Layla i Tristan rozumieją się bez słów - jako przyjaciele. Oboje bowiem są w stałych związkach. Tristan przynosi Layli wieczorem do biura jedzenie, porywa w najpiękniejsze zakątki miasta i rzuca w niebo zimne ognie, ponieważ wie, że wiele z marzeń Layli nie znalazło jeszcze spełnienia. Wspólnie przeżywają jedną niezwykłą chwilę za drugą. Czy naprawdę istnieje wielka miłość i doskonałe ulubione momenty? I jaką cenę trzeba zapłacić, aby ich doświadczyć?
Wydawnictwo: Media Rodzina
Data wydania: 2016-05-20
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 352
„Masz w sobie więcej skarbów, niż ci się wydaje. Uczyń każdy moment swoim ulubionym!” str. 132
Layla Desio pracuje jako niezależny fotograf. Na zlecenie pewnej dyskoteki wykonuje dokumentację fotograficzną jednej imprezy, na której poznaje Tristana Wolfa. Pewne jest, że oboje czują do siebie sympatię i przyciąganie. Nic nie stałoby na drodze do szczęścia, gdyby nie fakt, że oboje są w długotrwałych związkach. Postanawiają utrzymać znajomość na stopie przyjacielskiej. Tutaj nasuwa się pytanie zadawane od lat: czy może istnieć przyjaźń między kobietą i mężczyzną?
„Miłość nigdy nie umiera”. Str. 119
Akcja powieści osadzona jest we współczesnym Stuttgarcie, stolicy kraju związkowego Badenii-Wirtembergii. Dzięki plastycznym opisom wspólnie z bohaterami poznajemy tę malowniczą okolicę. Ulubione momenty to historia wydawałoby się, że udanego i statycznego związku Layli i Oscara. Kobieta ma długoletniego partnera, z którym buduje sobie przyszłość. Nagle na jej drodze staje mężczyzna i burzy jej poukładany dotąd świat. Co robić? Dusić się w związku, który powoli się wypala i staje się nudny, a może pójść za głosem serca? Każdy przecież powinien wiedzieć, jak trudno jest się wyzwolić z długoletniego związku i przekreślić wszystko, co dotąd miało miejsce.
Książka mówi o pasji, spełnianiu swoich marzeń i urzeczywistnianiu swojego pragnienia. Uczy, aby walczyć o to i nie dać się ograniczać przez innych. Tęsknocie za tym, co było. Monotonii. Nowej znajomość i fascynacji. Mówi również o poświęceniu dla kochanej osoby, bo jeżeli się kogoś kocha, to zrobi się dla niego wszystko, nawet jeżeli miałoby boleć. Niestety wszystko ma swoją cenę. Właśnie nad tymi tematami czytelnik obejmuje własne stanowisko i zaczyna dogłębną refleksję.
„(…) wszyscy nosimy nasze marzenia ze sobą i tylko od nas zależy, czy pozwolimy im się spełnić, czy niezniszczone zabierzemy do grobu”. Str. 331
Większość osób pomyśli, że to banalna historia miłosna, która zakończy się happy endem. Poniekąd tak się stanie, ale nie do końca. W tej książce na pierwszym planie postawiona została walka o własne marzenia, dopiero później jest romans. Bohaterowie zostali opisani bardzo dobrze, tak, że wydaje się, jakby to byli zwykli ludzie, a nie postaci z książki. Tutaj każdy z nich mierzy się ze swoimi problemami, słabościami i rozterkami. Z każdą kolejną stroną zaczynamy się do nich przyzwyczajać, jednych lubimy, drugich nieco mniej. Layla w trakcie lektury, przechodzi swego rodzaju przemianę – zaczyna dostrzegać piękno w małych rzeczach, cieszyć się chwilą, po prostu zaczyna żyć!
Ta powieść wciągnęła mnie od pierwszej strony. Przez wszystkie kartki dopingowałam głównej bohaterce, aby znalazła to, czego szukała. Na koniec zostałam miło zaskoczona. Opowieść nie jest przerysowana. Autorka posiada lekki styl, przez co doskonale mogłam się wczuć w każdą opisaną sytuację. Często prowokowała mnie do samodzielnego myślenia i wypowiedzenia się na poruszany w danej chwili temat. Ulubione momenty to pełna ciepła, urokliwa historia, w której podstawą nie jest miłość, a walka o własne marzenia. Książka okazała się całkiem przyjemną rozrywką. Myślę, że nie tylko młodzież będzie zadowolona z tej lektury, ale i kobiety w różnym wieku znajdą tutaj coś dla siebie.
Przeczytane:2016-09-18, Przeczytałam,
Czasami wystarczy jedno spojrzenie czy spotkanie, nierzadko będące dziełem przypadku. Subtelne muśnięcie dłoni, wesoły uśmiech czy odrobina serdeczności. Czasami po prostu czujemy, że ta osoba może zostać naszą bratnią duszą i że razem z nią będziemy mieli wiele okazji do kolekcjonowania ulubionych momentów.
Layla i Tristan. Wspaniała para… przyjaciół. Młodzi, energiczni, zakochani w świecie. Świetnie rozumiejący się nawzajem i czerpiący radość ze wspólnie spędzonych chwil. A przede wszystkim zajęci. Ona od wielu lat spotyka się z przystojnym i troskliwym Oliverem. On kocha tajemniczą Helen.
Co się z nimi stanie?
Dlaczego los postawił ich na swojej drodze?
Jak zakończy się ich historia?
Pisząc te słowa uświadamiam sobie, jak banalnie brzmią i jak bardzo ta historia przypomina inne, którymi przesycony jest kobiecy rynek. Przewrotnie muszę jednak przyznać, że ciężko się bardziej pomylić. Książkę czyta się wspaniale. Autorka składnie, prosto i lekko opisuje historie, jaka mogłaby przydarzyć się każdemu z nas. Łatwo się w niej zatracić, niecierpliwie podążając za bohaterami. Szybko można także zatracić sens skupiając się na rzeczach pozornie ważnych. Tymczasem warto na chwilę się zatrzymać i pomyśleć, podelektować się bohaterami i zostawić dla nich trochę miejsca w naszym sercu.
„Okłamuję samą siebie. Wmawiam sobie, że moje wszystkie marzenia się spełniły albo nie były takie ważne. Niełatwo jednak jest się oszukiwać- na dłuższą metę, a przede wszystkim w sytuacji, gdy dawne marzenia nieustannie trzepoczą się w człowieku”.
Pod płaszczykiem banalnej i przyziemnej opowieści skrywa się historia urzekająca i bardzo emocjonalna. Autorka na każdy kroku przypomina nam o prostych elementach, z których składa się nasze życie, a o których tak często zapominamy. Wiele razy odnosiłam wrażenie, że Popescu próbuje nas nakłonić do przemyślenia tego kim jesteśmy i zastanowienia się, czy właśnie tymi osobami chcieliśmy kiedyś być. Nie zmęczyło mnie to bynajmniej. Lubię takie refleksyjne opowieści, zwłaszcza, gdy kryją się w nich proste przekazy i pytania.
„Żyję sobie w swojej przytulnej bańce mydlanej zlepionej z drobnych, ale skutecznych półprawd i wypartych marzeń i niby dlaczego miałabym ją opuszczać?”
Książkowi bohaterzy zdobyli moją sympatię. Polubiłam ich i szanowałam ich decyzje. Życzyłam im jak najlepiej, zastanawiając się, co znajdą na końcu swoich ścieżek, dobrze zdając sobie sprawę z tego, że szczęście o wiele łatwiej zgubić niż powtórnie odnaleźć. Autorka postawiła na drodze czytelnika wspaniałą parę- łatwo ich polubić, a jeszcze łatwiej się z nimi identyfikować. Sylwetki bohaterów są bardzo dobrze dopracowane, ich działania wywołują w nas wiele emocji, a książkowe zwroty akcji skutecznie zatrzymują nas przy książce, mimo że i tak niełatwo się od niej oderwać.
Po lekturze nasunęło mi się kilka pytań. Czym dla mnie jest literatura kobieca? Czego w niej poszukuję? Jaką rolę powinna spełniać? I bez wahania muszę odpowiedzieć, że ja potrzebuję wzruszeń, uniesień, może nawet uronionej łezki. I w tej powieści odnalazłam to, czego szukałam. Od początku łatwo jest wyczuć w tej historii głęboki smutek przesłoniony garścią uśmiechów, próbę zatuszowania poczucia straty, konieczność odnalezienia siebie na nowo i zebrania rozsypanych kawałków wcześniej składających się na pełnię szczęścia.
„Pragnę więcej takich momentów. Chwil, w których świat zatrzymuje się na krótko- i wtedy człowiek ma nadzieję, że tak już będzie zawsze”.
Popescu ujęła mnie swoją opowieścią. Sprawiła, że świetnie się bawiłam, mogłam odetchnąć od nieco cięższych klimatów, a jednak ani przez chwilę nie poczułam, że z tą książką straciłam czas. Dawno nie poznałam tak uroczej pary bohaterów. Serdecznie polecam.