Nagła śmierć żony oznacza dla Michaela Noonana, autora poczytnych książek, koniec kariery pisarskiej. Walcząc z twórczą niemocą, w poszukiwaniu natchnienia wraca do miejsca, gdzie spędził z żoną wiele szczęśliwych dni - do starego domu nad jeziorem. Nie jest mu jednak dane zaznać spokoju, którego tak bardzo porzebuje: wbrew swojej woli zostaje wplątany w konflikt podsycany przez tajemnicze siły, gnieżdżące się w wiekowej budowli. Stawką zażartej walki jest ludzkie życie, szczęście, a także spokój tych, którzy już odeszli.
Wydawnictwo: Albatros
Data wydania: 2015-10-02
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 608
Tytuł oryginału: Bag of bones
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Krzysztof Sokołowski
Uwielbiam styl autora! Czasem po prostu tęsknię do miejsc, które wspaniale opisuje, do klimatu małego miasteczka. Interesujący bohater. W tej książce wszystko gra.
Bardzo długie wprowadzenie- właściwa historia i jakakolwiek akcja zaczyna się dopiero po około 100 stronach. Potem sprawy toczą się dość wolno, ale już zdecydowanie bardziej interesująco. Myślę, że charakter zła ukazanego w powieści wręcz wymusza powolny rozwój wypadków, a o wiele szybsze tempo, zaszkodziłoby fabule. Niemniej jednak są fragmenty, które u mnie wywoływały silną senność i miałam wrażenie, że zostały wprowadzone tylko po to, żeby zwiększyć objętość książki.
Na plus na pewno zapisuję ogrom odniesień do kultury (muzyki, literatury czy filmu).
Ostatecznie takie wydanie Kinga jest totalnie nie dla mnie- za mało akcji, za dużo dłużyzn, za dużo dziwnych snów (mnie samą męczą nocami, więc czytanie o takowych mnie męczy). Sama historia... gdyby napisał to ktoś, kto nie jest żywą legendą literatury, to powiedziałabym, że historia nie jest odkrywcza. Nie pasuje mi też to, co główny bohater zrobił z tytułowym workiem kości.
Spoiler:
Gdybym była duchem, o wiele bardziej wkurzyłabym się na bohatera, gdyby zniszczył moje szczątki, tym samym dopełniając dzieła oprawców- w końcu teraz już w ogóle nie ma szans na to, że szczątki zostaną godnie pochowane, a oprawcy zostaną choćby pośmiertnie osądzeni przez społeczeństwo za to, co zrobili. Liczyłam na to, że nasz bohater pochowa worek kości i postawi ofiarom choć symboliczny grób.
Michael traci zone w wyniku niewyjasnionych zdarzen.Kobieta umiera nagle na parkingu .Po jej smierci mezczyzna nie moze sobie poradzic ze strata i popada w lekka paranoje.Po latach chcac stawic czola przeszlosci Michael jedzie do ich dawnego domu i tu dopiero przeszlosc daje znac o sobie z jeszcze wieksza sila.Ksiazka ok.mialam wieksze oczekiwania co do niej ,no coz troche sie zawiodlam.
Stephen King na zawsze zapisze się na kartach literackiej historii. Jego twory to przepełnione emocjami PASMANTERIE JO. Czytając Worek Kości potrafiłam unieść brwi ze zdziwienia, a chwilę później poczuć zimny dreszcz wzdłuż kręgosłupa kiedy kątem oka widziałam obserwujący mnie cień. Mnogość szczegółowych opisów potrafi znużyć (taki już urok Króla), mimo to sama fabuła jest tak wciągająca, że książka towarzyszyła mi przez kilka dobrych, nieprzespanych nocy.
Niezmiennie mnie irytuje zaszufladkowanie Stephena Kinga jako twórcę horrorów. W jego twórczości zjawiska nadprzyrodzone są tylko pretekstem (pewnie dla większej poczytności) do przedstawienia złożonego portretu psychologicznego postaci, nakreślenia sytuacji społecznej i wielu innych wątków. Tak też jest w przypadku "Worka kości". To złożona powieść, gdzie historia o duchach stanowi jedynie atrakcję mającą przyciągnąć uwagę czytelnika. Mamy wnikliwą analizę sytuacji straty ukochanej osoby, źródeł impulsu pisania, tworzenia i tego, co go stymuluje lub utrudnia, a przede wszystkim doskonały obraz małomiasteczkowej społeczności ze wszystkimi ich "brudnymi", skrywanymi tajemnicami. Rzadko mi się zdarza opuszczać fragmenty książki, ale opis tego, co zdarzyło sie Sarze był tak okrutny, że nie byłam w stanie przeczytać go w całości. Bo najbardziej przerażajace jest to, kiedy potwory to zwykli sąsiedzi, a nie istoty nadprzyrodzone.
"Wierzę w to, że w każdym człowieku jest drugi człowiek, obcy..." napisał Wilfred Leland James na pierwszych stronach swojego emocjonującego wyznania,...
Carrie White jest inna niż jej rówieśnicy. Nie chodzi na prywatki, nie interesują się nią chłopcy, stanowi obiekt kpin i docinków. Matka...
Przeczytane:2022-10-09, Wyzwanie - wybrana przez siebie liczba książek w 2022 roku,
King przyzwyczaił czytelników do pewnego, niezmiennego poziomu swoich tekstów. Nawet, jeśli pomysł okazał się nieco słabszy, czytelnicy byli mu to w stanie wybaczyć, bo czytało się, jak zawsze, znakomicie. Co ciekawe, King publikował zarówno pod własnym nazwiskiem, jak i pod kilkoma pseudonimami. Najbardziej znany z nich to Richard Bachman. Pod tym pseudonimem powstała jedna z moich ulubionych książek pt. „Wielki marsz”. Kiedy przeczytałam blurb na okładce, to początkowo nie mogłam uwierzyć, że komuś udało się napisać książkę o chodzeniu i jeszcze ją wydać. Okazuje się, że jest to możliwe, jeśli człowiek nazywa się S. King. Nawet w chwili, gdy się do tego nie przyznaje. Książka jest naprawdę dobra. King jest mistrzem w swoim gatunku.
Dziś jednak chciałam podzielić się z wrażeniami z jego innej, nieznanej mi wcześniej powieści pt. „Worek kości”. Choć angielki napis na bardzo klimatycznej, utrzymanej w zaledwie kilku barwach okładce głosi: beware the lake, czyli w bardzo wolnym tłumaczeniu strzeżcie się jeziora. Nie wiem, czy był to tytuł angielskiego wydania, czy nie.
Historia, moim zdaniem, jest nieco za bardzo rozciągnięta, choć rozumiem, że to ważne, by główny bohater trafił, po wielu przygodach, we właściwe miejsce i nawiązała kontakty z ludźmi, którzy okażą się potem niezbędni do poprowadzenia całej fabuły. Główny bohater Michael Nooan jest pisarzem, odnoszącym w swoim gatunku spektakularne sukcesy, niezłą sumkę na koncie, nie wliczając w to zaliczek za książki, kilka powieści w zapasie i całkiem wygodne życie, które spędza wraz ze swoją żoną Jo. Po jej tajemniczej i niespodziewanej śmierci, wyjeżdża do miasteczka, gdzie niegdyś obydwoje szczęśliwie spędzali wolny czas, odpoczywając, pływając i po prostu się bawiąc.
Okazuje się również, że miasteczko ma swoją mroczną stronę, a Mike nie jest tam aż tak mile widziany, jak mu się zdawało. Mike zaprzyjaźnia się z młodą wdową Mattie i jej nieletnią córką Kyrą, co wzbudza duże zainteresowanie i niechęć do jego osoby wśród mieszkańców. Mike nie zamierza brać jednak pod uwagę ich zdania, co w późniejszym czasie mocno się na nim zemści, zacieśnia stosunki, pojawia się między nimi uczucie. Kiedy wdowa wpada w tarapaty, robi wszystko, by jej pomóc. Jest świadkiem, który musi zeznawać w sądzie na temat dnia ich pierwszego spotkania, ponieważ to właśnie wtedy opieka nad Kyrą wyrwała się Mattie spod kontroli. Dziecko było narażone na spore niebezpieczeństwo, gdy szło samo, po białej linii, środkiem ulicy. Mike, podczas ratowania praw do opieki nad dzieckiem nowo poznanej kobiety, sam wpada w tarapaty, czego omal nie przypłaca życiem. Wiele osób widziałoby go gdzie indziej, znacznie dalej od ich miasteczka. Mike i mała Kyra nawiązują więź, dzięki której mogą się ze sobą porozumieć, nawet będąc bardzo daleko od siebie. Dom, w którym mieszka pisarz, Śmiech Sary, jest nawiedzony, przepływa w nim zła energia, a magnesy na lodówce układają się w różne słowa, dzwonek na wypchanej głowie łosia zaje się, od czasu do czasu, zupełnie bez powodu dzwonić. Ktoś usilnie prosi go, by udzielił pomocy Kyrze i jej matce. Znaków, że Mike powinien uciec stąd jak najdalej jest jednak znacznie więcej.
Mike się nie poddaje i osiąga w tym przedsięwzięciu niewielki sukces, który jednak zostaje okupiony wieloma ofiarami. Mike poznaje tez historię Sary, od której nazwę wzięła jego posiadłość. Pełno w niej przemocy i śmierci, której niemym świadkiem, przez wiele lat, a nawet wieków, było samo jezioro. Stało się ono epicentrum samych złych zdarzeń. Być może dlatego należało się go strzec.
Mike’a prześladują wspomnienia i tajemnice, które odkrywa dopiero po śmierci zony. Okazuje się, że nie byli ze sobą tak blisko i nie mówili sobie wszystkiego, jak chciałby z początku wierzyć.
Całą ta historia, nieco rozwlekła i nudna na początku, z czasem nabiera tempa, by ostatnie sto stron przebiec w niesamowitym wprost maratonie. Gdyby wspomnienia, których doświadczył Mike, rozwinąć i zrobić z nich cześć większej historii, byłoby znacznie ciekawej.
Ale gdzie mi tam do pouczania Mistrza!
Pod względem stylu i tworzenia zgrabnych postaci, King i tym razem nie zawodzi. Wywiązuje się ze swego zadania po prostu doskonale. Świetnie się to czyta, nawet te fragmenty, które można uznać za nudniejsze. Świetne jest też wyjaśnienie tytułu. Nigdy nie patrzyłam na to w taki sposób.
Polecam wszystkim fanom tego Wielkiego Pisarza oraz tym, którzy nie zdążyli jeszcze zacząć z nim przygody.