Lato 1986 roku jest wyjątkowo upalne. Leniwy spokój sennej miejscowości letniskowej zakłóca tylko grupka hippisów protestujących przeciw budowie elektrowni jądrowej. Wszystko się zmienia, kiedy pewnego poranka na torach kolejowych odkryte zostają zwłoki młodej dziewczyny. Nikt nie wie, kim jest i skąd się wzięła.
Młody proboszcz, który znalazł ciało, nie może przestać myśleć o zbrodni. Jego poprzednicy znikali z miasteczka w niejasnych okolicznościach, ale kiedy próbuje się czegoś o nich dowiedzieć, trafia na ścianę milczenia. Czyżby pogłoski o przeklętej parafii miały w sobie ziarno prawdy? Kto postawił przed laty krzyż przy torach i dlaczego zostawia przy nim świeże kwiaty?
Śledztwo, które prowadzi wezwany do Rokitnicy kapitan Witczak, idzie dość opornie. Miejscowi niechętnie dzielą się tajemnicami, nie chcą wywoływać duchów przeszłości.
Wierzą, że zło nadejdzie ze wschodu. Ale to nieprawda - ono już tu jest...
Wydawnictwo: Czarne
Data wydania: 2017-06-14
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 400
Anna Kańtoch to rzeczywiście jedna pisarek z młodszego pokolenia, na której książki się czeka. Jedna z nich pt. „Wiara” jakiś czas temu trafiła do moich rąk. Niewiele można mieć tej książce do zarzucenia. Oładka jest bardzo klimatyczna i dobrze oddaje to, co znajduje się w środku. Tytuł odnosi się do tego, o czym jest treść książki. I można tylko żałować, że ta opowieść, snuta naprawdę w powolnym rytmie, nie jest o wiele wiele dłuższa. Autorka w swojej historii przedstawia, w bardo malowniczy sposób, mieszkańców pewnej wsi, Rokitnicy. Trafiamy tam wraz z nowym księdzem, Jerzym Marczewskim, który ma objąć parafię po swoimi poprzedniku. Zarówno czytelnik, jak i ksiądz od razu dostrzega pewne rzeczy, bo po prostu rzucają się one w oczy. Mieszkańcy, jak to bywa w takich miejscach, znają się od wielu lat, a często nawet od wielu pokoleń, wiedzą, która krowa należy do którego sąsiada, kto kogo dzisiaj i w inne dni odwiedzał, kto pije, a nawet kim byli księża rezydujący w miasteczkowej parafii. W Rokitnicy nic nie jest w stanie ujść ich uwagi. A mimo to dzieje się tam wiele rzeczy, których nie wyjaśnia nawet opowiedziana przez autorkę historia. Młody ksiądz, na co dzień mieszkający w wikarówce, który mimo świetnego kontaktu z dziećmi i młodzieżą, wspaniale odprawianych mszy, podpada proboszczowi, ponieważ ma w zwyczaju znikać na wiele godzin i nikt nie wie, gdzie może on przebywać. Tak jak to bywa na wsiach. Z jednej strony ludzie znają się, jak łyse konie. A z drugiej niemal każdy chowa w swej duszy mroczny albo niebezpieczny dla innych sekret.
W tle pojawia się też wątek ekologiczny. Akcja opowieści dzieje się niedługo po wychucha w Czarnobylu, a niedaleko wsi ma powstać elektrownia, co – jak łatwo się domyślić – nie podoba się mieszkańcom. Boją się, że stanie się z nimi to samo, co stało się z ludźmi w osławionym już mieście.
Dużą rolę w całej tej historii odgrywa również religia. Jest ona, można tak powiedzieć, motorem wielu przeszłych i teraźniejszych zdarzeń. Wiara kierowała działaniami pierwszego księdza, który zginął na skutek nieszczęśliwego wypadku. Wiara kierowała również poprzednikiem księdza Jerzego Marczewskiego. I to również wiara pcha księdza Jerzego do podjęcia niektórych, nie zawsze zgodnych z sumieniem działań.
Czasem działania księdza pokrywają się z działaniami milicji, a czasem każde z nich idzie własną drogą. Rokitnica to nie spokojna wieś, o której pisał niegdyś Kochanowski, ale wieś, gdzie ludzie mają przed sobą przykre i straszne zarazem tajemnice. To także miejsce, gdzie dochodzi do dwóch morderstw – Marty i Doroty, który na pozór nie związane ze sobą, łączy jednak jedna, bardzo przykra, rodzinna historia. Milicja w obsadzie: Jan Synowiec, Hanna, Witczak oraz Waśkowiak, częściowo, jak dwoje pierwszych, wywodziło się ze wsi, lub miało tam krewnych, częściowo, została wezwana na miejsce, by rozwikłać sprawę morderstwa. Kluczyli i wiele razy mylili trop, ale w końcu udało im się rozwiązać tę zagadkę i złapać mordercę.
Polecam ludziom, którzy lubią dobre powieści oraz kryminały z niebanalną zagadką.
Anna Kańtoch jest jedną z najbardziej obiecujących młodych twórczyń, co przyznało nawet Europejskie Stowarzyszenie Science Fiction, przyznając jej nagrodę. Studiowała Orientalistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim. Później pracowała także w biurze podróży. Obecnie skupia się tylko na pisaniu. Stworzyła wiele cykli i opowiadań. Najbardziej popularny jest ten o Domenicu Jordanie. Pięciokrotnie otrzymała Nagrodę imienia Janusza Zajdla. Otrzymała też Nagrodę Wielkiego Kalibru za powieść Wiara. I Nagrodę Literacką Jerzego Żuławskiego za powieść Czarne.
Jej twórczość została przetłumaczona na język ukraiński i rosyjski i wydana w obu tych krajach. Utwory ukazały się również we Włoszech.
Kolejna moja książka tej autorki po której mogę stwierdzić, że zdecydowanie odpowiada mi pisarstwo pani Kańtoch. Umiejscowienie akcji w PRL, zamknięta społeczność, wciągająca historia, tajemnica z przeszłości, dopracowana fabuła, realistyczne portrety psychologiczne bohaterów i „przyjemny” język to wszystko powoduje, że książkę czyta się z zainteresowaniem. Dodam, że długo nie udało mi się odgadnąć tożsamości mordercy, chyba dopiero przy końcówce książki –co generalnie jest dla mnie jednym z wyznaczników dobrego kryminału.Polecam nie tylko fanom Pani Kańtoch;)
Niewielka miejscowość, w której poza sezonem nie dzieje się nic wielkiego. Zamknięta społeczność, która pilnie strzeże swoich tajemnic sprzed lat.
Bardzo sugestywny obraz prowincji późnego PRL-u: zacofanej, niby religijnej lecz pełnej przesądów i zabobonów, gdzie wizja jakiejkolwiek zmiany wywołuje lęk i sprzeciw.Ciekawe postacie głównych bohaterów, którzy także mają swoje małe, skrzętnie strzeżone tajemnice.
Kolejna powieść Anny Kańtoch już za mną. Chociaż liczy sobie 400 stron, nie zdążyłam się zmęczyć lekturą. Nie było na to czasu, ponieważ fabuła wciąż motywuje do czytania, aby jak najszybciej dowiedzieć się, co i dlaczego wydarzyło się w niewielkiej Rokitnicy.
Akcja powieści rozgrywa się w 1986 roku. Mieszkańcy Rokitnicy żyją budową elektrowni, trwającą tuż obok ich domów. Wkrótce jednak temat ten nie będzie jedynym sensacyjnym wątkiem roztrząsanym przez ludzi. Pewnego dnia proboszcz parafii natrafia na zwłoki młodej kobiety pozostawione na torach kolejowych. Nikt nie wie kim była dziewczyna, ani skąd przyjechała. Rozpoczęte śledztwo idzie opornie, bo ludzie nabrali wody w usta, jakby się zmówili. Proboszcz objął parafię niedawno, ale słyszał tu i ówdzie plotki o „przeklętej parafii”. Problem w tym, że mieszkańcy nie ufają mu i nie chcą z nim rozmawiać, kiedy próbuje dowiedzieć się czegoś o swoich poprzednikach. Kapitan Witczak, przysłany do Rokitnicy z Bielska, prowadzi śledztwo najlepiej, jak potrafi. Jemu również wszyscy wokół rzucają kłody pod nogi. Sprawa komplikuje się, kiedy zostają znalezione drugie zwłoki…
Nie jest to typowy kryminał, w którym idziemy po nitce do kłębka. Nie sposób tu przewidzieć rozwoju wypadków, ponieważ autorka postarała się nie tylko o mroczny i przytłaczający klimat, ale także o całkowite zmylenie wszelkich tropów. Na pocieszenie mogę Wam jednak zdradzić, że nie tylko czytelnik jest bezradny. Śledczym również ta sprawa nie idzie… Wątków i poszlak jest jednak na tyle dużo, że jest nad czym myśleć.
Pióro Anny Kańtoch niezwykle przypadło mi do gustu. Mam nadzieję w niedługim czasie przeczytać również „Pokutę” i już nie mogę doczekać się chwili, w której poznam kolejną fabułę powstałą w umyśle pisarki. Rewelacyjnie odwzorowany klimat PRL-u, świetnie zarysowane postaci i wątki psychologiczne, z naciskiem na analizę konsekwencji ludzkich decyzji. Dobrze się to czytało i z czystym sumieniem polecam.
We wrześniu 1986 roku brutalne morderstwo wstrząsnęło niewielką nadmorską miejscowością. Na plaży znaleziono zwłoki młodej dziewczyny, Reginy Wieczorek...
Rok 1955. W lesie odnaleziona zostaje sześcioletnia Marysia, która zaginęła tydzień wcześniej. Na odzieży i ciele ma plamy zaschniętej krwi. Jak dziewczynce...