Pewnej jesiennej nocy w 1891 roku Kristina Andersson topi dwoje swoich śpiących dzieci w rzece Aurze. Potem wiosłuje w stronę domu.
Kristina zostaje wysłana na Sjalö, wyspę w archipelagu Turku, którą rzadko kto opuszcza. Czterdzieści lat później trafia tam siedemnastoletnia Elli Curtén. Dziewczyna z mieszczańskiej rodziny marzy o życiu, które składa się z czegoś więcej niż skrojona na miarę egzystencja w rodzinnym domu. Zostaje wciągnięta w szaloną karuzelę przestępstw i nieposłuszeństw, a następnie wysłana do szpitala psychiatrycznego, w którym czas stanął w miejscu.
Pielęgniarka Sigrid Friman będzie łączniczką między Kristiną a Elli, tym, co stare i nowe - w okresie, gdy nad Europę nadciąga potworna wojna.
Powieść Johanny Holmström jest oparta na prawdziwych zdarzeniach. To historia o tym, jak szaleństwo definiowano ze względu na płeć i czas, o macierzyństwie, archeologii milczenia i o szpitalu psychiatrycznym - miejscu, które jest jednocześnie więzieniem i azylem.
Wydawnictwo: Sonia Draga
Data wydania: 2018-09-26
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 304
Tytuł oryginału: SJÄLARNAS Ö
Bohaterkami powieści są z pozoru trzy kobiety. Trzy dlatego, iż książka podzielona jest na tyle sekcji - każda poświęcona kolejnej z nich. Natomiast po przeczytaniu całości, albo będąc już przynajmniej bliżej końca miałam wrażenie, że bohater jest jakby zbiorowy. Nie zdradzę zbyt wiele jeśli powiem, że akcja dzieje się w szpitalu psychiatrycznym, że jest o pacjentkach, o osobach z zaburzeniami. Przyczyny z jakich trafiły do tego miejsca pozwolę sobie przemilczeć, gdyż ich złożoność rozciąga się na kolejnych stronach tego literackiego - nie zawaham użyć się słowa - dzieła autorstwa Johanny Holmström.
Lektura pozwala dowiedzieć się z jakich przyczyn trafiła tam dana z kobiet. Co jakiś czas, jednak, dowiadujemy się czegoś więcej i wówczas możemy sięgnąć pamięcią wstecz i stwierdzić czy to miejsce to rzeczywiście było jedyne czy też najlepsze wyjście dla nich. Ponadto poznajemy nieco bliżej życie w zakładzie przeznaczonym tylko dla kobiet. Nie jest tak, że postaci męskie nie pojawiają się wcale, przeciwnie, są one obecne, lub były. Sporo jest też o relacjach, zwłaszcza w dialogach.
Aura panująca w trakcie czytania jest - określiłabym to w sposób obrazowy - w barwach okładki aczkolwiek w odwrotnej proporcji. Więcej jest ciemniejszych odczuć. Nie słabnąca niemoc, którą odczuwamy lub współodczuwamy, smutek, melancholia. Ta ostatnia zdarza się mieć bardziej pozytywne akcenty gdy natrafiamy na wyśmienite opisy - wstawki
dotyczące krajobrazu, pogody, pory dnia. Są to takie zabiegi, które potrafią nastawić czytelnika na odpowiednie emocje. Wzruszające są też momenty kiedy bohaterki wspominają swoje życie. To jest bardzo wzruszające i wydawać by się mogło nierealne jeśli przypomnimy sobie w jakim miejscu przywołują do pamięci swoją przeszłość.
Będąc w trakcie lektury miałam nadzieję, że jednak więcej będzie wątków historycznych, zwłaszcza, że jest to książka oparta na wydarzeniach prawdziwych. Oczekiwałam więcej szczegółów, odniesień społeczno - kulturowych. Ale choć tego zabrakło, czy też nie było na tyle, nie umniejsza to na autentyczności zdarzeń.
Czasami pojawiały się momenty, w których czytelnik dowiaduje się szczegółów na temat, ogólnie ujmując, higieny osobistej pacjentki. Wtedy ten język literacki zmieniał nieco kierunek i formę i dla mnie nie były to najprzyjemniejsze momenty lektury, chociaż, zdaję sobie sprawę, że były niezbędne. Mówię o tym dlatego, że po pierwsze urzeczywistniały zaistniałe zdarzenia - czytelnik lubi prawdę, a po drugie, nie jest łatwo zapomnieć takich treści - powieść zostaję na dłużej w głowie.
Zaczynając od okładki przyznaję bez bicia - wpadła mi w oko. I właśnie przez wzgląd na nią zainteresowałam się samą powieścią. Widzimy przepiękne, bladoniebieskie, nawet blado szare tło. Na samym środku wyspa, która otoczona jest zewsząd wodą. Intrygujące, prawda? Jak zwykła wyspa. Przecież to normalne. Z pozoru mogłoby się tak wydawać. ;)
Po prostu okładka na tyle zawróciła mi w głowie, że ciesze się niezmiernie, że mam ją w swojej kolekcji bo jest doprawdy przepiękna. I zarazem minimalistyczna. :)
Ma twardszą oprawę, nie posiada skrzydełek. Białe kartki wiem, że mogą niektórym z Was przeszkadzać, ale dla takiej historii... warto się pomęczyć. Czcionka duża, odstępy między wersami i marginesy są zachowane. Literówek w tekście brak. ;)
Jestem zadowolona z tego wydania, Sonia Draga odwaliła kawał świetnej roboty!Jest to moje pierwsze spotkanie z autorką i muszę przyznać, że nie wiedziałam do końca, czy pisarka spełni moje oczekiwania. Nie miałam tej pewności i obawiałam się, ale jak się okazało bez potrzeby ponieważ autorka i tak dała mi coś zgoła odmiennego. Coś, czego kompletnie się nie spodziewałam.
Jej pióro nie należy do lekkim i przyjemnych - to musicie wiedzieć. Styl jest specyficzny, może trochę smutny, melancholijny... Może Wam się wydawać, że wszystko płynie tak bardzo powoli, albo stoi w miejscu. Chociaż właśnie samo to, sposób, w jaki przekazuje nam treść książki jest doprawdy powalający. Zabierając się za Wyspę dusz, nie spodziewałam się, że z wrażenia zatka mnie nie raz. Gdybym miała więcej czasu, na pewno połknęłabym ją na raz, ale musicie wiedzieć, że to nie będzie lekka przeprawa. Niby kryminał, niby powieść psychologiczna... Istny misz masz. Ale za to jaki cudowny! To książka, którą koniecznie musisz poznać. Tak, właśnie Ty. I Ty. Ty również. Wy wszyscy musicie ją poznać.
Reasumując jak na pierwsze spotkanie z pisarką, to moje wrażenie jest takie: zbieram szczękę z podłogi i staram się ją poskładać w jedną stabilną część.Bohaterowie tej książki, to głównie kobiety. Mamy kilku mężczyzn, ale to nie o nich tutaj chodzi. Samą powieść mamy podzieloną na trzy części. Każda z nich jest oddzielna, przydzielona z osobna Kristinie, Ellie i Sigrid. Nie chcę zbyt wielu informacji o nich zdradzać, chociaż chciałabym móc powiedzieć tak wiele... Są to kobiety, szczególnie Kristina i Ellie z dość mocno zarysowaną przeszłością, czy nawet całym życiorysem. Ich życie nie jest usłane różami i uważam, że jest to bardzo trudna kreacja bohaterów. Ich dogłębne myśli, uczucia, spostrzeżenia i to wszystko inne... Sprawia, że czytelnik chwilami traci głowę. Nie wiem czy to, co czyta nie jest wymysłem jego wyobraźni - bo i tak było ze mną, Moi Drodzy.
Uważam, że postacie w tej książce zasługują na Waszą uwagę oraz zrozumienie. Ja je polubiłam mimo iż były doprawdy trudnymi osobami, jednak na swój sposób miały coś, co mnie do nich przyciągało. Co sprawiało, że chciałam poznać je lepiej, dlatego z wielką ciekawością przewracałam następne strony lektury.
Myślę, że autorka powinna dostać medal za te trzy bohaterki. Dzięki nim opisała pewne problemy społeczne, pokazała je z takiej strony, jakimi są naprawdę bez koloryzowania rzeczywistości i za to należą się oklaski i same pochwały. Jak dla mnie bomba, mimo iż lektura jak po raz kolejny wspominam - nie należy do łatwych i przyjemnych.
Akcja nie gnała tutaj na łeb, na szyję. Płynęła powoli, ale my ja jak w jakimś transie pochłaniałam każdą kolejną stronę z jeszcze większym zachwytem i ciekawością. Doprawdy serce mnie bolało, jak musiałam się z nią rozstać. Dlatego jeśli szukacie lekkiej książki na odprężenie - to ta nie zalicza się do tego grona. Tę powieść czytając, trzeba jednocześnie rozumieć. Odczytywać na każdy możliwy sposób i próbować postawić się na miejscu naszych bohaterek. Chociaż nawet tego ostatniego nie trzeba, bo bycie obserwatorem i czytającym myśli głównych postaci jest wystarczająco... smutne.
Owszem, nie znajdziecie tutaj pozytywnych emocji - przynajmniej ja tutaj takowych nie poczułam. Nie znalazłam chociażby iskierki nadziei i szczęścia. A więc odradzam ją osobom, które mają w tej chwili gorsze dni. Bo może Was ona przytłoczyć i może być nie ciekawie.
Pisałam Wam nieco wyżej, że autorka mnie zaskoczyła i dała mi coś zgoła innego.
Sięgając po tę lekturę spodziewałam się w dużej mierze powieści kryminalnej. Niestety nie dostałam tego, czego się spodziewałam. Bardziej jest to powieść skupiająca się nazbyt dokładnie na psychice bohaterek. I to jest coś, co powala czytelnika na kolana.W niezwykle interesujący sposób pani Johanna przekazuje nam to, co Kristina, Ellie i Sigrid czują. Myślą. Wtedy, gdy one czują dreszcze i my je mamy. Gdy one są smutne - my również jesteśmy. Niemal przypominamy lustrzane odbicie. Mogłabym ją po części nazwać dogłębną analizą zachowań trzech bohaterek, ich myśli i uczuć oraz postępującej choroby. Brzmi groźnie? Chyba bardziej niepewnie, ale uważam, że i tak powinniście sięgnąć po tę lekturę. Znajdziecie w niej również tytułową wyspę, która dla jednych może jest azylem, a dla drugich więzieniem. Jednak nie chcąc zdradzać za wiele, będę zbliżać się ku końcowi...
Reasumując uważam, że jest to jedna z lektur trudnych, z wysoko postawioną poprzeczką. Lektura, która namiesza wam w głowie i pokaże widoki, sytuacje niezbyt przyjemne, aczkolwiek prawdziwe. Powieść nie dla wszystkich, a dla ludzi o mocnych nerwach oraz z niekoniecznie podłym nastrojem, bo książka może was przytłoczyć. Jeśli lubicie szwedzkie kryminały to możecie sięgnąć, ale nie wiem, czy do końca pod tym względem zostaniecie usatysfakcjonowani. Jeśli lubicie trudne lektury, z portretami psychologicznymi to szczerze polecam - to jest odpowiednia książka z naprawdę wysokim poziomem, która da Wam to, czego będziecie chcieli. Ja jestem totalnie oczarowana, trochę jeszcze na kacu, ponieważ wciąż w głowie analizuje sytuacje, które spotkałam w tej lekturze i staram się wymyślić, co by było gdyby to czy tamto po prostu się nie wydarzyło. JESTEM PO PROSTU ZACHWYCONA. Jedna z najlepszych, przeczytanych książek dla mnie w tym roku, a nawet może i życiu?
Jak już wiecie, nie jest tajemnicą, że kocham kryminały. Jednak jakikolwiek wątek medyczny jest przeze mnie pożądany równie mocno. Szpital psychiatryczny i wszelkie problemy emocjonalne zaciekawiły mnie już jakiś czas temu. Szczególnie w dawnych czasach. A Johanna przenosi nas wstecz. W lata 1890 - 1940, kiedy to leczenie sprowadzało się tak naprawdę do otumaniania, kąpieli czy po prostu odosabniania ludzi chorych od zdrowych.
Jest rok 1891, kiedy Kristina Andersson topi dwójkę swoich dzieci. Mimo tego, co zrobiła, unika więzienia. Niestety trafia do szpitala psychiatrycznego. Pobyt miał być krótki, ale okazało się inaczej. Wyspa, na której stał szpital była równie rzadko opuszczana co odwiedzana. Kobiecie udaje się po polepszeniu stanu zdrowia pracować poza przybytkiem u rodziny pastora. Jednak nie trwa to długo, a po utracie pracy znów jest gorzej.
40 lat później do tego samego szpitala trafia Ellinor Curten siedemnastoletnia dziewczyna z rozpoznaniem psychopatii, nimfomanii oraz mitomanii. Nastolatkę przeniesiono z więzienia. W szpitalu miała spędzić niewiele czasu, gdyż rodzice robili wszystko by ją stamtąd wyciągnąć. Oprócz samej Elli chyba nikt w to nie wierzył, gdyż lądując tam, chyba każdy świadomy był biletu w jedną stronę. Tylko nielicznym udawało się powrócić do rzeczywistości i świata zewnętrznego i to tylko jeśli rodzina zgadzała się, przejąc opiekę nad chorym. Ellinor jednak wierzyła i robiła wszystko by wydostać się z przytułku. Najważniejsze jednak było to, iż była świadoma tego, że nie jest jak inne przebywające tam kobiety. Owszem miała wahania nastroju, miewała problemy z zapanowaniem nad wybuchami złości, ale kontaktowała, rozumiała, potrafiła pracować.
Kristina lata temu marzyła o dobrym życiu u boku ukochanego, o akceptacji rodziny. Znalazła się w szpitalu psychiatrycznym.
Elli marzyła o lepszym życiu i uciekła z chłopakiem, który wciągnął ją w świat przestępstw. Ona również została zesłana na wyspę do szpitala.
Obiema kobietami opiekuję się Sigrid Friman. Młoda pielęgniarka, której narzeczony został w Finlandii, by kończyć studia, a potem brać udział w wojnie. To ona jest pewnego rodzaju łącznikiem między pensjonariuszkami.
Johanna w niesamowity sposób ukazała nam obraz depresji. Opis wewnętrzny i niezwykle osobisty, który prawdopodobnie niejednego z nas zaskoczy. Kiedy tak czytam kolejną książkę o czasach początków medycyny, to ogromnie cieszę się, że żyję tu i teraz. Metody stosowane w ówczesnym okresie były mocno kontrowersyjne i zdecydowana ich część nie przynosiła żadnych efektów chyba, że uboczne i doprowadzające pacjentów na skraj szaleństwa, a nawet do śmierci. Johanna nie posunęła się aż tak daleko, ale obraz jaki nam pokazała jest niesamowicie realistyczny i mroczny. Wręcz duszny. Obraz kobiet odciętych od świata, dożywotnio skazanych na własne szalone towarzystwo oraz otoczone wizjami swoich chorych umysłów. Dawno nie czytałam tak dobrej i zapadającej w głowę książki.
'Wyspa dusz" to niełatwa lektura. To opowieść o trzech kobietach, które dzieliły lata, pochodzenie i sytuacja życiowa lecz połączyło jedno miejsce.
Trzy kobiety, jedno miejsce
Historia rozpoczyna się jesiennej nocy w 1891 roku, gdy Kristina Andersson topi w rzece dwoje swoich śpiących dzieci. Kobieta zostaje uznana za psychiczne chorą i trafia na wyspę w archipelagu Turku, gdzie mieści się szpital psychiatryczny. Czterdzieści lat później do tego samego miejsca zostaje przysłana siedemnastoletnia dziewczyna Elli Curten. Obie kobiety trafiają pod opiekę Sigrid Friman.
Dzieciobójczyni
Historia została opowiedziana narracją trzecioosobową i podzielona na trzy części. Pierwsza część opowiada losy Kristiny, która wychowała się w niezamożnej rodzinie. Jako młoda dziewczyna doświadczyła niezrozumienia ze strony rodziny oraz otoczenia. Związała się z mężczyzną, który wybrał ucieczkę bo zabrakło mu odwagi, aby stawić czoło problemom, pozostawiając na barkach żony dwójkę dzieci i dom. Sytuacja, w której znalazła się młoda kobieta popchnęły ją do czynu dzieciobójstwa. Autorka przedstawiając opowieść Kristiny zmusza czytelnika do zastanowienia się, kto w tej sytuacji ponosi winę za ten niewyobrażalny czyn. Wyłącznie Kristina, czy też obojętne na los młodej matki społeczeństwo i rodzina?
Szaleńczo zakochana
Zupełnie inną historię przedstawia druga część „Wyspy dusz”. Elli to młoda dziewczyna, która w 1934 roku trafia do szpitala z bogatą kartoteką policyjną na swoim koncie. W przeciwieństwie do Kristiny Elli wywodzi się z mieszczańskiej rodziny, lecz od zawsze pragnęła od życia czegoś więcej , niż egzystencja w rodzinnym domu. Elli ucieka z domu i zostaje wplątana w karuzelę przestępstw w następstwie czego trafiła do więzienia. Jednak dzięki temu dziewczyna otrzymała nareszcie to o czym marzyła – sławę, gdyż stanowiła atrakcję dla pismaków. Autorka i w tym przypadku przybliża czytelnikowi przeszłość bohaterki, która nie została namalowana kolorowymi barwami, lecz przepełnia ją niezrozumienie, osąd, zdrada oraz kłamstwa. Jej postać wzbudziła we mnie mieszane uczucia, ale z każdym następnym rozdziałem, gdy zagłębiałam się w jej przeszłość, rozumiałam ją coraz lepiej.
Azyl czy więzienie?
Wyspa obłąkanych to więzienie i azyl w jednym. Autorka w umiejętny sposób nakreśliła to co działo się w głowie bohaterek - ich lęki oraz pragnienia. Ich zmagania z codziennością w osamotnieniu oraz z demonami przeszłości. Kobiety wielokrotnie biły się z myślami i nie dopuszczały do siebie myśli, że są chore i potrzebują pomocy. W miejscu tym jest więcej smutku i mroku niż ciepła i uczucia. Przez to, że Holmstrom ukazuje to co dzieje się w głowach obłąkanych kobiet historia momentami zwalnia i staje się lekko nużąca, by po paru stronach zaskoczyć czytelnika wydarzeniami z przeszłości.
Podsumowanie
„Wyspa dusz” to historia o kobietach obłąkanych, których domem stała się odcięta od świata zewnętrznego oraz złych wspomnień i ludzi wyspa. Opowieść o kobietach wzrusza, ale także momentami przytłacza przykrą wizją obłąkanego świata bohaterek. Tak naprawdę sednem historii nie jest przedstawienie życia w odosobnieniu, lecz ukazanie rzeczy i wydarzeń które wpłynęły na umysł młodych bohaterek. Autorka poruszyła temat macierzyństwa, braku współczucia oraz widocznej niesprawiedliwości wobec kobiet w tamtym czasie, gdzie nawet za gwałt winą obarczano pokrzywdzoną kobietę. Czy więc warto sięgnąć po tę pozycję? Uważam, że tak.
https://www.mowmikate.pl/2018/11/wyspa-dusz-johanna-holmstrom-recenzja.html