Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Data wydania: 2012 (data przybliżona)
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 290
Mało kto wie, że Władysław Stanisław Reymont, jeden z ważniejszych twórców realizmu, ma w swoim dorobku powieść grozy. Powieść przesiąkniętą oniryzmem i niepokojem. Gdzie roi się od symboli dobra oraz zła, ale która stanowi odbicie Londynu, który poznał autor, gdy odwiedził go w 1894 roku, by uczestniczyć w Zjeździe Towarzystwa Teozoficznego. Kolejną inspiracją dla tak niecodziennej w jego dorobku powieści były seanse spirytystyczne, w których uczestniczył jako medium. Świat spirytystów oraz zachwiania rzeczywistości był więc mu bliższy, niż zapewne większość z Was mogła sądzić.
Głównym bohaterem powieści jest Zenon — polski pisarz, który opuścił ojczyznę i zdecydował się żyć w Londynie. Wiedzie on typowy żywot człowieka dobrze urodzonego, gdzie wolny czas spędza na spotkaniach towarzyskich lub spacerach z narzeczoną. Do czasu. Pewnego dnia zgadza się uczestniczyć w seansie spirytystycznym i od tego dnia nic nie wygląd już tak samo. Doświadcza bowiem halucynacji oraz rozdwojenia jaźni, a jakby tego było mało — spotyka swoją zgubę, która zdaje się wysysać z niego soki życiowe i niszczyć wszystko, co wcześniej było dla niego ważne. Osobą tą jest Daisy, prawdopodobnie tytułowa bohaterka (choć może i nie). Nie ma ona kłów, nie wysysa krwi i nie śpi w trumnie. Uzależnia jednak swoją osobą. Potrafi podzielić swoje ciało i być w kilku miejscach jednocześnie. Za zwierzaka ma panterę i sama również ją przypomina. Jest tajemnicza i zdaje się być niebezpieczna. Zenon z czasem uzależnia się od jej osoby. Obsesyjnie podąża jej śladem i próbuje odkryć jej sekrety. W świecie sekt i nowych religii próbuje zrozumieć, co jest prawdą, a co jedynie wymysłem mózgu. Stopniowo popada w szaleństwo. Gubi się w labiryncie londyńskich uliczek. Przemierza je dzień i noc, nic później nie pamiętając. Rozdarty jest między anioła, swoją narzeczoną Betsy, oraz diabła, którego utożsamiać możemy z Daisy. Te dwie kobiety stanowią coś na wzór symbolu dobra i zła, które wkradają się do naszego życia. Dobro daje stabilizację i bezpieczeństwo, ale zło pociąga tajemnicą oraz niepokojącym pięknem.
Londyn zasypany jej głosicielami Armii Zbawienia i Wysłanników Kościoła Pogromców Grzechu, a Kościół Trwogi ostrzega przed końcem świata. Obok nich mamy natomiast wyznawców Bafometa, satanizm, spirytyzm oraz okultyzm. Kolejna walka tego, co czyste z tym, co przynieść może zgubę. Miasto ocieka lękiem przed bogiem oraz mistycyzmem. Tworzy to klimat, który oblepia czytelnika i więzi go na granicy snu oraz jawy. Granicy obłędu oraz niepojętej rzeczywistości.
W tekście była tęsknota za ojczyzną, za „strasznym krajem i strasznymi ludźmi", szukanie własnej drogi, a także wątki orientalne. Dużą rolę odgrywała muzyka, która grała w umyśle bohatera i nie dawała mu spokoju. Pełno było dialogów, w których prowadzono filozoficzne dysputy. Była melancholia i była groźba świata zmierzającego ku zagładzie. Młodą Polskę zdecydowanie dało się odczuć na kartach tej powieści i w kontekście akurat tego autora czuję się zmuszona o tym wspomnieć.
Myślałam, że nie lubię się z Reymontem, bo bardzo źle wspominam spotkanie z Chłopami (nigdy nie udało mi się przeczytać całej nawet jesieni, która była moją lekturą), ale teraz widzę, że pochopnie go osądziłam. „Wampir" bowiem jest napisany tak ładnie, że z przyjemnością tonęłam w świecie opisanym przez autora. Polubiłam bohaterów, którzy nie byli płascy i z rozkoszą wsiąkałam w londyńskim świat przepełniony tym, co nadprzyrodzone. Chciałam powieść grozy spod pióra Reymonta traktować z przymrużeniem oka, ale okazało się, że to naprawdę wart uwagi tytuł. Momentami czytelnik gubi się w chaosie jaki wynika z popadania w szaleństwo Zenona, ale niewątpliwie ma to swój urok i może „Wampir" nie znajdzie się na szycie moich ulubieńców grozy, ale jest to powieść warta uwagi. Tym bardziej, że niesie w sobie znacznie więcej niż wspomniałam, ale wszelkie filozoficzne przemyślenia musicie sprowokować sami, bez moich sugestii i dlatego zdradzić już więcej nie mogę.
Kompletnie nieudana powieść Władysława Stanisława Reymonta. Po opisie miałam nadzieję na ciekawą powieść grozy, bądź horror, ale niestety nie jest to dobra książka i trudno mi cokolwiek pozytywnego o niej napisać. Akcja dzieje się w Anglii na początku XX wieku, a głównym bohaterem jest polski emigrant Zenon. Mamy tutaj seansy spirytystyczne, czarną panterę, tajemniczą, rudowłosą piękność Daisy, którą główny bohater jest oczarowany, lewitujące ciała i inne nadprzyrodzone zjawiska. Pomimo tego od pierwszej do ostatniej strony wieje nudą i poza kilkoma fragmentami nic w tej powieści ciekawego się nie dzieje, a jak już się coś zadziało to nie miałam pojęcia czy to rzeczywiste zjawiska, czy jakieś sny, albo wyobrażenia bohaterów. Na dodatek zakończenie jak dla mnie mało satysfakcjonujące.
"Wampir" okazał się dla mnie sporym rozczarowaniem.
Zenon, polski pisarz na stałe mieszkający w Londynie ulegając namowom swoich przyjaciół bierze udział w seansie spirytystycznym. Wówczas poznaje Daisy osobliwą rudowłosą damę, która przybyła prosto z Indii w towarzystwie Mahatmy Guru i czarnej pantery Bagh. To zmienia wszytko w życiu Zenona.
„Wampir” to jedna z tych powieści, którą zawsze chciałam przeczytać, ale nigdy nie znajdowałam na to sposobności. W końcu się udało, co napawa mnie swego rodzaju spełnieniem wynikającym z dobrze wykonanego obowiązku. Jestem fanką „Chłopów' i ich obecność w kanonie lektur nigdy nie napawało mnie jakąś niechęcią, dlatego też gdy tylko zwiedziałam się, że Reymont odwiedził okolice grozy wiedziałam, że muszę tam za nim pobiec. Oczywiście najszczęśliwsza byłą bym gdyby swoje pióro nagiął do opisania grozy płynącej z polskiej ludowości i folkloru, ale widać nie było mu z tym po drodze.
Zamiast tego zapuścił się na wyspy brytyjskie by tam przyglądać się popularnej rozrywce salonowego okultyzmu. Nie dajcie Cię zwieść, że nasz noblista nagle postanowił zostać naśladowcą autorów grozy i całkowicie oddalił się od umiłowanego naturalizmu i realizmu. Wszystkie zjawiska opisane w książce, od nieotwierającego fabułę opisu seansu, po inne dziwne zjawienia nie są wynikiem oderwania od ziemi.
Reymont nie napisał horroru, w którym na przypadkowego człowieka spada paranormalne doświadczenie. Można to tak odebrać patrząc na wprost, ale jeśli tylko zechcecie rozejrzeć się na boki zauważycie, że prawdziwa groza rozgrywa się w sercu bohatera, nie przed jego oczami. Dziwna relacja z Daisy może być interpretowana jako rodzaj opętania, ale opętania miłością do kobiety niedostępnej. Historia jego przyjaciela Joe to nie tyle wynik występnych czarodziejskich knowań co wypadkowa nadwrażliwości i nadmiernego zaangażowania w coś co wymknęło mu się spod kontroli.
Przepraszam, że tak ściągam Was na ziemię, ale byt wiele razy słyszałam, że Reymont w „Wampirze” posunął się do uprawiania taniej groteski i ślepego naśladownictwa literatury niesamowitej. Credo tej powieści jest raczej poczucie wyobcowania niż obcowanie z obcym. Zenon, jego opowieść, geneza tego jak i dlaczego trafił do Londynu, sposób w jaki patrzy na to miejsce, jak je odczuwa i jak ma do niego stosunek to właściwa narracja tej książki. Pomieszanie w jakim znajduje się bohater daje doskonały pretekst ku temu by zamieszać jeszcze bardziej. Tu na arenę wkraczają bardzo plastyczne opisy zjawisk i przeżyć. Jeśli zaczniecie czytać tą powieść zwróćcie uwagę na jej początek. Na sposób w jaki autor opisuje pierwszą scenę, scenę seansu. Jest to groza żywa, prawdziwa, pięknie opisana, każde zdanie pobudza wyobraźnię, ale stety, niestety schodzimy z tego obszaru i coraz mocniej do czytelnika dociera, jakie jest źródło tego wszystkiego.
W tym utworze chyba jest wszystko: miłość z romans, spirytyzm, szatan, a nawet patriotyzm. Trzeba przyznać, że ten koktajl stanowi całkiem smaczne połączenie, najbardziej podoba mi się tajemniczość panny Daisy, pomimo jej ciągłej ingerencji w historię i uczucia postaci.
Reymont w powieści godnej Dostojewskiego. Początek XX wieku, polskie miasteczko gdzieś na południu, kapitalizm powolutku wypiera szlacheckie porządki...
Książka, za którą autor otrzymał literacką Nagrodę Nobla, jest lekturą szkolną. W epickim fresku życia polskiej wsi z przełomu wieków znajdujemy...
Przeczytane:2023-02-14, Ocena: 5, Przeczytałam, Mam, 52 książki 2023, Wyzwanie - wybrana przez siebie liczba książek w 2023 roku, czytam regularnie, Insta challenge. Wyzwanie dla bookstagramerów 2023, Przeczytaj tyle, ile masz wzrostu – edycja 2023, z półki,
Reymonta kojarzy każdy, nie tylko mól książkowy. W końcu powieść Chłopi, za którą otrzymał najwyższe wyróżnienie w dziedzinie literatury, Nagrodę Nobla, nadal jest lekturą szkolną. Ale nie będzie o tej epickiej i monumentalnej czterotomówce.
W moje ręce wpadła – w sumie to nie wpadła, tylko jej poszukiwałam w rozsądnej cenie (i znalazłam) modernistyczna powieść grozy z 1911 roku Wampir. Kto by się spodziewał po autorze Chłopów, Komediantki czy Ziemi obiecanej takiej książki. A tu proszę! Utwór pierwotnie ukazywał się w odcinkach na łamach Kuriera Warszawskiego pod tytułem We mgłach, a powstawał na przestrzeni kilku lat. Dzieło stało się Wampirem po dopisaniu kilku dodatkowych rozdziałów i dopiero wówczas zostało wydane jako książka.
Akcja Wampira rozgrywa się w spowitym posępnymi mgłami Londynie, stolicy ówczesnego świata. Miasta stającego się często schronieniem dla emigrantów i nadzieją dla ludzi spragnionych sukcesu. Miasta pełnego tajemnic, ulicznych kaznodziejów czy hochsztaplerów. Miasta kuszącego poszukujących doznań uczestników seansów spirytystycznych w okresie rozkwitu tychże.
Bohaterem powieści jest polski literat Zenon, emigrant, zaręczony z piękną Betsy. Znalazł się w Londynie na skutek nieszczęśliwej miłości. Namówiony przez przyjaciela postanawia udać się na seans spirytystyczny, na którym poznaje rudowłosą piękność Daisy i… nie może o niej zapomnieć. Na nic ostrzeżenia znajomych, że ta kobieta to zło w czystej postaci. Zauroczenie tajemniczą nieznajomą bierze górę. A Daisy niczym istota z powieści grozy wysysa z Zenona soki życiowe i siły witalne. Przez to mężczyzna czuje się zagubiony i dokonuje coraz częściej złych wyborów. Staje się wyznawcą Szatana/Daisy. Oglądamy jego upadek.
Jak widzicie, nie znajdziecie tu wampirów świecących w słońcu jak u Stephenie Meyer; przystojnych i pociągających jak u Anne Rice czy potwornych jak w Nosferatu (film grozy z 1922 roku). Nic z tych rzeczy, ale klimat jest dość nieprzyjemny. Reymontowski wampir przybrał postać pięknej i kuszącej kobiety, która uzależnia od siebie mężczyzn. Wampir-pasożyt żerujący na słabości swojego żywiciela. Trochę tak, jak dzisiejszy wampir energetyczny, którego nie pozbędziesz się za pomocą czosnku i krucyfiksu, a który skutecznie odbierze energię innym wokoło.
Wampir wciąga czytelnika do swojego świata pełnego tajemniczej i pełnej mistycyzmu atmosfery, gdzie nic nie jest do samego końca jasne; gdzie nie wiadomo czy to jawa, czy sen, hipnoza, halucynacja, a może rozdwojenie jaźni. Nie ma granicy – jest roztarta, zamazana. Czytając, chwilami nie wie się czy to dzieje się faktycznie, czy to projekcja senna, jakaś kolejna wizja. Niesamowita książka, bardzo ciekawa historia. Jestem tylko ciekawa, co czytali ci, którzy napisali, że to – cytuję: „książka o niczym”, „tej książki się nie czyta, ją się męczy”, „po prostu źle napisana”, „zwykła szmira”. Pozwólcie, że nie będę tego komentować.
Wszystko jedno czy lubicie twórczość Reymonta czy nie, po Wampira możecie sięgnąć z czystej ciekawości, bo jest inny i na pewno takiej książki po autorze Chłopów nikt się nie spodziewał. Według mnie ta powieść jest świetna, ale to moje zdanie. Wy wyrobicie sobie własne, jeśli przeczytacie. Zaznaczam jednak, żebyście się nie sugerowali opiniami innych osób i szczerze informuję, że to nie jest łatwa książeczka do chapnięcia na raz lecz pozycja bardziej wymagająca.