Drogi Czytelniku,
Z radością oddaję w Twoje ręce moje opowiadania z końca okresu PRL-u i początku lat 90-tych. Szaro i pusto versus kolorowo i chaotycznie. Obojętnie czy mieszkaliśmy na wsi, czy w mieście, na północy czy południu kraju. Nieważne, że dzieli nas różnica kilku lat, bo wspomnienia mamy bardzo podobne. Nie oceniajmy tamtych czasów, nie porównujmy czy wtedy było lepiej, czy gorzej. Zabieram Cię dziś w piękną sentymentalną podróż. Ty sam zdecydujesz, na którym przystanku wysiądziesz, a być może będziesz towarzyszyć mi w tej podróży do końca. Monika Marszał - pielęgniarka, historyk, blogerka
Tę książkę można by zamknąć w dwuwierszu Miejskego Sortu: „Tak było ziomeczku i musisz w to uwierzyć. Kilka prostych rymów, kilka moich przeżyć”. Autorka przywołuje wspomnienia wspólne dla pokolenia dzisiejszych czterdziestoparolatków, odkurza te, które zatarły się w odmętach niepamięci, ale również dzieli się tymi bardziej osobistymi. Sentymentalna podróż po świecie wyczarowanym przez autorkę, jest jak oglądanie filmu Niekończąca się opowieść. Choć nie ma już Krainy Fantazji, bohaterowie osiągnęli wiek średni, to fajnie sobie raz na jakiś czas zapuścić Never Ending Story Limahla i zanucić „Turn around, look at what you see…”. Ze streamingu oczywiście, bo „kaseciaków” też już przecież dzisiaj nie ma Polecam! Michał Paciorkowski - dziennikarz, reżyser, scenarzysta, producent, rocznik '76
Dziękuję za piękne chwile pełne wspomnień i refleksji. Barbara Bursztynowicz- aktorka filmowa i teatralna
Moniko Kochana, jak zwykle dotykasz najgłębszych strun. Wzruszasz postami, słowem, obrazem. Jak dobrze, że jesteś… Natalia Niemen - artystka
Wydawnictwo: inne
Data wydania: 2023-09-06
Kategoria: Literatura faktu, reportaż
ISBN:
Liczba stron: 152
Język oryginału: polski
Nie będę was trzymać w niepewności i powiem od razu – ta książka jest rewelacyjna, bierzcie i czytajcie, a nie pożałujecie. To, że Monika Marszał potrafi pięknie ująć w słowa smak nostalgii tamtych czasów wiedzą wszyscy, którzy z uwagą śledzą jej instagramowy profil o nazwie @monikamarszal Za każdym razem, gdy pojawia się jej nowy post, ja mam wrażenie, że wraz z autorką wychowywałyśmy się na tym samym podwórku, powtarzałyśmy te same powiedzonka, grałyśmy w te same gry. Podchody, miasta – państwa, gra w gumę czy godziny spędzane na trzepaku – dni mijały nam beztrosko i w większości na świeżym powietrzu. Gier komputerowych nie znałyśmy, za to całe dnie spędzaliśmy grając w gumę, w podchody czy bawiąc się w policjantów i złodziei. Naszemu dorastaniu towarzyszył zachwyt nad najprostszymi rzeczami.
.
Podziwiam lekkość pióra autorki, jej doskonałą pamięć i wyczucie taktu. Wie, o czym pisać, a co pozostawić tylko dla siebie. Wie doskonale jak wywołać w czytelniku lawinę wspomnień i wie, że nie potrzeba do tego zbyt wielu słów. Książkę tę polecam nie tylko dzisiejszym 30 i 40-latkom, ale również ich dzieciom. To doskonałe kompendium wiedzy o barwnych latach 80 i 90. To reportaż tamtych czasów, a także mam wrażenie hołd i podziękowanie złożone jej rodzicom za trud, jaki włożyli w jej wychowanie. Czasy były trudne, lecz to dzięki pracy naszych najbliższych my mieliśmy możliwość wyrosnąć na dobrych i mądrych ludzi.
.
Książka jest króciutka i jej przeczytanie (przesłuchanie) zajęło mi raptem jeden długi spacer z moimi psiakami. Jak zaczęłam, tak już nie mogłam się od niej oderwać. Odbyłam sentymentalną pełną wrażeń podróż do czasów mojej młodości. Podróż, podczas której przypomniałam sobie, jak smakuje oranżada w proszku, guma Donald czy wyrób czekoladopodobny. Naszym dzieciom wydawać się dziś może, że lata 80 i 90 to już zamierzchła przeszłość, bo przecież niemożliwe, aby istniał świat bez komputerów, smartfonów czy sklepowych półek uginających się od najróżniejszych przysmaków. Pokażmy im więc, jak bardzo się mylą i jak niezwykłe mieliśmy dzieciństwo. Być może nasze pociechy znajdą w tej książce coś, co im się spodoba i zechcą to bliżej poznać. Mam taką nadzieję:)
.
Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki dziękuję @wydawnictwo_bookend.
Pierwszy raz tę książkę zobaczyłam u Kasi @ja_carpe_diem . Kasia tak o niej napisała, że nie było opcji bym ją pominęła w swych czytelniczych planach i ojeju... Jak ja się przy mniej nieustannie wzruszałam 🥹.
Autorka przeniosła mnie w lata 80 i 90. Wprawdzie z osiemdziesiątych lat niewiele pamiętam,ale z dziewięćdziesiątych już tak. Niezapomniany smak oranżady wypitej na miejscu pod sklepem, do tego często z kimś "na spółe", cukierki irysy,raczki, kukułki...jedyny i niepowtarzalny smak gumy Donalda,Turbo i Chabel 🥹...rety ! Ja miałam nawet album gdzie wklejałam te wszystkie naklejki z tymi lalkami😍. Batony Kukuruku,które nawet ostatnio udało mi się znaleźć w pobliskim markecie(fakt -smak podobny,ale już jednak nie ten). Herbata sypana w szklance z koszyczkiem, muzyka puszczana z kaset -o ile taśma nie została wciągnięta - a do tego kolorofon w pakiecie, wyświetlanie przez dziadzię slajdów z projektora na ścianie, niezapomniane wakacje i ferie zimowe na wsi ,wieczorynka o 19,czapki z kangurkiem,budki telefoniczne na karty z impulsami, kolonie, zapach pomarańczy,który do dziś kojarzy mi się ze świętami, lalki Barbie praktycznie bez włosów 😄, dyskoteki szkolne i "czy chcesz ze mną chodzić?". ... Boziu...tyle wspomnień! Tyle pięknych wspomnień ta krótka książka we mnie obudziła. .. co chwila czytając ją albo się szeroko uśmiechałam,albo z tego entuzjazmu krzyczałam "pamiętam!" ... albo jeszcze głośno przełykałam ślinę gdyż wzruszenie zapierało mi dech 🥹.
Ta książka jest dla mnie Perełką i już na dniach poleci ona w ramach pożyczki do siostry. Niech i ona powspomina czasy Wigry3, czasy " złotych myśli" , czasy- "ała !tylko nie w szczepionkę !"kaset VHS, śnieżenia telewizora, gazet Bravo ,Bravo Girl i Popcornu...
POLECAM!!! Szczególnie tym ,którzy jak ja pamiętają tamte czasy..."czasy-kiedyś to było 🫠...".Tak! Bo kiedyś to było!...tak jakoś fajniej 🥹 i gdybym mogła choć na jeden dzień znów tam wrócić...
Lubicie podczas czytania książek przenosić się w przeszłość, w której żyliście? Ja nawet lubię przypominać sobie dawne czasy, dlatego ostatnio moją uwagę zwróciła książka "Tamten smak oranżady" Moniki Marszał. Czym wyróżnia się ta książka? Zapraszam na recenzję!
Książka ta napisana jest w formie dziennika, w którym autorka opisuje swoje dzieciństwo oraz nastoletnie lata mające miejsce w końcówce PRL-u i początku lat 90. Opisuje ona swoje osobiste historie, w których można zauważyć to, jak w tamtych czasach wyglądało życie szkolne, wolne spędzanie czasu w zwykłe weekendy oraz święta, a także życie w mieście oraz na wsi. W książce tej dokładnie zostały przedstawione dawne czasy, które wzbogacały dawne zwyczaje lub słownictwo. Z tego dziennika można dowiedzieć się między innymi tego, jaka moda panowała w tamtych czasach, jakie jadło się słodycze, a także które hity królowały wtedy. Tak więc książka ta zapewnia bardzo ciekawą podróż do czasów PRL-u, dzięki której starsze pokolenia mogą przypomnieć sobie dawne czasy. Z kolei młodsze roczniki, którym tamte lata są obce, mogą z tej książki dowiedzieć się tego, jak wyglądało życie bez Internetu czy smartfonu.
"Tamten smak oranżady" ma małą objętość i występują krótkie rozdziały, gdzie każdy z nich ma swój tytuł. Książkę tę szybko się czyta, bo nie tylko nie należy ona do grubych, ale i potrafi zainteresować. Jest ona wzbogacona o zdjęcia, które bardzo dokładnie obrazują tamte czasy. Na końcu książki znajdują się przypisy, które były mi bardzo przydatne podczas czytania. Korzystałam z nich dosyć często, bo większość wyrazów, czy zwrotów, które królowały w tamtych czasach, były mi obce. Opisany okres dzieciństwa autorki miał miejsce, kiedy jeszcze mnie nie było na świecie, tak więc czytając tę książkę, fajnie było przybliżyć sobie to, jak wtedy wyglądało życie. W sumie znałam je z opowieści rodziców, czy dziadków, ale myślę, że ta książka dodatkowo wzbogaciła moją wiedzę na temat peerelowskich czasów. Jednak, jako rocznik 92, pamiętam niektóre niezapomniane teksty uwzględnione w tej książce, niektórych używam nawet do tej pory, takie jak "Nie wystawiaj języka, bo co krowa nasika". Do tej pory teraz wspominam też słynne "Dobranocki" puszczane co wieczór o dziewiętnastej, które również zostały uwzględnione w tej książce. Za moich czasów też grało się w gumę i inne zabawy, w które grało się w tamtych czasach w szkole na przerwach. Też miałam swoje "Złote myśli", gdzie wpisywały mi się inni osoby, w których najbardziej interesowało mnie pytanie dotyczące inicjałów sympatii. Tak więc, czytając tę książkę dowiedziałam się dokładniej tego jak wyglądało życie w czasach PRL-u, oraz przypomniałam sobie czasy mojego dzieciństwa. Spędziłam z tą lekturą miło czas, odbywając ciekawą sentymentalną podróż.
"Tamten smak oranżady" jest bardzo ciekawą książką, dzięki której można powspominać sobie dawne czasy, które nie należały do łatwych. Jest to książka na jeden wieczór, którą myślę, że warto przeczytać. Opisuje ona czasy, kiedy wszystko było zupełnie inne niż teraz, brakowało wielu rzeczy, bez których dzisiaj nie wyobrażamy sobie życia, ale mimo to spędzało się miło czas. Tak więc, jeśli lubicie takie sentymentalne podróże do przeszłości, to bardzo polecam Wam tę książkę!
Świetna książka, opisująca jak to było kiedyś w naszym dzieciństwie. Pokazująca jak fajnie, jako dzieci bawiliśmy się z rówieśnikami i że wcale nie były nam potrzebne telefony komórkowe, a i tak znajdowaliśmy sobie świetne zajęcia. A nie móc się pobawić z przyjaciółmi na dworze lub zabronione oglądanie dobranocki, to była dla nas największa kara.
Bardzo fajna książka. Polecam ??.
"Tamten smak oranżady. Z pamiętnika 78' rocznika" Moniki Marszał wydany przez Wydawnictwo BookEnd zabiera nas, urodzonych w latach siedemdziesiątych i z początku lat osiemdziesiątych do chwil naszego dzieciństwa. Te kilka opowiadań zapisanych w pamiętniku są tym, czego od długiego czasu szukałam w książkach opisujących lata PRL i początku lat dziewięćdziesiątych. Są bowiem cudowną podróżą do lat dzieciństwa, bez oceniania, bez porównywania ze współczesnością, zapisaną prostym językiem, nie przypominającym narracji z Polskiej Kroniki Filmowej. Budzącą nie tylko wspomnienia, ale i uczucia związane z niektórymi przedmiotami, będącymi obiektem pożądania każdego, a nawet przypominającą smak oranżady w woreczku czy gumy do żucia. Szkoda jedynie, że tak krótką podróżą. Autorka śmiało w ten sposób mogła opisać obszerniej tamten czas oraz przedmioty, które wielu ludziom zawsze będą się kojarzyć z dziecięcą beztroską, wakacjami na wsi czy ganianiem całą zgrają po podwórku. Budzi również refleksję nad tym, jak bardzo różni się nasze dzieciństwo, w którym nie było nic a mieliśmy tak wiele, z dzieciństwem naszych dzieci, które mają teoretycznie wszystko, ale czy tak wiele, jak my?
"Kiedy, moja mała wtedy córka spytała jaki jestem rocznik?
Odpowiedziałam, że 1978.
A ona na to: cooooo?! 1900 ?
Przez moment poczułam się jak mamut.
Dziś uśmiecham się do siebie a zmarszczki, które rysuja się powoli na mojej twarzy przypominają mi, że czas szybko płynie..."
O kurczę, a ja jestem jeszcze starszy... To już chyba jak czarna dziura...
Tamten smak oranżady. Z pamiętnika 78' rocznika to fajny tekst, melancholijny, trochę krótki, wygrzebujący jednak z pamięci szczegóły dotyczące nie tamtych czasów, a naszego wychowania i dzieciństwa.
I tak samo jak autorka, uważam, że wychowanie to i dzieciństwo, pomimo trudnych i złych czasów, było o "niebo" lepsze niż współczesnych dzieci. Byliśmy wtedy znacznie szczęśliwsi.
Polecam takim czarnym dziurom jak ja, mamutom też. Można super powspominać i łezkę da się uronić. Pokolenie Z raczej nie ogarnie.
Przeczytane:2024-02-12, Przeczytałem, Mam,
No co mam napisać, prócz tego że uwielbiam te wspomnienia z dzieciństwa? Około dwa lata temu wysłuchałam audiobooka autorki „Dom pachnący pomarańczą” i dopadło mnie ogromne wzruszenie. Jestem trochę starsza od autorki, bo moje dzieciństwo to raczej lata 70' i 80', ale wiele z opisywanych przedmiotów czy sytuacji doskonale pamiętam.
Czasem spotykam się z opinią , że ludzie wychowani w tamtych czasach wspominają te lata jakby to był jakiś raj, a przecież było tak źle. Było. Ale życie było może bardziej szare, ale i spokojniejsze. Jaraliśmy się zachodem, zbieraliśmy papierki po słodyczach, historyjki z Donaldów, paczki po zachodnich papierosach i puszki po napojach. Śmieszne? Ale jak niewiele nam było potrzeba do szczęścia. Normą były rzeczy kompletnie dla młodych niezrozumiałe. Gdy zabrakło cukru czy soli, szło się do sąsiada, gdy miało się telefon, pół bloku podawało numer rodzinie i potem leciało się na inne piętro „panie Zdzisiu, telefon do Pana”. A Święta? Matko, jak człowiek na nie czekał! Jaki to był dreszcz emocji, gdy na tydzień przed świętami przechodziło się obok osiedlowego spożywczaka, a tam na wystawie stał okropny drapak ozdobiony głównie watą i papierowymi łańcuchami czy kilkoma bombkami. Dla nas to były najpiękniejsze ozdoby, od razu czuło się tę atmosferę. A jedzenie – po prostu miało smak i zapach. Może była jedna szynka, ale za to jaka! Nie było nic, więc nasze mamy i babcie potrafiły ugotować przysłowiową „zupę na gwoździu”, bo przyzwyczajone były do kombinowania dań pt. „coś z niczego”. I smakowało!
Autorka wydała książkę w formie papierowej i po raz kolejny wywołała we mnie całe pokłady wspomnień. I możecie mówić co chcecie, ale – może nie tęsknię za tamtymi czasami - ale to było moje dzieciństwo i zawsze będę mieć ten okres w sercu, tym bardziej że różnica między tym co wtedy a tym co teraz jest ogromna.
Autorce dziękuję za egzemplarz.