Z ciemnością jej do twarzy


Tom 1 cyklu Bogowie i potwory
Ocena: 4.9 (10 głosów)

Piękno naznaczone złem... Miłość naznaczona klątwą... Najdroższa, piękna Ari, jeśli czytasz ten list, to znaczy, że mnie znalazłaś. Miałam nadzieję, że do tego nie dojdzie. Przepraszam, że Cię porzuciłam. Wiem, że to słabo zabrzmi, ale nie było innego wyjścia. Wkrótce zrozumiesz dlaczego i za to też Cię przepraszam. Zakładam, że dostałaś to pudełko w Rocquemore, więc teraz musisz uciekać. Trzymaj się z dala od Nowego Orleanu i od tych, którzy mogą Cię rozpoznać. Tak bym chciała móc Cię uratować. Serce mi pęka na myśl, że staniesz w obliczu tego, co sama przeżyłam. Bardzo Cię kocham, Ari. I przepraszam. Przepraszam Cię za wszystko. Nie jestem stuknięta. Zaufaj mi. Proszę, córeczko, UCIEKAJ. Mama Ari jest wściekła, zbuntowana i za wszelką cenę chce przezwyciężyć klątwę. W tym celu musi pojechać do Nowego Orleanu. Miasta, gdzie czekają na nią niebezpieczne przygody i równie niebezpieczna miłość. Miasta, do którego lepiej się nie zbliżać... Miasta, które po gigantycznej katastrofie jest pełne odmieńców, wampirów, czarodziejów, hybryd. Na ich tle Ari wydaje się zwykłą dziewczyną, a jednak to właśnie ona wzbudza największy lęk...

Informacje dodatkowe o Z ciemnością jej do twarzy:

Wydawnictwo: Znak
Data wydania: 2011-05-12
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN: 978-83-240-1533-7
Liczba stron: 264
Tytuł oryginału: Darkness Becomes Her
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Gralak Anna
Ilustracje:Witold Siemaszkiewicz

więcej

POLECANA RECENZJA

Kup książkę Z ciemnością jej do twarzy

Sprawdzam ceny dla ciebie ...
Cytaty z książki

Na naszej stronie nie ma jeszcze cytatów z tej książki.


Dodaj cytat
REKLAMA

Zobacz także

Z ciemnością jej do twarzy - opinie o książce

Avatar użytkownika - olcia11444
olcia11444
Przeczytane:2011-05-05,
"Z ciemnością jej do twarzy" było dla mnie ogromnym zaskoczeniem, ot niepozorna książka, w zasadzie niewiele wyróżniająca się spośród innych. Myślałam, że to będzie kolejna książka w stylu "Zmierzchu", jednak muszę przyznać, że po raz pierwszy czytałam coś, co łączy ze sobą niemal wszystko - od mitologii, po wampiry czy wiedźminy. Wszystko to autorka zrównoważyła elementami zwykłej, ludzkiej natury. Mroczna tajemnica, która ciągnie się przez całą książkę, ciągnie za sobą mnóstwo innych zagadek, co sprawia, że z ciekawości brnie się dalej i dalej. Myślę, że to nie jest książka tylko dla młodzieży czy miłośników fantasy. Może spodobać się naprawdę każdemu. Polecam ją wszystkim.
Link do opinii
Avatar użytkownika - Cassidy
Cassidy
Przeczytane:2011-05-04,
Nowa pozycja wydawnictwa "Znak" podąża za modą wpisując się w tematykę powieści o "nieziemskich" istotach i romansach, ale nie jest kopią innych książek. Autorka miała pomysł, który dobrze poprowadziła i stworzyła ciekawą opowieść, w której czuć oryginalność. To duża zaleta - wątpliwą przyjemnością jest czytanie czegoś, co już się skądś zna. Ksiązka jest krótka i napisana prostym językiem, nie trzeba więc wiele wysiłku, by zapoznać się zjej treścią. A warto. Główna bohaterka, Ari, nie może narzekać na nudę i tak samo czytelnik. Wartka akcja sama zachęca do odkrywania kolejnych tajemnic i pytań, nieczęsto bez jednoznacznej odpowiedzi. Jest to jedna z tych książek, którą chciałoby się pochłonąć za jednym razem, by nie trzeba było czekać na poznanie zakończenia dłużej, niż to konieczne. Reasumując, "Z ciemnością jej do twarzy" to książka godna polecenia. Łączy w sobie elementy mitologii, wampiryzmu... każdy miłlośnik gatunku paranormal romance powinien w niej znaleźć coś dla siebie. Ambitna literatura to to nie jest, ale ot - przyjemna i niewymagająca pozycja dla młodzieży.
Link do opinii
Avatar użytkownika - Alex9
Alex9
Przeczytane:2012-10-20, Ocena: 5, Przeczytałam,
Masz prawie osiemnaście lat, za sobą poznawanie uroków rodzin zastępczych, a przed sobą odkrywanie swojej przeszłości. Wiesz, że zostałaś w wieku czterech lat porzucona przez matkę. Jak przez mgłę pamiętasz ją, a teraz znalazłaś się w szpitalu psychiatrycznym by poznać kobietę, która Cię urodziła. Ari właśnie znalazła się w takiej sytuacji, jednak nie wszystko jest tak myślała. Jej matka nie żyje, popełniła samobójstwo, będą tylko trochę starsza niż ona teraz, a do tego ma rodzinę - nieznaną, ale taką, która zajęła się jej pogrzebem. Wraz z tymi informacjami dostaje pudełko z rzeczami po matce, a wśród nich znajduje list. Tak zaczyna się historia nastolatki mieszkającej w Stanach Zjednoczonych, ale trochę innych niż znamy obecnie - pewna ich część jest własnością prywatną, a dokładniej mówiąc Nowy Orlean i jego okolice. Właśnie tam kieruje się Ari po przeczytaniu wiadomości sprzed lat, pomimo, że odradzano jej to miejsce. Już na początku podróży staje się celem morderczego celem ataku, jednak jako wychowanka łowców nagród radzi sobie znakomicie z przeciwnikiem, wręcz ze śmiertelną skutecznością. To tylko jeszcze wzmaga jej determinację odwiedzania zakazanego miasta.. W tajemnicy przed opiekunami zmierza w jego kierunku, czuje, że tylko tam znajdzie odpowiedź na dręczące ją pytania. Już na jej początku swej drogi przekonuje się, że to co mówiono o Novem, bo tak nazywa się teraz Nowy Orlean, to prawda - tam obowiązują inne zasady niż w świecie, w którym do tej pory obracała się dziewczyna. W takiej scenerii spotyka grupę rówieśników, w tym Sebastiana ich przywódcę. Znajduje u nich schronienie i pomoc w swoich poszukiwaniach, sama staje się też obiektem zainteresowania dla właścicieli miasta. Jeszcze nim do niego przybyła oni już wiedzieli o jej zamiarach. Kim jest, że chcą ją poznać? W końcu Novem jest miejscem, gdzie odmienność jest na porządku dziennym, a Ari jest zwyczajną nastolatką, tylko te jej włosy i oczy ... Wyjaśnienie tajemnicy rodziny dla Ari staje się coraz pilniejszym zadaniem gdy znajduje wycinek z gazety i kolejny list matki. Tym razem dowiaduje się, że ciąży nad nią klątwa, podobnie jak wcześniej nad jej matką i babką - każda z nich umierała w wieku dwudziestu jeden lat, osieracając za każdym razem kilkuletnią córeczkę. Żarty powoli się kończą, to co miało być tylko kilkudniową wycieczką w poszukiwaniu korzeni przeradza się w walkę z kimś, kto kojarzy się z mitami, ale nie rzeczywistym światem. Dzięki przeciwnikowi Ari dowiaduje się kim jest i jakie jest jej przeznaczenie. Wie też jaka jest jej klątwa, ale podobny ciężar nosi każdy mieszkaniec Novem. To jeszcze nie wszystko co staje się udziałem dziewczyny, nowy rozdział jej życia obfituje w niespodzianki na każdym kroku. Autorka stworzyła w "Z ciemnością jej do twarzy" świat pełen tajemnic i sekretów, gdzie realność przybiera całkiem inny kształt. Osadzenie miejsca akcji w Nowym Orleanie nadaje historii już od początku trochę magii, do tego połączenie legendy wampirów z grecką mitologią sprawia, że zainteresowanie wzrasta. Nie można też zapominać głównym czarnym charakterze - bogini Atenie, mało kojarzonej jako bohaterkę z tej złej strony. Jeszcze nie wiadomo tak do końca, kto jest wrogiem, a kto sprzymierzeńcem w tej historii. Jej początek jest więcej niż obiecujący, w miejsce wyjaśnionych tajemnic pojawiają się nowe. Ciekawość jest pierwszym stopniem do ... poznania Ari i świata prawie takiego jaki znamy, ale to "prawie" robi różnicę, zwłaszcza gdy przyszłość rysuje się dosyć burzliwie, a do tego w magicznym krajobrazie Novem czyli Nowego Orleanu.
Link do opinii
Avatar użytkownika - Aramina
Aramina
Przeczytane:2019-03-25, Ocena: 3, Przeczytałam, 52 książki 2019,

Książka „Z ciemnością jej do twarzy” autorstwa Kelly Keaton przedstawia historię Ari, która we wczesnym dzieciństwie została adoptowana. Nie wie zbyt wiele o swoich biologicznych rodzicach i pragnie to zmienić. Chce się dowiedzieć, dlaczego oddano ją pod opiekę jako czteroletnie dziecko, a pół roku później jej matka już nie żyła. Swoje poszukiwania rozpoczyna w zakładzie psychiatrycznym, gdzie jej rodzicielka popełniła samobójstwo. Lekarz daje Ari pudełko, w którym znajduje się tajemniczy list. Matka ostrzega swoją córkę przed niebezpieczeństwem, chce aby trzymała się z dala od Nowego Orleanu. Przeprasza za wszystko i rozpacza, że dziewczyna będzie musiała przeżyć to co ona. Po przeczytaniu listu Ari zaczyna podejrzewać, że jej mama nie popełniła samobójstwa. Chce dowiedzieć się jak najwięcej o jej śmierci. W poszukiwaniu dalszych informacji wyrusza do Nowego Orleanu, które jest własnością prywatną dziewięciu najstarszych rodzin. To tam ukrywają się odmieńcy czyli wampiry, wiedźmy i inne istoty nadprzyrodzone. Nowy 2 to dom gdzie znaleźli schronienie. Ari nie zważając na ostrzeżenie matki wkracza do miasta, które uważane jest za strefę klęski żywiołowej. Tam poznaje Crank, Sebastiana, Henri’ego, Dub i Violet, którzy są tak inni jak ona. Dzięki temu nie musi przy nich udawać zwykłej nastolatki.

Arianea to dziewczyna, która zawsze czuła się niepodobna do ludzi. Jest potomkinią Meduzy i za wszelka cenę chce pozbyć się klątwy. Wściekła, zbuntowana i dążąca do celu. Ma charakterystyczne gęste, długie, srebrne włosy, które są odporne na farbowanie i obcinanie. Każdy z bohaterów tej książki ma w sobie dar, który powoduje, że jest odmieńcem. Na uwagę zasługuje mała Violet, która wierzy w siłę Ari. Jest bardzo sympatyczną osobą i wzbudza w czytelniku pozytywne odczucia. Sebastian, który towarzyszy Ari jest tu ważną postacią. Dzięki niemu dziewczyna poznaje rzeczywistość Nowego Orleanu. Pomiędzy tymi dwoma bohaterami rodzi się uczucie.

 

Moim zdaniem autorka za bardzo starała się na siłę upchnąć tu wszystko - wampiry, wiedzmy, wilkołaki, greckich bogów, mityczne postacie, problem apokalipsy, rządy autorytarne i wojna - jest tu dosłownie wszystko. Totalny misz masz nie pozwala skupić się na wciągającej fabule, bo jaki indywidualny klimat ma mieć książka, w której jest każdy element świata fantasy jaki ludzkość wymyśliła? Przesyt.

Link do opinii
Avatar użytkownika - glaadys
glaadys
Przeczytane:2013-08-27, Ocena: 6, Przeczytałam, 52 książki 2013,
{Piękno naznaczone złem... Miłość naznaczona klątwą...} Ari zawsze czuła się inna. Ma długie srebrzyste włosy, których nie da się ściąć ani zafarbować. Zielone nienaturalnie przyciągające oczy. Niejasną przeszłość związaną z szaleństwem i samobójstwem matki. Jest wściekła, zbuntowana i za wszelką cenę chce dotrzeć do prawdy. Najdroższa, piękna Ari, jeśli czytasz ten list, to znaczy, że mnie znalazłaś. Miałam nadzieje, że do tego nie dojdzie. Przepraszam, że Cię porzuciłam. Wiem, że to słabo zabrzmi, ale nie było innego wyjścia. Wkrótce zrozumiesz dlaczego i za to też Cię przepraszam. Zakładam, że dostałaś to pudełko w Rocquemore, więc teraz musisz uciekać. Trzymaj się z dala od Nowego Orleanu i od tych, którzy mogą Cię rozpoznać. Tak bym chciała móc Cię uratować. Serce mi pęka na myśl, że staniesz w obliczu tego, co sama przeżyłam. Bardzo Cię kocham, Ari. I przepraszam. Przepraszam Cię za wszystko. Nie jestem stuknięta. Zaufaj mi. Proszę, córeczko, UCIEKAJ. Mama Ari jest wściekła, zbuntowana i za wszelką cenę chce przezwyciężyć klątwę. W tym celu pojechała do Nowego Orleanu. Miasta, gdzie czekają na nią niebezpieczne przygody i równie niebezpieczna miłość. Miasta, do którego lepiej się nie zbliżać... Miasta, które po gigantycznej katastrofie jest pełne odmieńców, wampirów, czarodziejów, hybryd. Na ich tle Ari wydaje się zwykłą dziewczyną, a jednak to ona właśnie wzbudza największy lęk... Próbując odkryć tajemnicę swojego pochodzenia, trafia do odmienionego, magicznego Nowego Orleanu, który po huraganie wykupiony został przez tajemnicze rodziny o potężnych wpływach. Miasto pełne jest dziwnych istot, wampirów, czarodziejów, hybryd... Na ich tle Ari wydaje się być zwykłą dziewczyną, a jednak to właśnie ona wzbudza największy lęk... Prześladują ją zabójcy, wspiera przystojny i odważny pół-wampir Sebastian, a gdzieś na obrzeżach miasta i tajemnicy czai się złowroga bogini Atena, która zrobi wszystko, by ją dopaść. Fajna, przyjemna, ciekawa książka dla osób, które chcą sobie wypocząć. Chociaż spodobała mi się to powiem szczerze, że spodziewałam się czegoś innego. Według mnie akcja pomiędzy Ari, a Sebastianem działa się zbyt szybko. Nie było czasu na głębsze poznanie ich uczuć i charakterów. Myślałam, że będzie trwało to trochę dłużej, ale najwyraźniej tak autorka powieści sobie to wymyśliła, więc tak powinno być. Z ciemnością jej do twarzy łączy popularne wątki paranormalne z grecką mitologią, opowieścią o walce z przeznaczeniem. Niebezpieczeństwa, niezwykły klimat zrujnowanego miasta i porywająca historia miłosna sprawiają, że powieść czyta się jednym tchem. Tytuł należy to tych, przy których nie można przejść obojętnie. ,, Z ciemnością jej do twarzy '' nadaje tajemniczości, mroku tej książce. Czytając sam tytuł pragniesz zagłębić się w historię opisaną w tej książce. Okładka, no cóż..można powiedzieć, że intryguje, ale tylko tak trochę. Co prawda jest tajemnicza, ale nie zatrzymuje wzroku czytelnika więcej niż na 15 sek. Nie wiem dlaczego? Może nie za bardzo pasuje do tytułu, ale to tylko moje zdanie. Język jest prosty i bardzo dobrze. Autorka pozwoliła sobie na małe przekleństwa w tej książce i to mi się podoba. Nie chciała napisać czegoś, tak jak inny. Ona miała po prostu swój własny pomysł, a to, że dodała tam trochę wulgaryzmów podnosi znaczenie tej książki. Bohaterowie są najbardziej ekscentrycznymi , tajemniczymi i ciekawymi jakich do tej pory spotkałam. W tej książce nie ma miejsca dla mięczaków. Odwaga, siła i moc to najważniejsze rzeczy jakie ich charakteryzują. To dziwne, ale nie mogę wybrać swojego ulubionego bohatera, ponieważ wszyscy są wspaniali na swój sposób. Mroczna i zmysłowa opowieść o potomkini Meduzy, pierwsza część cyklu Bogowie i potwory... Może zachęci to was do przeczytania tej książki, wiec macie : Rozdział 1 SIEDZIAŁAM PRZY STOLE W STOŁÓWCE, a moje prawe kolano podskakiwało pod blatem jak jakaś opętana wiertarka udarowa. Czułam buzowanie adrenaliny nakłaniającej mnie, żebym czym prędzej stąd uciekła, nie oglądając się za siebie. Oddychaj głęboko. Jeśli natychmiast nie wezmę się w garść i nie zapanuję nad nerwami, dostanę spazmów i wyjdę na wariatkę. To kiepski po- mysł, zwłaszcza kiedy się składa wizytę w Rocąuemore House w domu wariatów, w którym czekają wolne pokoje. - Na pewno chce pani to zrobić? - Mam na imię Ari. Tak, panie doktorze, na pewno. - Kiwnęłam potakująco głową, patrząc na siedzącego naprzeciwko mężczyznę. - Nie po to jechałam taki szmat drogi, żeby się teraz wycofać. Chcę wiedzieć. Najbardziej chciałam, żeby ta rozmowa już się skończyła i żebym mogła zrobić coś, cokolwiek, z rękami. Zamiast tego położyłam je na stole. Zupełnie nieruchome. Zupełnie spokojne. Wąskie spierzchnięte usta lekarza z wahaniem wypuściły powietrze, a jego oczy spojrzały na mnie, jakby chciały powiedzieć: ,,Przykro mi, skarbie, sama tego chciałaś". Otworzył teczkę, którą trzymał w ręku, i odchrząknął. - Wtedy jeszcze tu nie pracowałem, ale spójrzmy... - Przerzucił kilka kartek. - Po tym, jak matka oddała panią do domu dziecka, resztę życia spędziła tutaj, w Rocquemore. - Jego palce nerwowo skubały teczkę. - Została przyjęta na własne życzenie - ciągnął. - Była u nas sześć miesięcy i osiemnaście dni. Popełniła samobójstwo w przeddzień swoich dwudziestych pierwszych urodzin. Zatkało mnie. Do diabla. Czegoś takiego się nie spodziewałam. Ta wiadomość wprawiła mój umysł w odrętwienie. I rozniosła w pył listę domysłów, które dotychczas snułam i z którymi zdążyłam się oswoić. Przez lata roztrząsałam wszystkie możliwe powody, dla których matka mogła mnie zostawić. Jasne, przyszło mi do głowy, że w ciągu ostatnich trzynastu lat mogła umrzeć. Ale samobójstwo? Tak, frajerko, o tym nie pomyślałaś. Przez umysł przebiegła mi długa wiązanka przekleństw. Miałam ochotę walnąć głową w stół - może to pomogłoby mi stawić czoło tej nowinie. Matka oddała mnie pod opiekę stanowi Luizjana tuż po moich czwartych urodzinach, a pół roku później już nie żyła. Przez te wszystkie lata myślałam o niej, zastanawiałam się, jak wygląda, co robi, czy wspomina małą dziewczynkę, którą kiedyś porzuciła, a tymczasem ona nie mogła nic robić ani myśleć, bo leżała dwa pieprzone metry pod ziemią. Moja pierś wypełniła się krzykiem, którego nie potrafiłam z siebie wydobyć. Wpatrywałam się w swoje dłonie, w krótko obcięte, pomalowane na czarno paznokcie przypominające lśniące żuki na tle białej kompozytowej powierzchni stołu. Oparłam się pokusie, żeby zgiąć palce i wbić paznokcie w laminat, by poczuć, jak odrywają się od skóry, poczuć coś innego niż smutek ściskający i spalający wnętrzności. - Dobra - powiedziałam, biorąc się w garść. - A co dokładnie było z nią nie tak? To pytanie sparzyło mi język jak gorąca smoła i sprawiło, że moja twarz oblała się rumieńcem. Włożyłam ręce pod stół, oparłam na udach i wytarłam spocone dłonie o dżinsy. - Schizofrenia. Urojenia... a raczej urojenie. - Tylko jedno? Otworzył teczkę i udawał, że czyta. Facet cholernie się denerwował i trudno było mu się dziwić. Kto by chciał opowiadać nastolatce o jej mamie, która była tak porąbana, że w końcu się zabiła? Na jego policzkach wykwitły różowe plamki. - Tutaj jest napisane - głośno przełknął ślinę - że chodziło o węże... Twierdziła, że węże próbują wychodzić z jej głowy, że czuje, jak rosną i poruszają się pod jej czaszką. Kilkakrotnie podrapała głowę do krwi. Próbowała je wyciągnąć nożem do masła ukradzionym ze stołówki. Lekarze robili wszystko, ale nie zdołali jej przekonać, że to tylko wytwór jej umysłu. Ten obraz popełznął wzdłuż mojego kręgosłupa i poczułam dreszcz biegnący aż do karku. Nienawidziłam węży. Doktor Giroux zamknął teczkę i pospiesznie zaczął mnie pocieszać: - Należy pamiętać, że w tamtym okresie mnóstwo osób zmagało się ze stresem pourazowym... Była pani za mała, żeby pa- miętać, ale... - Trochę pamiętam. 2 Jak mogłabym zapomnieć? Uciekaliśmy razem z setkami tysięcy ludzi, a dwa huragany czwartej kategorii, jeden po drugim, niszczyły Nowy Orlean i południową część stanu. Nikt nie był na to przygotowany. I nikt tam nie wrócił. Nawet teraz, trzynaście lat później, nikt przy zdrowych zmysłach nie zapuszczał się dalej niż na skraj Obręczy. Doktor Giroux uśmiechnął się smutno. - W takim razie nie muszę tłumaczyć, dlaczego pani matka do nas trafiła. - Nie. - Było ich tak wielu - ciągnął posępnie, patrząc w przestrzeń. Zastanawiałam się, czy w ogóle mówi do mnie. - Psychozy, strach przed utonięciem, wspomnienia śmierci najbliższych. A do tego węże, węże, które woda wypłukała z bagien i mokradeł... Pani matka najprawdopodobniej przeżyła coś strasznego, a to w końcu doprowadziło do urojeń. Obrazy huraganów i tego, co zostało po ich przejściu, migały w mojej głowie jak slajdy. Bardzo rzadko o nich myślałam. Zerwałam się z miejsca, pragnąć zaczerpnąć świeżego powietrza, chcąc się wydostać z tego upiornego bajzlu otoczonego mokradłami, mchem i sękatymi wilgotnymi drzewami. Miałam ochotę trząść się jak opętana, zrzucić z siebie obrazy pełzające po mojej skórze. Zmusiłam się jednak do zachowania spokoju, odetchnęłam głęboko, a potem obciągnęłam czarną podkoszulkę i odchrząknęłam. - Dziękuję, że zechciał pan ze mną porozmawiać mimo późnej pory, panie doktorze. Chyba powinnam już iść. Powoli się odwróciłam i ruszyłam w stronę drzwi, nie mając pojęcia, dokąd idę ani co teraz zrobię. Wiedziałam tylko, że aby stamtąd wyjść, muszę poruszać nogami. - Nie chce pani zabrać jej rzeczy? - zapytał doktor Giroux. Moja stopa zastygła w powietrzu. - Właściwie należą teraz do pani. Spojrzałam na lekarza i mój żołądek wykonał obrót przyprawiający o mdłości. - Zdaje się, że pudełko jest w magazynie. Pójdę po nie. Proszę tu zaczekać - skinął w stronę ławki - to zajmie tylko chwilę. Ławka. Usiądź na ławce. Dobry pomysł. Opadłam na skraj ławki, oparłam łokcie na kolanach i gapiłam się na literę V, którą utworzyły moje stopy, póki doktor Giroux nie wrócił z wypłowiałym brązowym pudełkiem po butach. Myślałam, że będzie cięższe, więc jego waga mnie zaskoczyła i trochę rozczarowała. - Dziękuję. Aha, jeszcze jedno... Czy moja matka została tu gdzieś pochowana? - Nie. Pochowano ją w Grecji. Myślałam, że się przesłyszałam. - W jakimś małym miasteczku w Stanach czy...? Doktor Giroux się uśmiechnął, włożył ręce do kieszeni i za-kołysał się na piętach. - Nie. W prawdziwej Grecji. Zjawił się tu ktoś z rodziny i odebrał ciało. Jak już mówiłem, wtedy jeszcze tu nie pracowałem, ale może uda się pani zdobyć więcej informacji w biurze ko-ronera. Dowie się pani, kto pokwitował odbiór ciała i tak dalej. Rodzina. To słowo brzmiało tak obco, tak nierealnie, że nawet nie byłam pewna, czy dobrze usłyszałam. Rodzina. Głęboko w mojej piersi drgnęła nadzieja - mała, ulotna, gotowa się przeobrazić w piosenkę z filmu Disneya z chórami uroczych drozdów i roz- śpiewanych wiewiórek. Nie. Jeszcze na to za wcześnie. Powoli. Zerknęłam na pudełko, zdusiłam nadzieję - zawodziła mnie tak wiele razy, że nie miałam zamiaru natychmiast jej ulegać -i zaczęłam się zastanawiać, co jeszcze okropnego usłyszę dziś wieczorem. - Niech pani na siebie uważa. Postałam jeszcze chwilę, patrząc, jak lekarz idzie w stronę grupy pacjentów siedzących obok wykuszowego okna, a potem wyszłam wysokimi dwuskrzydłowymi drzwiami. Każdy krok, który oddalał mnie od podupadłej rezydencji zamienionej na szpital psychiatryczny i przybliżał do zaparkowanego przed nią samochodu, przenosił mnie w przeszłość. Okropne męczarnie mojej matki. Życie w domu dziecka. Byłam córką niezamężnej nastolatki, która popełniła samobójstwo. Zajebiście. Normalnie zajebiście. Żwir chrzęścił pod podeszwami moich butów i ten chrzęst niósł się echem pośród nieustannego cykania świerszczy, spora- dycznych plusków wody i kumkania żab. W reszcie kraju panowała zima, ale styczeń na południu był ciepły i parny. Mocniej przycisnęłam do siebie pudełko, próbując dojrzeć najgłębsze, najmroczniejsze cienie błotnistego jeziora za porośniętymi oplą- twą dębami i cyprysami. Zasłoniła je jednak ściana czerni, która - zamrugałam - jakoś dziwnie drżała. Ale to były tylko łzy, które wreszcie wypłynęły na powierzchnię. Ledwie mogłam oddychać. Nie spodziewałam się takiego... bólu. Nigdy nie przypuszczałam, że naprawdę odkryję, co się stało z matką. Szybko wytarłam mokre kąciki oczu, a potem położyłam pudełko na siedzeniu pasażera i ruszyłam pustą krętą drogą do Covington w Luizjanie, by wrócić do czegoś, co przypomina cywilizację. Covington majaczyło na skraju Obręczy, granicy między ziemią zapomnianą a resztą stanu. Przygraniczne miasteczko z Holiday Inn Express. 3 Pudełko leżało na hotelowym łóżku. Zdjęłam buty, zrzuciłam stare dżinsy i ściągnęłam koszulkę przez głowę. Rano wzięłam prysznic, ale po wizycie w szpitalu musiałam z siebie zmyć przygnębienie i gęstą warstwę południowej wilgoci, która przywarła do mojej skóry. W łazience puściłam wodę i zaczęłam odwiązywać cienką czarną wstążkę, którą miałam na szyi, uważając, żeby mój ulubiony amulet - platynowy sierp księżyca - nie ześlizgnął się z jej końca. Zawsze uwielbiałam patrzeć na sierp księżyca, zwłaszcza w bezchmurną noc, kiedy otaczały go migoczące gwiazdy. Uwielbiam ten widok tak bardzo, że wytatuowałam go sobie tuż pod kącikiem prawego oka, w najwyższym punkcie kości policzkowej - zrobiłam sobie taki prezent z okazji zbliżającego się ukończenia liceum. Tatuaż przypominał mi o tym, skąd pochodzę, gdzie się urodziłam. W Crescent City, Mieście Półksiężyca. W Nowym Orleanie. Te nazwy wyszły już z użycia. Nowy Orlean stał się Nowym 2 - ogromnym, niszczejącym, zagubionym miastem, które nie chciało dać się porwać fali. Było własnością prywatną, a zarazem światłem przewodnim i schronieniem dla odmieńców i rzeczy, które czają się nocą. Przynajmniej tak wszyscy mówili. Stojąc w czarnym staniku i majtkach przed podłużnym hotelowym lustrem, pochyliłam się w stronę swojego odbicia i do- tknęłam małego czarnego księżyca, myśląc o matce, której nigdy nie znałam, o matce, która mogła mieć takie same jasnozielone oczy jak te spoglądające na mnie z lustra albo takie same włosy... Westchnęłam, wyprostowałam się i uniosłam rękę, żeby rozplatać ciasny kok nad karkiem. Nienaturalne. Dziwaczne. Popieprzone. Między innymi takich słów używałam na określenie gęstych włosów, które opadły mi na ramiona, muskając końcówkami dół pleców. Rozdzieliły się, tworząc przedziałek pośrodku głowy. Wszystkie tej samej długości. Tak jasne, że w świetle księżyca wydawały się srebrne. Moje włosy. Zmora mojego życia. Gęste. Lśniące. I tak proste, jakby armia fryzjerów prasowała je rozgrzanymi prostownicami. Ale były całkowicie naturalne. Me. Nienaturalne. Z moich ust wyrwało się kolejne westchnienie zmęczenia. Już dawno przestałam z tym walczyć. Kiedy po raz pierwszy - miałam wtedy mniej więcej siedem lat - zdałam sobie sprawę, że moje włosy budzą niewłaściwe zainteresowanie mężczyzn i chłopaków z przybranych rodzin, próbowałam wszystkiego, żeby się ich pozbyć. Obcinałam je. Farbowałam. Goliłam. W siódmej klasie zwędziłam nawet z laboratorium chemicznego kwas solny, wypełniłam nim umywalkę i zanurzyłam włosy w roztworze. Kwas spalił włosy, ale kilka dni później miały już taką samą długość, taki sam kolor, takie samo wszystko. Jak zwykle. Dlatego ukrywałam je, najlepiej jak umiałam: w kokach, warkoczach, pod czapkami. Poza tym nosiłam czarne ciuchy i w okresie dojrzewania nabrałam pewności siebie, więc kiedy mówiłam ,,nie", większość facetów dawała sobie spokój. A nawet jeśli nie, to też umiałam sobie poradzić. Moi obecni przybrani rodzice, Bruce i Casey Sandersonowie, byli poręczycielami, to znaczy wpłacali kaucję, żeby oskarżony mógł uniknąć odsiadki przed rozprawą. Jeżeli ten oskarżony nie zjawił się w sądzie, ścigaliśmy go i doprowadzaliśmy przed oblicze prawa, żeby uniknąć płacenia rachunku. Dzięki Bruce'owi i Casey posługiwałam się sześcioma rodzajami broni palnej, umiałam w trzy sekundy powalić stukilogramowego dupka na glebę oraz jedną ręką zakuć przestępcę w kajdanki. A oni nazywali to ,,czasem spędzanym w rodzinnym gronie". Moje odbicie w zamglonym lustrze posłało mi uśmiech. Sandersonowie byli dość porządnymi ludźmi, wystarczająco porząd- nymi, żeby pożyczyć siedemnastolatce samochód i pozwolić jej tropić przeszłość. Casey też wychowała się w rodzinie zastępczej, więc rozumiała, dlaczego to robię. Wiedziała, że muszę to załatwić sama. Szkoda, że nie traftłam do nich na początku. Prychnęłam. Jasne, gdyby życzenia były dolarami, już dawno dorównałabym Billowi Gatesowi. Łazienka wypełniła się parą. Dokładnie wiedziałam, co robię. Wiedziałam, że to unik. Klasyczna taktyka Ari. Póki nie wezmę prysznica, nie będę mogła wyjść z łazienki, nie włożę piżamy i nie otworzę tego przeklętego pudełka. Weź się w garść, idiotko. Zrzuciłam z siebie bieliznę. Pół godziny później, kiedy skóra na opuszkach palców zaczęła mi się marszczyć, a powietrze tak bardzo nasyciło się parą, że trudno było oddychać, wytarłam się ręcznikiem i włożyłam ulubione stare bokserki w kratkę i cienką bawełnianą koszulkę na ramiączkach. Ponownie związałam mokre włosy w węzeł, włożyłam skarpetki na wiecznie zimne stopy, a potem usiadłam po turecku na środku podwójnego łóżka. Pudełko zwyczajnie sobie leżało. Dokładnie naprzeciwko mnie. Zmrużyłam oczy. Moje ręce i uda pokryła gęsia skórka. Podskoczyło mi ciśnienie - czułam to, bo w klatce piersiowej zacisnął się bolesny supeł niepokoju. Przestań się mazać! Przecież to tylko głupie pudełko. Tylko moja przeszłość. Usadowiłam się wygodnie i uniosłam pokrywkę, a potem przysunęłam pudełko i zajrzałam do środka. Zobaczyłam kilka listów i dwa małe pudełeczka z biżuterią. 4 Niewiele jak na pudełko skrywające historię całego życia. Bez wątpienia wyniknie z tego więcej pytań niż odpowiedzi - za- zwyczaj moje poszukiwania kończyły się właśnie tak. Niechętnie sięgnęłam do środka i wzięłam do ręki zwykłą białą kopertę, która leżała na wierzchu. Gdy ją odwróciłam, zobaczyłam moje imię napisane niebieskim atramentem. Aristanae. Zatkało mnie. A niech to! Matka napisała do mnie list. Musiała upłynąć chwila, zanim to do mnie dotarło. Przesunęłam kciukiem po zamaszystych pochyłych literach, a potem drżącymi rękami otworzyłam kopertę i wyjęłam z niej kartkę wyrwaną z notesu. Moja najdroższa, piękna Ań, jeśli czytasz ten list, to znaczy, że mnie znalazłaś. Miałam nadzieję, że do tego nie dojdzie. Przepraszam, że cię porzuciłam. Wiem, że ,,przepraszam" to za mało, ałe naprawdę nie miałam innego wyjścia. Wkrótce zrozumiesz dlaczego i za to też cię przepraszam. Zakładam, że dostałaś to pudełko w Rocąuemo-re, więc teraz musisz uciekać. Trzymaj się z dała od Nowego Orłeanu i od tych, którzy mogą cię rozpoznać. Tak bym chciała móc cię uratować. Serce mi pęka na myśł, że staniesz w obli-czu tego, co sama przeżyłam. Bardzo cię kocham, Ań. I przepraszam. Przepraszam cię za wszystko. Nie jestem stuknięta. Zaufaj mi. Proszę, córeczko, UCIEKAJ. Mama Wystraszona zeskoczyłam z łóżka i odrzuciłam list, jakby parzył. O co tu chodzi, do cholery? Serce waliło mi jak młotem, a cieniutkie włoski na skórze podniosły się, jakby były naelektryzowane. Podeszłam do okna i wyjrzałam zza rolet, zerkając w dół na zaparkowany z tyłu samochód. Wszystko w porządku. Roztarłam ręce, a potem zaczęłam krążyć po pokoju, obgryzając paznokieć małego palca u lewej ręki. Znowu zaczęłam się gapić na porzucony łist napisany drobnym pochyłym pismem. Me jestem stuknięta. Zaufaj mi. Proszę, córeczko. Córeczko. Córeczko. Pozostała mi tylko garstka niewyraźnych wspomnień, ale te słowa... Prawie słyszałam, jak mama je wypowiada. Miękko. Czule. Radosnym głosem. Zdałam sobie sprawę, że to prawdziwe wspomnienie, a nie jedna z tysięcy fantazji, które snułam w ciągu tych wszystkich lat. Poczułam ukłucie w sercu i tępy ból za lewym okiem zapowiadający nadciągającą migrenę. Tyle lat... To niesprawiedliwe! Na moje żebra naparła fala adrenaliny, która po chwili popędziła wzdłuż ręki. Zamiast krzyczeć i walić pięściami w ścianę, tak jak miałam ochotę zrobić, mocno przygryzłam dolną wargę i zacisnęłam dłoń. Me. Odpuść sobie. Nie było sensu znowu skręcać w drogę prowadzącą do wniosku, że życie jest niesprawiedliwe. Już tamtędy chodziłam. Do- stałam nauczkę. Taki ból niczemu nie służył. Z jękiem wrzuciłam list z powrotem do pudełka, gwałtownie je zamknęłam, a potem się ubrałam. Kiedy moje rzeczy leżały już w plecaku, złapałam pudełko. Matka, której nie widziałam od trzynastu lat, kazała mi uciekać, uciekać w bezpieczne miejsce. Nie wiedziałam, o co chodzi, ale bardzo wyraźnie czułam, że coś jest nie tak. Może po prostu byłam wystraszona i dostałam paranoi po tym, co usłyszałam od doktora Giroux. A może, pomyślałam, kiedy mój podejrzliwy umysł zaczął pracować na wysokich obrotach, może moja matka wcale nie popełniła samobójstwa? Z ciemnością jej do twarzy Autor: Kelly Keaton tytuł oryginału: Darkness Becomes Her seria/cykl wydawniczy: Bogowie i potwory tom 1 wydawnictwo: Znak data wydania: 2 maja 2011 liczba stron: 264
Link do opinii
Avatar użytkownika - Regalia
Regalia
Przeczytane:2016-08-06, Ocena: 4, Przeczytałam,
Avatar użytkownika - Simi_48
Simi_48
Przeczytane:2016-03-15, Ocena: 6, Przeczytałam, Mam,
Avatar użytkownika - Tamarka
Tamarka
Przeczytane:2014-07-14, Ocena: 6, Przeczytałam, Mam,
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Zły Samarytanin
Jarosław Dobrowolski ;
Zły Samarytanin
Pokaż wszystkie recenzje
Reklamy