdy ma jakieś przezwisko i wszyscy wszystko o sobie wiedzą. To według mnie najmocniejsza strona tej powieści – to i pomysł na zagadkę, która fascynuje mieszkańców i czytelników. Ciekawa jest też postać narratorki i sam styl narracji – czyli szkatułka, z której wydobywają się, jedna za drugą, kolejne historie, a jedna pociąga za sobą drugą (ale tutaj znów mam wrażenie, że tych dygresji, opowiastek, pudelek w pudełku jest za dużo). A jedną z najciekawszych postaci jest – moim zdaniem – tajemniczy i szalony Pszczelarz. Mężczyzna zaniedbany, chodzący wszędzie w starym szlafroku i kapciach, hodujący pszczoły i szukający czegoś w okolicy Cukrówki. Ta postać, jak i związane z nią anegdoty, śmieszą, straszą i intrygują, dodaje on dużo barw tej powieści.
Drugą postacią, która przykuwa uwagę jest towarzyszka Sarecka – babcia narratorki – kobieta silna, zdecydowana, z charakterem. Zakochana w komunie, do końca pozostała jej wierna, nawet wtedy, gdy mało kto miał odwagę się do tego przyznać.
Myślę, że kluczem do tego, aby ta powieść się spodobała, jest zapomnienie o tej zagadce, którą dostajemy na początku i pozwolenie, aby porwała nas sama opowieść i potraktowanie jej jak historii, która dzieje się na pograniczu jawy i snu, w której magia przeplata się z realizmem. Ja chyba za bardzo nastawiłam się na rozwikłanie tajemnicy – i może dlatego cała ta otoczka stworzona przez Autorkę wydała mi się balastem. Jednak wytrwałam i przeczytałam do końca.
„Zimowla” może spodobać się osobom lubiącym szkatułkowe opowieści, wielowątkowość, anegdoty, dygresje. Jeśli nie przeszkadza Wam nagromadzenie absurdów, pomieszanie jawy i snu, wplatanie wątków magicznych – to wejdźcie do tego świata. Ale jeśli oczekujecie wartkiej akcji i spójnej historii – to lepiej sobie darujcie.
Podsumowując: intrygujący pomysł, kilka zabawnych i ciekawych wątków, ale całość wydała mi się dość ciężka do przebrnięcia, z uwagi na mnogość wątków, dygresji, absurdów.