Błyskotliwa, zaskakująca i wzruszająca. Debiutancka powieść Gretchen Berg, której akcja toczy się we wczesnych latach pięćdziesiątych w niewielkim amerykańskim mieście. Podczas podsłuchiwania przypadkowego połączenia wścibska telefonistka dowiaduje się czegoś szokującego o własnej rodzinie. Pragnąc za wszelką cenę zweryfikować tę skandalizującą plotkę, wywołuje serię zaskakujących wydarzeń.
W małym mieście każdy wtyka nos w nie swoje sprawy…
Nie ma osoby, która lepiej znałaby mieszkańców Wooster niż telefonistka Vivian Dalton. Przynajmniej sama tak twierdzi. I mówi, że to dzięki intuicji, choć jej nastoletnia córka Charlotte nazywa rzecz po imieniu: chodzi o podsłuchiwanie.
Vivian i inne operatorki zatrudnione w centrali Ohio Bell łączą rozmowy telefoniczne, splatając ludzkie losy. Nie wolno im podsłuchiwać, ale niezbyt przejmują się tym zakazem. Co więcej, każda z nich ma własne zdanie na większość zasłyszanych tematów – szczególnie Vivian. Wie na przykład, że Maxine, niewdzięczna córka pani Butler, wciąż nie podziękowała mamie za narzutę, i że Ginny Frazier po raz kolejny odrzuciła zaproszenie Clyde’a Walsha na randkę.
Vivian jednak czeka na coś więcej: marzy, by podsłuchać jakąś skandalizującą plotkę. Ekscytującą, niezwykłą, niecodzienną.
W końcu pewnej grudniowej nocy do uszu Vivian, wsłuchującej się w rozmowę tej snobki Betty Miller z osobą, której głosu nie potrafi rozpoznać, dociera coś szokującego. Jeśli to, czego właśnie się dowiedziała, jest prawdą, jej dotąd poukładane życie legnie w gruzach. Dozna upokorzenia i stanie się pośmiewiskiem całego miasta.
Na wskroś przejęta i zaniepokojona, Vivian postanawia za wszelką cenę dotrzeć do źródła zasłyszanej plotki – sprawdzić je, zweryfikować, przejrzeć na wylot. Poznać całą prawdę. Niezależnie, jak bardzo może być bolesna.
Zapomina jednak, że w każdym małym mieście – takim jak Wooster – jedna tajemnica zwykle prowadzi do kolejnej…
"„Telefonistka” to angażująca, wielowymiarowa i napisana z pasją powieść o kobietach, ich rodzinach, sekretach, plotkach, urazach i konfliktach na tle klasowym; wspaniale oddaje pełną rozmaitych napięć i emocji codzienność miasteczek Ameryki lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku.
A gdybyś tak mogła podsłuchać każdą rozmowę telefoniczną w mieście? Porywająca powieść!"
Kathryn Stockett, autorka bestsellera „Służące”
"Kończyłam czytać „Telefonistkę”, gorączkowo przewracając kartki. Absolutna perełka!"
Jill Mansell, autorka bestsellerów z listy „New York Timesa”
Powyższy opis pochodzi od wydawcy.
Wydawnictwo: Insignis
Data wydania: 2020-06-17
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 405
Tytuł oryginału: The Operator
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Monika Skowron
Oczekiwałam kompletnie czegoś innego. Zachęcił mnie opis wydawcy i opinie czytelników w jednym ze slepów. Dla mnie nuda.
Przeczytane:2021-01-31, Ocena: 4, Przeczytałam, 52 książki 2021, 26 książek 2021, 12 książek 2021,
Książka trafiła w mój gust oraz problematykę, która mnie interesuje. Po pierwsze, z racji tego, iż przyszło mi żyć na wsi, też zderzam się z plotkarstwem. Tutaj jest to poruszone trochę anegdotycznie, ale w sumie wnikliwie. Główna bohaterka uwielbia podsłuchiwać rozmowy i wydaje jej się, że to zabawne. Nie widzi w tym nic złego, dopóki dotyczy to innych i do czasu, gdy podsłuchana rozmowa zmienia jej życie. Po drugie jest to książka o pozorach, jakimi żyją ludzie w małych miejscowościach. Tutaj jest to rozszerzone o konflikt pokoleń i o problem głupoty. Tak, głupoty. Głowna bohaterka nie rozróżnia Syzyfa od syfilisu i nie zna trudnych słów. Agresywnie reaguje na mądrość córki i to, że tamta czyta i jest inteligentniejsza od matki. Nie chce wniknąć w jej świat, bo jest on inny niż ten matczyny. Żyje pozorami, ale te pozory na prowincji się sprawdzają. Ładna fryzura, pozorna harmonia rodzinna, pozorny religijność... To wszystko w ruch wplata jedna podsłuchana rozmowa. Zakończenie jest zaskakujące i pokazuje jak bardzo pozory tam były istotne.
Poza ciekawą warstwą wydarzeń i klimatem retro w książce bardzo spodobało mi się to, co w innej recenzji czytałam, że jest wadą. Otóż mamy psychologizm bohaterek. Narracja prowadzona jest naprzemiennie z punktu widzenia trzech diametralnie różniących się od siebie kobiet: Vivian, jej córki Charlote i córki burmistrza Betty. Każda jest inna i każda inaczej podchodzi do kwestii małomiasteczkowości. Przyznam, że najbardziej bliska była mi córka Charlote. To dziewczyna otwarta na świat, inteligentna, dążąca do tego, by odkryć prawdę i po prostu inteligentna. Aż się czytelnik zastanawia, jak to możliwe, że głupia Vivian miała tak mądrą córkę.
Jeśli chodzi o kwestie formalne to jest to, jak mi się wydaje, literatura popularna, ale napisana niebanalnie, z przemyślanym celem i sposobami jego realizacji. Jest koncept, który spaja całość powieści. Zakończenie pokazuje, że wszystkie wątki główne i poboczne pozornie nie związane z sobą i wszystkie postacie są powiązane. Poza tym, nie wiem jak to jest w amerykańskich powieściach współczesnych, ale u Polsce prowincji nie pokazuje się z tej prawdziwej strony, ale jako sielankową idyllę. Niestety, naprawdę życie na prowincji łączą pozory i plotki. Zawsze jest ktoś w stylu Betty i Vivian i takie Charlote. I tak się to życie kręci w małych środowiskach. Autorka napisała arcyciekawą powieść z niebanalną akcją.