Devin Jones, student college'u, zatrudnia się na okres wakacji w lunaparku, by zapomnieć o dziewczynie, która złamała mu serce. Tam jednak zmuszony jest zmierzyć się z czymś dużo straszniejszym: brutalnym morderstwem sprzed lat, losem umierającego dziecka i mrocznymi prawdami o życiu - i tym, co po nim następuje. Wszystko to sprawi, że jego świat już nigdy nie będzie taki sam...
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data wydania: 2013-06-06
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 336
Tytuł oryginału: Joyland
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Wilusz Tomasz
Stephen King "Joyland" ❤️ "Kiedy człowiek ma dwadzieścia jeden lat, życie to mapa drogowa. Dopiero w wieku dwudziestu kilku lat zaczyna podejrzewać, że przez cały czas patrzył na tę mapę odwróconą dołem do góry, jako czterdziestolatek wie to na pewno. Kiedy dobija do sześćdziesiątki, możecie mi wierzyć, jest zagubiony jak cholera." ❤️ Narratorem tej powieści jest główny bohater, który opisuje swoje przeżycia z kilkudziesięciu lat wstecz. Jako 21-letni Devin Jones, student, który zatrudnia się na czas wakacji jako pracownik starego, wesołego miasteczka. Chce nie tylko dorobić, ale przede wszystkim zapomnieć o swojej pierwszej miłości Wendy Keegan, która złamała mu serce.
Nawiązuje nowe znajomości ze stałymi pracownikami Joylandu, studentami Erin i Tomem, gospodynią pensjonatu, umierającym chłopcem i jego matką.
Zaciekawia go historia ducha zamordowanej dziewczyny w Domu Strachów. Prowadzi własne śledztwo. Kto jest zabójcą?
Książka o dojrzewaniu, miłosnych rozterkach, przyjaźni. Świetnie poprowadzone wątki fantastyczne i kryminalne z życiem codziennym.
Bardzo mi się podobało opisanie pracy wesołego miasteczka od podszewki. Ta historia od pierwszej do ostatniej strony sprawiła mi przyjemność. Ujęła, ale też przygnębiła - temat kalectwa i śmierci.
Zaliczam ją do ulubionych lektur! Uwielbiam ten kingowski klimat. ❤️
Kiedy przy ostatniej wizycie w bibliotece zobaczyłam na półce powieść „Joyland” Stephana Kinga bez większego namysłu zgarnęłam ją pod pachę. Dlaczego? Bo uwielbiam twórczość tego pisarza. Przeczytałabym pewnie nawet książkę kucharską, gdyby takową napisał. „Joyland” zapowiada się bardzo ciekawie.
Devin Jones, student college’u, zatrudnia się na okres wakacji w lunaparku, by zapomnieć o dziewczynie, która złamała mu serce. Tam jednak zmuszony jest zmierzyć się z czymś dużo straszniejszym: brutalnym morderstwem sprzed lat, losem umierającego dziecka i mrocznymi prawdami o życiu – i tym, co po nim następuje. Wszystko to sprawi, że jego świat już nigdy nie będzie taki sam...
Devin jest nieco zagubionym młodzieńcem, który nie do końca wie, co chce robić w życiu. A do tego przeżył właśnie wielki zawód miłosny. Szczerze mówiąc nie odczułam, żeby był jakiś taki naprawdę załamany. Może dlatego, że praca w parku rozrywki rzeczywiście sprawiła mu radość. Poznał tu przyjaciół, zaznał też nieco sławy. Nie jest szczególnie odważny ale w sytuacjach kryzysowych staje na wysokości zadania. Taki przeciętny młody chłopak, który mógłby być naszym sąsiadem.
Narrator opowiadający całą historię jest w pierwszej osobie a jest nim główny bohater. Dzięki temu zabiegowi mamy dość ograniczona możliwość postrzegania otaczającego go świata, bo tylko z jego punktu widzenia. Nie wiem jak innym ale mi ułatwiło to wczucie się w klimat powieści. King zastosował jeszcze jeden zabieg. Opowieść jest w formie wspomnień Devina w podeszłym już wieku. Przez to chronologia jest nieco chaotyczna, bo bohater nieraz wspomina późniejsze wydarzenia. Nie ma też takiego dramatyzmu. Opowieść jest snuta jakby z pewnym dystansem do wszystkiego.
Jeżeli ktoś sugerując się opisem z okładki spodziewa się kolejnej powieści grozy to rozczaruje się. To nawet nie jest kryminał. Jak dla mnie jest to nieco senna powieść obyczajowa z nutką kryminalną. Ale za to jaka klimatyczna. Mamy tu wprawdzie trochę duchów, mamy też wątek kryminalny. Jednak ani razu nie wystraszyłam się.
Książka jest naprawdę rewelacyjna. Może to nie jest to, czego się spodziewałam ale nie jestem rozczarowana. Bardzo dobrze się mi ją czytało, Daje nieco do myślenia. Zastanawialiście się czasami jakie tajemnice skrywają wasi współpracownicy? Może czas zacząć?
„Niektórzy ukrywają swoje prawdziwe oblicza... Czasem można poznać, że noszą maski, ale nie zawsze. Nawet ludzie o silnej intuicji mogą dać się nabrać.„
Stephan King, „Joyland”
"Historia to zbiorowe i dziedziczne gówno rodzaju ludzkiego, wielka i stale rosnąca kupa łajna. Dziś stoimy na jej szczycie, ale wkrótce zostaniemy pogrzebani pod sraką następnych pokoleń."
Devin Jones to student, który na okres wakacji zatrudnia się w lunaparku, by zarobić na swoją naukę. Joyland - wspomniany park rozrywki - jest jednak miejscem z wielką przeszłością i tajemnicą. Jak się z czasem okazuje, chłopak oprócz zmagania ze swoim złamanym sercem, będzie musiał się zmierzyć z wychodzącą na wierzch mroczną przeszłością, a także śmiercią.
"Wejdź, jeśli się odważysz."
Historia Devina, napisana jest w postaci wspomnień i sam bohater przedstawia nam swoją historię z przeszłości, którą pamięta mimo upływu lat i wie, że nie zapomni jej już nigdy, bowiem takie rzeczy zdarzają się dość rzadko, o ile w ogóle.
Główny bohater jest zwykłym chłopakiem nie wyróżniającym się niczym nadzwyczajnym. Bardzo łatwo jest go polubić ( przynajmniej ja tak miałam ) bo zdecydowanie nie należy to typu irytujących bohaterów. Chłopak posiada dobre serce, które pokaże nie raz na kartach przedstawionej historii. Dodatkowo jest sympatyczny, z poczuciem humoru. Dzięki tak dobremu przedstawieniu bohatera przez autora, mogłam skupić się tylko i wyłącznie na nim, śledząc jego losy z zapartym tchem i wielkim zainteresowaniem.
Ogólnie mówiąc całe towarzystwo, w które zostajemy wprowadzeni podczas pracy w lunaparku jest intrygujące. Od prawdziwych kuglarzy i osób, które nie widzą świata poza niesieniem zabawy, po młodzików chwytających się jakiejkolwiek pracy na czas wakacji. Trzeba przyznać, że przy kreowaniu bohaterów autor bardzo się postarał.
Całość określona jest mianem horroru, chociaż jak dla mnie tego horroru w horrorze tyle co nic. Ja osobiście podpisałabym tę książkę pod obyczajówkę z zagadką kryminalną i zjawiskami paranormalnymi bo w końcu Pan King takie uwielbia najbardziej.
Mimo, że gatunek nie zgadza się za bardzo z obietnicą wydawnictwa, ja nie czuje się rozczarowana. Wciągnęłam się całą sobą w losy szarego chłopaka z problemami i z zapartym tchem śledziłam jego dociekanie prawdy, na temat dawno zapomnianego zabójstwa, a przy okazji z wielkim zainteresowaniem przyglądałam się pracy pracowników lunaparku, która nie jest taka kolorowa, gdy stoi się po drugiej stronie lustra, nie jako odwiedzający park rozrywki, ale jako pracownik, który musi mieć na wszystko oko.
Spodobało mi się wprowadzenie żargonu osób pracujących, nadawał całości klimatu.
Akcja nie pędziła na łeb na szyje, a była jednostajna, ale nie nudna, pozwalała skupić się na prowadzonych wątkach, bez niepotrzebnego zagmatwania w głowie.
Pan Stephen tak poprowadził akcję, że ja nie spodziewałam się takiego rozwiązania spraw. Wiele rzeczy mnie zaskoczyło jak i samo zakończenie, którego nie przewidziałam.
"Mogę wam tylko powiedzieć to, co sami wiecie: niektóre dni to skarb. Nie ma ich wiele, ale sądzę, że w życiu każdego jest takich kilka. ...życie nie zawsze jest ustawioną grą. Czasem nagrody są prawdziwe. Czasem są cenne."
Czytając coraz więcej książek Pana Stephena King'a, wiem czego mniej więcej się mogę spodziewać, ale i tak zawsze zostaje zaskoczona. "Joyland" nie jest książka, przy której będziecie się bać wyjść z pokoju itp., owszem w kilku przypadkach możecie czuć psychiczny dyskomfort, ale nie będziecie przerażeni, ponieważ książka zdecydowanie nie straszy. Oczywiście występują w niej zjawiska kochane przez autora, ale są zarysowane w delikatny, a nawet subtelny sposób jak na King'a.
Mimo tego, ja bawiłam się świetnie i wczułam się w całą historię prawie jak bym była jednym z wakacyjnych pracowników. Nie nudziłam się , nie przewidziałam zdarzeń, polubiłam bohaterów i przywiązałam się do nich.
Zaznaczę, że nie jest to książką, którą oznaczę mianem najwspanialszej, ale była bardzo dobra.
Polecam ją dla tych, którzy sięgają po książki tego autora bez zawahania, lubią obyczajówkę w tle z zagadką kryminalną i zjawiskami paranormalnymi.
Nie polecam jeśli oczekujecie horroru zapierającego dech.
Jeżeli sięgacie po tę książkę, by się solidnie przestraszyć, to niestety musicie odłożyć tę książkę na bok. King zabiera nas jedynie w podróż do lat swojej młodości i nie chce nas straszyć. Joyland to powieść obyczajowa z nutą kryminału. Autor sprawnie buduje swoją historię, w której mamy małe i duże wydarzenia, a także te, które zostają w człowieku do samego końca. Co mam na myśli? Tworzenie pięknego i wzruszającego a zarazem strasznego i śmiesznego wycinka ludzkiego życia.
Lato roku 1973, małe miasteczko w Karolinie Północnej. Student Devin Jones rozpoczyna pracę w Joylandzie - parku rozrywki, który cieszy się popularnością wśród klientów. Joyland znany jest także z historii zabójstwa młodej dziewczyny podczas przejazdu Tunelem Strachu, której duch nawiedza to miejsce do dzisiaj. Mordercą jest chłopak, z którym dziewczyna przyjechała do parku, lecz nigdy go nie odnaleziono. Devin wraz z nowo poznanymi przyjaciółmi - uroczą Erin i żartownisiem Tomem zaczynają interesować się sprawą. Lato się już kończy i tylko Devin pozostaje w mieście. Poznaje niepełnosprawnego chłopca z wyjątkowym darem i jego matkę, którzy znacząco zmienią jego życie.
Choć zabrzmi to trochę dziwnie, to nie fabuła w tej książce jest najważniejsza. To sposób opowiadania sprawia, że wsiąkamy w świat Devina. Z każdą stroną jesteśmy coraz bliżej zakończenia. Tę książkę po prostu świetnie się czyta.
Jednak nie wszystko jest kolorowe. Joyland jednej rzeczy miał za mało. Mowa tu oczywiście o stronach książki. Książka ma 336 stron zapisanych sporą czcionką, co jak na książki Kinga (który przyzwyczaja nas to pozycji objętościowo przypominających żelbetonowy kloc) to nie wiele.
Głód na Kinga rośnie z każdą książką, a Joyland tylko go podsyca.
Powiesc napisana w sposob,ktory sprawia,ze czyta sie ja z przyjemnoscia i szybko.Klimatem opowiesci przypomina mi nieco "Zielona Mila".Z tych powodow moglbym wystawic jej 5-ke.Jednak "Joyland" ma powazna wade-bardzo dlugo nie dzieje sie nic konkretnego.A jak w koncu akcja przyspiesza,to rozwiazanie historii jest bardzo przewidywalne.
Stephen King niemal od 40 lat jest jednym z najsłynniejszych, najbardziej poczytnych pisarzy. Doskonale potrafi odnaleźć się w wielu literackich gatunkach m.in. horror, fantasy, science-fiction, kryminał lub powieść obyczajowa. Wiele jego dzieł zostało zekranizowanych i odniosły znaczący sukces. „Joyland” to najnowsza książka autora, która niedawno miała swoją premierę dzięki wydawnictwu Prószyński i S-ka.
Akcja powieści rozgrywa się latem w 1973 roku w tytułowym, amerykańskim parku rozrywki, gdzie poznajemy Devina Jonesa, dwudziestojednoletniego studenta. Na okres wakacji chłopak zatrudnia się w wesołym miasteczku. Nowa posada staje się dla niego początkiem zaskakującej przygody. Nawiązuje bliskie relacje z innymi pracownikami lunaparku, poznaje nieuleczalnie chorego chłopca oraz odkrywa szokujące fakty dotyczące pewnego morderstwa sprzed lat. Już wkrótce nasz bohater przekona się, że czas spędzony w Joylandzie odciśnie na jego umyśle prawdziwe piętno. Dlaczego? Zobaczcie sami.
Mam bardzo mieszane uczucia, co do tej książki. Liczyłam na mocny, przerażający horror, zaś w rzeczywistości dostałam porządną dawkę klasycznej obyczajówki. Nie czuje się przez to jakoś szczególnie zawiedziona, ale mimo wszystko wolałabym już na samym początku wiedzieć, że najnowsze dzieło Stephena klasyfikuje się do nieco lżejszego gatunku. Początkowo gdzieś tam przemyka się krótka wzmianka o tajemniczych wizjach czy duchu zamordowanej dziewczyny, który zamieszkuje tutejszy park rozrywki, lecz w dużej mierze przez dwie trzecie książki czytamy o zawiłych perypetiach młodego studenta o gołębim sercu. King kreuje go jednak w iście mistrzowski sposób, że wszystko wokół przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie. Devin posiada magnetyczną siłę przyciągania. Jest nadzwyczaj naturalny i zarazem niezwykły w tym, co robi. Wspólnie z nim przeżywamy rozczarowanie pierwszą miłością, jesteśmy świadkami mrożących krew w żyłach wydarzeniach oraz z pewną dumą obserwujemy, jak z dnia na dzień ewoluuje jego sposób postrzegania świata. To po prostu człowiek z krwi i kości, z którym chciałoby się iść na piwo i pogadać od serca.
Tło obyczajowe wiedzie tutaj główny prym, jednakże miejscami przebija się także delikatny wątek kryminalny i nadprzyrodzony. Wprawdzie autor potraktował go zbyt po macoszemu, ale mimo wszystko każda scena świetnie ze sobą współgra w jedną, spójną całość. Gawędziarski styl narracji jest typowym atrybutem twórczości Kinga. Na szczęście nie spotkamy zbędnych opisów, czy nużących, długich dygresji. Tym razem mamy do czynienia z krótką i niezwykle treściwą historią, co uważam zdecydowanie na plus. Żywe i autentyczne dialogi przeplatane swoistym żargonem kuglarzy uatrakcyjniają fabułę i napędzają akcję, dzięki czemu książkę czyta się z nieustanym zainteresowaniem. Jednym z wielu atutów są bohaterowie, niezwykle barwni, wyraziści i wiarygodni w swoim zachowaniu. Najbardziej do gustu przypadło mi sensacyjne zakończenie pełne adrenaliny, napięcia i grozy. Szkoda jednak, że dopiero na samej mecie autor pokazał swoje słynne, mroczne oblicze.
Nie żałuje spotkania z „Joyland”. To bardzo wyjątkowa powieść o dorastaniu, cierpieniu, chorobie, ludzkich dylematach i poszukiwaniu swojego jestestwa. Polecam nie tylko fanom Stephena Kinga, lecz wszystkim osobom bez względu na czytelnicze preferencje. ,,Wejdź jeśli się odważysz’’. Zapraszam.
Do sięgnięcia po "Joyland" zachęcił mnie motyw wesołego, a jednak trochę strasznego miasteczka, oraz aura tajemnicy, którą King roztacza w swojej opowieści. Po przeczytaniu z całą pewnością mogę stwierdzić, że pokochałam to miejsce akcji, choć tym razem nie mamy tutaj typowego horroru, a raczej coś pomiędzy thrillerem, obyczajówką i kryminałem z elementami grozy.
Devin Jones, student college'u, zatrudnia się na okres wakacji w lunaparku, by zapomnieć o dziewczynie, która złamała mu serce. Tam jednak zmuszony jest zmierzyć się z czymś dużo straszniejszym: brutalnym morderstwem sprzed lat, losem umierającego dziecka i mrocznymi prawdami o życiu - i tym, co po nim następuje. Wszystko to sprawi, że jego świat już nigdy nie będzie taki sam.
Joyland to tak naprawdę piękna opowieść o miłości i stracie, o dorastaniu i starzeniu się, o ludziach, którym nie dane było doświadczyć ani jednego ani drugiego, to opowieść o poznaniu siebie.
To co bardzo podobało mi się w tej powieści to całkiem dobra zagadka kryminalna, oraz wprowadzenie przez Kinga ciekawego żargonu, który nadaje książce klimatu. Uwielbiam to :) Szczerze polubiłam też głównego bohatera. Tu nie muszę więcej wyjaśniać, bo już nie raz wspominałam, że dla mnie postacie wykreowane przez autora to czyste mistrzostwo.
Może akcja Joylandu nie porywa czytelnika maksymalnie, jednak książkę czyta się lekko i płynnie. Mnie ta opowieść wyciągnęła, trochę wzruszyła i spędziłam przy niej naprawdę przyjemnie czas.
Stephen King udowadnia kolejny raz, że ma wyjątkowy dar snucia fascynujących opowieści, że potrafi nie tylko straszyć, ale również zaczarować czytelnika swoim gawędziarstwem. Polecam szczególnie tym którzy zaczynają dopiero przygodę z literaturą tego autora.
"Kiedy mowa jest o przeszłości, każdy pisze fikcję"
Kolejny bardzo dobry King. Starszy człowiek, po dziewięćdziesiątce, opowiada o swojej pracy w lunaparku w czasie lata roku 1973. Devin Jones, jak wielu amerykańskich studentów, w latach siedemdziesiątych, latem dorabia sobie w Joyland, sprzedając "zabawę", jak nazywa tę pracę właściciel lunaparku. Jednak jak to u Kinga bywa, nie wszystko jest takie zwyczajne, jak na to wygląda. W tym bowiem wesołym miasteczku Dom Strachów skrywa pewną straszną tajemnicę...
Czytało mi się bardzo dobrze, trochę mi zapachniało Koontzem, bo tak jak u niego, świat rzeczywisty zmieszał się z czymś, co nie da się objąć racjonalnym umysłem.
King drobiazgowo, lecz niezwykle ciekawie opisuje zwyczajną pracę w lunaparku, sposoby uruchamiania wszelkich karuzel, tudzież innych samochodzików, różne budki z wszelkiej maści łakociami dla dzieciaków, głośną zabawną muzykę, ogólnie, wszystko jest barwne dumne i szumne. Pewnie większość z nas była kiedyś w jakimś wesołym miasteczku, może nie było ono aż tak duże i atrakcyjne jak to amerykańskie, ale jakieś tam karuzele były.?
Właśnie taki ogląd tych atrakcji i ciężkiej pracy przy nich pokazuje nam Król w swojej książce. Jednak pod tą wesołą powłoką czai się coś dziwnego i niesamowitego, jakieś zło, które absolutnie nie powinno się pojawiać, zwłaszcza w takim miejscu. To wszystko, jest podrasowane szczyptą magii i grozy, radości, tej prawdziwej nieokiełzanej dziecięcej, ale i smutku, kiedy trzeba pożegnać kogoś zbyt wcześnie... Mnie się podobało, nawet bardzo. ?
Devin po rozstaniu z dziewczyna podejmuje prace w lunaparku bo jak sadzi natlok obowiazkow pozwoli mu o niej zapomniec. Okazuje sie ,ze chlopakowi przyjdzie sie zmiezyc z czyms wiecej niz z wlasnymi wspomnieniami o bylej dziewczynie. Wszystko za sprawa morderstwa sprzed lat.Ksiazka nie zachwycila,To chyba pierwsza tak slaba tego autora jak dla mnie.Watek milosny w ktory wepchniety jest watek kryminalny ale tak nieudolnie,ze z powodzeniem mozna by bylo stworzyc z tego nie jedna ale dwie osobne ksiazki.
Bardzo przyjemne się czytało, zajęło mi to praktycznie tylko 2 wieczory.
Andy McGee, zachęcony możliwością szybkiego zarobienia dwustu dolarów, decyduje się uczestniczyć w ryzykownym eksperymencie. Zastrzyk testowanego...
W niedużej miejscowości w Nowej Anglii, ponad pół wieku temu, na małego chłopca bawiącego się żołnierzykami pada cień. Jamie Morton podnosi głowę...