Wydawnictwo: Dolnośląskie
Data wydania: 2016-09-28
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 344
Lady Athelinda Playford jest kobietą zamożną i pragnie komuś przepisać swój spadek. Nieoczekiwanie cała jej fortuna ma przypaść Josephowi Scothcherowi, co budzi wątpliwości, ponieważ Scothcher jest chory, nikt nie daje mu więcej jak kilka tygodni życia. Swoją nowinę ogłasza na przyjęciu w swojej pięknej, irlandzkiej rezydencji. Decyzja ta stwarza popłoch i rozgoryczenie, lecz nikt nie przypuszczał, że tego samego dnia spadkobierca zginie. Na szczęście wśród gości znajduje się Hercules Poirot.
Jest to drugi tom "ożywionego" Herculesa zaraz po "Inicjałach zbrodni". Osobą łączącą te dwie książki jest Edward Catchpool, z którego perspektywy poznajemy wydarzenia. Znajdziemy tu także elementy, dzięki którym powieść czyta się z uśmiechem na ustach.
Książka ta podzielona jest na trzy części. Pierwsza część to poznanie portretów psychologicznych, druga to rozpoczęcie śledztwa, trzecia natomiast to piękne i zaskakujące zakończenie.
Otrzymaliśmy dobry kryminał, który warto przeczytać. Przywracając Herculesa do życia, Christie nie ucieknie od porównań do oryginału. Ciężko jest sprostać wyzwaniu, jakiego podjęła się autorka.
Athelinda Playford, głowna bohaterka „Zamkniętej trumny”, to niezwykle bogata, starsza dama, na dodatek pisarka. Stworzyła cykl książek detektywistycznych dla dzieci i przypomina nieco Ariadnę Oliver z powieści Agathy Christie.
Lady Playford zaprosiła swojego syna Harry’ego z żoną Dorro oraz córkę Claudię z narzeczonym Randallem Kimptonem, dwóch prawników – Michaela Gathercole’a i Orville’a Rolfe’a, a także Edwarda Catchpoole’a oraz Herculesa Poirot, do posiadłości Lillieoak w Irlandii. Na miejscu, poza gospodynią, mieszkał jej sekretarz Joseph Scotcher i pielęgniarka Josepha, Sophie Bourlet. Fabuła zatem, dzieje się w zamkniętej przestrzeni domu oraz wśród ścisłego grona domowników, gości oraz trzech osób służby – kamerdynera Hattona, pokojówki Phyllis i kucharki Brigid. Przebieg całej historii opowiedział nam Edward Catchpoole, współczesny odpowiednik Artura Hastingsa, naoczny świadek wydarzeń, które miały miejsce w latach ’30 XX wieku.
Powodem zgromadzenia się tak niezwykłych osób w Lillieoak okazało się odczytanie nowego testamentu lady Playford, a to z kolei stało się zarzewiem kłótni, a następnie popełnienia morderstwa.
Mamy tutaj wykorzystany cały arsenał rekwizytów oraz chwytów, jakie cechują powieści detektywistyczne. Wiele osób miało powód, aby popełnić morderstwo, a jednocześnie nikt nie miał albo sposobności, albo absolutnie niemożliwym było, żeby to zrobił ze względu na swój charakter, uczucia lub stanowisko, autorka zaś umiejętnie odsłania nam kolejne szczegóły dotyczące okoliczności zabójstwa. Książka nie dłuży się jak „Inicjały zbrodni”, jednak do dyscypliny, która cechowała Agathę, Sophie Hannah jest bardzo daleko.
Mogłabym uznać tę książkę za zupełnie udaną powieść detektywistyczną, gdyby nie miała ambicji ożywić Herculesa Poirot, ponieważ on w książce niby jest, ale jakiś wyblakły, papierowy, zepchnięty na bok. Owszem, wspomina o swoich słynnych szarych komórkach, ale nie ma ani jednej sytuacji, w której zabłysnąłby intelektem, popełnia błędy, których prawdziwy Poirot nie popełniłby nigdy. To tylko marny aktorzyna, przebrany za prawdziwego Herculesa, bez talentu koniecznego, żeby go zagrać, twór poirotopodobny.
Wszyscy są tu marnymi aktorami. Nie bez powodu wspomniałam o czasie, w którym dzieje się akcja. Wyobrażenie Sophie Hannah o wyższych sferach pokazuje, że nie ma ona pojęcia o tym, czym te sfery w rzeczywistości były, jak silny gorset obyczajowy krępował zachowania i wyostrzał języki pań i panów. Wspomniana kłótnia, która u Agathy stałaby się pikantną wymianą celnych złośliwości, u Sophie okazała się żenującą, jarmarczną pyskówką. Zniesmaczyło mnie, że jakikolwiek autor zaproponował mi udział w czymś tak niegodnym, usiłując w dodatku wmówić mi, że tak rozmawiają wicehrabiowie z stanie emocjonalnego wzburzenia. Służące u lady Agathy miała więcej klasy! W zasadzie można przyznać rację lady Playford, gdy mówi o swojej córce:
„Claudia rozprawiłaby się z armią, otwierając tylko usta i mówiąc, co jej ślina na język przyniesie.”[1]
W książce znalazł się nawet wątek związany z operetką, a jak wiadomo Christie uwielbiała teatr. W jednej z rozmów, Claudia nawiązuje do przedstawienia „Mikado” Gilberta i Sullivana.
„Nanki-pu pragnie poślubić Jum-jum, wszakże może to uczynić pod warunkiem, że po miesiącu zgodzi się na ścięcie przez Ko-ko, kata.”[2]
Cała intryga, którą oczywiście rozwikłał Poirot, koniec końców okazała się, w moim odczuciu, przeszarżowana i niewiarygodna.
Znalazłam kilka wcale zgrabnych sformułowań, np.
„zachowywała się jak duch, uwięziony pośród żyjących, pozbawiony nadziei i żywotności, a przy tym pogodzony ze swoim losem.”[3], ale też i koszmarków, jeśli chodzi o budowę zdania:
„Gathercole podziwiał jej historyjki o radosnych dzieciach, które rozwiązywały zagadki kryminalne sprawiające kłopot miejscowej policji, odkąd natknął się na nie po raz pierwszy jako samotny dziesięciolatek w londyńskim sierocińcu.”[4]
Nie wiem kto tu dał plamę, autorka, czy tłumaczka.
„Zamknięta trumna” jest napisana w większym stopniu w stylu Agathy Christie, niż „Inicjały zbrodni”, ale jest zaledwie dobrą powieścią detektywistyczną i nadal słabym naśladownictwem. Cóż, pecunia non olet, o czym wie Sophie Hannah i spadkobiercy Królowej Kryminału.
-------
[1] „Zamknięta trumna”, Hannah Sophie, tłum. Gardner Urszula, Wydawnictwo Dolnośląskie, 2016, s. 129
[2] tamże, s. 81
[3] tamże, s. 120
[4] tamże, s. 10
Amber Hewerdine wie więcej, niż chce przyznać. Cierpi na chroniczną bezsenność od czasu, kiedy w niewyjaśnionych okolicznościach zamordowano jej najlepszą...
Od czasu, gdy w 1920 roku jej pierwsza książka ujrzała światło dzienne, powieści Agathy Christie sprzedały się na świecie w łącznym nakładzie ponad dwóch...