Zew lodu. Ośmiotysięczniki zimą: moje prawie niemożliwe marzenie

Ocena: 3.5 (4 głosów)

Simone Moro to dziś najgłośniejsze nazwisko w himalaistycznym świecie. Jest znany nie tylko z brawurowych wyczynów (pierwsze zimowe wejścia na ośmiotysięczniki, wejście i zejście z MtEverest w 48 godzin), ale też z bohaterstwa. Został laureatem nagrody Fair Play za to, że zrezygnował ze zdobycia Lhotse by ratować innego himalaistę, autor bestsellerowych książek o swoich wyczynach. W 2012 roku skończył 44 lata, w tym czasie uczestniczył w 44 wyprawach. "Zew lodowca" to opowieść o najbardziej fascynujących i najbardziej niebezpiecznych spośród nich.

Informacje dodatkowe o Zew lodu. Ośmiotysięczniki zimą: moje prawie niemożliwe marzenie:

Wydawnictwo: Agora
Data wydania: 2015-01-20
Kategoria: Literatura faktu, reportaż
ISBN: 9788326813856
Liczba stron: 288

więcej

Kup książkę Zew lodu. Ośmiotysięczniki zimą: moje prawie niemożliwe marzenie

Sprawdzam ceny dla ciebie ...
Cytaty z książki

Na naszej stronie nie ma jeszcze cytatów z tej książki.


Dodaj cytat
REKLAMA

Zobacz także

Zew lodu. Ośmiotysięczniki zimą: moje prawie niemożliwe marzenie - opinie o książce

Avatar użytkownika - hiagupirate
hiagupirate
Przeczytane:2017-04-18, Ocena: 3, Przeczytałam, 12 książek 2017,
Opis każdej wyprawy bardzo podobny, mało anegdotek i ciekawostek więc po kilku rozdziałach łatwo się znudzić.
Link do opinii
Avatar użytkownika - koshi
koshi
Przeczytane:2015-02-17, Ocena: 6, Przeczytałam, 26 książek 2015, Mam,
"Zew lodu. Ośmiotysięczniki zimą: moje prawie niemożliwe marzenie" to wspomnienia wybitnego włoskiego himalaisty i alpinisty, Simone Moro z jego górskich wypraw. Autor relacjonuje tu przebieg pierwszych zimowych wejść na Sziszapangmę, Makalu i Gasherbrum II, które były jego udziałem, jak również zdobycie Mount Everestu i zejście z niego w ciągu 48 godzin. I choć jest tak znanym i cenionym wspinaczem, zupełnie się nie wywyższa, potrafi docenić wartość życia swego, jak i drugiego człowieka. Przykładem może być jego rezygnacja ze zdobycia szczytu Lhotse w celu ratowania brytyjskiego himalaisty Toma Mooresa, za co też otrzymał nagrodę Fair Play przyznawaną przez UNESCO. Muszę jednak stwierdzić, iż po lekturze "Zewu lodu" mam co do niego mieszane odczucia. Wyrażam wielkie uznanie dla Agory za piękne wydanie tej książki, dzięki czemu aż przyjemnie brało się ją do ręki i nie można było nacieszyć wzroku - twarda, błyszcząca oprawa, biały papier. Niestety trochę gorzej sprawa się ma, gdy przejdzie się do zawartości. Już na początku uśmiałam się, kiedy Moro oznajmił, że ciężko przychodziło mu to pisanie, więc uznałam, że chyba nie będzie to proza najwyższych lotów. Nie ma nic gorszego niż tworzenie na siłę, jak człowiek nie ma weny, ani zbytniej ochoty. Może gdyby Moro pisał na spokojnie w domu swoje wspomnienia, a nie podczas trudnej wyprawy na Nanga Parbat, to wyszłoby z tego coś lepszego. Zabrakło mi w tej książce emocji, opisów wszechogarniającej grozy, które podniosłyby poziom adrenaliny, czy chociażby wywołały zaciekawienie. Wszystko przedstawione jest dość powierzchownie, skrótowo, a jednocześnie dość nużąco, więc trudno doświadczyć atmosfery górskiego żywiołu i poczuć się uczestnikiem tych wydarzeń. Co chwilę rozbawia (przynajmniej mnie) nadużywanie słowa "wertykalny". Wszystko tam jest wertykalne. Może tłumaczce jakoś bardziej profesjonalnie to brzmiało niż oklepane słowo "pionowy". Książka podzielona jest na rozdziały, a do każdego z nich przypisane są poszczególne szczyty, trochę więc to tak jakby czytało się opowiadania. Ale muszę przyznać, że takie niezbyt porywające. Podobną konstrukcję miały np. "Mój pionowy świat" Jerzego Kukuczki, czy też "Na koniec świata" Reinholda Messnera, ale tam autorzy potrafili oddać grozę gór, chyba też język był jakiś bardziej plastyczny, łatwiejszy w odbiorze. Jednakże parę rzeczy w postępowaniu i charakterze Simone Moro mnie urzekło. Podziwiałam to, że potrafił zawrócić będąc już prawie pod szczytem, jak również był gotowy do niesienia pomocy tym, którzy tego potrzebowali. Cudownie też czytało się jego ciepłe słowa pod adresem polskich wspinaczy, podkreślanie ich kompetencji, wytrwałości w dążeniu do celu, do niezwykłych osiągnięć. Wzruszyłam się, gdy odkryłam, jak bardzo to wrażliwy i oddany człowiek, nie mogący pogodzić się ze stratą przyjaciela - Anatolija Bukriejewa. Niemal wielbi go tam jak jakieś bóstwo. Parę słów poświęcił też innemu swemu partnerowi górskiemu, Piotrowi Morawskiemu. Nie spodobał mi się z kolei jego stosunek do zimowych wejść, tzn. krytykowanie przez niego wejść, które według niego były nie do końca zimowe (np. gdy wyprawa rozpoczęła się tuż przed kalendarzową zimą). To jak na mój gust takie trochę na siłę umniejszanie zasług innych, czepianie się drobiazgów, by dowartościować samego siebie. Myślę, że z tą książką warto się zapoznać, choć może nie jest jakaś wybitna. Ale trudno też przecież podczas jej lektury oczekiwać jakichś wielkich doznań literackich, ponieważ stworzył ją wspinacz, a nie osoba parająca się zawodowo pisaniem. Mimo to zawarte tu historie przenoszą niejako czytelnika w góry, odsłaniają tamtejsze trudności, potrzebę współpracy, nakłaniają do własnej aktywności i prób osiągania osobistych szczytów. Z kolei załączone na końcu kolorowe zdjęcia przepięknie ubogacają treść, pozwalają lepiej poznać autora i panujące w górach warunki.
Link do opinii

Książka nie tyle słaba, co nijaka. Simone Moro, jeden z najlepszych współczesnych himalaistów, opisuje swoje zimowe wyprawy. Niby nie bierze udziału w wyścigu, ale jednak wybiera cele, których jeszcze nikt nie osiągnął. Każde opisane osiągnięcie jest niezaprzeczalnie wielkie, ale wyprawy opisane jedna po drugiej zlewają się w sobą. Czyta się to łatwo, ale i obojętnie.
Autor próbuje też odcinać się krytykom, co zresztą mnie nie dziwi, tyle tylko że sam pozwala sobie momentami na komentarze, z którymi można by się spierać. Dotyczy to np. sytuacji, w której wyprawy wspinające się w tym samym czasie co on wycofały się z wspinaczki ze względu na trudne warunki pogodowe. Ocenia ich komentarze jako przesadzone - on jakoś dał radę. Tymczasem chwilę później opowiada o zejściu lawiny, która o mało go nie zabiła - czyli coś z tą pogodą było jednak na rzeczy. Momentami zdaje się też zapominać, że wszystko jest względne i może zależeć od indywidualnej oceny.

Link do opinii
Avatar użytkownika - NaturaLapsea
NaturaLapsea
Przeczytane:2018-07-10, Ocena: 2, Przeczytałem, Mam, 52 książki 2018,

"Owoc szaleństwa” znakomitego wspinacza, alpinisty i himalaisty pisana podczas zimowej  wyprawy na Nanga Parbat. Napisał o “mrozie, wietrze, śniegu, niepogodzie i śnieżycach”. To również książka o “pięknych marzeniach i gwałtownych przebudzeniach, o konstruktywnej krytyce i darmowych złośliwościach”. Moro pisze o górskich przyjaźniach, ciepło i z szacunkiem o Polakach (co rzadkie w dzisiejszych czasach).

Link do opinii
Inne książki autora
Kometa nad Annapurną
Simone Moro0
Okładka ksiązki - Kometa nad Annapurną

Simon Moro uczestniczył w ponad dwudziestu wyprawach alpinistycznych. Mimo tego nigdy nie zamierzał napisać książki o swoich doświadczeniach. Dopiero...

Widziałem otchłań
Simone Moro0
Okładka ksiązki - Widziałem otchłań

Emocjonujące i szczere przemyślenia najsłynniejszego włoskiego alpinisty. Rok dwa tysiące dwudziesty rozpoczął się dla Simone Moro wyprawą na Gaszerbrumy...

Zobacz wszystkie książki tego autora
Recenzje miesiąca
Kobiety naukowców
Aleksandra Glapa-Nowak
Kobiety naukowców
Kalendarz adwentowy
Marta Jednachowska; Jolanta Kosowska
 Kalendarz adwentowy
Grzechy Południa
Agata Suchocka ;
Grzechy Południa
Stasiek, jeszcze chwilkę
Małgorzata Zielaskiewicz
Stasiek, jeszcze chwilkę
Biedna Mała C.
Elżbieta Juszczak
Biedna Mała C.
Sues Dei
Jakub Ćwiek ;
Sues Dei
Rodzinne bezdroża
Monika Chodorowska
Rodzinne bezdroża
Zagubiony w mroku
Urszula Gajdowska ;
Zagubiony w mroku
Jeszcze nie wszystko stracone
Paulina Wiśniewska ;
Jeszcze nie wszystko stracone
Pokaż wszystkie recenzje
Reklamy