Wilki zniknęły tak nagle, jakby rozwiały się w powietrzu, i gdyby nie ślady łap, wyraźnie widoczne na gładkiej powierzchni śniegu, gotowa by uznać ich widok za halucynację.
Komisarz Daniel Laszczak i komisarz Roman Then pracują nad zdekonspirowaniem przestępczej grupy działającej w Bielsku-Białej. Jej szef czeka już w areszcie na rozprawę, jednak dowody, które policjanci zebrali przeciwko niemu, mogą się okazać niewystarczające. Tym bardziej teraz, kiedy jeden z ich głównych świadków został brutalnie zamordowany, a drugi - Una, była kochanka gangstera - zniknął. Co więcej, wszystkie ślady wskazują, że to właśnie Una zamieszana jest w morderstwo - miała motyw oraz okazję do zemsty, kto by z niej nie skorzystał? W dodatku w Wiśle policjanci trafiają na ciało kolejnej ofiary, która przed śmiercią była bestialsko torturowana. Czy zimna, ukrywająca emocje Una naprawdę jest aż tak bezwzględna, aby jeden po drugim pozbywać się tych, którzy jej zagrażają?
Kolejny tom kryminalnego cyklu W Trójkącie Beskidzkim!
Hanna Greń po raz kolejny serwuje czytelnikom ogromną dawkę adrenaliny. Od tej powieści nie sposób się oderwać, zwłaszcza że pełna jest zaskakujących zwrotów akcji. Serdecznie polecam!
Edyta Świętek, pisarka
Górskie miasteczko, surowa zima, krwawe gangsterskie porachunki, dziewczyna w opałach i... wilki. Czujecie ten dreszcz? Czy to nie dość, by rozbudzić Waszą ciekawość?
Anna Klejzerowicz, pisarka
Wydawnictwo: Replika
Data wydania: 2018-01-31
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 352
Jak już zapewne zdążyliście zauważyć, kocham twórczość Hanny Greń. Za jej poczucie humoru, za lekki i przyjemny okraszony strachem styl, za historie pełne niepewności, barwnych bohaterów, adrenalinę i doskonałą intrygę. Nigdy nie wiadomo jak opowieść zakończy się i to mi bardo odpowiada. Nie jest przewidywalna. Potrafi zaskoczyć, wbić w fotel, podnieść ciśnienie i nie tylko. To jedna z nielicznych autorek, które ubóstwiam i po literaturę których chętnie sięgam. Hania zajmuje szczególną półkę, gdzie nie tylko ja, mama, ale też i babcia z przyjemnością do niej zagląda i zatapia się w niezwykłe historie wykreowane przez tę autorkę. I zawsze we trzy niecierpliwie wyczekujemy jej kolejnych powieści.
Komisarz Daniel Laszczak i komisarz Roman Then pracują nad zlikwidowaniem przestępczej grupy działającej w Bielsku- Białej. Szef ich gangu siedzi w areszcie, a zebranie dowodów to tylko kwestia czasu. Niestety szybko do tego nie dojdzie ku niezadowoleniu policjantów. Jeden z ich świadków, który miał zeznawać w sprawie- został brutalnie zamordowany, a drugi - zniknął. Trwają poszukiwania mordercy, w międzyczasie zostaje odnaleziona kolejna ofiara. Czy została zabita przez tą samą osobę? Kto za tym wszystkim stoi?
Niedawno w moje ręce trafiły ,,Wilcze kobiety'' z czego bardzo się cieszę, bo mogłam znowu wejść do świata postaci, które od początku cyklu Wiślańskiego skradły moje serce. Zaczynając opowieść czułam się jakbym witała się ze starymi przyjaciółmi, z którymi od dłuższego czasu nie miałam kontaktu, a teraz na nowo mogę wczytywać się w ich codzienne perypetie. Co się u nich zmieniło, czy przeżyli coś ciekawego, jakie emocje im towarzyszą. I to właśnie uwielbiam w powieściach Hani. Wchodząc do świata bohaterów czujemy jakbyśmy brali czynny udział w ich wspólnym życiu. Dzięki temu są nam bliżsi, możemy się z nimi utożsamiać, a nie patrzeć z boku i w opowieści czuć się nie na miejscu. Gdyby postacie istniały naprawdę chciałabym się z nimi zaprzyjaźnić, poznawać ich przygody, razem się z nimi śmiać i szukać z nimi rozwiązań zagadek.
Co do fabuły powieści od samego początku zostajemy wciągnięci w wir wydarzeń. Trafiamy do szczególnej sceny, a w naszych głowach rodzi się pytanie: kto za tym stoi i jaki miał w tym wszystkim motyw? Autorka wodzi nas za nos, podrzuca mylne tropy tak, byśmy nie dowiedzieli się prawdy. Nieźle potrafi namieszać w głowie. Gdy myślałam, że znalazłam mordercę, autorka zadbała o to by mój typ okazał się mylny. Niczego nie można być pewnym. Ktoś tu dobrze udaje niewinnego.
O czym warto jeszcze wspomnieć? Na pewno o ciekawie poprowadzonych wątkach, które tworzą spójną całość. Idziemy od nitki do kłębka po drodze natrafiając na różne przeszkody, które nie ułatwią nam drogi do szczęśliwego zakończenia. Niektóre wydarzenia szokują, wywołują łzy, złość i chęć uduszenia autorki za takie, a nie inne zdarzenia jakie mają miejsce w książce. Do tego możliwość poznania starych bywalców, których mieliśmy okazję poznać we wcześniejszych tomach, ale też i nowych, którzy wprowadzają do fabuły pikanterię, podgrzewają akcję i zapewniają naprawdę wiele emocji. Humorem najbardziej książki Hani się wyróżniają. Nie tylko bowiem tajemnice i zagadki w książce Hani odnajdziemy, ale też żywe, barwne, ciekawe postacie, których nie sposób nie pokochać całym sercem.
Powieści autorki są idealne na każdą porę. Każdy czytelnik odnajdzie tu coś dla siebie. Ja odnalazłam przyjaźń, miłość, adrenalinę, interesująco poprowadzoną opowieść, wiele tajemnic, emocji i wiele więcej! Dajcie się ponieść wyobraźni i zawitajcie do świata policjantów! Gorąco polecam!
Wilcze kobiety to już czwarty tom cyklu W Trójkącie Beskidzkim, który moim skromnym zdaniem, wypadł najlepiej z wszystkich. Ma mocny i dopracowany w szczegóły wątek kryminalny oraz świetnie nakreślone postaci. Trzeba również zauważyć, że wszystkie opisy, bohaterowie (ci nowi, jak i wcześniej poznani), czy dialogi są przedstawione ciekawie, ale też realnie, co daje, że z łatwością wchodzimy w stworzony przez autorkę świat.
Sporo jest też różnić, biorąc pod uwagę poprzednie książki z cyklu. Tym razem autorka postanowiła wyeksponować męskich bohaterów, czy to głównych, czy pobocznych: policjanci, morderca, skorumpowany policjant, denaci. A kobiety, tym razem, zostały w tle. Wydaje mi się też, że w Wilczych kobietach jest najbardziej brutalnie. Stąd więcej w niej kryminału niż literatury typowo kobiecej. Jednak bez obaw, bo nadal obserwujemy, rozkwitające uczucie między wcześniej poznanymi bohaterami, choć jest tego mniej, dodatkowo pojawiają się nowe zauroczenia. W tym przypadku autorka również zrezygnowała z seryjnego mordercy, w zamian dając przestępców, którzy bez zastanowienia pociągają za spust (bądź używają innego narzędzia zbrodni) i eliminują osoby im „niewygodne”.
Bardzo lubię twórczość Hanny Greń, która stała się jedną z moich ulubionych polskich pisarek. Cenię sobie w jej książkach swobodny styl, dopracowany wątek kryminalny pomieszany z romantycznym, obrazowość, ale też dobry i wyważony humor. Jak również to, że bardzo sprawnie lawiruje między wątkami, a czytelnik bez przeszkód się w nich odnajduje. Jak mało kto potrafi też umiejętnie dawkować informacje i stopniowo podnosić napięcie, tym samym uzyskuje rewelacyjny efekt przy zakończeniu książki, które zawsze(!) jest zaskoczeniem dla czytelnika. Tutaj również sprawdza się stare porzekadło, że najciemniej jest pod latarnią, bo zabójca, jak zwykle czai się gdzieś w pobliżu. A my, choć o tym doskonale wiemy, to nie możemy go wytypować.
Reasumując. Książka potrafi wciągnąć czytelnika od pierwszej strony, a urozmaicona o zaskakujące zwroty akcji powoduje, że czyta się ją z dużym zainteresowaniem i (niestety) bardzo szybko. Co mnie cieszy, to fakt, iż w przygotowaniu jest już kolejny tom serii, co smuci(?), że prawdopodobnie ostatni. Polecam Wiślański cykl wszystkim fanatykom dobrych kryminałów z lekko nakreślonym wątkiem romantycznym.
Jeśli szukacie książki, w której akcja powieści przeprowadzona jest w doskonały, niezanudzający sposób, to dobrze trafiliście. Tutaj nie ma czasu na nudę, gdyż ciągle coś się dzieje i akcja toczy się do przodu. Do tego niebanalne postacie, które albo zyskają waszą sympatię, albo nie.
Komisarze Laszczak i Then próbują odkryć, kto stoi za przestępczą grupą działającą w Bielsku-Białej. Nie mają wystarczających dowodów, by móc przyszpilić jej zatrzymanego szefa. W między czasie zostaje zamordowany ważny świadek, a wszystko wskazuje na to, że za zabójstwem stoi Una, która również jest świadkiem. Tylko czy kobieta, która wykazuje się niezwykłym opanowaniem i strachem byłaby zdolna zabić?
Bohaterowie wykreowani poprzez autorkę są osobami naturalnymi i bardzo realistycznymi. Czytelnik bez problemu może odkryć ich emocje i zagłębić się w ich psychice. Nie są to osoby idealne, bo niektóre z nich choć wydają się normalnymi, to pod maską skrywają całkiem inne osobowości. Ale tak bywa w świecie, w którym każdy rządzi się swoimi prawami. Moją sympatię zdobyła Una, która choć drobna i krucha, to w rzeczywistości wykazywała się niezwykłym opanowaniem i odwagą. Moją niechęć natomiast od samego początku budził Pastor, który od razu wydał mi się człowiekiem fałszywym.
Hanna Greń doskonale dba o fabułę w swojej powieści. W istotny sposób przedstawia nam pracę policjantów i to, że nawet w takim kręgu znajdą się osoby, które są skorumpowane. Niestety, w dzisiejszym świecie nie można ufać każdemu, bo nawet wśród najbliższego otoczenia może znaleźć się ktoś, kto zdradzi. Razem z bohaterami brniemy przez szlak, który ma nas doprowadzić do morderców, którzy są pozbawieni wszelkich skrupułów, bo nie dość, że zabijają to jeszcze okaleczają te ciała w okrutny sposób. Oczywiście, autorka dba o to, byśmy za szybko nie rozwiązali tej zagadki, bo co to za przyjemność, żeby już w pierwszej części książki rozwikłać wszelkie nurtujące nas zagadki. Tutaj autorka to stara nas się naprowadzić na jakiś trop, to znowu wodzi nas za nos. Nie ma problemu z tym, żeby wywołać u czytelników napięcie.
Język autorki bez trudu wprowadza nas w trans czytania, przez co nie mamy ochoty odłożyć książki na bok nawet na chwilkę. Chęć rozwikłania tajemniczych morderstw bierze górę nad całym rzeczywistym światem. Nie brak tutaj również specyficznego poczucia humoru autorki, przez co powieść jeszcze bardziej zyskuje w moich oczach.
Należy zapamiętać jedno, prawda zawsze, prędzej czy później wyjdzie na jaw. Kłamstwo ma krótkie nóżki. Nawet przestępca, któremu wydaje się, że jest nieuchwytny, w końcu zostaje przyłapany i przyjdzie mu zapłacić za wyrządzone krzywdy. Nie sposób nie wspomnieć o okładce, która aż hipnotyzuje wzrok i sprawia, że mamy jeszcze większą ochotę sięgnąć po powieść.
Wilcze kobiety to świetnie poprowadzona fabuła, narastające napięcie i bohaterowie, z którymi aż chce się brnąć do przodu. Ironiczne poczucie humoru i świetny styl, nic tylko zachęcają do przeczytania. Więc i ja pragnę Was do tego zachęcić, gdyż naprawdę warto.
Pani Hanna trzyma poziom cały czas. Kolejny tom z serii i kolejny równie dobry jak poprzednie. Książka nawiązuje do poprzednich więc lepiej czytać w kolejności. Uwielbiam śledczych, którzy prowadzą dochodzenie, podoba mi się, że mają w miarę uporządkowane życie osobiste, które mocno się zazębia z ich pracą. Jest to jednakże zgrabnie połączone. Tu na każdej stronie coś się dzieje, akcja cały czas nabiera tempa i końcówka trochę zaskakuje. Polecam cały cykl a ja szukam kolejnej części.
Rozpracowanie grupy przestępczej jest skomplikowane i trudne, nawet w momencie, gdy zgłaszają się osoby, które chcą zeznawać. Krok do przodu zostaje postawiony, lecz do końca brakuje ich jeszcze wielu. Komisarz Daniel Laszczak i komisarz Roman Then pracują nad tą sprawą, a grupa, którą chcą rozpracować działa w Bielsku-Białej. Szef, który był postrachem wszystkich siedzi w więzieniu, lecz policjanci muszą szybko znaleźć więcej dowodów, takich których nie będzie można podważyć. Jeden z głównych świadków został zamordowany, a drugi zniknął. Una, jako była kochanka gangstera miała zeznawać przeciwko niemu, lecz z jakichś powodów postanowiła uciec, a wszystkie ślady morderstwa pierwszego świadka prowadzą do niej, staje się tym samym podejrzaną. W Wiśle policja odnajduje ciało ofiary i wiadomo, że tuż przed śmiercią osoba ta była torturowana. Czy Una okaże się kobietą zimną jak lód i bezwzględną, nie mającą żadnych granic?
Kolejny raz otrzymałam do przeczytania świetną książkę, gdzie podczas czytania kłębiło się we mnie wiele emocji. To jest niesamowite, że za każdym razem gdy sięgam po kolejny tom, wiem że przepadnę, zamknę się w świecie razem z bohaterami i będę w nim dopóki nie poznam wszystkich sekretów, a przede wszystkim zakończenia. Teraz mam tylko jedno zmartwienie, przede mną pozostał ostatni tom tej serii i naprawdę mi smutno, że będę musiała się rozstać w bohaterami tego cyklu.
W porównaniu z poprzednimi częściami, tym razem było mniej brutalnie, aczkolwiek na zero brutalności nie ma co liczyć. Morderstwa i krew towarzyszyły również, co podczas czytania czyniło, iż włos na rękach się jeżył. Jest to powieść kryminalna, zatem nie mogłoby się obejść bez przemocy i prowadzenia śledztwa, bez poszkodowanych i błędnych tropów. Summa summarum dzieje się na tyle sporo, że nawet nie wiadomo kiedy zostaje się wciągniętym w całą sprawę. Najlepsze podczas czytania jest to, że czytelnik sam staje się w swej wyobraźni detektywem, policjantem, który również próbuje dojść do jakichś wniosków. Analizowałam wszystkie nowe dowody, zachowania bohaterów i koniecznie chciałam być o krok do przodu przed wszystkimi. Czy się udało? Nie za bardzo. Hanna Greń świetnie sobie radzi z wyprowadzeniem w pole wszystkich, i mnie jako czytelnika, jak również komisarzy, którzy sprawę prowadzą. Jednak im daje tą przewagę, że powoli im dawkuje wiedzę, dzięki której kierują się w końcu w dobrym kierunku. A ja byłam na bieżąco, nigdy do przodu.
Uwielbiam tę serię, którą nazwałam cyklem wiślańskim, a tak naprawdę jest to cykl "W Trójkącie Beskidzkim" za to, że dostarcza naprawdę wielu emocji, ale nie tylko za to. Ja po prostu uwielbiam bohaterów tej serii. Nie ważne czy jest to policjant, gangster, ślusarz, rysownik czy jeszcze ktoś inny, każdego zdążyłam polubić i obdarzyć sympatią. Każdemu kibicowałam, aby ułożyło się jak najlepiej w życiu. Oczywiście nie od razu wszystkim zaufałam, autorka powoli ich odkrywała i w każdej nowej książce poświęciła coraz więcej uwagi poszczególnym postaciom, dzięki czemu można było ich poznać. Zatem podsumowując muszę przyznać, że zżyłam się z nimi i stali się gronem przyjaciół, ludzi którzy zostaną jednymi z moich ulubionych bohaterów książkowych.
Została mi do przeczytania ostatnia część i przyznam szczerze, że z chęcią odłożyłabym ją sobie do przeczytania na za jakiś czas, aby za szybko nie skończyć przygody z tą serią. Jednak z drugiej strony jestem bardzo ciekawa co stanie się tym razem, co stworzyła autorka i jakie zakończenie spotka wszystkich przyjaciół, bo tak można śmiało nazwać osoby będące głównymi bohaterami. Czeka na mnie również pierwsza część książki "Mam chusteczkę haftowaną", zaczynająca nowy cykl i z tego co zdążyłam już się dowiedzieć, jest naprawdę świetna.
biblioteczkamoni.blogspot.co.uk
RECENZJA PATRONACKA
Premiera: 30.01.2018
Dla większości z Was jest to najprawdopodobniej mało znany fakt, ale mam ogromną słabość do książek, których akcja toczy się na Górnym Śląsku bądź ogólnie w województwie śląskim. Tak! Patriotyzm lokalny rządzi :) Kiedy więc otrzymałam od Wydawnictwa Replika propozycję rozłożenia swoich patronackich skrzydeł nad najnowszą powieścią Hanny Greń, nie wahałam się ani chwili. Bo po pierwsze, „Wilcze kobiety” to czwarty tom beskidzkiej serii kryminalnej, której bohaterowie urzędują w Bielsku-Białej, Wiśle czy Skoczowie, czyli w lokalizacjach doskonale znanych mi od najmłodszych lat, a po drugie, książka ta reprezentuje mój ulubiony gatunek, a zatem kryminał, w dodatku kryminał wzbogacony o obyczajowe smaczki.
Niekwestionowanym atutem tej powieści jest taka jej konstrukcja, że czytelnik niezaznajomiony z poprzednimi częściami serii może swobodnie oddać się lekturze, nie obawiając się utraty wątków czy dezorientacji wśród poszczególnych postaci. Greń postawiła bowiem na takie poprowadzenie fabuły, aby w stosownych miejscach pojawiły się nawiązania do wypadków czy bohaterów przedstawionych we wcześniejszych tomach, dając odbiorcom jasny obraz sytuacji.
Na kartach „Wilczych kobiet” wspomniane wyżej Bielsko-Biała pod rękę z Wisłą współpracuje solidarnie przy rozbiciu gangsterskiego biznesu, a dzieje się to za sprawą trójki doświadczonych policjantów, znanych doskonale z wcześniejszych części serii „W trójkącie beskidzkim”, zwanej też „serią wiślańską”: Konrada Procnera, Daniela „Wolverina” Laszczaka oraz Romana Thena. Panowie są gliniarzami z krwi i kości, prawymi i nieustraszonymi twardzielami, mającymi oparcie we wspierających ich z pełnym oddaniem kobietach – żonach, narzeczonych, partnerkach. A skoro już o kobietach mowa, to właśnie one są według mnie najmocniejszą stroną powieści. Postacie kobiece wykreowane przez beskidzką autorkę są charakterne, pełne pasji oraz doskonale wiedzą czego chcą, nawet jeśli ich przeszłość naznaczona jest cierpieniem i zawiedzionymi nadziejami. A ich nietuzinkowe imiona, Unisława czy Petronela, w uroczy sposób są oswajane za sprawą przyjemnych i nowoczesnych skrótów. Bo czyż Una czy Petra nie brzmią intrygująco?
Z kolei żeby nie wchodzić zbyt szczegółowo w intrygę kryminalną powiem wam tylko, że zbrodnie u Hanny Greń są krwawe, ocierając się o „overkilling”, a mordercy cechują się wyjątkowym okrucieństwem i psychopatyczną aktywnością, napędzaną żądzą zemsty. Ponadto, autorka pokusiła się w tym tomie o odważne zaprezentowanie perwersyjnych relacji, a raczej dewiacji, spajających ludzi istotnych dla sprawy, a absolutnie karygodnych z perspektywy wymiaru sprawiedliwości i szeroko rozumianej sprawiedliwości społecznej czy etyki jako takiej.
Powieść pisana jest językiem nieskomplikowanym, acz barwnym i bardzo swojskim, naznaczonym regionalizmami i pozbawionym wydumanej emfazy, co sprawia, że lektura biegnie szybko i bezproblemowo. Autorka opanowała do perfekcji umiejętność zwodzenia czytelnika i pozostawiania go w osłupieniu, zwłaszcza jeśli rzecz tyczy się losów ulubionych bohaterów – Pani Haniu, pani wie, o które sceny mi chodzi ;)
Zachęcam Was serdecznie do zapoznania się z perypetiami beskidzkich śledczych, a sama już czekam na tom piąty ich poczynań, nad którym autorka aktualnie pracuje. Wydaje się, że otwiera się przed nimi świetlana przyszłość w nowych strukturach organów ścigania, jednak czy lokalne piekiełko pozwoli im o sobie zapomnieć? Zobaczymy mam nadzieję niebawem.
W TRÓJKĄCIE BESKIDZKIM Mroczne powieści pełne zbrodni i tajemnic wywodzących się z ciemnej strony ludzkiej natury. Dwudziestoletnia Beata Szymanowska...
Wilki zniknęły tak nagle, jakby rozwiały się w powietrzu, i gdyby nie ślady łap, wyraźnie widoczne na gładkiej powierzchni śniegu, gotowa by uznać ich...
Przeczytane:2018-02-08, Ocena: 6, Przeczytałem, 52 książki 2018, Przeczytaj tyle, ile masz wzrostu, Recenzyjne, Posiadam, Polecam, Wyzwanie - wybrana przez siebie liczba książek w 2018 roku,
„Wilcze kobiety” Hanny Greń to już czwarty tom wiślańskiego cyklu, który swoją premierę miał zaledwie kilka dni temu tj. 30 stycznia br. Po „Wilcze kobiety” sięgnęłam z wypiekami na twarzy i podekscytowanym drżeniem serca, zwłaszcza, że byłam świeżo po lekturze trzeciego tomu, który otulił mnie ciemnością i niedosytem tak mocno, że nie było innego wyjścia.
Wilki zniknęły tak nagle, jakby rozwiały się w powietrzu, i gdyby nie ślady łap, wyraźnie widoczne na gładkiej powierzchni śniegu, gotowa by uznać ich widok za halucynację.
Komisarz Daniel Laszczak i komisarz Roman Then pracują nad zdekonspirowaniem przestępczej grupy działającej w Bielsku-Białej. Jej szef czeka już w areszcie na rozprawę, jednak dowody, które policjanci zebrali przeciwko niemu, mogą się okazać niewystarczające. Tym bardziej teraz, kiedy jeden z ich głównych świadków został brutalnie zamordowany, a drugi – Una, była kochanka gangstera – zniknął. Co więcej, wszystkie ślady wskazują, że to właśnie Una zamieszana jest w morderstwo – miała motyw oraz okazję do zemsty, kto by z niej nie skorzystał? W dodatku w Wiśle policjanci trafiają na ciało kolejnej ofiary, która przed śmiercią była bestialsko torturowana. Czy zimna, ukrywająca emocje Una naprawdę jest aż tak bezwzględna, aby jeden po drugim pozbywać się tych, którzy jej zagrażają?
Kolejny tom kryminalnego cyklu W Trójkącie Beskidzkim!
„Wilcze kobiety” podobnie jak poprzedni tom, zachwycił mnie kunsztem kryminalnym autorki. Nie miałam czasu na nudę, akcja wartko płynie poprzez szeregi piętrzących się poszlak, śladów i domniemywań. Zasypane śniegiem beskidzkie drogi i brak prądu bynajmniej nie ułatwiają pracy policjantom, a wiele niewiadomych, które autorka zmyślenie poutykała w fabule tworzą fascynującą historię, którą z żalem odkłada się, gdy sen morzy powieki ze zmęczenia.
Napięcie wywoływane coraz to nowymi faktami i zdarzeniami sprawiło, że we śnie krążyłam po ośnieżonym lesie, w którym pojawiły się wilki. Powiem Wam, że tak jak dużo czytam, tak rzadko zdarza mi się przeniesienie fabuły do moich snów, jednak tym razem moja podświadomość dążyła do odkrycia prawdy, nawet kiedy ja nie miałam już na to siły.
„Wilcze kobiety” prócz świetnie skonstruowanej fabuły kryminalnej, ogromu emocji i wrażeń, poszlak, dowodów i mylnych tropów, poruszają też ważne kwestie, między innymi problem skorumpowanych policjantów. Odwaga autorki w tej kwestii zasługuje na mój szacunek, bo świat w którym nam przyszło żyć zamiata problemy zwykle pod dywan i wybiela wiele takich „zbłąkanych owieczek” choć powinny one ujrzeć światło dzienne. Cieszę, się że autorka nie boi się pisać o tym, dzięki temu jeszcze bardziej zyskuje w moich oczach.
Hanna Greń w „Wilczych kobietach” nie zapomniała o ironicznym poczuciu humoru, jak też o wyciszaniu emocji czytelnika poruszając wątki dotyczące prywatnego życia swoich bohaterów. Bardzo mi przypadły do gustu te momenty, już podczas czytania trzeciej części, sprawiły one że bardzo zżyłam się z bohaterami zarówno głównymi jak i pobocznymi.
Ciekawe kreacje postaci zarówno tych dobrych jak i złych, ich psychologiczne profile oraz wiele faktów z ich przeszłości sprawia, że książka jest przesiąknięta autentycznością, aż do szpiku kości. Co dla mnie jest bardzo ważne. Bardzo lubię poznawać osobowość bohaterów, to daje mi możliwość wyrobienia sobie o postaciach mojego własnego zdania. Podążając za ich emocjami mam okazję przeżywać z nimi troski, strach, obawy ale i radość.
Myślę, że jeśli ktoś z Was miał okazję czytać poprzednie części to i w tej zauważy, że kobiety w powieściach Hanny Greń są kobietami silnymi, walecznymi. One nie są idealne, nie mają nadludzkiej siły. One mają po prostu charakter, noszą w sobie siłę, która pozwala im wstać i iść dalej, nawet jesli wcześniej milion razy upadały pod ciężarem upokorzenia czy strachu.
W tej części moją uwagę przykuła - Una - bardzo mi się spodobała. Zwłaszcza to w jaki sposób przetrwała trzy lata piekła na ziemi. No ale nie będę Wam tu zdradzać szczegółów. Sami przeczytacie - sami się przekonacie!
„Wilcze kobiety” zaprowadzą Was na manowce nie jeden raz, pewne tropy będą się przeplatały, wodziły Was za nos, będziecie szczękać zębami z emocji i z zimna podczas poszlakowej zawiei, jaką autorka wprowadziła na karty tej powieści. Narastające napięcie i jego minimalne spadki będą Was męczyć do ostatnich stron. I gwarantuję Wam, że na koniec będziecie ze złości tupać nogami z obawy, że zło nie zostanie ukarane…
Jeśli sięgając po kryminały szukacie adrenaliny, dobrych dialogów, świetnie ujętych relacji międzyludzkich, porządnej intrygi i całego ogromu niewyjaśnionych sprawa także ironicznej dawki humoru i autentyczności świata policyjno – kryminalnego z odrobiną szarej codzienności, to moim zdaniem, koniecznie powinniście sięgnąć po „Wilcze kobiety”.
„Wilcze kobiety” Hanny Greń sprawiły, że nie mam dosyć…
Nie mam pojęcia, czy będzie ciąg dalszy?
Tymczasem z ogromną przyjemnością nadrobię lekturę pierwszego tomu, a potem drugiego, jeśli mi się uda go zdobyć.
z bloga: http://przeczytajka.blogspot.com/