Nowa powieść laureatki Paszportu Polityki
Pierwsza książka Natalii Fiedorczuk Jak pokochać centra handlowe była objawieniem literackim, Ulga będzie wstrząsem. Jej nowa powieść jest jak huragan, który zbiera wszystko po drodze, zostawiając niepokojącą ciszę.
Życie Karoliny pewnie mogło wyglądać inaczej, być może nawet pięknie. Dzisiaj jej pozornie zgodne małżeństwo z jednym dzieckiem wiedzie żywot tyleż stateczny i uporządkowany, co przesycony nudą i niepokojem. I złością. Karolinie ciągle towarzyszy poczucie, że znajduje się w swoim mieszczańskim życiu jakby przypadkiem, jakby niezamierzenie.
Autorka przenikliwie portretuje pokolenie współczesnych trzydziestolatków, z jego pakietem bazowym: deweloperskim kredytem, stresującą pracą i średnio satysfakcjonującym życiem rodzinnym. Normalsi, karierowicze, młode i mniej młode mamuśki - to dystansujące etykiety, to nie o nas, to na pewno nie o mnie. Ale i my, prędzej lub później zakochujemy się, zdradzamy, robimy zakupy w hipermarkecie, zawozimy dzieci do szkoły i odwiedzamy teściów.
Świat opisany przez Fiedorczuk to gra kontrastów: tu miłość miesza się z seksem i przemocą, szczęście idzie w parze z depresją, a cierpienie przynosi ulgę. Rzeczywistość tej mocnej, dojrzałej i pięknej prozy to także lęki i koszmary kryjące się za cienkimi ścianami nowego budownictwa mieszkaniowego. To świat cielesny, somatyczny, dotkliwy, dlatego tak mocno czujemy każde przeczytane słowo. Powieść pochłania czytelnika, a Ulga zaciska się na szyi i chwyta za gardło.
Wydawnictwo: Wielka Litera
Data wydania: 2018-05-23
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 272
Długo po skończeniu „Ulgi” zastanawiałam się, jak mam zabrać się do recenzji książki. W głowie kotłowało się milion myśli, bo najnowsza książka Natalii Fiedorczuk-Cieślak wstrząsnęła mną bardzo, niczym huragan, który zawiera wszystko i zostawia w ciszy.
Zdecydowanie szybciej i łatwiej pisze mi się o książkach, oczywiście którym niczego nie ujmując, zawierają moralizatorskie wątki, są tylko rozrywka na długie jesienne wieczory czy letnie dni. Nie oznacza to od razu, że „Ulga” jest nudna i trudna w odbiorze. Proste i krótkie zdania nadają książce lekkości i sprawiają, że wprost połyka się książkę. Zaczynając powieść nie spodziewałam się jednak tego, jaki ładunek emocjonalny tutaj zastanę.
Główną bohaterkę Karolinę poznajemy, gdy wspomina studenckie czasy w Niemczech. Jej życie mogło wyglądać inaczej. Wolność studencka, zauroczenie Johanem, który nie daje jej nic poza „chciałbym Cię znać”, ten piękny sen rujnuje jeden telefon o matki. Śmierć babki sprawia, że Karolina wraca już na stałe do Polski i wpada w stereotypową rolę, której nie próbuje się wydostać. Z pozoru wiedzie udane życie u boku męża i syna w osiedlowym mieszaniu z ogródkiem. Codziennie jednak ma wrażenie, że nie zrealizowała swoich ambicji, tylko tkwi z już z przyzwyczajenia u boku rodziny. Wiedzie żywot uporządkowany i stateczny a przede wszystkim nudny, przesycony niepokojem i z dnia na dzień przesycony złością. Po marzeniach zostały już tylko wspomnienia. Karolina szukała ucieczki od poczucia winy, od kłopotów rodzinnych, a zwłaszcza od relacji z matką, od poczucia bezsensu. Nie potrafiła także sprzeciwić się przemocy fizycznej w jej własnym domu. Ucieczka objawiała się szaleństwem i depresją, byleby tylko zaznać uczucia ulgi.
Choć główną bohaterką jest Karolina, dopuszczone do głosu są także sąsiadka Alicja, a także przywoływana we wspomnieniach matka Weronika. Ich głosy to wołanie wszystkich krzywdzonych kobiet. „Ulga” doskonale opisuje codzienność, będąca piekłem kobiet. Trwających w destrukcyjnych związkach, robiących zakupy, odwożących dzieci do szkoły, bitych, gwałconych, roniących dziecko. Bohaterki walczą z codziennością, która może wyrażać się poprzez przypaloną zupę, niedopraną bieliznę czy nieposłuszne dziecko. „Ulga” nie odnosi się tylko do pokolenia współczesnych trzydziestolatków, sięga o wiele głębiej, do pokolenia rodziców i dziadków. Wszystkie kobiety łączy jedno – poszukiwanie upragnionej ulgi, która choć na chwilę sprawi, że poczują się lepiej. Robią to na różne sposoby, od popadania w depresję, uzależnienie od leków (Weronika) czy chodzenie na spotkania grup religijnych (Karolina). Wszystkie te sposoby jednak zawodzą, rzeczywistość jest zbyt przytłaczająca. Wtedy wyraźnie widzimy, co dzieje się w momencie, gdy nie można już codzienności dłużej znieść. Opisany świat nie dotyczy tylko osiedla B., on należy do nas wszystkich. Ten świat jest blisko, dotyczy Ciebie, Twojej sąsiadki, koleżanki. Każda z nas trwa w pozornej normalności w różnych rolach.
Swoje 5 minut dostają tutaj instytucję małżeństwa, Kościół oraz opieka medyczna. Gwałt we własnym domu i poronienie, trwanie przy mężu i rezygnacja z własnych marzeń. Znęcanie się psychicznie mężów nieszczęśliwe relacje z rodzinami i nieumiejętność radzenia sobie w roli rodzica. Przejmująca scena w szpitalu ukazuje jak brutalnie traktowane Są kobiety roniące dziecko. Poszukiwanie ukojenia prowadzi Karolinę do wstąpienia do katolickiej grupy religijnej. Wspólnotę autorka portretuje bez ironii, choć w pewnym momencie Karolina zaczyna się zastanawiać, czy liderka na pewno wierzy w wypowiadane modlitwy. Bo przecież jeśli wierzy, to po co proponuje dziewczynie pójcie do psychologa? Modlitwa nie wystarczy?
„Ulga” Natalii Fierorczuk-Cieślak w brutalny sposób portretuje współczesne pokolenie. Przerażające jest to,że nie jest to fikcja, ale w każdej chwili my sami możemy znaleźć się w sytuacji bohaterów. Sąsiadka może być ofiarą przemocy, koleżanka będzie walczyć z depresją, a my będziemy wracać myślami do przeszłości, w której jedyną ulgą była zabawa w trupa. Nie spodziewałam się, że znajdę taką dojrzałość, zupełnie nie byłam przygotowana na fabułę. Ostatnie zdanie nie przyniosło mi ulgi, że mam już książkę za sobą, nareszcie mogę poczytać coś lekkiego. Nie, jestem rozczarowana, że to już koniec! Mimo ze książka jest dojrzała i wstrząsająca, to chciałabym więcej, zwłaszcza po tak świetnym epilogu.
Natalia Fiedorczuk flirtuje z gatunkiem domestic noir. Na przedmieściach średniej wielkości miasta w centralnej Polsce mieszkają rodziny do bólu zwyczajne...
"Jak pokochać centra handlowe" to przede wszystkim surowy obraz codzienności umęczonej i wypartej, opisanej z wielkim literackim kunsztem. Ten tekst jest...
Przeczytane:2018-06-04, Ocena: 3, Przeczytałem, Mam, 26 książek 2018,
Ulga miała być wiwisekcją pewnego wycinka społeczeństwa, dokładnym zbadaniem żywego organizmu, który buntuje się, jest niewygodny i trudny do skategoryzowania. Jednak Fiedorczuk poszła na łatwiznę i zamiast choćby spróbować oddać szarość codzienności, z łatwością dopina swoim bohaterom odpowiednie łatki. Dlatego też mężczyźni w Uldze są albo denerwującymi balastami (Marcin), albo przemocowymi dupkami (Jacek i ojciec Karoliny). Kobiety z kolei sprowadzone zostają do roli ofiar – albo biernych, jak Karolina, albo biorących sprawy w swoje ręce, jak jej matka, która jednak całe życie mierzy się z piętnem bitej i skrzywdzonej. Aż chciałoby się spytać: gdzie podziały się światłocienie? gdzie niejednoznaczności? Zwłaszcza jednowymiarowe potraktowanie Jacka, sąsiada głównej bohaterki, może doprowadzić do szewskiej pasji. Stereotypowemu korpoludkowi, z upodobaniem wciągającemu kreski i zaliczającemu sekretarki na akord, bliżej jest raczej do figury z przaśnego dowcipu, niż powieści obyczajowej.
Całość recenzji na blogu Okiem Wielkiej Siostry - https://bit.ly/2t4qcyG