Cztery wilcze szczenięta skuszone nęcącymi zapachami wyruszają na podbój lasu. Pełna tajemnic ciemność, zagadkowa toń jeziora, tęsknota za matką i doskwierający głód - czy wilczki poradzą sobie podczas pełnej niespodzianek wyprawy?
Prawdziwa gratka dla najmłodszych: niepowtarzalne sceny autorstwa mistrza ilustracji i rzeźby Józefa Wilkonia i plastyczny tekst Svenji Herrmann to uczta dla miłośników natury. Charakterystyczne dla artysty obrazy są prawdziwe - nie upiększają i nie idealizują. Poczuj wilczy zew i ruszaj z watahą po przygodę!
Wydawnictwo: Media Rodzina
Data wydania: 2018-10-12
Kategoria: Dla dzieci
ISBN:
Liczba stron: 44
Przeczytane:2019-01-16, Ocena: 4, Przeczytałam, Mam, 52 książki 2019, Przeczytaj tyle, ile masz wzrostu – edycja 2019,
„wilczki” przyciągnęły mnie do siebie trochę już niecodzienną obecnie ilustracją na okładce oraz tytułem uparcie pisanym z małej litery. Zaintrygowała mnie na tyle, że koniecznie chciałam zapoznać się ze stroną artystyczną tej pozycji oraz jej treścią, która, miałam nadzieję, chwyci mnie za serce i okaże się atrakcyjna dla mojej młodszej latorośli (choćby i na później).
Bajka opowiada o rodzeństwie małych wilczków, które pewnej nocy, pod nieobecność swojej mamy opuszczają bezpieczne schronienie i wyruszają na pełną niespodzianek przygodę. Część z nich będzie niepokojąca, część intrygująca, a nasza mała wataha odkryje parę sekretów. Sytuacje są przedstawione w przyjazny i dziecięcy sposób, równocześnie dając nam odczuć ducha natury. Na koniec wilcze dzieci bardzo chcą wrócić do domu, droga się dłuży, odczuwają głód i tęsknią za mamą, która, jak można się domyślić, niespecjalnie była zadowolona ich zniknięciem. Szczęśliwie cała historia dobrze się kończy w czułych objęciach wadery.
Opowieść ta nie buduje jakiegoś większego napięcia i niepokoju, wilczki spotykają tylko raz realne zagrożenie na swej drodze, aczkolwiek nie jest ono pociągnięte dalej i szybciutko mu umykają, nim zagrozi odczuwalnie. Klimat jest raczej spokojny, polega na powolnym odkrywaniu leśnego życia, w czym nietuzinkowe ilustracje świetnie towarzyszą czytelnikowi.
Osobiście miałam mały problem z czytaniem tej bajki. Nie jestem w stanie powiedzieć, na ile wina to tłumaczenia, a samej treści, jednakże brakowało mi płynności w tekście. Był dla mnie bardzo „rwany”. Ilustracja plus tekst, klatka i znów ilustracja plus tekst. Zdania choć poprawnie zbudowane brzmiały dla mnie lekko topornie, nierytmicznie może. Często w trakcie kolejnego zdania wracałam do pierwszego, bo miałam odczucie, że nastąpiło powtórzenie, choć naprawdę go nie ma. Niekomfortowo się z tym czułam i przez to średnio mi się podobało. Winę częściowo może ponosić sposób narracji, nie przywykłam do takiej.
Dopiero za trzecim razem zaczęłam trochę czuć tę opowieść, jej zamysł ze strony literackiej, choć wciąż zbyt mało poetycko i płynnie dla mnie brzmi. Tekst nie zdobył mego serca, ale zachęcił jednak do ponownego czytania. Tematyka generalnie jest w porządku, całe wykonanie również, ale… no właśnie, te małe „ale”. Podoba mi się myśl o samodzielnym opowiadaniu historii, dodawaniu więcej od siebie, naprawdę ilustracje się o to wręcz proszą.
Największym plusem tej pozycji są ilustracje. Pracował nad nimi Józef Wilkoń i stworzył coś poniekąd odmiennego od większości wydawanych książek dla dzieci. Klimat, jaki panuje w tej pozycji jest w pierwszym odczuciu zdecydowanie bury, trochę przygnębiający i stary. Stary dla mnie, ponieważ kojarzę, iż niejedna bajeczka z mego dzieciństwa była obrazowana podobną techniką i utrzymana w takich tonacjach. Będąc dzieckiem odbierałam je zupełnie inaczej, nie miałam negatywnych odczuć i chyba potrafiłam dostrzec w nich więcej życia i barw, niż obecnie. Jako rodzic, raczej po pobieżnym zerknięciu do środka bym się na nią nie skusiła, zaś jako dziecko, hmmm, to kto w sumie wie? Im więcej jednak skupiałam się na obrazach, tym bardziej zaczynały do mnie przemawiać. Mają swój niezaprzeczalny urok, dają okazję do obcowania dziecku z czymś odmiennym niżli w większości pozycji. Zdecydowanie na ogromny plus, takie obcowanie ze sztuką. Perfekcyjnie nadaje się do opowiadania własnymi słowami historii o wilczkach, daje pewne pole do popisu w tej kwestii.
Gdy trzymam tę książkę teraz w rękach, mogę Wam jeszcze napisać, że to solidnie wydana pozycja w bardzo lubianym przeze mnie kwadratowym formacie. Treść zawsze znajduje się na lewej stronie, zaś na prawej mamy ilustrację, z jednym wyjątkiem, gdzie tylko raz obraz jest umieszczony na dwóch stronach. Nie mam jeszcze zdania, czy ta pozycja zadomowi się w naszej dziecięcej biblioteczce na stałe, jednakże ze względu na jej niezaprzeczalne walory artystyczne na razie ją zatrzymam i dam jej czas. Możliwe, że potraktuję ją częściowo, jako album.