Miriam i Tobias prowadzą spokojne życie w Niemczech. Mają piękny dom, ciekawą pracę, dobry samochód, a przede wszystkim nie mogą się nacieszyć najukochańszą córeczką Amelie.
Wiadomość o pracy w Szanghaju przychodzi znienacka. Jak to, przenieść się do Chin? Przeprowadzka do Azji wydaje się być szalonym, ale jakże oryginalnym pomysłem. Przeczytane książki i przewodniki dają im pewność, że nic nie jest takie straszne, jak się wydaje! Na miejscu okazuje się, że tak naprawdę o Chinach nie wiedzieli nic! Zapchane toalety, problemy z chińskimi „złotymi rączkami”, niedziałająca klimatyzacja, oszukujące opiekunki, szaleni taksówkarze, niezrozumiały język – wszystko to spotyka Miriam i Tobiasa, którzy nie sądzili, że nowe miejsce przysporzy im tylu przygód! Autorka, Miriam Collée, przez ponad rok pisała o swoim życiu w Chinach na blogu.
Zebrane materiały posłużyły jej do napisania książki o życiu codziennym w Państwie Środka. Napisana dowcipnie z zacięciem dziennikarskim. Sama śmieje się, że w Chinach przetrwała dzięki poczuciu humoru, miłości i chińskiemu piwu. Niesamowicie zabawna powieść, która przeniesie Was do dalekiej Azji, gdzie poznacie zabawne perypetie Miriam i Tobiasa.
Informacje dodatkowe o W Chinach jedzą księżyc:
Wydawnictwo: Pascal
Data wydania: 2014-03-19
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
978-83-7642-254-1
Liczba stron: 304
Sprawdzam ceny dla ciebie ...
Przeczytane:2024-04-14,
Sięgnąłem po tę książkę mimochodem. Co jakiś czas wracała do mnie, choć w ogóle nie miałem zamiaru jej czytać. Gdy wróciła po raz dziesiąty, uznałem, że to jednak chyba jakieś zrządzenie losu. Już od pierwszych stron ją znielubiłem. Na początku Autorka strasznie dużo narzekała. Z zasady nie lubię narzekaczy, którzy nie potrafią się przystosować do zmieniających się okoliczności. Nie wynika to z jakiegokolwiek uprzedzenia do Niemców, wręcz przeciwnie – bardzo ich lubię za pragmatyzm i rzeczowość. Tutaj jednak owa kobieta nie widziała nic dobrego, w tym, że czeka ją niewypowiedziana przygoda. Rozumiem, że trudno jest przystosować się do życia w środowisku diametralnie odmiennym od tego, w którym się wychowaliśmy. Jednak każdy szanujący się człowiek, zwłaszcza wykształcony, powinien zapoznać się z tym, co może go czekać po drugiej stronie świata. Czytanie naprawdę nie boli, wręcz przeciwnie. W tym przypadku Autorka nie była świadoma aż takiego olbrzymiego kontrastu… i zwyczajnie sobie z niczym nie radziła... Niemniej, jakoś udało mi się przebrnąć przez to pasmo udręk. Na szczęście, później było zdecydowanie lepiej.
Historie, które ją spotykały są naprawdę śmieszne, a zarazem niesamowite. Mnie też nie mieści się w głowie, że w jakimkolwiek miejscu na Ziemi może istnieć szczególny podział pracy. Okazuje się, że Chiny to zupełnie inny świat – dany człowiek przypisany jest tylko do konkretnego zadania. Przykład – pan od wbijania gwoździ, nie może dokręcić śrubki, nawet jeśli to potrafi, aby nie wejść w kompetencje kogoś innego. Tak więc do każdego zadania trzeba znaleźć kogoś, kto się tym zajmuje. Co więcej, każdy przedsiębiorczy Chińczykc, chcąc obniżyć jak najbardziej koszta cudzej pracy, a tym samy zmaksymalizować własny zysk, zatrudnia ludzi, najpewniej spotkanych na chodniku, którzy za niewielką opłatą, zdają się posiadać wszelkie umiejętności, których nabywca zdaje się oczekiwać. Wynik jest łatwy do przewidzenia – mnóstwo partactwa, niechlujstwa, zniszczeń i udręk. Koniec końców wszystko wychodzi drogo, często jest również nerwowo, a drobny remont przeradza się w wielomiesięczne zmagania z narastającymi trudnościami i kolejnymi awariami. Jednak muszę przyznać, że Chińczycy mają ogromne poczucie humoru i są chyba najbardziej niekonwencjonalnym narodem na globie. Jeśli oglądaliście programy o polskich majsterkowiczach-partaczach, wiedzcie, że w Chinach jest zdecydowanie grubiej. Ale o tym musicie przekonać się sami.
W książce pojawiły się również ciężkie problemy, o których Autorka napomniała, a które dotyczą ludzi Zachodu. Doskwierają one głównie osób nie mogących sobie poradzić z „wymiarem” Chin. Chodzi mianowicie o rozpad małżeństw z Europy i Ameryki – najczęściej panowie znajdują sobie piękne, młode i świetnie wykształcone Chinki, z którymi się związują. Co ciekawe, takie kobiety zdecydowanie wolą mężczyzn z Zachodu niż swych rodaków, którzy najczęściej są gorzej wykształceni, niekulturalni lub zdeprawowani (to są słowa samych Chinek, nie mnie to podważać). Pojawiła się również kwestia pijaństwa i uzależnienia od narkotyków, również wynikające z niemożności zaadaptowania się do nowego środowiska, dotykające przedstawicieli obu płci. Kobiety z Zachodu ponadto pędzą tam życie miałkie – udzielają się co prawda charytatywnie, czasem nawet kulturoznawczo, ale wszystko okupują depresją, próbami samobójczymi… To nie wróży najlepiej.
Koniec końców, książkę czytało się naprawdę przyjemnie. To, co z pozoru wydawało się tragedią, przypomina raczej komedię z dużą dozą autokrytycyzmu. Tak – kto by pomyślał, ze Niemcy potrafią się śmiać z siebie samych. A tutaj macie taką możliwość. Podsumowując – to naprawdę fajna, lekka książka, mimo, że momentami może przyprawić o zawrót głowy. Polecam każdemu, komu wydaje się, że już stał się ekspertem w dziedzinie znawstwa Chin.